czwartek, 22 grudnia 2016

Rozdział XXXII

****
Przepraszam za ponad miesięczne opóźnienie, ale miałam pewne problemy. Naprawdę strasznie mi głupio, ale w końcu rozdział się pojawia i mam nadzieję, że Wam to jakoś wynagrodzi  <3 Może jest krótszy niż zwykle, ale następny na pewno będzie dłuższy! Pozdrawiam i zapraszam do czytania ^^
****

Dzwonek na przerwę był w tym momencie moim największym wybawieniem. Spakowałam prędko swoje rzeczy i prawie wybiegłam z klasy. Podążałam w stronę drzewa, pod którym zawsze lubi siedzieć czerwonowłosy. Rzuciłam torbę na trawę i usadowiłam się wygodnie pod drzewem. Pogoda nie była dziś zbyt przyjemna, aczkolwiek nie zważałam na to. Nie czułam nic, prócz żalu do całego świata. Wepchnęłam słuchawki w uszy i zatopiłam się w piosenkach, które idealnie oddawały mój aktualny nastrój. Najchętniej przesiedziałabym pod tym drzewem cały dzień, pomimo panującego chłodu. Tak bardzo chciało mi się płakać, ale myśl, że ktoś może mnie zobaczyć w takim stanie skutecznie blokowała napływające do oczu łzy. Rozejrzałam się czy aby na pewno w pobliżu nikogo nie ma. Nie chciałam w tym momencie nikogo widzieć, nie chciałam też by widziano mnie. Pech chciał, że Roza najwyraźniej opuściła już gabinet dyrektorki i zmierzała właśnie w moją stronę. Pomachała mi z oddali i podbiegła do drzewa, pod którym siedziałam.
-Lara, szukam cię po całej szkole! - odparła zdyszana dziewczyna.
-Po co? - mruknęłam pod nosem.
-Jak to po co? Bardzo głupie pytanie. - pokręciła głową z niedowierzaniem.
-Nie musiałaś mnie szukać, przeze mnie trafiłaś do dyry.
-Daj spokój to była najlepsza okazja, by pokazać jej kto tu rządzi. - na jej twarz wkradł się triumfalny uśmiech. Usiadła obok mnie pod drzewem i starała się jakoś zagaić rozmowę.
-Wiem co próbujesz, nie powiem ci. - odwróciłam głowę w innym kierunku.
-Ukrywanie tego o czym nie wiem, nic ci nie da.
-Nie musisz o wszystkim wiedzieć.
-Jestem twoją przyjaciółką.
-Nie chcę ci mówić, po prostu.
-Dobrze, ale wiedz, że to nie jest dobre wyjście.
-Świetnie. - mruknęłam i odwróciłam wzrok. Kątem oka widziałam jak Rozalia wzdychając ciężko opuszcza mnie i podąża z powrotem w stronę szkoły. Oczywiście, że ulżyłoby mi gdybym jej wszystko powiedziała, ale nie byłam chyba na to gotowa. Muszę pozbierać myśli. Takie zachowanie jest do mnie nie podobne. Powinnam się ogarnąć i wziąć w garść, bo narobię sobie jeszcze więcej kłopotów. Wstałam z lodowatego podłoża, zarzuciłam torbę na ramię i rzucając ostatnie spojrzenie w stronę placówki ruszyłam przed siebie. Nie wiem dlaczego zaczęłam zmierzać w stronę parku. Tak, właśnie tego parku, w którym Kastiel dał mi naszyjnik. Wiatr poruszał liśćmi, które opadły już na ziemię. Spoglądałam na ludzi wokół. Wszyscy mimo złej pogody byli szczęśliwi i uśmiechnięci. Jakieś dzieciaki wesoło trzymając się za ręce, podskakiwały i śpiewały. Jakaś pani bawiła się ze swoim psem śmiejąc się w niebo głosy. Dziadek siedzący na ławce z uśmiechem na twarzy karmił podlatujące do niego ptaki. Pośród nich wyglądałam jak siedem nieszczęść. Weszłam do parku i od razu ruszyłam w stronę mostu. Było tam nadal bardzo pięknie pomimo tego, że na drzewach nie było już liści oraz wszędobylskiej zieleni. Stanęłam przy poręczy i wpatrywałam się w wolno płynący strumyk. Przymknęłam oczy. Czułam się przez chwilę tak jak wtedy gdy był tu ze mną Kastiel. Czułam jego obecność, jego dotyk, ciepło. Wzięłam głęboki wdech po czym głośno wypuściłam powietrze z ust.
-Co się stało, że panienka tak wzdycha? - usłyszałam obok mnie głos starszego pana. To był ten sam ,który siedział na ławce i karmił ptaki.
-Nic wielkiego, naprawdę. - odparłam cicho.
-Kobiecie nie przystoi kłamać. - zaśmiał się staruszek.
-Aż tak po mnie widać?- uniosłam kącik ust do góry. To był dzisiaj pierwszy zarys uśmiechu na mojej twarzy.
-Nie wolno skrywać w sobie tego, co nas trapi. Człowiek to słabe ogniwo, musi się komuś wygadać. - powiedział.
-Ma pan rację.
-Serdeńko mów co się dzieje.
-Chce pan tego słuchać?
-Nic lepszego niż historie młodej duszyczki mi się już w życiu nie przytrafi. - odpowiedział radośnie wyczekując aż zacznę mówić.
-Skoro tak...Wie pan, zrobiłam coś czego nie powinnam.
-A cóż takiego mogłaś zrobić, żeby aż tak żałować?
-Mam chłopaka, którego kocham, ale jest też drugi, który nie jest mi obojętny. Pocałowałam tego drugiego. Oni są przyjaciółmi. Sam pan widzi beznadziejna sytuacja.
-Ahh, te młodzieńcze miłostki.- zamyślił się uśmiechając się pod nosem. - Też kiedyś znałem pewną dziewczynę.- spojrzał przed siebie.
-Co się z nią stało?
-Nie zdążyłem jej przeprosić za głupotę, którą zrobiłem. Wyjechała i już nigdy jej nie zobaczyłem.
-Musiało być panu bardzo ciężko...co pan zrobił?
-Próbowałem o niej zapomnieć. Jednakże do dnia dzisiejszego widzę jak odjeżdża,a ja biegnę za autobusem jak głupi.
-Próbował pan ją odnaleźć? Przecież na pewno też chciałaby pana jeszcze zobaczyć. -przejęłam się sytuacją opowiedzianą przez dziadka.
-Gdyby wtedy były takie środki komunikacji jak teraz są,  odnalazłbym ją już dawno temu...
-Ale może ona nadal chciałaby pana zobaczyć?
-Nie wiadomo nawet czy jeszcze jest na tym świecie. - zamyślił się.
-Co pan opowiada, na pewno też o panu myśli!
-Stare dzieje, nie rozmawiajmy już o tym. Przecież to ja miałem słuchać ciebie dziecino. - zaśmiał się starzec.
-Ach no dobrze. Więc..co mi pan radzi? - spojrzałam na niego uważnie.
-Jeśli naprawdę kochasz tego chłopaka, powiedz mu prawdę. Nawet najgorsza prawda jest lepsza niż kłamstwo. Nie zwlekaj.
-Ale ja tak bardzo się boję...przecież on mnie zostawi..w dodatku to, że ja i jego przyjaciel...
-Jakby cię zostawił byłby najgłupszym facetem na świecie.
-Ja jestem w tym momencie chyba najgłupszą dziewczyną na świecie.
-Nie mów tak, nie popełniaj mojego błędu dziecko.
-Co mam zrobić?
-Idź z tym momencie do tego chłopaka i ani przez chwilę masz nie czuć, że się wahasz! - zakrzyknął motywująco i poklepał mnie po ramieniu.
-Dobrze, dziękuję panu za pomoc! Miłego dnia! - pożegnałam się z mężczyzną i od razu pobiegłam w stronę szpitala. Starzec dodał mi chwilowo niespotykanej odwagi i pewności siebie. Mam nadzieję, że starczy mi jej na to, by powiedzieć wszystko Kastielowi.

*
[Rozalia]

Kolejne lekcje mijały mi bardzo wolno. Miałam już serdecznie dość ględzenia nauczycieli i wypytywania się przez wszystkich gdzie jest Lara. Głównie to z jej powodu miałam chwilo podły humor. Martwiłam się o nią i nie wiedziałam co się dzieje, jak mogę jej pomóc. Po lekcjach zupełnie bez życia podeszłam do szafki po swoje rzeczy.
-Roza?
-...
-Roza halo, słyszysz mnie? ...Roza? - dopiero po chwili usłyszałam jak ktoś próbuje nawiązać ze mną kontakt.
-Lys przepraszam cię, nie chciałam. Ja po prostu...
-Martwisz się o Larę, wiem.
-Ja po prostu nie wiem co się stało. Nie chce mi powiedzieć.
-Ja też nie wiem, ale musimy coś z tym zrobić. Nie może zawalać szkoły i rujnować sobie życia tym samym.
-Tylko jak zamierzasz się dowiedzieć co się stało? Z niej nie tak łatwo jest coś wydusić. Z resztą zdążyłam się o tym przekonać dzisiaj rano.
-Spokojnie wymyślimy jakiś plan.
-Ja po prostu nie rozumiem..
-Czego?
-Waszych zachowań.
-Nie rozumiem.
-Doprawdy? Ja mam dość tych waszych...tych...tępych i nieodpowiedzialnych poczynań!
-Rozalia spokojnie nie musisz tak...
-Jak?! Jak można mieć przyjaciela i ukrywać przed nim to, że czujesz coś do jego dziewczyny, a co gorsza całować ją!
-Roza..
-Ja mam tego wszystkiego dosyć! Wtyd mi czasem za rasę ludzką! - nie wytrzymałam. Po prostu wybuchłam. Kocham Larę i Lysa jak rodzinę, ale nie potrafię ich zrozumieć. Chcę im pomóc, ale jednocześnie jestem na nich tak wściekła. Nosi mnie jak cholera. Nigdy w życiu nie byłam wplątana w tak dziwną sytuację. Postanowiłam od razu pójść poszukać Lary i za wszelką cenę dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi.

[Lara]

Przekroczyłam bramę szpitala, napięcie stale narastało. Myślałam, że po drodze umrę ze strachu jednak słowa staruszka trochę dodawały mi otuchy. Szybko znalazłam się przed salą, w której leżał czerwonowłosy. W życiu nigdy się tak nie bałam, naprawdę nigdy. Czułam jakbym zaraz miała co najmniej zostać zabita. Wiedziałam mimo wszystko, że nie ma już odwrotu. Chwyciłam za klamkę i jednym pociągnięciem otworzyłam drzwi. Kastiel był sam, słuchał muzyki. Bardzo się ucieszył kiedy mnie zobaczył. Uśmiechnęłam się lekko, a raczej wymusiłam ten odruch. Mi do śmiechu wcale nie było.
-Hej Larka. - przywitał się ze mną ściągając słuchawki.
-Hej Kas..- usiadłam obok niego na łóżku.
-Coś się stało? Jesteś jakaś przygnębiona. Niech zgadnę Delanay cię..
-Nie, tu nie chodzi o szkołę, nie chodzi o moją rodzinę, nie chodzi o przyjaciół. Chodzi o nas Kastiel. - powiedziałam jednym tchem, a oczy zaszkliły mi się momentalnie od łez.
-Jak to? Co chcesz przez to powiedzieć? - w jego oczach widziałam wręcz przerażenie.
-Kastiel...ja...ja tak cię strasznie przepraszam..- rozpłakałam się na dobre.
-Lara...co jest?- Podniósł się na łokciach i chwycił mnie za rękę. Jego głos był pełen zarówno strachu jak i troski.
-Zabijesz mnie za to...albo mnie zostawisz...ale ja cię tak kocham Kas, nie wiem co się ze mną stało...- nie mogłam już złapać oddechu przez nieustanny intensywny płacz.
-Lara..
-Kastiel ja...pocałowałam Lysandra.- zakryłam ręką usta i chciałam podnieść się z łóżka, uciec. Jak cholerny tchórz. Jednak silna ręka chłopaka przytrzymała mnie na tyle, że nie dałam rady tego zrobić.
-Jak to, pocałowałaś? Czujesz coś do niego?
-Nie, nie...to znaczy...czułam przez chwilę zauroczenie, ale...ale ja kocham tylko ciebie. Nie chciałam cię okłamywać, za bardzo cię kocham. Ja nie chciałam...co teraz będzie? - nadal intensywnie płakałam.
-Z Lysandrem? Z moim przyjacielem? - opadł na łóżko. Przyłożył ręce do twarzy. - Nie wierzę. - sapnął cicho. Nie odzywałam się. Nie mogłam wydusić z siebie więcej ani słowa.
-Lara, proszę wyjdź. - czułam jak w jego głosie narasta złość. Gdy tylko usłyszałam jego polecenie, od razu jak oparzona wybiegłam ze szpitala. Biegłam ile sił w nogach do domu. Nie zważałam nawet na ludzi, którzy patrzyli na mnie jak na jakąś kompletną wariatkę. Mijałam ich beznamiętnie nadal głośno płacząc. W głowie miałam widok uśmiechniętego Kastiela, który po chwili znikał, a pojawiał się ten, w którym chłopak każe mi wyjść. Byłam tak zaabsorbowana przez własne myśli, że nie spostrzegłam osoby idącej przede mną.
-Lara?! - wykrzyknęła dziewczyna.
-Przepraszam ja nie..- podniosłam zapłakany wzrok na osobę przede mną. To była Rozalia.
-Wiedziałam, że będziesz szła ze szpitala. Od razu po szkole poszłam cię szukać.
-Roza..- wtuliłam się w nią. Tak bardzo jej teraz potrzebowałam, było mi tak cholernie głupio, że ją wcześniej zbyłam.

