Jake wyszedł już z mieszkania, a ja
oddawałam się jednej z mych ulubionych czynności tj kąpieli.
Była to doskonała okazja by
przemyśleć to, co powinnam powiedzieć jutro Kastielowi.
Najprościej byłoby zrzucić wszystko na Lysandra, ale nie
potrafiłabym być w stosunku do niego tak chamska. Chciałabym mieć
to wszystko już za sobą, albo najlepiej nie przeżywać tego wcale.
Po prostu wejdę tam i powiem jak było. Obawiam się, że ze stresu
albo stamtąd zwieję, albo nie pisnę o tym ani słowa. Z moich
przemyśleń wyrwał mnie głos mojej mamy, która wołała mnie z
sąsiedniego pomieszczenia.
-Zaraz wyjdę! - odkrzyknęłam i
ostrożnym krokiem wyszłam z wanny. Owinęłam się miękkim
ręcznikiem i wyjęłam korek z wanny. Zamaszyście otworzyłam drzwi
od łazienki i opuściłam pomieszczenie.
-Koleżanka do ciebie! - powtórzyła
rodzicielka. Rozalia? Po co miałaby tak nagle przychodzić? W
dodatku bez zapowiedzi. Dziwne...Prędko zrzuciłam z siebie ręcznik
i otuliłam się szlafrokiem, rozczesałam mokre włosy i wyszłam na
spotkanie mojego niespodziewanego gościa. Byłam niemalże w stu
procentach przekonana, że moim oczom ukaże się Roza lub Kim.
Jednak widok osoby, która właśnie przede mną stała i to w moim
własnym domu sprawił, że ugięły się pode mną nogi.Szatynka,
podarde spodnie, roznegliżowana bluzka, tatuaż. Debra. Dziewczyna
stała opierając się o jedną ze ścian, uśmiechając się
sztucznie. Widocznie chciała stworzyć pozory "dobrej
koleżanki" przed moją mamą. Byłam z początku w takim szoku,
że nie mogłam z siebie wydusić chociażby zwykłego "hej".
Tak naprawdę nie widziałam nawet powodu, by w ogóle jakoś się z
nią witać. Chciałam po prostu, żeby opuściła moje domostwo jak
najprędzej. Czułam, jakby do mojego domu wszedł najgorszy wróg. I
tak właśnie było, bo inaczej tej dziewczyny nie mogę określić.
-Cześć Lara. - wypaliła w końcu po
dłuższej chwili niezręcznej ciszy.
-Cześć...- odparłam niepewnie
krzyżując ręce na piersi.
-To ja was zostawiam dziewczynki. -
mama wesoło opuściła korytarz zostawiając mnie z Debrą sam na
sam.
-Pewnie zastanawiasz się po co tu
przyszłam. - zaczęła szatynka.
-Nie ukrywam, że tak. Skąd w ogóle
wiesz gdzie mieszkam? - byłam przerażona faktem, że ma o mnie
takie informacje.
-To moja tajemnica.
-Aha...-kompletnie zdębiałam, z każdą
chwilą bardziej brakowało mi języka w gębie.
-Dobra, ale do rzeczy. Chciałam ci
tylko powiedzieć, żebyś dała sobie spokój z Kastielem. - jej
wypowiedź kompletnie zbiła mnie z tropu.
-Co proszę? - zmarszczyłam brwi.
-Po prostu odpuść. To tylko kwestia
czasu, by przypomniał sobie jak bardzo za mną tęskni.
-Chyba oszalałaś, to lepiej ty odczep
się od mojego chłopaka.
-Słuchaj gówniaro, nie zamierzam się
nawet z tobą kłócić, bo i tak wiem, że szala zwycięstwa jest
zawsze po mojej stronie. - syknęła zmieniając ton głosu na
bardziej poddenerwowany.
-Myślisz, że mnie zastraszysz? Jesteś
żałosna, zraniłaś Kastiela, nigdy przenigdy do ciebie nie wróci.
-To się jeszcze okaże, a teraz
wybacz, mam ważniejsze sprawy od ciebie. - odwróciła się na
pięcie i wyszła trzaskając drzwiami.
-Szmata. - warknęłam pod nosem i
wściekła wróciłam do pokoju.
-Lara wszystko w porządku? -
usłyszałam głos mamy zza drzwi.
-Daj mi spokój! - wrzasnęłam czując,
że zaraz ponownie wybuchnę płaczem. Usłyszałam tylko głośne
westchnienie mamy i oddalające się od drzwi kroki. Zerwałam z
siebie szlafrok podchądząc do komody, otworzyłam szuflady tak, że
prawie wyleciały z zawiasów. Wyjęłam bluzkę i spodenki, nawet
nie do końca widziałam jakie, bo napływające łzy rozmazały mi
widok na świat.
