niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział XIV

Do domu wracałam bardzo zestresowana. Że też dyrektorka musiała wymyślić akurat zawody sportowe. Dla mnie wf z chłopakami to duży problem bo czuję się ogromnie skrępowana. A zawody? Gdzie będzie nas oglądała cała szkoła? Na samą myśl skręca mnie w żołądku. Jedyny plus to to,że nie będzie lekcji...chociaż biorąc pod uwagę tę sytuację chyba wolałabym jednak siedzieć w ławce i słuchać bezsensownego gadania nauczycieli. Trudno, nie jestem w stanie wpłynąć na decyzję dyrektorki. W domu odmówiłam jedzenia obiadu gdyż zwyczajnie byłam nie w sosie. Sięgnęłam po słuchawki i pamiętnik. Włączyłam jakąś muzykę po czym chwyciłam długopis. Zaczęłam pisać o ostatnich wydarzeniach. Wpisywanie czegoś od czasu do czasu do pamiętnika bardzo mnie odprężało. W pewnym momencie po prostu zaczęłam płakać. Łzy kapały prosto na kartki pamiętnika. Czemu? Sama nie wiem. Może to przez smutną piosenkę, która akurat leciała? Po chwili łzy zaczęły płynąć intensywniej. Rzuciłam długopisem o podłogę. Tak na prawdę znów chodziło o Lysandra. Dalej nie potrafię wyprzeć z siebie tego uczucia, co gorsze nie jestem do końca pewna o co mi chodzi. Nie wyobrażam sobie teraz życia bez Kastiela, jednak Lys...co w nim jest? Dlaczego mimo wszystko coś do siebie nawzajem czujemy? To chore. Nie wytrzymam tego dłużej. Tak cholernie ciężko ukrywać mi to przed Kastielem a jeszcze gorzej udawać przed białowłosym że wszystko jest w porządku. Nawet już nie mam ochoty pisać do Rozalii czy Kim. Mam wrażenie, że mają ciekawsze zajęcia niż wysłuchiwanie moich problemów. Zaczęłam się też zastanawiać czy przeniesienie mnie do tej akurat szkoły było dobrą decyzją. Nie poznałabym Kastiela a co za tym idzie Lysandra. Czasem chciałabym żeby wszystko było jak dawniej. Tak bardzo chciałam mieć w końcu chłopaka. No i mam. Lecz moje szczęście nie trwało tak długo. Jestem zawieszona pomiędzy dwoma światami. Utknęłam, nie mam dokąd iść, ani jak uciec.

****
Następnego dnia niechętnie wstałam do szkoły. Bardziej niechętnie niż zwykle. Nie zjadłam nawet śniadania, po prostu ubrałam się i wyszłam. Po drodze byłam tak rozkojarzona, że o mało co nie potrąciło mnie auto. Otarcie się o śmierć z samego rana uważam za zaliczone. Przekraczając próg szkoły zaczęłam wzrokiem szukać Rozy lub kogoś innego z klasy. Po chwili Kim i białowłosa zaszły mnie od tyłu i przestraszyły.
-Chcecie żebym na zawał zeszła?!- krzyknęłam kładąc dłoń w miejscu serca.
-Oj no Larka, luz. - szturchnęła mnie Kim.
-Taa luz. Gdzie mamy iść? Na salę gimnastyczną?- spytałam.
-Nie, na razie mamy iść do klas żeby wylosować osoby na zawody. Reszta ma kibicować.- powiedziała z podekscytowaniem białowłosa.
-L-losowanie..?- moje przerażenie osiągnęło apogeum.
-Mam nadzieję, że mnie nie wylosują bo nie zamierzam się pocić ani nic z tych rzeczy.- czarnowłosa ewidentnie nie chciała uczestniczyć w zawodach. Chwilę porozmawiałyśmy gdy nagle zadzwonił dzwonek. Wszyscy zeszli się do klas. Akurat mieliśmy lekcje w sali z trzyosobowymi ławkami, dlatego ja i dziewczyny usiadłyśmy razem. Nasza wychowawczyni wyjęła woreczek z karteczkami. Wytłumaczyła nam uprzednio, że są trzy rodzaje kartek. Skoro mamy wytypować drużynę powinien być: jeden lider, czterech zawodników, reszta to kibice. Nauczycielka zaczęła chodzić po klasie i każdy losował kartkę. Modliłam się żebym była w gronie kibiców. Zbliżała się moja kolej. Wyciągnęłam rękę w stronę woreczka. Wyciągnęłam jeden świstek. Rozłożyłam kartkeczkę: "Zawodnik". No po prostu świetnie. Czy tylko ja mam takie szczęście? Ze wszystkich 30 osób w klasie akurat ja musiałam znaleźć się w gronie tych czterech "wybrańców". Rozalia także wylosowała zawodnika, co mnie bardzo pocieszyło. Kim była kibicem tak jak chciała. Szczęściara. Po zakończeniu losowania wychowawczyni usiadła za biurkiem i kazała wstawać następującym osobom.