-Ciii.- przytuliła mnie mocno i pogładziła po głowie. - Idziemy do domu. Mam nadzieję, że tam wszystko mi wyjaśnisz. - ruszyłyśmy powolnym krokiem w stronę mojego domu. Powoli się uspokajałam, ale czy na długo?

poniedziałek, 14 listopada 2016

Powrót?

Hej dziewczyny <3 Nie ukrywam,że Wasze komentarze bardzo mnie rozczuliły i coś uświadomiły. Chyba trochę już odpoczełam, ale mimo to cały czas gdy tylko miałam okazję myślałam nad nowymi pomysłami do opowiadania. Jestem w szoku że blog właściwie stał się dość popularny i często przez was odwiedzany. Nie chciałabym tego zaprzepaścić mimo wszystko. Myśle że nadszedł już ten czas i dosyć już opierdzielania się z mojej strony :P W weekend chyba wezmę się za pisanie i dodam kolejny rozdział! Stesknilam się za pisaniem i za waszymi komentarzami dodającymi kopa  ^.^ Także możecie otrzeć łzy bo Lara i Kastiel powracają by kontynuować swoje przygody. Mam nadzieję że przyszłe rozdziały będą tak samo bawiły jak i doprowadzaly czasem do uronienia łezki  :') Także w weekend szykujcie się na wielki powrót!

środa, 14 września 2016

Ważna informacja (!)

Przepraszam Was drogie czytelniczki. Nie wiem nawet od czego mam zacząć. Po pierwsze jestem w klasie maturalnej i nie mam czasu na pisanie, a po drugie....przestałam odczuwać większą chęć do pisania. Mam wrażenie, że ostatnie wydarzenia dużo zmieniły w moim życiu, w tym oczywiście poznanie chłopaka. Teraz on jest moim Kastielem xD Wiem, że pewnie znajdzie się kilka lub kilkanaście osób, które czekają na rozdział...ale może zaczynam powoli z tego wyrastać? O ile tak mogę to określić. Po prostu nie czuję tego. Z drugiej strony szkoda mi bardzo porzucać bloga, w którego włożyłam tyle pracy i chęci. Zastanowię się co dalej, dajcie mi jeszcze kilka dni. Może powróci mi chęć do pisania? Jeszcze raz przepraszam, póki co, trzymajcie się dziewczyny! <3

środa, 10 sierpnia 2016

Ogłoszenia parafialne #2

Witajcie! Chciałam na początek przeprosić za tak długą nieobecność. Nie! Wcale nie olewam bloga! Jestem, żyję i mam się dobrze. Za jakiś czas rozdział powinien się pojawić. Po prostu aktualnie przeżywam Słodki Flirt w prawdziwym życiu, rozumiecie jak to jest xD Także pozdrawiam Was, mam nadzieję, że wakacje mijają Wam wspaniale ^^ Rozdział postaram się dodać jak najszybciej <3

czwartek, 23 czerwca 2016

Rozdział XXXI

Hej! Przepraszam jeszcze raz za tak długi brak rozdziału, ale w końcu się udało. Co do ważniejszej sprawy, czyli do tytułu bloga - bardzo mi się podobała większość z Waszych propozycji, ale ostatecznie sama wpadłam na pewien pomysł. Siedziałam sobie przeglądając moje "ulubione" filmy na youtube i natrafiłam na piosenkę Leann Rimes - Right kind of wrong. I ten właśnie tytuł idealnie pasuje mi do tego opowiadania. Jak myślicie, może być? Ogólnie w związku z tym, że jutro zakończenie roku szkolnego, to życzę Wam wspaniałych wakacji! Miłego czytania :D 



Jake wyszedł już z mieszkania, a ja oddawałam się jednej z mych ulubionych czynności tj kąpieli.
Była to doskonała okazja by przemyśleć to, co powinnam powiedzieć jutro Kastielowi. Najprościej byłoby zrzucić wszystko na Lysandra, ale nie potrafiłabym być w stosunku do niego tak chamska. Chciałabym mieć to wszystko już za sobą, albo najlepiej nie przeżywać tego wcale. Po prostu wejdę tam i powiem jak było. Obawiam się, że ze stresu albo stamtąd zwieję, albo nie pisnę o tym ani słowa. Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos mojej mamy, która wołała mnie z sąsiedniego pomieszczenia.
-Zaraz wyjdę! - odkrzyknęłam i ostrożnym krokiem wyszłam z wanny. Owinęłam się miękkim ręcznikiem i wyjęłam korek z wanny. Zamaszyście otworzyłam drzwi od łazienki i opuściłam pomieszczenie.
-Koleżanka do ciebie! - powtórzyła rodzicielka. Rozalia? Po co miałaby tak nagle przychodzić? W dodatku bez zapowiedzi. Dziwne...Prędko zrzuciłam z siebie ręcznik i otuliłam się szlafrokiem, rozczesałam mokre włosy i wyszłam na spotkanie mojego niespodziewanego gościa. Byłam niemalże w stu procentach przekonana, że moim oczom ukaże się Roza lub Kim. Jednak widok osoby, która właśnie przede mną stała i to w moim własnym domu sprawił, że ugięły się pode mną nogi.Szatynka, podarde spodnie, roznegliżowana bluzka, tatuaż. Debra. Dziewczyna stała opierając się o jedną ze ścian, uśmiechając się sztucznie. Widocznie chciała stworzyć pozory "dobrej koleżanki" przed moją mamą. Byłam z początku w takim szoku, że nie mogłam z siebie wydusić chociażby zwykłego "hej". Tak naprawdę nie widziałam nawet powodu, by w ogóle jakoś się z nią witać. Chciałam po prostu, żeby opuściła moje domostwo jak najprędzej. Czułam, jakby do mojego domu wszedł najgorszy wróg. I tak właśnie było, bo inaczej tej dziewczyny nie mogę określić.
-Cześć Lara. - wypaliła w końcu po dłuższej chwili niezręcznej ciszy.
-Cześć...- odparłam niepewnie krzyżując ręce na piersi.
-To ja was zostawiam dziewczynki. - mama wesoło opuściła korytarz zostawiając mnie z Debrą sam na sam.
-Pewnie zastanawiasz się po co tu przyszłam. - zaczęła szatynka.
-Nie ukrywam, że tak. Skąd w ogóle wiesz gdzie mieszkam? - byłam przerażona faktem, że ma o mnie takie informacje.
-To moja tajemnica.
-Aha...-kompletnie zdębiałam, z każdą chwilą bardziej brakowało mi języka w gębie.
-Dobra, ale do rzeczy. Chciałam ci tylko powiedzieć, żebyś dała sobie spokój z Kastielem. - jej wypowiedź kompletnie zbiła mnie z tropu.
-Co proszę? - zmarszczyłam brwi.
-Po prostu odpuść. To tylko kwestia czasu, by przypomniał sobie jak bardzo za mną tęskni.
-Chyba oszalałaś, to lepiej ty odczep się od mojego chłopaka.
-Słuchaj gówniaro, nie zamierzam się nawet z tobą kłócić, bo i tak wiem, że szala zwycięstwa jest zawsze po mojej stronie. - syknęła zmieniając ton głosu na bardziej poddenerwowany.
-Myślisz, że mnie zastraszysz? Jesteś żałosna, zraniłaś Kastiela, nigdy przenigdy do ciebie nie wróci.
-To się jeszcze okaże, a teraz wybacz, mam ważniejsze sprawy od ciebie. - odwróciła się na pięcie i wyszła trzaskając drzwiami.
-Szmata. - warknęłam pod nosem i wściekła wróciłam do pokoju.
-Lara wszystko w porządku? - usłyszałam głos mamy zza drzwi.
-Daj mi spokój! - wrzasnęłam czując, że zaraz ponownie wybuchnę płaczem. Usłyszałam tylko głośne westchnienie mamy i oddalające się od drzwi kroki. Zerwałam z siebie szlafrok podchądząc do komody, otworzyłam szuflady tak, że prawie wyleciały z zawiasów. Wyjęłam bluzkę i spodenki, nawet nie do końca widziałam jakie, bo napływające łzy rozmazały mi widok na świat.
Ubrałam się i usiadłam przy biurku uruchamiając laptopa. Podłączyłam do niego moje słuchawki i ustawiłam prawie maksymalną głośność. Aby dać upust targającym mną przeróżnym emocjom, włączyłam utwór Slipknot – Before I Forget. Czułam jak schodzi ze mnie cała złość, a łzy przestają dawać o sobie znać. Nabrałam powietrza w płuca po czym głośno je wypuściłam, próbując jeszcze bardziej się uspokoić. Przypomniało mi się, że w mojej 'skrytce' mam jeszcze jednego papierosa. Chcąc nie chcąc, byłam w takim nastroju, że postanowiłam po niego sięgnąć. Było już ciemno w dodatku zgasiłam światło w pokoju. Rodzice mieli pokój po drugiej stronie, dlatego nie musiałam się martwić, że zobaczą bądź wyczują dym papierosowy. Otworzyłam okno na oścież i odpaliłam fajkę. Zaciągałam się dymem, jednocześnie pilnując, by całą zawartość wydmuchiwać za okno.
Trochę mnie to uspokoiło i rozluźniło, ale jednak nie do końca. Sytuacja, która miała miejsce nie była na tyle błaha, żeby tak szybko móc o niej zapomnieć. Wypsikałam pokój dezodorantem dla większej pewności, okno zostawiłam otwarte, a sama wpełzłam pod ciepłą kołdrę. Czy ja nie mogę mieć normalnego życia? Czy wszyscy i wszystko zawsze musi mi je komplikować? Przez moment z nerwów zrobiło mi się aż niedobrze. Pomimo moich długich i męczących rozmyślań, wkrótce nawet nie wiedząc kiedy, zasnęłam.