Ubrałam się i usiadłam przy biurku
uruchamiając laptopa. Podłączyłam do niego moje słuchawki i
ustawiłam prawie maksymalną głośność. Aby dać upust targającym
mną przeróżnym emocjom, włączyłam utwór Slipknot – Before I
Forget. Czułam jak schodzi ze mnie cała złość, a łzy przestają
dawać o sobie znać. Nabrałam powietrza w płuca po czym głośno je
wypuściłam, próbując jeszcze bardziej się uspokoić.
Przypomniało mi się, że w mojej 'skrytce' mam jeszcze jednego
papierosa. Chcąc nie chcąc, byłam w takim nastroju, że
postanowiłam po niego sięgnąć. Było już ciemno w dodatku
zgasiłam światło w pokoju. Rodzice mieli pokój po drugiej
stronie, dlatego nie musiałam się martwić, że zobaczą bądź
wyczują dym papierosowy. Otworzyłam okno na oścież i odpaliłam
fajkę. Zaciągałam się dymem, jednocześnie pilnując, by całą
zawartość wydmuchiwać za okno.
Trochę mnie to uspokoiło i
rozluźniło, ale jednak nie do końca. Sytuacja, która miała
miejsce nie była na tyle błaha, żeby tak szybko móc o niej
zapomnieć. Wypsikałam pokój dezodorantem dla większej pewności,
okno zostawiłam otwarte, a sama wpełzłam pod ciepłą kołdrę.
Czy ja nie mogę mieć normalnego życia? Czy wszyscy i wszystko
zawsze musi mi je komplikować? Przez moment z nerwów zrobiło mi
się aż niedobrze. Pomimo moich długich i męczących rozmyślań,
wkrótce nawet nie wiedząc kiedy, zasnęłam.
*
[Debra]
Spacerowałam po ulicach miasta
,wpatrując się w latarnie. Było już ciemno, ale nie przeszkadzało
mi to, wręcz uwielbiam mrok. W dodatku miałam co świętować,
chyba...ba! Napewno udało mi się nastraszyć tę małą siksę.
Teraz tylko czekać, aż sama się wykończy. Może przydałaby się
jeszcze jedna wizyta tak dla upewnienia? Albo nie, niech zna mą
litość. Już za niedługo Kastiel będzie znów mój, tak łatwo go
zmanipulować. Biedny czerwony czerep, w sumie nawet mi go nie żal.
Może kiedyś na początku, coś do niego czułam, ale potem zdałam
sobie sprawę, że jest dla mnie znakomitą okazją by się wybić. W
sumie powinnam mu jakoś za to podziękować, co jak co ale to on
załatwił mi znajomego agenta. Gdyby tak...zaciągnąć go do łóżka?
Tak, to zdecydowanie znakomity pomysł! Jestem genialna [dop.aut.- ta
jasne xD]. Kiedy Lara się o tym dowie na sto procent się załamie i
da nam spokój. Jednak nie mogę się tym razem bawić z Kastielem
tak długo, będę musiała jakoś prędzej to zakończyć. Tym razem
zostawię go...w jakiś bardziej cywilizowany sposób, o ile tak
można określić zostawianie kogoś. Wykręciłam numer do Davida.
Po kilku sygnałach odebrał telefon.
-Halo? - po jego głosie
wywnioskowałam, że chyba go obudziłam.
-Spałeś, masz głos jakbyś wstał z
trumny. - zachichotałam.
-Tak jakby, co jest? Jak sytuacja?
-Dobrze, że pytasz. Właśnie po to
dzwonię.
-Och, a więc?
-Byłam u niej.
-Cholera, aż się boję spytać co
było dalej. Są ranni? - zaśmiał się.
-Nie, za kogo ty mnie masz?
-No dobra zluzuj.
-Powiedziałam jej, że ma się
odczepić od Kastiela i, że to tylko kwestia czasu jak on uświadomi
sobie, że to ja jestem jedyną miłością jego nędznego życia. -
powiedziałam z triumfem w głosie.
-Wow, mocne słowa. Co ona na to?
-Jest dość mocna w gębie, ale po
oczach widziałam, że wymięka.
-Tylko żebyś nie przesadzała
pamiętaj.
-Cholera David. Nie miej mnie za
idiotkę. Po prostu powiedziałam jej, że ma się od niego odwalić.
-Dobra dobra, tylko mówię.
-Ty to się czasami lepiej zastanów co
mówisz.
-Zapamiętam, słuchaj muszę kończyć.