-Proszę o wstanie osobę, która wylosowała "lidera" grupy.- wszyscy z ciekawością przyglądali się kto wstanie. Ku zdziwieniu wszystkich, z krzesła podniósł się Lysander. Nie wierzę. Moje przerażające wizje się sprawdziły. Będę w drużynie z Lysem. Spalę się ze wstydu. Mam ochotę zapaść się pod ziemię.
-Spokojnie, wszystko będzie w porządku. Siedzę w tym z tobą. -Roza widząc moją reakcję złapała mnie za rękę i uśmiechnęła się życzliwie.
-O-okej...-zaczęłam się mimowolnie trząść. Taki stres z powodu bycia w drużynie z białowłosym? Jestem ciekawa co będzie dalej...
-Proszę o wstanie osób, które wylosowały "zawodnika".- no nic, tak jak Roza i inne osoby musiałam wstać. Wraz z nami wstali Kastiel i Armin. Ulżyło mi widząc obrażoną minę Kastiela. Towarzystwo Armina również mi pasowało, w końcu jest jednym z moich przyjaciół. Można by powiedzieć, że ich obecność rekompensowała mi stres z wiadomego powodu.
-A więc reszta klasy będzie kibicowała dzisiaj wybranej drużynie. Życzę wam powodzenia. Teraz drużyny mogą udać się na salę gimnastyczną żeby się rozgrzać.- jak kazała tak zrobiliśmy. Ja, Lys, Kastiel, Roza i Armin wyszliśmy z sali i udaliśmy się do sali gimnastycznej.
-Och, wspaniale kolejna drużyna. Idźcie się przebrać do szatni. -powiedział organizator.
-Jak to? Inne szatnie są zajęte?- Roza spanikowała.
-Że co?!- również zaczęłam się denerwować.
-Musimy przebrać się wszyscy w jednej szatni.- powiedział spokojnie Lysander.
-Świetnie...-powiedziałam zrezygnowanym głosem. Weszliśmy do szatni, ja z Rozą poszłam w jeden róg pomieszczenia a chłopcy byli w rogu po drugiej stronie. Spokojnie o czymś rozmawiali zaczynając się przebierać. Za to my z Rozalią byłyśmy nieco skrępowane. Gdy zdjęłam koszulkę Rozalii najzwyczajniej w świecie odbiło.
-Co to jest?! Przecież to jest kompletnie niedopasowane! -zaczęła ciągnąć mnie za stanik.
-Co? Roza! Ała!- chłopcy w jednym momencie odwrócili się słysząc nasze krzyki. Jednak gdy zobaczyli że mam bluzki natychmiast się odwrócili. Lysander zrobił się cały czerwony. Armin dostał wytrzeszczu oczu a Kastiel odchrząknął i zaśmiał się pod nosem.
-Roza przegięłaś, to nie jest odpowiednie miejsce na takie rozmowy.- szepnęłam.
-Jak nie teraz to kiedy? Nie możesz tak wyglądać. Nie ma zmiłuj po zawodach zabieram cię na shopping moja droga.-zagroziła mi palcem.
-Dobra no dobra.
-Możemy się odwrócić? -zapytał Armin.
-Tak, już tak.- odpowiedziałam. Teraz to już kompetnie nie miałam odwagi nawet spojrzeć na Lysa.Widziałam tylko diabelski uśmieszek Kastiela i to jak lustrował mnie od góry do dołu.
-Seksownie wyglądasz w stroju gimnastycznym. -czerwonowłosy objął mnie w talii.
-Ekhem, aniołeczki już czas! - białowłosa migiem wyszła z szatni. Widać była pełna energii. Przynajmniej ona się cieszyła.
-Dokończymy później. Wiesz co mi się należy jak wygramy prawda? - puścił mi oczko.
-Kastiel serio nie mam ochoty na twoje zboczenia.- odparłam. Lysander lekko się zaśmiał.
-No i co się śmiejesz. -zdenerwował się Kas.
-Oj przyjacielu-kolorowooki pokiwał głową i serdecznie się do niego uśmiechnął.
-Pff. -wszyscy ruszyliśmy na salę. Powitał nas tłum ludzi i przygotowujące się drużyny z innych klas. Kim i reszta machała nam z trybun.
-Prosimy wszystkie drużyny o rozgrzewkę! -usłyszeliśmy z głośnika. Zaczęliśmy się rozciągać i przygotowywać. Wkrótce zademonstrowano nam pierwszą konkurencję. Sztafeta. Na szczęście nie było to nic trudnego. Bałam się raczej rzeczy typu przewrót w przód.
-Słuchajcie-zaczął Lys- musimy się dobrze ustawić, najszybsze osoby niech idą na początek. Proponuję by było to ustawienie: Kastiel, ja, Armin, Lara, Rozalia.