*

[Debra]

Spacerowałam po ulicach miasta ,wpatrując się w latarnie. Było już ciemno, ale nie przeszkadzało mi to, wręcz uwielbiam mrok. W dodatku miałam co świętować, chyba...ba! Napewno udało mi się nastraszyć tę małą siksę. Teraz tylko czekać, aż sama się wykończy. Może przydałaby się jeszcze jedna wizyta tak dla upewnienia? Albo nie, niech zna mą litość. Już za niedługo Kastiel będzie znów mój, tak łatwo go zmanipulować. Biedny czerwony czerep, w sumie nawet mi go nie żal. Może kiedyś na początku, coś do niego czułam, ale potem zdałam sobie sprawę, że jest dla mnie znakomitą okazją by się wybić. W sumie powinnam mu jakoś za to podziękować, co jak co ale to on załatwił mi znajomego agenta. Gdyby tak...zaciągnąć go do łóżka? Tak, to zdecydowanie znakomity pomysł! Jestem genialna [dop.aut.- ta jasne xD]. Kiedy Lara się o tym dowie na sto procent się załamie i da nam spokój. Jednak nie mogę się tym razem bawić z Kastielem tak długo, będę musiała jakoś prędzej to zakończyć. Tym razem zostawię go...w jakiś bardziej cywilizowany sposób, o ile tak można określić zostawianie kogoś. Wykręciłam numer do Davida. Po kilku sygnałach odebrał telefon.
-Halo? - po jego głosie wywnioskowałam, że chyba go obudziłam.
-Spałeś, masz głos jakbyś wstał z trumny. - zachichotałam.
-Tak jakby, co jest? Jak sytuacja?
-Dobrze, że pytasz. Właśnie po to dzwonię.
-Och, a więc?
-Byłam u niej.
-Cholera, aż się boję spytać co było dalej. Są ranni? - zaśmiał się.
-Nie, za kogo ty mnie masz?
-No dobra zluzuj.
-Powiedziałam jej, że ma się odczepić od Kastiela i, że to tylko kwestia czasu jak on uświadomi sobie, że to ja jestem jedyną miłością jego nędznego życia. - powiedziałam z triumfem w głosie.
-Wow, mocne słowa. Co ona na to?
-Jest dość mocna w gębie, ale po oczach widziałam, że wymięka.
-Tylko żebyś nie przesadzała pamiętaj.
-Cholera David. Nie miej mnie za idiotkę. Po prostu powiedziałam jej, że ma się od niego odwalić.
-Dobra dobra, tylko mówię.
-Ty to się czasami lepiej zastanów co mówisz.
-Zapamiętam, słuchaj muszę kończyć. Kastiel zaraz wróci z kibla. - szepnął do słuchawki.
-Hah, możesz mu przekazać pozdrowienia.
-Luz, w razie co jesteśmy w kontakcie.
-Jak zawsze, na razie.
-Pa. - rozłączył się. Włożyłam telefon do kieszeni i z radością ruszyłam w kierunku swojego tymczasowego domu.

*

[Kastiel]

Przynajmniej dzisiaj mogłem wstać z tego pieprzonego łóżka. Czułem się w nim jak jakiś psychol, tyle że nie byłem przynajmniej zakuty w kaftan. Pielęgniarki odłączyły mi cewnik i wreszcie jak człowiek mogłem iść się odlać. Nigdy więcej szpitali i wypadków. Matka już zabroniła jeździć mi na tej jak ona to określiła "przeklętej maszynie", ale ja nie zamierzam odpuszczać sobie takiej przyjemności. Zrozumieją to tylko osoby, które choć raz w życiu jechały na motocyklu. Tej wolności i przyjemnego warkotu silnika nie da się doświadczyć nigdzie indziej. Rozmarzony o jeździe, nie zauważyłem, że prawie minąłbym moją salę. Może i lepiej by było, nie mam najmniejszej ochoty wracać do tego cymbała. Właśnie, czy oni nie powinni przenieść nas już na osobne sale? Przecież jesteśmy już w o niebo lepszym stanie niż wcześniej. Zważając też na to, że co chwilę nasze kłótnie przychodzą uspokajać pielęgniarki, naprawdę powinni nas rozdzielić. To jak na chemii, kiedy wlejesz wodę do kwasu, wszystko wybuchnie. Przynajmniej tyle zapamiętałem z tej nudnej szkoły. Tak właściwie biorąc pod uwagę moją pozycję, wolałbym milion razy bardziej być teraz tam niż tutaj. Nie przypuszczałbym, że mogę stęsknić się za szkołą i klasą, a jednak. Chwyciłem niechętnie za klamkę od drzwi i wszedłem na salę. Mój ''współlokator'' szczerzył się jak durny do ekranu swojego smartfona.
-I co cię tak cieszy co? - wycedziłem.
-Masz pozdrowienia od swojego koteczka.
-Koteczka?- zmarszczyłem brwi.
-Od Debry.
-Ona nie jest moim koteczkiem. - skwitowałem kładąc się z powrotem na znienawidzonym już przeze mnie łóżku.
-Czyżby? Ona twierdzi co innego.
-Bo chyba upadła na głowę, dasz z tym wreszcie spokój? - nie miałem teraz najmniejszej ochoty na jakieś głupkowate przekomarzanie się z nim.
-Uspokój się, coś taki nerwowy? A no tak to przecież ty, zapomniałem.
-Jeśli ci nie pasuje, w każdej chwili możesz stąd wyjść. Nikomu cię tu brakowało nie będzie. -wskazałem na drzwi.
-Okazja do wkurzania cię jest lepsza niż wyjście stąd.
-Dobra, w dupie cię mam. - powiedziałem zakładając słuchawki na uszy i włączając "Enter Sandman" [Metallica]

[Rozalia]

Nie mogłam w ogóle zasnąć. Czułam przez cały dzień coś dziwnego. Coś czego nigdy nie czułam. Jakby coś miało się stać, coś naprawdę okropnego. Zawsze wiedziałam, że nie warto lekceważyć takich przeczuć. Tym razem nie było inaczej. Wyskoczyłam z łóżka jak poparzona i po omacku wyszukałam komórki gdzieś na biurku. Z telefonem w ręku wpełzłam z powrotem pod ciepłą kołdrę i zatelefonowałam do Kim.
-Ocipiałaś? Jest 2 w nocy.
-Przepraszam, ale to naprawdę ważne.
-Co może być ważniejsze niż wyspanie się choć trochę do szkoły?
-Nie marudź, mam przeczucia, złe przeczucia.
-Znowu? Ty już chyba totalnie powinnaś dać sobie na luz.
-Nie, własnie nie. Słuchaj, boję się, że coś złego zdarzyło się Larze.
-A co złego mogło jej się stać?
-Nie wiem, ale na serio coś czuję.
-Przecież jest w domu, tam nic jej nie grozi.
-Niby tak, jednak chyba zaraz do niej zadzwonię.
-Roza, nie budź od razu połowy ludzi których znasz. Uspokój się.
-Nie uspokoję, zapytam się jej przynajmniej czy wszystko w porządku.
-Jak chcesz, ale pewnie też będzie zła, że budzisz ją w środku nocy.
-Zła nie zła, ja swoje sprawdzić muszę.
-Pozdrów ją ode mnie, a teraz jeśli pozwolisz...
-Dobra idź już idź, śpiąca królewno. - przewróciłam oczami.
-Tylko nie królewno! - od razu się rozbudziła.
-Haha, żartowałam przecież. Dobra nie zatrzymuję cię dłużej. Dobranoc.
-Hah, dobranoc. - rozłączyła się. Bez zastanowienia wybrałam numer do Larki. Po kilku sygnałach zazwyczaj odbierała, lecz tym razem tak się nie stało. Dzwoniłam tak trzy razy i nic. Zaczęłam się naprawdę martwić. Napisałam do niej chyba z pięć smsów i wysłałam wiadomość na facebooku. Dalej mocno zdenerwowana czekałam na jakikolwiek znak od dziewczyny. Po pół godziny siedzenia i oczekiwania, niespodziewanie ogarnęło mnie niesamowicie silne uczucie zmęczenia.

*

[Następnego dnia w szkole – Lara]

Spóźniłam się na pierwszą lekcję. Na moje nieszczęście była to lekcja z panią Delanay. Cicho zapukałam i otworzyłam drzwi do klasy.
-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie. - wybełkotałam pod nosem.
-Mówiłaś do siebie młoda damo?
-Nie, do pani. - odfuknęłam. Byłam wręcz masakrycznie niewyspana, makijaż wyszedł mi bardzo nieudolnie i nawet nie wyprasowałam sobie ubrań. W zasadzie nawet nie obchodziło mnie to, że jestem dla niej mniej miła i uprzejma niż zwykle.
-Dobrze, a więc zapraszam cię do odpowiedzi. - naburmuszona kobieta otworzyła dziennik i zaczęła coś w nim pisać. Podeszłam tylko do mojej ławki by zostawić rzeczy. Rozalia spojrzała na mnie z przerażeniem i litością zarazem. Uśmiechnęłam się do niej niemrawo, po czym smętnie ruszyłam w kierunku tablicy. Pani Delanay cały czas przeszywała mnie swoim mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.
-Proszę rozwiąż to zadanie. - podała mi podręcznik z chemii. Ze zrezygnowaniem ujęłam kredę w dłoń, zaś drugą trzymałam książkę. Wpatrywałam się tępo w zadanie, które było mi dane zrobić. Nie miałam nawet pojęcia jak mam je w ogóle zacząć. Ręce zaczęły mi się mimowolnie trząść. Cała klasa wlepiała we mnie wzrok. Po ich współczujących minach wiedziałam jak bardzo im mnie szkoda. Jedyna Amber siedziała z uśmiechem na ustach i obserwowała moją porażkę. Odłożyłam krędę i oddałam kobiecie książkę.
-Nie umiem. - powiedziałam cicho.
-Przychodzisz do mnie na lekcję spóźniona, w dodatku nieprzygotowana do zajęć. Karygodne! - zdenerwowała się. Wszyscy aż wzdrygnęli się na donośny dźwięk jej głosu.
-Proszę pani, Lara ma ostatnio gorsze dni, niech pani...- Rozalia wstała i próbowała mnie bronić.
-Gorsze dni?! Wyobrażasz sobie jakby każdy miał tak cały czas gorsze dni?! Toż to byłby kompletny chaos! - z hukiem zamknęła dziennik, w którym wpisała mi jedynkę za odpowiedź. -skoro jesteś taka wygadana to może pogawędzisz z panią dyrektor! - dodała po chwili.
-Z miłą chęcią. - białowłosa wstała ze swojego miejsca i z triumfem wyminęła nauczycielkę kierując się do gabinetu dyrektorki.
-Co się tak patrzycie? Zapisywać temat.
-A-ale pani nawet nie podała jaki jest temat... - skwitowała przerażona Viola.
-A podręcznik panienka otworzyć potrafi?
-T-tak...
-No to co to za głupie pytania! - kobieta zaczęła bazgrać coś na tablicy, a my staraliśmy się nie wyprowadzać jej już bardziej z równowagi. Rozglądałam się nieprzytomnie po klasie. Przez przypadek natknęłam się na wzrok Lysandra. Nie odwróciłam jednak wzroku, jedyne co zrobiłam to patrzyłam na niego smutno. W końcu odwróciłam głowę w kierunku okna i spędziłam resztę lekcji wpatrując się w to, co dzieje się na zewnątrz.


niedziela, 5 czerwca 2016

Ogłoszenia parafialne!

Na początku chciałam przeprosić za długą nieobecność, bo chyba zaraz strzelą trzy tygodnie. Już tłumaczę. Otóż walczę jak mogę o oceny w szkole i jest to po prostu jakaś teksańska masakra piłą mechaniczną XD Dlatego nie mam kompletnie czasu, by pisać rozdział. W ciągu kilku najbliższych dni postaram się go napisać i wstawić, by nie trzymać Was dłużej w niepewności! Dziękuję też za grubo ponad 30 tysięcy odsłon! Za wszystkie komentarze motywujące mnie do działania także :D Mam nadzieję, że u Was moje czytelniczki wszystko w porządku, piszcie co tam słychać!
Drugą ważną sprawą będzie zmiana tytułu bloga. Tytuł teraz jest jaki jest, ponieważ zwyczajnie nie miałam na niego żadnego sensownego pomysłu. Szczerze mówiąc dalej nie mam haha xD Dlatego możecie podawać swoje propozycje w komentarzach!