Kastiel zaraz wróci z kibla. - szepnął do słuchawki.
-Hah, możesz mu przekazać
pozdrowienia.
-Luz, w razie co jesteśmy w kontakcie.
-Jak zawsze, na razie.
-Pa. - rozłączył się. Włożyłam
telefon do kieszeni i z radością ruszyłam w kierunku swojego
tymczasowego domu.
*
[Kastiel]
Przynajmniej dzisiaj mogłem wstać z
tego pieprzonego łóżka. Czułem się w nim jak jakiś psychol,
tyle że nie byłem przynajmniej zakuty w kaftan. Pielęgniarki
odłączyły mi cewnik i wreszcie jak człowiek mogłem iść się
odlać. Nigdy więcej szpitali i wypadków. Matka już zabroniła
jeździć mi na tej jak ona to określiła "przeklętej
maszynie", ale ja nie zamierzam odpuszczać sobie takiej
przyjemności. Zrozumieją to tylko osoby, które choć raz w życiu
jechały na motocyklu. Tej wolności i przyjemnego warkotu silnika
nie da się doświadczyć nigdzie indziej. Rozmarzony o jeździe, nie
zauważyłem, że prawie minąłbym moją salę. Może i lepiej by
było, nie mam najmniejszej ochoty wracać do tego cymbała. Właśnie,
czy oni nie powinni przenieść nas już na osobne sale? Przecież
jesteśmy już w o niebo lepszym stanie niż wcześniej. Zważając
też na to, że co chwilę nasze kłótnie przychodzą uspokajać
pielęgniarki, naprawdę powinni nas rozdzielić. To jak na chemii,
kiedy wlejesz wodę do kwasu, wszystko wybuchnie. Przynajmniej tyle
zapamiętałem z tej nudnej szkoły. Tak właściwie biorąc pod
uwagę moją pozycję, wolałbym milion razy bardziej być teraz tam
niż tutaj. Nie przypuszczałbym, że mogę stęsknić się za szkołą
i klasą, a jednak. Chwyciłem niechętnie za klamkę od drzwi i
wszedłem na salę. Mój ''współlokator'' szczerzył się jak durny
do ekranu swojego smartfona.
-I co cię tak cieszy co? - wycedziłem.
-Masz pozdrowienia od swojego koteczka.
-Koteczka?- zmarszczyłem brwi.
-Od Debry.
-Ona nie jest moim koteczkiem. -
skwitowałem kładąc się z powrotem na znienawidzonym już przeze
mnie łóżku.
-Czyżby? Ona twierdzi co innego.
-Bo chyba upadła na głowę, dasz z
tym wreszcie spokój? - nie miałem teraz najmniejszej ochoty na
jakieś głupkowate przekomarzanie się z nim.
-Uspokój się, coś taki nerwowy? A no
tak to przecież ty, zapomniałem.
-Jeśli ci nie pasuje, w każdej chwili
możesz stąd wyjść. Nikomu cię tu brakowało nie będzie.
-wskazałem na drzwi.
-Okazja do wkurzania cię jest lepsza
niż wyjście stąd.
-Dobra, w dupie cię mam. -
powiedziałem zakładając słuchawki na uszy i włączając "Enter
Sandman" [Metallica]
[Rozalia]
Nie mogłam w ogóle zasnąć. Czułam
przez cały dzień coś dziwnego. Coś czego nigdy nie czułam. Jakby
coś miało się stać, coś naprawdę okropnego. Zawsze wiedziałam,
że nie warto lekceważyć takich przeczuć. Tym razem nie było
inaczej. Wyskoczyłam z łóżka jak poparzona i po omacku wyszukałam
komórki gdzieś na biurku. Z telefonem w ręku wpełzłam z powrotem
pod ciepłą kołdrę i zatelefonowałam do Kim.
-Ocipiałaś? Jest 2 w nocy.
-Przepraszam, ale to naprawdę ważne.
-Co może być ważniejsze niż
wyspanie się choć trochę do szkoły?
-Nie marudź, mam przeczucia, złe
przeczucia.
-Znowu? Ty już chyba totalnie powinnaś
dać sobie na luz.
-Nie, własnie nie. Słuchaj, boję
się, że coś złego zdarzyło się Larze.
-A co złego mogło jej się stać?
-Nie wiem, ale na serio coś czuję.
-Przecież jest w domu, tam nic jej nie
grozi.
-Niby tak, jednak chyba zaraz do niej
zadzwonię.
-Roza, nie budź od razu połowy ludzi
których znasz. Uspokój się.
-Nie uspokoję, zapytam się jej
przynajmniej czy wszystko w porządku.
-Jak chcesz, ale pewnie też będzie
zła, że budzisz ją w środku nocy.