-Świetny pomysł. -powiedział Armin.
-Damy radę! -powiedziała radośnie Roza. Wszyscy zawodnicy ustawili się na liniach startowych. Pierwszym osobom podano charakterystyczne dla sztafety pałeczki. Po chwili rozbrzmiał głos prowadzącego. Wszyscy ruszyli jak burza. Nie miałam pojęcia, że Kastiel biega aż tak szybko. Po chwili zaczął się do nas zbliżać. Lysander jako drugi w kolejce podszedł już kawałek dalej i wysunął rękę by przejąć pałeczkę.
-Dawaj!- krzyknął podając białowłosemu pałeczkę. Lysander również bardzo szybko biegał. Zaskoczeniem nie tylko dla mnie ale chyba dla całej szkoły było zobaczyć go w stroju sportowym i do tego biegnącego. Po chwili pałeczkę przejął Armin. Powoli nadchodziła moja kolej. Wszyscy krzyczęli i piszczeli wspierając swoje drużyny. Hałas był niesamowity. W tle puszczono jeszcze muzykę.
-Dasz radę.- szepnęła mi do ucha Roza i przybiłyśmy piątkę.
-Żebyś nóg nie zgubiła. -zaśmiał się Kas.
-Ha ha bardzo zabawne.-To ten moment. Zaczęłam biec jak najszybciej potrafiłam. Faktycznie myślałam, że zaraz zgubię gdzieś nogi. Nie przejmowałam się wtedy wzrokiem innych. Po prostu wyłączyłam się i biegłam ile sił.
-Roza!-krzyknęłam dobiegając do dziewczyny. Bezproblemowo przejęła ode mnie pałeczkę i pobiegła dalej. Ja przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. Gdy Roza dobiegła z powrotem okazało się, że wygraliśmy pierwszą konkurencję! Wszyscy zaczęliśmy przybijać żółwiki i piątki. Nasza klasa na widowni oszalała z radości. Zawody trwały dalej. Następne konkurencje nie poszły nam wcale gorzej. Zdecydowanie byliśmy lepsi od innych drużyn. Po ostatniej konkurencji wręcz padaliśmy na twarz. Mieliśmy piętnastominutową przerwę zanim ogłoszą kto wygrał. Nagroda była nie byle jaka bo była to wycieczka. Weszliśmy wszyscy do szatni i jak zwierzęta rzuciliśmy się na wodę. Białowłosa wypiła całą swoją butelkę ale było jej jeszcze za mało. Lysander wypił trochę i odłożył swoją butelkę na bok. Zaczęła na niego patrzeć błagalnym wzrokiem.
-Coś się stało?- zapytał Lys.
-Mogę się napić twojej wody?
-To niehigieniczne.- zrobił zniesmaczoną minę.
-Oj Lysiek no!
-No dobrze, proszę. -podał jej butelkę, przy tym spojrzał na mnie. Ja szybko odwróciłam wzrok.
-Dzięki!- wypiła resztę i rzuciła butelką, na szczęście pustą bo trafiła Lysa prosto w czoło.
-Rozalio.- pokiwał głową masując czoło.
-Przepraszam! Ciesz się, że była pusta! -zaśmiała się.
-Roza to nie było śmieszne, a jakbyś wybiła mu oko?- powiedziałam spoglądając na Lysa.
-Oj no dobrze, przepraszam Lysiu. -podeszła do niego i pogłaskała go po głowie.
-Nie szkodzi. -dziwnie na nią spojrzał przez co białowłosa chichocząc zabrała rękę z jego włosów. Traktowali się jak rodzeństwo. To słodkie. Po przerwie wszyscy ponownie zebraliśmy się na sali gimnastycznej. Ogłoszono wyniki. Najwięcej punktów uzyskała nasza drużyna! Na sali rozległy się okrzyki radości a nasza klasa poderwała się z trybun i podbiegła do nas. Wszyscy przytulali się i z zachwytem dotykali pucharu, który udało nam się zdobyć. Jedynymi osobami, które nie podeszły były oczywiście trzy siksy. Amber, Charlotte oraz Li siedziały obrażone na swoich miejscach. Amber bacznie przyglądała się czy aby nikt nie zbliża się do Kastiela. W końcu one jedyne nie wiedzą, że ja i Kastiel jesteśmy razem. Dlatego też musieliśmy się przy nich nieźle pilnować. Nawet uścisk mógł być odebrany jako podejrzany gest. Po klasowym wybuchu radości, wszyscy udaliśmy się z powrotem to klas. Nasza wychowawczyni była z nas dumna jak nigdy. Gdy się uspokoiliśmy zabrała głos.
-Przede wszystkim chciałabym wam serdecznie pogratulować. Jak chcecie to potraficie. Otrzymałam od dyrekcji szczegóły na temat wygranej. Jak już pewnie wiecie jest to jednodniowa wycieczka. Jedziemy na biwak!- po tych słowach wszyscy zaczęli szeptać, niektórzy byli zadowoleni inni zaś nie. Oczywiście pomysł z biwakiem nie spodobał się trzem klasowym żmijom.