wtorek, 17 maja 2016

Rozdział XXX

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Pędem pobiegłam by je otworzyć. Przed moimi oczyma stał jak 
zwykle uśmiechnięty Jake.
-Hej młoda. - uścisnął mnie na powitanie.
-Hej. - odpowiedziałam smutno, od razu zauważył że coś jest na rzeczy.
-Co jest? - wszedł do środka zdejmując buty oraz skórzaną kurtkę.
-Chodź do pokoju, wszystko ci opowiem. - zaproponowałam i ruszyliśmy w kierunku mojego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam zrezygnowana na łóżku.
-A więc? - zaczął chłopak.
-Sprawa jest...poważna.
-Coś nie tak z Kastielem?
-Nie nie, z nim coraz lepiej.
-To o co chodzi? Znowu się pokłóciliście?
-Na szczęście nie, ale jak tak dalej pójdzie to...
-Coś ty narobiła Larka hm? - usiadł bliżej mnie.
-Spotkałam się wczoraj z Lysandrem po wyjściu ze szpitala od Kasa.
-To ten przyjaciel Kastiela tak?
-Tak, właśnie on. Ogólnie to już się ciągnie od jakiegoś czasu...no i wczoraj mnie...pocałował.- schowałam twarz w moich długich włosach.
-Jak to? To wy se sobą kręcicie? - spojrzał na mnie z niepokojem.
-Nie! Nic z tych rzeczy! Po prostu jest we mnie nieszczęśliwie zakochany, a z mojej strony to po prostu zauroczenie.
-Czyli o to chodzi. Mam rozumieć, że Kastiel nie ma o niczym pojęcia?
-Dokładnie tak.
-Zamierzasz to ukrywać?
-Nie wiem...właśnie o to chodzi, że nie mam pojęcia co dalej robić Jake.
-Moim zdaniem powinnaś mu powiedzieć.
-Ale nie dość, że to zapewne zakończy nasz związek to w dodatku zniszczy przyjaźń Lysandra i Kastiela...-załamałam się.
-Słuchaj, zdaję sobie sprawę ,że to sytuacja beznadziejna, ale postaw się na miejscu swojego chłopaka. Ja na przykład nie chciałbym, aby moja dziewczyna zataiła przede mną taki fakt.
-Masz rację, ale ja tak bardzo się boję. - położyłam mu głowę na ramieniu i poczułam napływające do oczu łzy.
-Wiem, że się boisz bo kto normalny by się nie bał, ale uwierz. Jeśli nie powiesz to może być jeszcze gorzej.- pogładził mnie po głowie. - Mówiłaś mamie? - dodał po chwili.
-No coś ty, afera by była.
-Prawda, lepiej niech to zostanie między nami.
-Co zostanie między wami? - nagle do pokoju wpadła mama. Obydwoje z bratem spojrzeliśmy na siebie z paniką.
-Nic nic! Takie tam tylko sprawy brata i siostry!- poklepał mnie po plecach śmiejąc się. - co nie Larka?
-Tak! Haha.- udałam śmiech.
-W takim razie zapraszam, obiad już na stole. - poszliśmy za mamą do kuchni. Zajęliśmy miejsca przy stole . W ciszy zaczęliśmy jeść i nic nie wskazywało na to, że któreś z nas się w końcu odezwie.
-Co tam u ciebie Jake? - przerwał ciszę ojciec.
-Raz z górki raz pod górkę. Jak to w życiu.
-Aj jak twój mały biznes? - wtrąciła mama.
-To jeszcze nic wielkiego, ale rozkręca się. -powiedział biorąc kęs surówki.
-To wspaniale. -ucieszyła się rodzicielka. Reszta rozmowy polegała na wypytywaniu się mojego brata o wszystkie możliwe rzeczy. Po skończonym posiłku obydwoje podziękowaliśmy za obiad, a Jake zadeklarował się, że pozmywa naczynia. Mama oczywiście nie pozwoliła mu na to i wygoniła naszą dwójkę z powrotem do pokoju. Gdy już znaleźliśmy się w moim 'azylu' powróciliśmy do wcześniejszej rozmowy.
-Czyli uważasz, że mam mu powiedzieć?
-Tak, najlepiej jak najszybciej. Im dłużej będziesz zwlekała tym będzie gorzej.
-Ale ja tak bardzo nie chcę go ranić...
-Lara, do cholery – spoważniał chłopak – jeśli nie teraz to kiedy? Jesteś już prawie dorosłą kobietą i moją siostrą, a chociażby ze względu na to drugie musisz postąpić mądrze.
-Dobrze, zrobię jak mówisz.
-No i to jest dobra postawa. Zuch dziewczyna.
-Jutro do niego pójdę i wszystko mu wyjaśnię.
-Miejmy nadzieję, że się ułoży Lara. To co powiem nie będzie pocieszające, ale zdajesz sobie sprawę, że na samym początku może być wściekły jak nigdy. Z czasem mu przejdzie, przecież widzę jak bardzo wam na sobie zależy.
-Nie wiem czy to wytrzymam. Boję się. Pamiętam jak zareagował na wieść o swojej młodszej siostrze.
-Kastiel ma trudny charakter, ale nawet on nie może wiecznie być na kogoś zły, tym bardziej, że jesteście razem.
-Trudny to mało powiedziane. Tak cholernie chciałabym cofnąć się w czasie.
-Niestety, musisz stawić temu czoła. - położył mi dłoń na ramieniu.
-Wiem...słuchaj, czy mogłabym zostać teraz sama?
-Pewnie, przecież jesteś u siebie.
-Dzięki. - położyłam się na łóżku zakrywając lekko kołdrą.
-Jeszcze trochę zostanę, jakby co to jestem w salonie.
-Dobrze, dzięki Jake. - lekko uniosłam kąciki ust ku górze. Chłopak opuścił pomieszczenie zamykając za sobą drzwi. Westchnęłam głośno i skierowałam wzrok w kierunku okna. Automatycznie przypomniało mi się, jak Kastiel kiedyś przez nie wchodził. Aby odeprzeć od siebie to wspomnienie skupiłam wzrok na czymś innym. Tym razem był to mój laptop.Pamiętam jak kiedyś razem graliśmy, wściekłam się bo Kas mnie ograł. Po dłuższej chwili rozglądania się po pokoju, doszłam do wniosku, że wszystko mi się z nim kojarzy. Na cokolwiek bym nie spojrzała, wywoływało to we mnie chęć wybuchnięcia płaczem. Dlaczego jestem czasem taka głupia?

[Kastiel]

Ciemność. Rozglądałem się wokół ,ale moje oczy nie mogły przyzwyczaić się do panującego wszędzie mroku. W oddali dostrzegłem małą stróżkę światła. Stawała się ona coraz większa i większa. Zacząłem podążać w jej kierunku. Wyszedłem z ciemnego pomieszczenia i ujrzałem Larę.
-Lara? - niepewnie zacząłem zbliżać się w jej kierunku. Dziewczyna wydawała się jakby nieobecna. Kompletnie nie zwróciła na mnie uwagi. Nagle zaczęła się oddalać ze wzrokiem wlepionym w ziemię.
-Gdzie ty idziesz? - zapytałem. Nic nie odpowiedziała. Odchodziła ode mnie coraz szybciej. Pobiegłem za nią. -Hej! - krzyknąłem łapiąc ją za rękę i odwracając do siebie. Gdy stanęła ze mną twarzą w twarz byłem przerażony. Była cała poobijana i zapłakana. Oczy czerwone od płaczu patrzyły na mnie smutno. Uniosłem wyżej jej rękę, była tak delikatna. Ujrzałem na niej świeże blizny, jeszcze lekko podchodzące krwią.
-Czy ty się cięłaś? - uniosłem jej podbródek.
-...
-Lara! - chwyciłem ją mocniej. - Odpowiedz coś do cholery!
-N-nie krzycz...na mnie...- jej oczy znowu zaszły łzami, tym razem widziałem w nich przerażenie.
-Nie chciałem, przepraszam. - przytuliłem ją do siebie. Jej ciało było jakby bezwładne. Nawet nie odwzajemniła uścisku.
-Ale będziesz krzyczał.- szepnęła.
-Co?
-Wiem, że będziesz na mnie krzyczał.
-Dlaczego mam na ciebie krzyczeć? - byłem kompletnie zdezorientowany.
-Przepraszam. - odepchnęła mnie i zaczęła biec w inną stronę ile sił w nogach.
-Lara zaczekaj! Lara! - moje krzyki nic nie pomogły. Chciałem za nią biec ale jakaś tajemnicza siła nie pozwalała mi na to. Była już zbyt daleko, nie byłbym w stanie jej dogonić.

****

-Zamkniesz ty się wreszcie? - usłyszałem głos Davida.
-Co? Co się dzieje?
-Darłeś się przez sen.
-Jak..co?!
-No tak, "Lara zaczekaj! Lara!". Mniej więcej. -prychnął.
-Kurwa.
-Jakbym był laską też bym od ciebie uciekał. - zaśmiał się bezczelnie.
-Przymknij się frajerze.
-Lepiej mi podziękuj ,że cie obudziłem.
-Jeszcze czego.
-Widzę, że laska dręczy cię nawet we śnie.
-Wcale nie dręczy, to moja dziewczyna.
-Dalej nie rozumiem jak możesz wytrzymywać z jedną.
-Dalej nie rozumiem jak możesz zabawiać się w alfonsa.
-Też byś mógł.
-Zamknij się.
-Ty się zamknij.
-Bo wstanę zaraz do ciebie.
-Ooo stary, jeszcze nie zapomniałem jak się bić.
-Tak? To dawaj.
-Jesteś taki mądry to poodłączaj się od aparatury no dawaj.
-Żebyś zaraz nie zobaczył prostej kreski na swoim monitorze idioto.
-To groźba?
-Tak. - zakryłem się kołdrą i włożyłem słuchawki w uszy ,żeby nie słuchać dłużej ględzenia Davida.

[Lysander]

Czułem się niebywale źle z tym wszystkim co się wydarzyło. Nie powinienem był tego robić ani Larze, ani Kastielowi. Co mi odbiło? Przecież nigdy się tak nie zachowywałem, a nawet jeśli miałem zamiar, zawsze doskonale maskowałem swoje uczucia do innych. Gdyby nie tamta sytuacja w lesie to być może nic nie skłoniłoby mnie to podjęcia kolejnych działań. Powinienem przyznać się do wszystkiego mojemu przyjacielowi, by ratować chociaż jego związek. Nie wybaczyłbym sobie tego gdyby Kastiel przeze mnie cierpiał i stracił Larę. W przypływie tych wszystkich dręczących mnie przemyśleń, chwyciłem mój notatnik. Stanąłem przy oknie. Pogoda na zewnątrz była pochmurna i deszczowa. Spoglądałem jak krople deszczu na szybie łączą się w coraz większe strużki wody i suną w dół po szkle. Podwórze spowijała coraz większa ciemność poprzez nadchodzące chmury i późną już porę dnia. (dop.aut. - jakże poetycko XD)


Otworzyłem mój notatnik na stronie, na której znajdowała się niedokończona przeze mnie piosenka.

So much as come before those battles lost and won
This life is shining more forever in the sun
Now let us check our heads
And let us check the surf
Staying high and dry's
More trouble than it's worth
In the sun (...)

[Debra]

Jak on mógł mnie tak potraktować? Pieprzony egoista. Cóż, za niedługo i tak owinę go sobie wokół palca, nie zauważy nawet kiedy wpadnie w moje sidła. Wykorzystam go, a potem...potem znowu zniknę tak jak kiedyś. Dobrze, że mam jeszcze kontakt z Davidem. Pod tyloma względami jest lepszy niż Kastiel, ale i tak nie mogłabym pozostać z nim na zbyt długo. Monotonia w związku, nie ma nic gorszego. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, Kassi będzie mój. Jest tylko jeden problem. Ta jego głupia cizia. Muszę się jej jakoś skutecznie pozbyć. Nie pozwolę by ktoś stanął mi na drodze. Muszę to wszystko obgadać z Davidem. Wykonałam szybki telefon do chłopaka.
-Halo?
-Siema, słuchaj mam sprawę.
-Ohoho, jaką?
-Nie zachowuj się jak ostatni przygłup, Kastiel jest przecież z tobą na sali. Domyśli się w końcu z kim rozmawiasz.
-Daj spokój, zasnął. Słyszę jak chrapie.
-Nie interesuje mnie to, że chrapie. Wolę dmuchać na zimne.
-A więc? - powiedział już trochę ciszej.
-Zdobądź dla mnie jak najwięcej informacji o tej całej dziuni Kastiela.
-Jakieś specjalnie życzenia co do tego?
-Najlepiej dowiedz się gdzie mieszka.
-Po co ci aż takie informacje?
-Jak to po co? Myślisz ty czasami chłopie?
-Dobra lasia, nie bulwersuj się tak. - zaśmiał się.
-Potrzebuję jej adresu, ponieważ chcę jej złożyć małe odwiedziny.
-Oszalałaś? Chcesz do niej iść?
-Tak, a co?
-Wiesz co będzie jak Kastiel się dowie? Ona na pewno mu wszystko wygada.
-Nie bój tyłka David, zadbam o to aby nie pisnęła absolutnie nikomu słówka o naszym spotkaniu.
-Pewna siebie jak zawsze. Dobra, wezmę jego telefon z szafki i go przeszukam.
-Dobry pomysł. Jak będziesz już miał wystarczająco dużo informacji, wyślij mi je.
-Spoko – rozłączył się.
-No i tak się załatwia interesy. - powiedziałam do siebie i uśmiechnęłam się triumfalnie. Czas zabrać się do roboty. 