-Zła nie zła, ja swoje sprawdzić
muszę.
-Pozdrów ją ode mnie, a teraz jeśli
pozwolisz...
-Dobra idź już idź, śpiąca
królewno. - przewróciłam oczami.
-Tylko nie królewno! - od razu się
rozbudziła.
-Haha, żartowałam przecież. Dobra
nie zatrzymuję cię dłużej. Dobranoc.
-Hah, dobranoc. - rozłączyła się.
Bez zastanowienia wybrałam numer do Larki. Po kilku sygnałach
zazwyczaj odbierała, lecz tym razem tak się nie stało. Dzwoniłam
tak trzy razy i nic. Zaczęłam się naprawdę martwić. Napisałam
do niej chyba z pięć smsów i wysłałam wiadomość na facebooku.
Dalej mocno zdenerwowana czekałam na jakikolwiek znak od dziewczyny.
Po pół godziny siedzenia i oczekiwania, niespodziewanie ogarnęło
mnie niesamowicie silne uczucie zmęczenia.
*
[Następnego dnia w szkole – Lara]
Spóźniłam się na pierwszą lekcję.
Na moje nieszczęście była to lekcja z panią Delanay. Cicho
zapukałam i otworzyłam drzwi do klasy.
-Dzień dobry, przepraszam za
spóźnienie. - wybełkotałam pod nosem.
-Mówiłaś do siebie młoda damo?
-Nie, do pani. - odfuknęłam. Byłam
wręcz masakrycznie niewyspana, makijaż wyszedł mi bardzo
nieudolnie i nawet nie wyprasowałam sobie ubrań. W zasadzie nawet
nie obchodziło mnie to, że jestem dla niej mniej miła i uprzejma
niż zwykle.
-Dobrze, a więc zapraszam cię do
odpowiedzi. - naburmuszona kobieta otworzyła dziennik i zaczęła
coś w nim pisać. Podeszłam tylko do mojej ławki by zostawić
rzeczy. Rozalia spojrzała na mnie z przerażeniem i litością
zarazem. Uśmiechnęłam się do niej niemrawo, po czym smętnie
ruszyłam w kierunku tablicy. Pani Delanay cały czas przeszywała
mnie swoim mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.
-Proszę rozwiąż to zadanie. - podała
mi podręcznik z chemii. Ze zrezygnowaniem ujęłam kredę w dłoń,
zaś drugą trzymałam książkę. Wpatrywałam się tępo w zadanie,
które było mi dane zrobić. Nie miałam nawet pojęcia jak mam je w
ogóle zacząć. Ręce zaczęły mi się mimowolnie trząść. Cała
klasa wlepiała we mnie wzrok. Po ich współczujących minach
wiedziałam jak bardzo im mnie szkoda. Jedyna Amber siedziała z
uśmiechem na ustach i obserwowała moją porażkę. Odłożyłam
krędę i oddałam kobiecie książkę.
-Nie umiem. - powiedziałam cicho.
-Przychodzisz do mnie na lekcję
spóźniona, w dodatku nieprzygotowana do zajęć. Karygodne! -
zdenerwowała się. Wszyscy aż wzdrygnęli się na donośny dźwięk
jej głosu.
-Proszę pani, Lara ma ostatnio gorsze
dni, niech pani...- Rozalia wstała i próbowała mnie bronić.
-Gorsze dni?! Wyobrażasz sobie jakby
każdy miał tak cały czas gorsze dni?! Toż to byłby kompletny
chaos! - z hukiem zamknęła dziennik, w którym wpisała mi jedynkę
za odpowiedź. -skoro jesteś taka wygadana to może pogawędzisz z
panią dyrektor! - dodała po chwili.
-Z miłą chęcią. - białowłosa
wstała ze swojego miejsca i z triumfem wyminęła nauczycielkę
kierując się do gabinetu dyrektorki.
-Co się tak patrzycie? Zapisywać
temat.
-A-ale pani nawet nie podała jaki jest
temat... - skwitowała przerażona Viola.
-A podręcznik panienka otworzyć
potrafi?
-T-tak...
-No to co to za głupie pytania! -
kobieta zaczęła bazgrać coś na tablicy, a my staraliśmy się nie
wyprowadzać jej już bardziej z równowagi. Rozglądałam się
nieprzytomnie po klasie. Przez przypadek natknęłam się na wzrok
Lysandra. Nie odwróciłam jednak wzroku, jedyne co zrobiłam to
patrzyłam na niego smutno. W końcu odwróciłam głowę w kierunku
okna i spędziłam resztę lekcji wpatrując się w to, co dzieje się
na zewnątrz.