-Nie chcę spędzać całego dnia na świeżym powietrzu! Moja fryzura się zepsuje!- zaczęła Amber.
-A gdzie my niby mamy się tam umyć? Nie będę chodziła brudna!- zawtórowała jej Li.
-Dziewczęta proszę o spokój!- zdenerwowała się lekko nauczycielka.- Jeżeli nie chcecie jechać musicie odpracować ten czas w szkole.- na te słowa trójca się uciszyła.
-A kiedy odbędzie się ten biwak?- zapytała Iris.
-Za dwa dni, także proszę na jutro przynieść zgody od waszych rodziców. Alexy, rozdaj proszę te zgody.- chłopak posłusznie wykonał polecenie nauczycielki.
-Akurat twoja mama jest w domu to podpisze ci tę zgodę.- powiedziałam do zamyślonego Kasa.
-Sam bym sobie podpisał, tak jak wszystko.
-Co jest? Jesteś zły?
-Nie.
-Jasne.-odparłam na co ten odwrócił wzrok i spoglądał na to co dzieje się za oknem. O co mu chodzi? Przecież nic nie zrobiłam, obraził się? Moja radość z wygranej nagle minęła. Bardziej zaczęłam się przejmować humorami Kastiela niż moimi własnymi problemami. Po lekcji wszyscy rozeszliśmy się do domu. Kastiel nawet się z nikim nie pożegnał tylko od razu pognał do domu. Jego zachowanie było co najmniej dziwne. W każdym razie ja również poszłam do domu, przed tym Roza zaczepiła mnie i powiedziała, żebym nie martwiła się czerwonowłosego, przejdzie mu.
Oczywiście, chciałabym się nie przejmować ale nigdy się tak nie zachowywał. Po przekroczeniu progu domu od razu dałam mamie zgodę do podpisania.
-Wycieczka?- spytała biorąc długopis.
-Tak, wygraliśmy dzisiejsze zawody.
-To świetnie! I widzisz nie potrzebnie się tak stresowałaś.
-Mamo..mogę cię o coś spytać?
-Pewnie córciu co się stało? Coś z Kastielem?-oczywiście trafiła w dziesiątkę.
-Nie, nie...to znaczy...w sumie to tak.
-W czym rzecz?
-Nie wiem, po zawodach do nikogo się nie odzywał i wyszedł zły ze szkoły. Nie pożegnał się nawet ze mną.
-Rozumiem.
-Co mam zrobić? A jeżeli jest na mnie zły? Jak zrobiłam coś nie tak?
-Lara przestań panikować. Przede wszystkim daj mu troszkę czasu, przejdzie mu. Odezwie się jeszcze dzisiaj, mówię ci. Może potrzebuje chwili spokoju.
-No może.- wstałam z kanapy- idę do pokoju. -powiedziałam smętnie i wzięłam podpisaną przez mamę zgodę. Z wielką niechęcią zasiadłam do odrabiania lekcji. Nie mogłam się skupić. Moje myśli krążyły wokół Kastiela. Nagle dostałam sms'a. Kastiel? Nie..nie to nie jego numer. To Lysander! "Wyjdź przed dom, proszę" Rzuciłam wszystko i biegiem wyleciałam przed dom.
-Lysander?
-Witaj, chciałem z tobą pilnie porozmawiać. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
-Nie, nie spokojnie. Mów co się dzieje.-czułam jak uczucie motylków w brzuchu znacznie się zwiększa.
-Otóż, chciałbym ci coś powiedzieć. Nie wiem jak ale...muszę.
-Tak?- miałam ochotę z tamtąd uciec.
-Laro, ja...-nie zdąrzył dokończyć gdyż z daleka zawołał nas nie kto inny jak Kastiel. Nie byłoby to nic dziwnego gdyby nie to, że...był kompletnie pijany.
-Ooohoo a co ty tu robisz przyjacielu?- wybełkotał.
-Kastiel? Jesteś pijany.- stwierdziłam z przerażeniem.
-Nie zgadzam się z tym! Jaaa...-wskazał na siebie palcem-jestem, jestem...aaa pierdolę idę po piwo jeszcze.
-Kastiel.-Lysander złapał go za ramiona.- Jesteś pijany, odprowadzimy cię z Larą do domu.
-Nie eee! Nie tak łatwo to będzie!
-Kastiel co się stało?-spytałam, byłam przerażona. Napił się? Sam?
-Twoje zdrowie piłem! O!-odpowiedział lekko się zawracając. Dziwnie się zaśmiał.
-Nie pieprz głupot wracamy do domu.- spojrzałam na Lysandra. Oboje wzięliśmy chłopaka pod rękę i prowadziliśmy go ciemnymi już ulicami. O dziwno posłusznie z nami szedł. Odprowadziliśmy go prosto pod dom. Jego mamy nie było? Na szczęście w kieszeni Kasa znalazłam klucze. Zaprowadziliśmy go prosto do łóżka. Prawie od razu usnął, był wręcz nieprzytomny.