wtorek, 10 maja 2016

Mała rekompensata :D

Jako, że ostatnio mam mniej czasu na pisanie, stworzyłam coś dla Was w zamian za długie oczekiwanie na rozdział :D Postępy rozdziału są mianowicie takie, że jest on w telefonie w notatkach jak na ten moment i powiedzmy są już tak z dwie strony "worda" xD Także na pewno w ciągu kilku najbliższych dni rozdział się pojawi. A teraz życzę Wam miłego oglądania misiaki! 




niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział XXIX

[Kastiel]

W drzwiach stała średniego wzrostu szatynka w porwanych spodniach i wyuzdanej bluzce. Na jednym z jej ramion widniał tatuaż przedstawiający kilka motyli. Od razu ją rozpoznałem. To Debra, moja była. Gdyby nie impreza, która była jakiś czas temu u Lary, nie dowiedziałbym się jaka z niej podła suka. O wszystko obwiniałem zawsze Nataniela. Przez nią przeszedłem nie małe załamanie nerwowe, obierając sobie do tego pana gospodarza za wroga. Co ją do mnie sprowadza? W ogóle jakim cudem dowiedziała się o moim wypadku? Wypruję flaki osobie, która udzieliła jej tej informacji. Dziewczyna wolnym krokiem podchodziła do łóżka, na którym leżałem.
-Cześć. - wypaliła w końcu. Jej słodki, melodyjny głos, dawniej wprowadzał mnie w błogostan. Teraz wiem jak dobrze potrafi udawać niewinną, skrzywdzoną przez los dziewczynkę.
-Możemy porozmawiać? - dodała po chwili.
-Po co tu przyszłaś? - powiedziałem chłodno, próbując jednocześnie zabić ją wzrokiem.
-Chciałam cię zobaczyć. - usiadła obok mnie na łóżku.
-Już się napatrzyłaś? Jak tak to tam są drzwi. - wskazałem na wyjście.
-Przyszłam cię też...przeprosić. Wiesz, nigdy nie przestałam o tobie myśleć.
-A ja o tobie przestałem już dawno. Tak się składa, że zatruwałaś mój umysł.
-J-jak to? - zająknęła się. Wiedziałem, że już zaczyna swoją gierkę.
-Myślisz, że kolejny raz się na to nabiorę? Jesteś śmieszna. - pokręciłem głową w geście niedowierzania.
-Ale Kastiel...ja nadal cię kocham!
-A ja ciebie nie! Myślisz, że przeprosisz i nagle wszystko będzie jak dawniej? Dziewczyno, oszukiwałaś mnie, zdradzałaś, skłóciłaś niepotrzebnie z wieloma osobami, a po twoim odejściu całkiem się załamałem.
-Nie widziałam, że aż tak to przeżywałeś...- spojrzała na mnie współczująco. Ciekawe ilu już nabrała na coś takiego?
-Teraz już wiesz, a teraz jeśli łaska, nie pokazuj mi się już więcej na oczy.
-A-ale...
-Wynoś się! - wrzasnąłem z taką wściekłością, że jedna z elektrod o mały włos nie odczepiła się od mojego ciała. Dziewczyna posłała mi jeszcze pełne żalu spojrzenie i wyszła z pomieszczenia.
-Kurwa.- przekląłem, jednocześnie głośno wypuszczając powietrze z ust.
-Widzę, że wracasz na stare śmieci kolego. - zarechotał David.
-Chyba w twoich snach. Nie mam pojęcia co ona tu robiła. - byłem wściekły, gdyby nie te wszystkie kable przysięgam, że bym go chyba zabił.
-Debra to niezła dupa, powinieneś się nad tym dłużej zastanowić.
-Tak ci się podoba? To bierz ją. Obydwoje jesteście siebie warci. - zacisnąłem pięści.
-Z chęcią się za nią zabiorę, ale znasz mnie, długo przy jednej nie wytrzymam. - zaśmiał się.
-Tak. - odparłem chłodno po czym wziąłem w dłoń telefon. Napisałem sms'a do Lary. Po tym wszystkim co się ostatnio wydarzyło, mam wrażenie, że zbliżyliśmy się do siebie. W końcu czuję, że ktoś na prawdę mnie kocha. Hmm, wypadałoby też pomyśleć o Lysandrze. Ostatnio większość czasu spędzam z Larą, może powinienem pomóc mu kogoś ''wyhaczyć''? Musi czuć się samotny odkąd Rozalia dała mu kiedyś kosza. Dziwię się, że nie znienawidził za to wszystko swojego brata. No ale w końcu Leigh nie miał żadnego wpływu na to, że wybrała akurat jego. Nagle otrzymałem sms'a. Byłem pewien, że to od Lary, ale jednak był od numeru który nie był zapisany w moim telefonie.
"Kocham Cię". Coś mi mówiło, że autorem...a raczej autorką tego sms'a jest nie kto inny jak Debra. Tu nasuwa się kolejne pytanie. Skąd ona do cholery ma mój numer telefonu?
-David?
-Czego?
-Kontaktowałeś się ostatnio z Debrą?
-Czemu pytasz?
-Bo najpierw dziwnym trafem dowiedziała się, że jestem w szpitalu,a teraz najprawdopodobniej dostałem od niej sms'a.
-Może się kontaktowałem, może nie. - zaśmiał się bezczelnie pod nosem.
-Gadaj. - lekko podniosłem ton głosu.
-Dobra już, wyluzuj.
-Więc? - spojrzałem na chłopaka pytająco.
-Tak, dzwoniła do mnie. Pytała o ciebie, gdzie jesteś, co robisz.
-Tak nagle jej się przypomniało? - zdziwiłem się.
-Nie wiem, ale skoro tu przyszła to chyba na prawdę jej zależy.
-Chyba na kolejnym zranieniu mnie.
-Nie moja sprawa. Zamiast się zakochiwać, mógłbyś korzystać.
-Co masz na myśli.
-Kas, możesz mieć każdą laskę. Serio, chcesz się trzymać tej swojej cizi?
-Nie mów tak na nią. Wyobraź sobie, że chcę. Zamknąłbyś w końcu tę swoją jadaczkę. - zaczynałem się irytować jego zachowaniem.
-Oj Kastiel, chłopie. Życie sobie marnujesz.
-I kto to mówi. - odwróciłem się na drugi bok, by nie musieć patrzeć na jego przebrzydłą gębę i zamknąłem oczy.

*****

[Lara]

-Cholera, która godzina? - leniwie przetarłam oczy. Spojrzałam na zegarek. - 7.30?! - wrzasnęłam zrywając się z łóżka na równe nogi. Nie przebudziłam się nawet w nocy, a przecież mam w zwyczaju to robić. To wszystko musiało mnie nieźle wykończyć. Biegałam po pokoju jak oparzona. Założyłam na siebie pierwsze lepsze, względnie wyglądające ubrania, które udało mi się wyszperać z szafy. Rozczesałam zmierzwione włosy. Szybko umyłam zęby i nałożyłam trochę podkładu na twarz. Dwa pociągnięcia maskarą i byłam gotowa do szaleńczego biegu do szkoły. Cholera! Zapomniałam się spakować. Wzięłam najbardziej potrzebne mi dzisiaj zeszyty i zamykając dom pobiegłam w stronę szkoły. Co chwilę zerkałam na wyświetlacz telefonu, by kontrolować godzinę.
Po jakiś 15 minutach dotarłam pod szkołę, było już pięć minut po dzwonku. Całe szczęście, że mieliśmy teraz lekcję z panem Farazowskim, on nie powinien zdenerwować się za moje spóźnienie.
Migiem biegłam pod salę i oczywiście na moje nieszczęście na kogoś wpadłam.
-Przepraszam, niezdara ze mnie. - szybko się pozbierałam i już miałam ruszać ponownie, nie patrząc nawet na kogo wpadłam. Jednak poczułam uścisk na nadgarstku.
-Zaczekaj. - usłyszałam głos białowłosego.
-Co ty tu robisz?
-To samo co ty.
-Chodźmy bo już jesteśmy spóźnieni. - cholera co ja w ogóle wyprawiam! Zachowuję się tak jakby nic się nie stało. Moja twarz paliła, była cała czerwona, czułam to.
-Nie, porozmawiajmy. - upierał się chłopak.
-L-Lys nie wiem czy to jest dobry pomysł...- próbowałam uniknąć jego przenikliwego wzroku.
-Przepraszam.
-Słucham?
-Za tamten pocałunek. Nie powinienem. Wybaczysz mi?
-Ja...ja...
-Dzieci a co wy tu robicie, już jest dawno po dzwonku! - oburzyła się dyrektorka, która niespodziewanie przechodziła korytarzem.
-Właśnie szliśmy na lekcję proszę pani. - kolorowooki próbował załagodzić sytuację.
-Już was tu nie ma. - poszła w swoją stronę. Odetchnęliśmy z ulgą. Bez zbędnego już rozmawiania, w ciszy udaliśmy się na lekcję. Zapukaliśmy do sali i weszliśmy. Cała klasa była nieźle zdziwiona, że weszliśmy we dwoje. Rozalia spojrzała na mnie z paniką w oczach. Spojrzałam na nią i przewróciłam tylko oczami, żeby nie pomyślała sobie czegoś dziwnego. Przeprosiliśmy za spóźnienie i obydwoje zajęliśmy swoje miejsca. Usiadłam jak zwykle obok Rozy.
-No już myślałam, że coś...no wiesz. - szepnęła dziewczyna.
-Co ty zwariowałaś. - popukałam się w czoło.
-Nie moja wina, że wyglądało to podejrzanie. - zmartwiła się.
-Zaspałam, biegnąc do klasy wpadłam na Lysandra.
-Dziwne, Lys nigdy się nie spóźnił. - zamyśliła się.
-Ja tam nie wiem. - spuściłam wzrok i zaczęłam nerwowo bawić się długopisem.
-Nie możesz się tak denerwować Larka. Coś ci mówił?
-Przeprosił.
-Za?
-Za wczorajszy pocałunek.
-Rozumiem...wiesz myślę że jemu też z tym wszystkim ciężko.
-Ciężko nie ciężko, dobrze wiedział, że zrobi się z tego problem.
-Jakoś przez to przejdziemy. Razem. Dobra? - uśmiechnęła się pocieszająco.
-W porządku. - delikatnie odwzajemniłam uśmiech i starałam się skupić na lekcji.