-Lysander możesz iść, zostanę z nim.
-Dobrze, pilnuj go, dawno nie widziałem go w takim stanie. -zmartwił się.
-Spokojnie , jest w dobrych rękach.- uśmiechnęłam się. Uścisnęliśmy się na pożegnanie, jednakże był to inny uścisk niż zwykle. Bardziej czuły? A może tylko mi się wydaje? Gdy białowłosy wyszedł, zatelefonowałam do mamy, że zostaję na noc u koleżanki. W życiu nie pozwoliłaby mi nocować u Kasa. Położyłam się obok niego na łóżku. Patrzyłam na jego spokojną, spiącą twarz. Jego oddech był równy,cichy. Odgarnęłam kosmyki czerwonych włosów aby w pełni odkryć jego twarz. Pogładziłam jego policzek.

-Czyś ty zwariował?-szepnęłam. Nakryłam go kołdrą. Sama położyłam się obok. Napisałam sms'a do dziewczyn o tym co się stało. Co chciał mi powiedzieć Lysander? Może chciał przyznać się do tego, że to on wysłał mi te kwiaty? Dlaczego Kastiel szedł pijany środkiem ulicy? Nie wiem. Mam nadzieję, że uda mi się dokończyć rozmowę z kolorowookim a Kastiel od razu po przebudzeniu opowie mi co się z nim dzieje. Martwię się, tak bardzo się martwię...


sobota, 14 listopada 2015

Rozdział XIII

Chłopak nie miał wątpliwości. To był on. Jego ojciec. Najbardziej znienawidzona przez niego osoba na świecie. Nic nie warty śmieć który zostawił jego i matkę samych. Miał przed oczami dzień, w którym ojciec od nich odszedł. Miał wtedy zaledwie pięć lat. Maleńki, wówczas czarnowłosy jeszcze Kastiel wesoło bawił się na podwórku z kolegami. Beztroską zabawę przerwała kłótnia rodziców dająca się słyszeć z okna. Malec pobiegł czym prędzej do domu sprawdzić dlaczego rodzice tak hałasują. W progu wyminął go ojciec, który nawet na niego nie spojrzał. Matka płakała skulona w rogu pokoju. Nigdy przenigdy nie zapomni tego widoku. Podszedł wtedy do zrozpaczonej kobiety. Przytuliła go i płakali razem. Wtedy w nim coś pękło, coś umarło. Z bolesnych wspomnień wyrwał go głos ojca.
-Synu..
-Nie nazywaj mnie tak. - syknął czerwonowłosy zaciskając pięści.
-Tyle czasu cię szukałem, proszę pozwól mi wszystko wyjaśnić.- powiedział spokojnym i zarazem lekko błagalnym tonem mężczyzna.
-Nie masz czego wyjaśniać. Zostawiłeś nas. Mnie i matkę. Potraktowałeś jak zużyte zabawki. Odszedłeś bez słowa wyjaśnienia. Masz czelność tu jeszcze wracać?
-Kastiel błagam pozwól mi zobaczyć się z mamą, ty też mnie wysłuchaj.
-Myślisz że błaganie coś ci da frajerze? Nie pozwolę ci znowu skrzywdzić matki. Powiem raz ale porządnie. Spierdalaj stąd jeśli ci życie miłe.
-Chłopcze przeginasz. Jestem twoim ojcem. Jak ty się do mnie odnosisz?
-Ojcem? Dobry żart.- buntownik zaśmiał się tylko i włożył ręce w kieszenie. Ruszył przed siebie wymijając ojca z pogardą.
-Zaczekaj!- mężczyzna zdążył tylko krzyknąć. Kastiel niestety szybko zniknął mu z pola widzenia. Chłopak biegł przez chwilę by mieć pewność, że zgubił mężczyznę. Na całe szczęście udało mu się. Był już prawie pod samymi drzwiami swego domu. Nerwowo wyciągnął klucze i przekręcił zamek. Gdy już był w środku upewnił się czy na pewno zamknął drzwi. Oparł się o ścianę i osunął się po niej w dół chowając twarz w dłoniach.
-Co tu się do kurwy nędzy dzieje?- zapytał sam siebie. Nim się spostrzegł przy jego boku już był jego ukochany towarzysz. Demon. Taki pies jak ten to prawdziwy skarb. Chłopak wstał i pogłaskał czworonoga. Ten radośnie zamerdał ogonem. Zmęczony całym dniem położył się do łóżka. Nie mógł jednak zasnąć nerwowo rozmyślając o tym co go spotkało.


****
Niedługo po tym jak Kastiel wyszedł z mojego łóżka, czego oczywiście nie czułam, obudziłam się.
Spojrzałam na puste miejsce obok. Na poduszkę. Chwyciłam ją. Czułam jeszcze na niej subtelną woń perfum chłopaka. Przytuliłam poduszkę mocno do siebie.
-Kas...-szepnęłam mocniej przytulając poduszkę. Wzrok miałam skierowany na okno przez które wyszedł. Nie wiedzieć czemu czułam, że coś jest nie tak. Jakby stało się coś niewiarygodnego. Zaczęłam także martwić się czy Kastiel dotarł bezpiecznie do domu. Jednak po chwili zmęczenie znowu dało się we znaki i ponownie odpłynęłam.

****

-Halo?- odebrałam telefon który mnie obudził.
-Lara, musisz do mnie przyjść. Teraz. Wyjaśnię ci wszystko później.- niespokojny głos mojego chłopaka dał mi do zrozumienia, że to coś na prawdę poważnego. Było jeszcze stosunkowo wcześnie rano. Rodzice już w pracy a ja za jakiś czas powinnam szykować się do szkoły. Zamiast tego szybko chwyciłam ubrania, które miałam pod ręką i wyleciałam z domu jak oparzona w kierunku domu chłopaka. Całą drogę biegłam odgarniając włosy, które co chwilę zasłaniały mi oczy. Kiedy dotarłam na miejsce czerwonowłosy od razu otworzył mi drzwi. Usiedliśmy w jego pokoju.
-Mów co się stało!- powiedziałam jeszcze zdyszana i z paniką w oczach.
-Kiedy wracałem od ciebie..-przełknął głośno ślinę- spotkałem mojego ojca.
-Coo...- miałam wrażenie, że szczęka zaraz opadnie mi na podłogę.- Ale jak to? Co mówił? Czego chciał?
-Chciał się tłumaczyć, spotkać się z mamą. Myślał, że to będzie takie proste. Nie ułatwię mu tego za żadne skarby.
-Całkowicie cię rozumiem, a gdzie on teraz jest?
-Właśnie to jest najgorsze, że nie mam bladego pojęcia.
-Cholera. Przecież nie możesz się teraz ukrywać cały czas w domu. Musisz zadzwonić do swojej mamy i to szybko.
-Nie chcę jej denerwować, ciężko pracuje.
-Kas, tu chodzi też o jej bezpieczeństwo. Musisz powiedzieć. Teraz.- spojrzałam na niego poważnym wzrokiem.
-No dobra już dobra, zadzwonię.- wziął do ręki swój telefon. Po chwili już rozmawiał z mamą. Wyszłam z jego pokoju żeby nie zawadzać przy rozmowie. W między czasie postanowiłam zrobić nam śniadanie. W końcu było wcześnie rano a Kastiel na pewno był głodny. Po dziesięciu minutach wszystko było gotowe. Czerwonowłosy akurat skończył rozmawiać i wszedł do kuchni.
-I co?
-Wszystko jej powiedziałem. Najwcześniej jutro tu przyjedzie i będziemy myśleć razem co z tym zrobić. Generalnie jest w niemałym szoku tak jak i ja.
-To zrozumiałe. Pomogę ci jak tylko będę mogła.- przytuliłam go.
-Dzięki, skarbie.- przytulił mnie mocniej. Po raz pierwszy z taką czułością się do mnie odezwał. To było takie cudowne. Staliśmy tak chwilę ciesząc się sobą.
-Herbata nam stygnie. -odezwałam się w końcu.
-Zrobiłaś śniadanie? No no, kuchareczka. - rozczochrał mi włosy. I tak było mi wszystko jedno bo nie zdążyłam ich nawet uczesać.
-Chciałam cię troszkę pocieszyć.
-Wystarczy, że przyszłaś. - uśmiechnął się szczerze. Jednak nie był to do końca wesoły uśmiech.

****

Tego samego dnia w szkole Kastiel rozmawiał o całej sytuacji z Lysandrem. Rada od najbliższego przyjaciela zawsze się przyda. Jednak podczas rozmowy Lysander nie do końca był obecy tu duszą gdyż po raz kolejny zgubił gdzieś swój notatnik. Ja i Kim przechadzałyśmy się wokół fontanny na dziedzińcu. Nieopodal ujrzałam jakiś mały czarny zeszyt. Oczywiście. Notatnik Lysa. Przeprosiłam Kim na chwilę i pobiegłam mu go oddać. Akurat stał z Kastielem przy szafkach.
-Musisz bardziej na niego uważać.- zaśmiałam się oddając Lysowi notatnik.
-Oh, tu jest. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. Dziękuję.
-Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się a moje policzki lekko się zaróżowiły.
-Moja mama będzie dzisiaj w domu. Zapraszała cię. -powiedział Kastiel opierając się o szafkę.
-To bardzo miłe, na pewno przyjdę.- nie zdążyłam więcej powiedzieć bo z daleka usłyszłam jak woła mnie Kim.- Muszę iść, do zobaczenia!- rzuciłam w stronę chłopaków i pobiegłam do dziewczyny.