*****

Zajęcia minęły dosyć szybko, lecz cały dzień myślałam o tym co stało się wczoraj. W szkole omijałam Lysandra jak ognia. Po ostatniej lekcji na tyle szybko zniknęłam mu z pola widzenia, że chyba już nie zdąży mnie dogonić. Postanowiłam nie wracać jeszcze do domu, tylko od razu pójść do Kastiela. Mam ochotę o wszystkim mu powiedzieć, nie chcę go okłamywać...ale nie chcę go też zranić. Tak czy siak już go ranię okłamując go. Nie wiem ile jeszcze czasu tak wytrzymam. Mam już dosyć, a to dopiero pierwszy dzień. Tak rozmyślając, nie wiedząc kiedy znalazłam się tuż obok budynku szpitala. Przemierzałam długie korytarze i schody, aż w końcu znalazłam się na odpowiednim piętrze i oddziale. Lekko uchyliłam drzwi od sali na której leżał czerwonowłosy. Spostrzegłam, że nie śpi i uśmiechnął się na mój widok. Podeszłam do jego łóżka.
-Hej skarbie, jak się czujesz? - pocałowałam chłopaka w policzek.
-Teraz wspaniale. - zaśmiał się. - Co mi dzisiaj tak słodzisz?
-A..to nic. Po prostu..z miłości. - zmieszałam się.
-Ty chyba nigdy nie przestaniesz się mnie wstydzić. - zaśmiał się.
-Wcale się nie wstydzę! - zaprotestowałam.
-Jak ty żeś się przede mną rozebrała to ja nie wiem. - uśmiechnął się buntowniczo.
-Kastiel! To jest...
-Zawstydzające? - powiedział szeptem. Odwróciłam głowę w inną stronę by na niego nie patrzeć, czułam jak robię się cała czerwona. - Dobra, już nie będę haha. - miał wyjątkowo dobry humor.
-Mam nadzieję, głupek. - szturchnęłam go lekko.
-O jezu! - wydarł się sycząc z bólu.
-Przepraszam, nie chciałam! - spanikowałam.
-Hahaha! Żartowałem!
-No bardzo zabawne. - udałam focha.
-Też się cieszę, że cię widzę. - zaśmiał się i chwycił moją dłoń.
-Co?
-Co, co.
-Dlaczego trzymasz moją rękę?
-A nie mogę?
-Możesz, pewnie.
-Nie zgadniesz kto mnie wczoraj odwiedził.
-Ojciec?
-Nie, to już mnie by nie zdziwiło.
-W takim razie kto?
-Debra. - na te słowa automatycznie zrobiło mi się słabo, aż silniej ścisnęłam dłoń buntownika.
-Wszystko okej? Zbladłaś. - zauważył chłopak.
-Nie, nie to nic. Ale jak to, odwiedziła cię?
-Najprawdopodobniej ten tam- wskazał na Davida- dał jej na mnie namiary.
-I co od ciebie chciała?
-Przepraszała mnie, zaczęła jakieś gadki o tym, że mnie kocha.
-I co ty na to? - przełknęłam głośno ślinę.
-Kazałem jej się natychmiast wynosić. Jeżeli myśli, że będzie ze mną w ten sposób pogrywać to chyba oszalała.
-Ciekawe dlaczego przyszła do ciebie akurat teraz?
-Znam ją, pewnie potrzebowała kasy albo coś w tym stylu.
-To faktycznie ma tupet.
-Mam nadzieję, że już więcej się nie odezwie. - zdenerwował się.
-Powinna sobie odpuścić skoro kazałeś jej spadać.
-To jest Debra, ona łatwo się nie podda i to jest najgorsze.
-Może jednak da sobie spokój, nie sądzisz?
-Nie wiem...dobra nie mówmy już o tym. - westchnął.
-Wiesz, bo ja chciałam ci coś powiedzieć. - zaczęłam niepewnie.
-Co jest mała? - spojrzał na mnie.
-Bo ja..ten..no...
-Kontrola! - nagle do pomieszczenia weszła pielęgniarka a tuż za nią lekarz. Ten sam, który operował Kastiela.
-Przepraszam, ale musi pani wyjść. - powiedział mężczyzna.
-Dobrze, już. -zaczęłam się zbierać.
-Zadzwonię do ciebie później. - odezwał się czerwonowłosy puszczając mi oczko.
-Okej, pa pa. - uśmiechnęłam się i ulotniłam się z sali. Po chwili wychodziłam już z budynku. Zarzucając wygodniej torbę na ramię, zaczęłam zmierzać w stronę domu. Cholera, Debra u niego była. Jeśli ona na prawdę chce go odzyskać? Boję się. W dodatku powiedział mi o niej, a przecież mógł ukryć to przede mną. Jest ze mną szczery, nie to co ja teraz w stosunku do niego. Już miałam do wszystkiego mu się przyznać, gdyby tylko nie wszedł wtedy ten lekarz...szlag by to. Nie wiem co mam teraz zrobić. Włożyłam słuchawki w uszy i zamknęłam się w swoim świecie. Nie trwało to jednak zbyt długo, piosenkę przerwał telefon. Spojrzałam na wyświetlacz: "Jake"
-Halo?
-Larka,jak dobrze cię słyszeć. - powiedział jak zwykle radosnym tonem.
-Ciebie też. Coś się stało, że dzwonisz?
-A czy musiało się coś stać?
-Nie o to mi...
-Po prostu chciałem dzisiaj do ciebie wpaść. Masz jakieś plany na dziś?
-Już teraz mam. - zaśmiałam się.
-No to git! Będę u ciebie za godzinę. Może być?
-No pewnie.
-Dobra, to w takim razie do zobaczenia.

-Pa pa. - rozłączyłam się. Może i dobrze, że przyjdzie. To dobra okazja, by opowiedzieć komuś innemu o całej sytuacji. Tym bardziej, że to chłopak. Być może doradzi mi zupełnie coś innego niż dziewczyny. Gdy dotarłam w końcu do domu, powiadomiłam rodziców o tym, że za niedługo zjawi się Jake. Niezmirnie się ucieszyli, tak jak z resztą zawsze gdy przychodził. Poszłam względnie ogarnąć swój pokój. Gdy już wyglądało to mniej więcej do przyjęcia, usiadłam na łóżku i bezczynnie wlepiałam wzrok w ścianę. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko zaczekać na brata.

sobota, 23 kwietnia 2016

:(

Piszę do Was z telefonu z resztek internetu. Cały dzień próbuję połączyć się z wifi ,żeby wrzucić rozdział. Nic z tego, mam nadzieję, że jutro się naprawi :c Przepraszam bardzo, że znowu się opóźnia, ale tym razem to nie z mojej winy ;/

środa, 20 kwietnia 2016

niedziela, 10 kwietnia 2016

Mała niespodzianka :D

Z okazji ponad 20 tysięcy wyświetleń mam dla was małą niespodziankę! Filmik nie jest może długi ani jakoś specjalnie wymyślny, ale zrobiłam go dla Was <3 Jeszcze raz bardzo dziękuję!





sobota, 9 kwietnia 2016

Rozdział XXVIII

***
Na wstępie chciałam bardzo podziękować za aż 20 tysięcy wyświetleń! To na prawdę niesamowite! Za wszystkie komentarze również bardzo dziękuję. Z tej okazji, oprócz rozdziału pojawi się jeszcze niespodzianka, ale dopiero jutro. Przepraszam też za to, że rozdział pojawia się troszkę później niż zwykle. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Narobiłam trochę zamieszania dla urozmaicenia akcji, nie zabijajcie mnie za to xD 
***
[Lara]

Rozmawialiśmy razem z Kastielem jeszcze bardzo długo. Wyjaśniliśmy sobie wszystko co było konieczne. W pewnym momencie spostrzegłam, że czerwonowłosy staje się coraz bardziej senny i z trudem utrzymuje otwarte powieki.
-Na mnie już chyba pora, widzę że jesteś zmęczony. - uśmiechnęłam się do niego promiennie.
-Tobą nigdy nie mógłbym być zmęczony. - wyszczerzył się. Pocałowałam chłopaka ,po czym żegnając się z nim wyszłam z pomieszczenia. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu.
-Już po 21?! - wrzasnęłam chyba trochę zbyt głośno i czym prędzej udałam się do wyjścia z budynku szpitala. Cholera przecież jeszcze dzisiaj miałam się spotkać z Lysandrem. Mam nadzieję, że nie obrazi się za spotkanie o tak późnej godzinie. Swoją drogą ciekawe, że tak nagle zaproponował wspólne wyjście. Pędem przemierzałam ulice, aby dotrzeć w pobliże mojego domu. Po drodze zatelefonowałam do Lysa, który zadeklarował się przyjść w moje okolice. Robiło się coraz chłodniej, nie mogłam jednak tak po prostu wejść do domu, zmienić kurtki na cieplejszą i wyjść. Rodzice na pewno nie pozwolili by mi już wyjść i to o tak późnej godzinie. Tym bardziej, że było już bardzo ciemno. Na szczęście myślą, że nadal siedzę u Kastiela. Włożyłam słuchawki w uszy, a ręce wepchałam do kieszeni od mojej skórzanej kurtki. Chodziłam w tę i we w tę, aż w końcu ujrzałam zbliżającą się sylwetkę. Mój przyzwyczajony już wszędobylskiej ciemności wzrok, zweryfikował że to białowłosy. Momentalnie poczułam jakieś dziwne uczucie w sercu i szybko schowałam słuchawki wraz z telefonem do mojej torby.
-Witam ponownie. - zaśmiał się chłopak. Wyglądało na to, że był w bardzo dobrym humorze.
-Cześć. - uśmiechnęłam się nieśmiało. Chłopak wyciągnął ramię w moją stronę, nakazując mi tym samym bym chwyciła go pod rękę. Przez dłuższą chwilę panowała zupełna cisza. Czułam, że jak dalej tak będzie, to chyba ucieknę w krzaki jak przestraszony zając. Na całe szczęście Lysander przerwał tę niezręczną ciszę.
-Pewnie zastanawiasz się dlaczego chciałem się z tobą zobaczyć. - jego ton głosu był jak zwykle spokojny i kojący dla uszu.
-Nie ukrywam, że trochę mnie to zdziwiło.
-Chciałbym wyjaśnić ci parę rzeczy.
-Tak? - nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Dodatkowo zimno przeszywało moje ciało, wprawiając je w lekkie drgawki. Przeszkadzało mi to w skupianiu się na tym, co mówił do mnie chłopak. Z resztą już sama jego obecność nadal wprawiała mnie w zakłopotanie.
-Sytuacja na moich urodzinach...
-Tak wiem, była bardzo...
-Niezręczna?
-Dokładnie tak.
-Jednak niepokoi mnie pewien fakt.
-To znaczy?
-Dlaczego od razu się nie wycofałaś?
-No wiesz, byłam mocno pijana i w ogóle. - cholera, mogłam nie godzić się na to spotkanie. Znowu czułam motylki w brzuchu.
-Przepraszam, nie powinienem o to pytać. - nagle się zmieszał.
-Nie szkodzi, ale teraz to ja mam pewne pytanie.
-O co chodzi? - stanęliśmy na chwilę w miejscu. Oprócz nas nie było tam nikogo innego.
-Jakiś czas temu dostałam kwiaty. Były od ciebie? - chyba oszalałam, na prawdę go o to zapytałam.
-Głupio by mi było teraz nie wyznać ci prawdy, więc tak. Były ode mnie.
-Ale dlaczego...nie rozumiem. - pokręciłam głową.
-Wiem, że rozmawialiśmy o tym i wszystko zostało już wyjaśnione. Jednak wtedy...trochę mijałem się z prawdą.
-Jak to mijałeś się z prawdą? Co chcesz przez to powiedzieć? - trzęsłam się coraz bardziej, nie wiedziałam czy to z zimna, czy może jednak z paniki.
-Kłamałem.
-J-jak to?
-Chodźbym bardzo chciał, nie potrafię oszukać nawet samego siebie.
-Lys...
-Nie mogę przestać o tobie myśleć. Myśl, że nie mogę być z tobą doprowadza mnie do obłędu. - mówiąc to patrzył mi prosto w oczy. Bałam się uciekać od niego wzrokiem, jednak patrzenie prosto w jego różnobarwne oczy było jeszcze gorsze.
-Ja...nie wiem co mam powiedzieć.
-Musiałem ci to powiedzieć, nie wytrzymałbym tego dłużej.
-Rozumiem...
-Nie chcę niszczyć twojego związku z Kastielem, ani mojej relacji z nim. Jednak to jest silniejsze ode mnie. - mówiąc to spostrzegł, że jest mi bardzo zimno – Zimno ci?
-Tylko troszeczkę. - odparłam cicho. Czułam, że jeśli stamtąd zaraz nie zniknę to chyba oszaleję.
-Przecież widzę. - chłopak bez zastanowienia zdjął swój płaszcz i okrył nim mnie. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Wokół głucha cisza, tylko ja i on. Chłodny wiatr lekko mierzwił nasze włosy.

Lysander jedną dłonią delikatnie odgarnął kosmyk moich włosów z twarzy. Stałam jak wryta w ziemię. Ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Chłopak ujął mój podbródek w dłoń i niepewnie zaczął zbliżać swoją twarz w kierunku mojej. Powinnam odsunąć się od niego jak najprędzej, ale coś nie pozwalało mi tego zrobić. Czy podświadomie tego właśnie chcę? Poczułam usta białowłosego na swoich. Pocałunek nie był długi, ale za to bardzo czuły.  