-No no, widzę,że ktoś tu się podlizuje do Lysandra co? -uniosła jedną brew.
-Co? Nie prawda, po prostu jak zwykle znalazłam jego notatnik. Nie moja wina, że sam wpada w moje ręce.
-Mhm, oczywiście. Lara ja to widzę, Roza też. Wcale nie przestałaś o nim myśleć. Dalej coś jest na rzeczy.
-Nawet jeśli, mam przecież chłopaka. Lysander i ja jesteśmy przyjaciółmi.
-Przecież wiemy co ci powiedział. Nie jesteś mu obojętna.
-To nic nie zmienia. Jestem z Kastielem i on jest dla mnie najważniejszy.
-Widzę, ale jak ty i Lysander będziecie tak grali, że wszystko jest dobrze to ty się wykończysz.
-Co na to poradzę. Zauroczenie minie. Póki co nie jest tak źle. -mówiąc to czułam, że okłamywałam samą siebie. Nie jest dobrze.
-Faceci to same problemy.- westchnęła czarnowłosa.
-Niestety muszę przyznać ci rację.
-Gdzie Roza?- dziewczyna rozejrzała się dookoła.
-Mówiła, że urywa się z lekcji. Chce spotkać się z Leo.
-To już nie mogła poczekać? Zostały dwie godziny.
-Wiesz jaka jest Rozalia.
-No w sumie.- obydwie zaczęłyśmy podążać w stronę szkoły słysząc dzwonek na lekcje. Przed klasą porozmawiałam jeszcze chwilę z Kastielem i Lysandrem. Kim stała obok mnie i podejrzliwym wzrokiem obserwowała moje zachowanie. Gdy spojrzałam na nią pokiwała tylko głową w geście zrezygnowania. Lekcje minęły dosyć szybko. Zaraz po nich pożegnałam się z Kim i poszłam do domy przyszykować się na wyjście do Kastiela. W końcu będzie tam jego mama. Zdenerwowanie zaczęło narastać gdy zbliżała się już pora to wyjścia. Nie znałam jego mamy, nie wiedziałam czy mnie polubi. Starałam się uspokoić. Niedługo potem znalazłam się już pod domem chłopaka.
-Chodź, mama już jest. -powiedział Kas. Zaprowadził mnie za rękę do salonu gdzie na kanapie siedziała jego mama pijąc kawę.
-Dzień dobry. -odezwałam się niepewnie i lekko się uśmiechnęłam. Kobieta wstała i odłożyła kawę na stolik.
-Dzień dobry słonko. To jest ta Lara o której tyle mi opowiadałeś?- jak na pierwsze wrażenie była bardzo sympatyczna. Do tego widać duże podobieństwo w wyglądzie między nią a czerwonowłosym. Mogę stwierdzić, że to bardzo ładna i zadbana kobieta.
-Mamo...-zmieszał się trochę buntownik.
-Oj Kassi. -kobieta lekko szturchnęła chłopaka. -Jestem Judie, mama Kastiela. - wyciągnęła rękę w moją stronę.
-Miło mi panią poznać.- odpowiedziałam również podając jej rękę.
-Mnie także. Chodź usiądziesz z nami. Zrobię ci herbatę. -zaproponowała.
-Nie chciałabym przeszkadzać.
-Ależ skąd, proszę.-usiedliśmy wszyscy przy stole. Pani Judie położyła przed nami duży talerz z ciastem. Po chwili przyniosła też obiecaną herbatę.
-Dziękuję. -przysunęłam filiżankę do siebie. Kobieta usiadla naprzeciw nas.
-Jak długo się znacie? -zaczęła.
-Od początku roku szkolnego.-odpowiedziałam.
-Mój syn bywa zapewne nieznośny czyż nie?-zaśmiała się. Spojrzałam na Kastiela, nie był zadowolony z pytań mamy.
-Czy ja wiem. Może trochę. -stuknęłam go lekko w ramię, na co on tylko pokręcił głową z tym swoim szatańskim uśmieszkiem. Następne pół godziny spędziliśmy na rozmowie. Wbrew temu co na początku myślałam było bardzo miło. Później pani Judie w końcu pozwoliła nam iść do pokoju.
-Masz świetną mamę.- powiedziałam.
-Tak sądzisz?
-Mhm.
-Mogła przynajmniej pominąć kilka upokarzających faktów z mojego dzieciństwa. -usiadł obrażony.
-Oj daj spokój-wybuchłam śmiechem- to słodkie.
-Dla dziewczyn słodkie są na prawdę dziwne rzeczy, nie rozumiem was.
-Byłeś taki słodziutki jak byłeś mały! -znów się śmiałam wspominając zdjęcia które mama chłopaka mi pokazywała.
-A teraz?- wyszczerzył się.