 Z perspektywy innej osoby wyglądałoby to za pewne na scenę z jakiegoś filmu. Jednak to nie był film, a rzeczywistość. Lysander na prawdę to zrobił, pocałował mnie, a ja nie wygłosiłam nawet najmniejszego sprzeciwu. Przecież to nie jego kocham. Z drugiej strony nie mogę powiedzieć, że jest mi całkowicie obojętny. Chłopak oddalając twarz ode mnie, przyglądał mi się wyczekująco. Teraz tylko jeden plan siedział mi w głowie. Wiać stamtąd jak najszybciej. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Zwinnym ruchem zdjęłam płaszcz i oddałam go Lysowi, po czym bez słowa pobiegłam w stronę domu. Odwróciłam się tylko raz i tak jak myślałam nadal patrzył w moją stronę trzymając w rękach płaszcz. Ogarnęła mnie niesamowita panika. Co ja najlepszego zrobiłam? Co my zrobiliśmy? Tyle razy było tak blisko...aż w końcu się stało. To czego tak bardzo się bałam, a jednocześnie to czego nieświadomie chciałam. Chciałam cofnąć czas, albo uszczypnąć się by obudzić się w swoim łóżku stwierdzając z ulgą, że był to jedynie sen. Tak się jednak nie stało. Wbiegłam do domu i nawet nie zdejmując butów pognałam do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i drżącymi dłońmi wybrałam numer do Rozalii. W między czasie starałam się uspokoić oddech.
-Co jest? - odebrała.
-Roza, stało się chyba coś jeszcze gorszego niż ten cholerny wypadek.
-Że co?! O co chodzi?! - zaczęła panikować.
-Ja nie wiem co mam teraz zrobić. Ja się zabiję...
-Nie mów tak nawet! Opowiedz wszystko od początku. Co się stało.
-Lysander poprosił mnie o spotkanie. Powiedział, że nie może przestać o mnie myśleć.
-Co on znowu najlepszego wyrabia...-załamała się. - Przecież rozmawiałam z nim o tym...
-To jeszcze nie jest najgorsze.
-Jak to?
-Pocałował mnie. - ledwo przeszło mi to przez gardło.
-Co?! - po krzyku złotookiej w słuchawkę nastała chwila ciszy.
-R-Roza jesteś?
-Chyba tak. Lara...ale jak to. Ty i Lysander?
-Tak wyszło...
-Ale nie sprzeciwiłaś się, cokolwiek zrobiłaś?
-Właśnie sęk w tym, że nie zrobiłam nic by temu zapobiec.
-To znaczy, że też tego chciałaś?
-Ja...nie wiem no. Niby tak niby nie.
-Skoro nie jesteś pewna, to on dalej przez ten cały czas musiał siedzieć ci w głowie.
-Też mi się tak wydaje...ale dlaczego...co ja zrobiłam... - byłam bliska rozpłakania się na dobre.
-Spokojnie, nie płacz tylko. Posłuchaj, uważam że to tak czy siak musiało kiedyś nastąpić.
-Dlaczego tak myślisz?
-Lysander jest w tobie zakochany, ty najprawdopodobniej nadal jesteś nim lekko zauroczona. To była tylko kwestia czasu nim zacznie o ciebie zabiegać coraz śmielej.
-Masz rację, ale to nie zmienia faktu, że przecież jestem teraz z Kastielem i zależy mi na nim.
-Wiem doskonale, że ci zależy. To złe co teraz powiem, ale Kas pod żadnym pozorem nie może się o tym dowiedzieć.
-Nie chcę go okłamywać, ale nie chcę też sobie wyobrażać tego co byłoby gdyby to się wydało.
-Sama widzisz, innego wyjścia nie ma. Będę ci pomagała spokojnie. Spróbuję porozmawiać jeszcze raz z Lysem.
-Dziękuję Roza, jesteś najlepsza.
-Przyjaciółki są od tego by sobie pomagać.
-Mam wrażenie, że to ty cały czas pomagasz mi, a ja nie mam jak ci się nawet za to odwdzięczyć.
-Kiedyś na pewno nadarzy się okazja. Teraz o to się nie martw. Spróbuj pójść spać i nie myśleć o tym wszystkim. W razie czego dzwoń.
-Dobra, postaram się.
-Dobranoc Larcia.
-Dobranoc. - rozłączyłam się. Wzięłam głęboki wdech i wstałam z łóżka ,by zdjąć z siebie ubrania. Przebrałam się w piżamę i wręcz padłam na łóżko.

[Lysander]

Spacerowałem jeszcze długi czas ciemnymi ulicami miasta. Rozmyślałem nad wszystkim co się stało. To wszystko moja wina. Nie potrafiłem jednak dłużej się temu opierać. Kastiel nas zabije, jeżeli się o tym dowie. Dlaczego to zrobiłem, przecież teraz wszystko może legnąć w gruzach... Jednak będąc przy Larze, nie potrafiłem tego powstrzymać. Już od tak dawna chciałem poczuć słodki smak jej ust i jej bliskość. Na samo wspomnienie pocałunku rozpływałem się. Boję się jednak co będzie jutro w szkole. Uciekła...nie powiedziała nic a nic.

[Rozalia]

Strasznie nie spodobało mi się to co opowiedziała mi Lara. Wybiło mnie to z rytmu życia. Tak bardzo się nią przejmuję. Obawiam się, że kolejna rozmowa z Lysandrem nie ma po prostu sensu. Co mam mu powiedzieć? Żeby usunął się w cień? I tak zrobi to, co będzie uważał za słuszne. Co mu się do cholery stało. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. Co gorsze musi ukrywać to przed swoim najlepszym przyjacielem. Nie wiem co teraz z tym wszystkim będzie. Obydwoje z Larą narobili sobie tylko pieprzonych kłopotów. Skoro już się pocałowali to nie mogą przecież na drugi dzień udawać, że nic się nie wydarzyło! Co robić...co robić...

[Kastiel]

Ze snu wyrwał mnie głos Davida, który rozmawiał z kimś przez telefon. Ten szczyl nie potrafi nawet uszanować tego, że mam prawo uciąć sobie drzemkę. Nie miałem zwyczajnie siły na wszczynanie kolejnej awantury, co było do mnie niepodobne. Chwyciłem swoją komórkę i odczytałem dwa zaległe sms'y. Były od mamy. Co ona musiała przeżywać gdy się o tym wszystkim dowiedziała. Całe życie sprawiam jej jakieś problemy. Czy ona kiedyś w ogóle była ze mnie dumna? Ja już dawno ukatrupiłbym takiego syna jak ja. Dziwnym trafem stwierdziłem, że chyba tęsknię za szkołą. Oglądanie tych niekoniecznie lubianych facjat, było przynajmniej ciekawsze niż leżenie tutaj bezczynnie. Ciekawe co robi teraz Lara, powinna już spać. Nie chcę żeby aż tak się mną przejmowała, nie wyjdzie jej to na dobre. Chciałbym, żeby znowu przyszła ale przecież nie zadzwonię do niej o tak późnej godzinie. No cóż muszę czekać do jutra. Najchętniej sam bym się już stąd wypisał. Nie czuję się tak bardzo źle, jak na osobę po tak poważnym wypadku. Spostrzegłem, że mój sąsiad skończył rozmawiać i znów poszedł spać. W pewnym momencie ja także poczułem, że moje powieki stają się coraz cięższe. Nagle usłyszałem jak do sali wchodzi pielęgniarka.
-Jeśli nie jesteś bardzo zmęczony, ktoś chciałby cię jeszcze teraz odwiedzić. - oznajmiła z uśmiechem. Zaraz za nią stanęła jakaś osoba. Z początku zamglonym wzrokiem nie mogłem rozpoznać kto to może być. Po chwili jednak wszystko stało się jasne. W pierwszej chwili myślałem, że ktoś robi sobie ze mnie po prostu jakieś żarty. Jednak powoli docierało do mnie, że nie są to żarty czy też przewidzenia. Nie mogłem w to uwierzyć.  

piątek, 25 marca 2016

Rozdział XXVII

***
Hej hej! Dziękuję Wam bardzo, stuknęło już ponad 18 tysięcy wyświetleń! Dziękuję także za wszystkie komentarze. Widać, że z niecierpliwością czekacie na ciąg dalszy, co bardzo mnie cieszy :D Dzięki Wam tak ciepło mi na serduszku ^^ Nie przedłużając, zapraszam do czytania.

***

[Kastiel]

Obudziłem się. Powoli otwierając oczy, przyzwyczajałem wzrok do jasno świecących w pomieszczeniu żarówek. Rozejrzałem się na tyle ile mogłem. Tak, tego się obawiałem. Jestem w szpitalu. Czyli jednak miałem wypadek. Czy to oznacza jednak, że wyścig nie został rozstzygnięty? Drugi raz tego powtarzał nie będę, na pewno nie w taką pogodę. Poczułem, że coś uwiera mnie w dłoni. Tym czymś okazała się być mała kartka. Niedbale ją rozwinąłem i zacząłem czytać wiadomość w niej zawartą:
"Kastiel, tak mi przykro przez to wszystko co się wydarzyło. To nie tak miało wyglądać. Słuchaj...Jake jest tylko moim przyrodnim bratem! Przez to, że nas wtedy razem zobaczyłeś...wiem co mogłeś pomyśleć. Wiedz jednak to, że nigdy bym ci nie zrobiła czegoś tak podłego i to jeszcze za twoimi plecami. Bardzo się o ciebie martwiłam...będę się martwić dopóki nie wyjdziesz ze szpitala. Odwiedzę cię jak najszybciej to będzie możliwe. Kocham cię.
P.S. Wiem, że być może nie chciałbyś teraz o tym sobie przypominać, ale Amanda zostawiła dla ciebie pluszaka. Ona na prawdę chce żebyś ją zaakceptował..."
Cholera...czyli to jednak pomyłka? Co za ulga...jak mogłem nawet pomyśleć o tym, że Lara...eh. Byłem taki głupi. W dodatku muszę ją w końcu przeprosić za moje zachowanie. Nie zasłużyła na to bym tak ją wtedy potraktował. Miała rację, zachowałem się jak rowydrzony bachor, któremu coś nie pasuje.
-Śpiąca królewna w końcu się obudziła. - nagle z moich przemyśleń wyrwał mnie czyiś głos. Dopiero w tym momencie spostrzegłem, że nie jestem na sali sam.
-David?! - nie wierzę...musieli położyć nas razem?
-Bingo geniuszu. - zaklaskał w dłonie.
-Nie wkurwiaj mnie, dobrze wiesz, że obydwoje jesteśmy tutaj przez ciebie. - syknąłem.
-Trzeba było najpierw nauczyć się jeździć idioto.
-I kto to mówi! To ty pierwszy straciłeś panowanie! - miałem ochotę wstać i udusić go gołymi rękami.
-Zdarza się nawet najlepszym.
-Tak, pogrążaj się dalej.
-Zamknij się.
-Ty się zamknij.
-Mam do ciebie wstać?! - David uniósł się na łokciach.
-Dawaj, frajerze.
-Jak mnie nazwałeś?
-Frajer. Mogę podać ci jeszcze więcej synonimów. O ile w ogóle wiesz co to synonim. - uśmiechnąłem się wrednie.
-Nosz kurwa mać! - rozwścieczyłem go na tyle, że aż krzyknął. Hałas jaki narobił prędko przyniósł do nas pielęgniarkę.
-Proszę w tej chwili się uspokoić! Widzę, że wraca pan do zdrowia. - podeszła do Davida,a ten zrezygnowany przewrócił oczami i ułożył głowę z powrotem na poduszce.
-Dlaczego zostaliśmy położeni na jednej sali? - zapytałem.
-Szpital to nie hotel, nie można wybierać sobie sal, poza tym oboje jesteście po wypadku.
-Świetnie... - ułożyłem się wygodniej na łóżku, dalej ściskając w dłoni kartkę od Lary.
-Gdybyście czegoś potrzebowali, naciśnijcie ten przycisk. -wskazała na mały biały przycisk obok łóżka po czym wyszła.
-Niezła. - odezwał się David.
-Co?
-No pielęgniarka.
-Czy ja wiem.
-A no tak, ty masz już swoją suczkę. - powiedział wrednie. Doskonale wiedział jak mnie wpieklić.
-Nie używaj tego słowa, określając moją dziewczynę. - podniosłem ton.
-Dobra zluzuj majty Kas. Widzę, że przez ten czas bardzo się zmieniłeś. Baby tobą owładnęły. Dawniej nie byłeś taki wrażliwy na słowa.
-To co było dawniej mnie nie interesuje.
-Szkoda, ale przyznaj nieźle ci się z nami bujało.
-Przestań chociaż na chwilę pieprzyć.
-Co? Prawda w oczy kole? Przyznaj w końcu, że wróciłbyś do czasów gdzie piliśmy razem do upadłego, dzieliliśmy się trawką i wyszukiwaliśmy coraz to lepszych panienek.
-Nigdy, nigdy nie chciałbym znów przeżywać tego samego. Z perspektywy czasu nie wiem, jak mogłem w ogóle się z tobą zadawać.
-Tymi słowami próbujesz jedynie wmówić sobie, że tego nie chcesz.
-Nic sobie nie wmawiam, ułożyłem sobie życie na nowo. Nie potrzebuję kumplować się z takim debilem jak ty.
-Cóż...twój wybór. Jeśli jednak chciałbyś odnowić starą znajomość to po prostu powiedz.
-Tak nagle z powrotem chcesz bym do ciebie dołączył?
-Mimo wszystko, Kas jesteś równy gość po prostu nie odnalazłeś jeszcze drogi, którą chcesz iść.
-Nawet jeśli, to za cholerę nie chciałbym iść tą samą drogą co ty.
-Jeszcze się przekonamy. - odwrócił się w drugą stronę i zasnął.