-To chyba załatwi sprawę.- w ramach odpowiedzi dałam mu całusa.
-Tylko tyle?
-Kastiel. -skarciłam go spojrzeniem.
-No dobra już dobra. Właśnie, jest sprawa.
-Jaka?
-Lysander ma urodziny za tydzień. Myślałem nad imprezą.
-To chyba nie w jego stylu co?
-Nie będzie miał nic do gadania. Nie dowie się aż do ostaniej chwili.
-Czyli niespodzianka?
-Coś takiego.
-Super! -klasnęłam w ręce. - Na pewno się ucieszy.
-A gdzie to zorganizujemy?
-W mieszkaniu Lysa. Leo ma do niego zapasowe klucze także będziemy mogli wszystko przygotować.
-Świetnie. Nie mogę się doczekać.- chwilę jeszcze rozmawialiśmy o przyszłej imprezie. Dochodziła godzina wieczorem więc zaczęłam się zbierać do domu.
-Już idziesz?
-Tak, mama ostatnio czepiała się, że w ogóle nie ma mnie w domu.
-Odprowadzę cię.
-Nie trzeba.
-Trzeba. -bez słowa założył swoją kurtkę i żegnając się z mamą chłopaka wyszliśmy na zewnątrz.
Gdy odeszliśmy kawałek dalej wyjąl z kieszeni paczkę papierosów.- Chcesz?
-No dobra.- wyciągnęłam jednego.
-Niegrzeczna dziewczynka. - objął mnie w talii.
-Pff.- przekręciłam oczami. Po kilku buchach trochę zakręciło mi się w głowie. -Łoo!- prawie potknęłam się o własne nogi.
-Niezłego pilota masz widzę.- zaczął się śmiać.
-Po prostu dawno nie paliłam.
-Taaa. Wskakuj bo wleczesz się jak żółw.- kazał mi wskoczyć na swoje plecy.
-Chcesz mnie nieść?
-Czemu nie.
-Okej.- sprawnie wskoczyłam na jego plecy i ruszyliśmy dalej.
-Nie duś mnie. -zaczął po chwili narzekać na moje ręce które oplotłam wokół jego szyi.
-To jak mam się trzymać?
-Dobra i tak już jesteśmy blisko.- powiedział. W końcu postawił mnie na ziemi prosto przed moim domem.
-Dzięki. -zarzuciłam mu ręce na szyję. Buntownik nic nie odpowiedział tylko mnie pocałował. Usłyszałam, że ktoś podchodzi do drzwi i zaczyna przekręcać klucze. -Mm!-jęknęłam żeby Kastiel się ode mnie oderwał. Zrobił to w takim momencie, że otwierający drzwi tata na szczęście nie widział co zaszło. Kastiel oznajmił, że odprowadził mnie do domu i pożegnał się grzecznie z moim tatą. Mama powiedziała, że ktoś przysłał mi kwiaty i karteczkę. Kwiaty? Karteczkę? Zdziwiona poszłam do siebie. Faktycznie na biórku leżały kwiaty z przyczepioną do nich kartką. Kwiaty były przepiękne, białe róże. Zaś na kartce widniał bardzo romantyczny wiersz. Od kogo to może być? Zaczęłam się zastanawiać. Pierwszą osobą, o której pomyślałam był Lysander. Przecież wyjaśniliśmy sobie wszystko. Coś takiego doprowadziłoby do niezłej afery. Zadzwoniłam do Kastiela. Powiedział, że nie przysyłał mi niczego. Trochę się zdenerwował, że ktoś do mnie podbija. Zatelefonowałam też do Kim i Rozy. Kim od razu wypaliła, że to pewnie od Lysandra. Nie chce mi się w to wierzyć. Może powinnam z nim o tym porozmawiać?

****
Następnego dnia w szkole czułam się strasznie nieswojo. Dziewczyny cały czas dotrzymywały mi towarzystwa. Miałam wrażenie, że każda osoba którą mijam wie kto wysłał mi te kwiaty. Za każdym razem gdy gdzieś w oddali widziałam Lysandra, sprytnie go wymijałam. Na przedostatniej lekcji cała szkoła została poproszona o pójście na salę gimnastyczną. Dyrektorka przekazła nam informację, że jutro odbędą się zawody sporotwe i mamy wybrać po kilka osób z każdej klasy. Na sali zaczęło się robić zamieszanie bo każdy był podekscytowany.
-Czegoś bardziej debilnego nie mogli wymyślić. -stwierdził Kastiel.
-Oj nie przesadzaj, chyba lepsze to niż lekcje. -odpowiedziałam.
-To i to jest beznadziejne. -przewrócił oczami.
-A temu jak zwykle nic nie pasuje.- wtrąciła Roza.
-Może być zabawnie.- powiedział Alexy.
-Taa..-szczególnie zabawnie będzie jak wytypują mnie i Lysandra i znajdziemy się w jednej drużynie. Zapowiada się na prawdę ciekawie.