[Lara]

Po prostu świetnie, znowu za późno wyszłam z domu. Czy ja chociaż raz mogłabym nie biec do szkoły? Przez mój pośpiech prawie potrącił mnie rowerzysta. Miałam także wrażenie, że nie zabrałam ze sobą połowy rzeczy, które są w szkole niezbędne. Wbiegłam w końcu do szkoły i od razu ruszyłam w stronę mojej szafki. Prędko powiesiłam kurtkę na wieszaku i zabierając torbę z podłogi pognałam pod klasę gdzie mam mieć teraz lekcję. Wolałabym nie spóźnić się na lekcję u pani Delanay. Na szczęście zdążyłam w samą porę nim jeszcze zdążyła zamknąć drzwi. Wzrokiem odszukałam Rozalii, która promiennie uśmiechnęła się na mój widok. Jak co dzień usiadłam obok niej w ławce. Lekcja się rozpoczęła, więc jak to mamy w zwyczaju zaczęłyśmy szeptać.
-Jak się czujesz? - zapytała białowłosa bacznie mi się przyglądając.
-Nie najlepiej...nadal bardzo martwię się o Kasa.
-To całkowicie normalne, też bym się denerwowała. Słuchaj, ale wszystko z nim w porządku. Pewnie teraz już się obudził i o tobie myśli. - uśmiechnęła się.
-Zostawiłam mu kartkę i wyjaśniłam na niej całą sytuację.
-Bardzo dobrze, że o tym pomyślałaś. Przynajmniej nie będzie się musiał martwić!
-Cisza! Chcesz podejść do odpowiedzi młoda damo? - Rozalia widocznie rozwścieczyła nauczycielkę.
-N-nie proszę pani.
-Jeszcze raz usłyszę, że rozmawiacie to obydwu postawię jedynki!
-Przepraszamy...-powiedziałyśmy równocześnie. Do końca lekcji nie pisnęłyśmy już ani słówka. Postanowiłyśmy więc dokończyć rozmowę na przerwie. Kiedy zadzwonił dzwonek, jako jedne z pierwszych wybyłyśmy z sali, unikając pogardliwego spojrzenia pani Delanay. Znalazłyśmy wolną ławkę wśród tłumu uczniów i kontynuowałyśmy rozmowę.
-Wracając do tematu- zaczęła Rozalia – mam coś dla ciebie!
-O, co takiego? - zapytałam, a dziewczyna wyciągnęła z torby reklamówkę.
-Ta dam! - złotooka sprezentowała mi piękną, czarno niebieską sukienkę.
-Wow! Roza, jest prześliczna.
-Wiem i jest dla ciebie.
-Nie no nie mogę tego przyjąć.
-Dlaczego? Przecież to prezent.
-Tak bez okazji?
-Prezent od przyjaciółki, która chce pocieszyć drugą przyjaciółkę! - wepchnęła mi ubranie do rąk.
-Haha, no dobrze. Dziękuję ci. - przytuliłyśmy się.
-Nie ma za co. Od razu po szkole masz ją przymierzyć!
-No dobrze już dobrze.
-Idziesz dzisiaj do Kastiela? - zapytała szukając czegoś w swojej torbie.
-Tak, tylko najpierw muszę powiedzieć o całym zajściu rodzicom.
-No co ty! Nic nie mów! Przecież jak dowiedzą się, że twój chłopak szaleje na motocyklu i o mały włos nie umarł, to zakażą ci się z nim widywać!
-Roza, chyba za dużo filmów się naoglądałaś. - zaśmiałam się.
-Wcale nie. Zaufaj mi. Mówiłaś, że twój ojciec go nie znosi, pomyślałaś co będzie jak mu o tym powiesz?
-Słuchaj, po prostu powiem im że miał wypadek. Nie muszę przecież wgłębiać się w szczegóły.
-No w sumie racja...ale to nie zmienia faktu, że ja bym wcale nie mówiła.
-Dobra, nieważne. Raz się żyje.
-I to jest dobre podejście. - zaśmiała się białowłosa.
-Denerwuję się...
-Czym?
-Spotkaniem z Kastielem...
-Ale dlaczego?
-Jak się ostatnio rozstawaliśmy to...sama wiesz. Byliśmy pokłóceni i w ogóle.
-Skoro zostawiłaś mu kartkę, to na pewno ją przeczytał i wszystko sobie poukładał w całość. Spokojnie, on na pewno teraz też martwi się co ma ci powiedzieć.
-Pewnie masz rację, dzięki Roza. - ponownie się uściskałyśmy.
-Zaraz dzwonek, chodźmy już. - złotooka pociągnęła mnie za rękę i razem podążałyśmy w stronę sali od angielskiego.

****

Lekcje minęły dosyć szybko. Pożegnałam się z Rozalią i od razu popędziłam do domu. Musiałam powiedzieć rodzicom o całym zajściu i mieć to już z głowy. Wtargnęłam do domu i ledwo łapiąc oddech wysapałam:
-Słuchajcie, jest sprawa. - oparłam się o ścianę.
-Jaka? - zapytała mama nakładając obiad.
-Kastiel on...miał wczoraj wypadek i leży w szpitalu.
-Co?! - powiedzieli równocześnie.
-Ten chłopak jest skrajnie nieodpowiedzialny!
-Tato daj skończyć! To nie była jego wina, pijany kierowca w niego wjechał. - skłamałam, ale musiałam to zrobić bo być może słowa Rozalii okazałyby się racją.
-Mój Boże, biedny chłopak. - mama usiadła na krześle i wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać.
-Ale wszystko z nim w porządku, po prostu musi jeszcze trochę zostać na obserwacji.
-Na całe szczęście, że nic mu się nie stało. - mama odetchnęła z ulgą.
-Idę go zaraz odwiedzić.
-Pewnie, nawet musisz! Pozdrowisz go ode mnie i od taty. - uśmiechnęła się promiennie.
-Dobrze, pozdrowię.- zabrałam się za pałaszowanie przyrządzonego przez mamę obiadu. Posiłek mijał w ciszy, przerywanej jedynie krótkimi komentarzami raz taty raz mamy. Kiedy skończyłam podziękowałam za posiłek i wstałam od stołu, zanosząc talerz do zlewu. Pobiegłam do pokoju, aby się przebrać. W głowie układałam sobie, to co mam powiedzieć czerwonowłosemu. Stres narastał. Właściwie sama nie wiem dlaczego. Rozalia ma rację, czym ja się stresuję? Chociaż nie zaprzeczę temu, że nadal w obecności Kastiela czuję się lekko skrępowana. Odrzucając od siebie te myśli, pożegnałam się z rodzicami i ruszyłam w stronę szpitala. Po drodze zadzwoniłam do Kim i opowiedziałam jej o całej sytuacji. Ciemnoskóra nie była wtajemniczona gdyż była bardzo chora i rodzice urządzili jej w domu izolatkę. Na całe szczęście poinformowała mnie, że za kilka dni pojawi się w szkole. Życzyłam jej powrotu do zdrowia i rozłączyłąm się. Włożyłam słuchawki do uszu i zatopiłam się w świecie muzyki. Byłam tak rozkojarzona, że w końcu w kogoś uderzyłam. Uderzona przeze mnie osoba, pogubiła wszystkie kartki, które trzymała. Z wielkim zakłopotaniem od razu rzuciłam się do pomocy przy ich zbieraniu. Było już dosyć ciemno, więc nie spostrzegłam na początku kim jest spotkana przeze mnie osoba.
-Przepraszam ja nie...- podniosłam wzrok na towarzysza naprzeciw mnie – Lysander? - nie kryłam zdumienia.

-Lara, nie spodziewałem się, że cię teraz spotkam. - lekko się uśmiechnął.


-Na prawdę jeszcze raz cię przepraszam, na pewno nic przeze mnie nie zgubiłeś? - zaczęłam rozglądać się czy w pobliżu nie leży jeszcze jakaś kartka.
-Nic się nie stało, spokojnie wszystko mam. Idziesz do Kastiela? - zapytał.
-Tak, a ty co tutaj robisz?
-Akurat byłem u niego.
-Już się obudził?
-Tak, humorki też mu już powróciły. - oboje zaczęliśmy się śmiać.
-To chyba nie pozostaje mi nic innego jak iść go zobaczyć.
-Cały czas o tobie mówił.
-Na prawdę?
-Tak, ma wyrzuty sumienia o waszą kłótnię.
-Muszę to z nim wyjaśnić.
-Racja, im szybciej tym lepiej. Mam pytanie.
-Tak?
-Miałabyś może chwilę czasu spotkać się dziś wieczorem?
-Chyba nie mam planów...a coś się stało? - jego propozycja zaskoczyła mnie tak bardzo, że od razu moja twarz przybrała barwę buraka. Dobrze, że było już ciemno i nie mógł tego dojrzeć.
-Nie, nie. Po prostu chciałem pogadać, to wszystko. Jeżeli nie możesz...
-Nie no, mogę. To napiszę do ciebie jak wyjdę od Kastiela, okej?
-Dobrze. To do zobaczenia. - uśmiechnął się serdecznie i odszedł w swoją stronę.
-Do zobaczenia...-szepnęłam pod nosem i ruszyłam ponownie w stronę szpitala. Gdy już przekroczyłam próg budynku, zapytałam się czy czerwonowłosy leży na tej samej sali co wczoraj. Poinformowano mnie, że został przeniesiony. Podziękowałam za uzyskaną informację i ruszyłam w poszukiwaniu sali o numerze 106. Przemierzając długie korytarze w końcu ją odnalazłam. Wzięłam głęboki wdech i niepewnie uchyliłam drzwi od sali. Ujrzałam czerwoną czuprynę mojego chłopaka, który widząc, że ktoś wchodzi do pomieszczenia skierował wzrok z moją stronę.
-Lara?
-Kastiel...- zamknęłam za sobą drzwi i podbiegłam do niego. Przytuliłam go, jednak zrobiłam to bardzo delikatnie.
-Widzę, że się stęskniłaś mała. - na jego twarz wkradł się ten sam buntowniczy uśmiech co zawsze. Tak jak mówił Lys, wszystko już z nim w porządku.
-Nawet nie wiesz jak. - spojrzałam mu w oczy.
-Przeczytałem wiadomość od ciebie.
-I?
-I chciałem cię przeprosić, zachowałem się wtedy jak kompletny debil.
-Nie, nie przepraszaj. Nie wracajmy już do tego.
-Nie, Lara. Nie powinienem był się tak unosić, jesteś dla mnie...-zatrzymał się na moment – bardzo ważna i nie chcę cię stracić.
-Ja też nie chciałabym stracić ciebie. - położyłam dłoń na jego policzku, nasze usta były coraz bliżej. Gdy już niemalże doszło do pocałunku, przerwano nam.
-No no, gołąbeczki. - odezwał się głos z tyłu.
-David, zamknij ten parszywy...
-Kas, nie warto. - chwyciłam jego dłoń i uśmiechnęłam się.
-Racja.
-Miałem rację, baby tobą zawładnęły. - zaśmiał się chłopak.
-Wolę to, niż żeby zawładnęło mną to samo, co tobą. - David na słowa buntownika tylko przewrócił oczami i ponownie odpłynął.