czwartek, 23 czerwca 2016

Rozdział XXXI

Hej! Przepraszam jeszcze raz za tak długi brak rozdziału, ale w końcu się udało. Co do ważniejszej sprawy, czyli do tytułu bloga - bardzo mi się podobała większość z Waszych propozycji, ale ostatecznie sama wpadłam na pewien pomysł. Siedziałam sobie przeglądając moje "ulubione" filmy na youtube i natrafiłam na piosenkę Leann Rimes - Right kind of wrong. I ten właśnie tytuł idealnie pasuje mi do tego opowiadania. Jak myślicie, może być? Ogólnie w związku z tym, że jutro zakończenie roku szkolnego, to życzę Wam wspaniałych wakacji! Miłego czytania :D 



Jake wyszedł już z mieszkania, a ja oddawałam się jednej z mych ulubionych czynności tj kąpieli.
Była to doskonała okazja by przemyśleć to, co powinnam powiedzieć jutro Kastielowi. Najprościej byłoby zrzucić wszystko na Lysandra, ale nie potrafiłabym być w stosunku do niego tak chamska. Chciałabym mieć to wszystko już za sobą, albo najlepiej nie przeżywać tego wcale. Po prostu wejdę tam i powiem jak było. Obawiam się, że ze stresu albo stamtąd zwieję, albo nie pisnę o tym ani słowa. Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos mojej mamy, która wołała mnie z sąsiedniego pomieszczenia.
-Zaraz wyjdę! - odkrzyknęłam i ostrożnym krokiem wyszłam z wanny. Owinęłam się miękkim ręcznikiem i wyjęłam korek z wanny. Zamaszyście otworzyłam drzwi od łazienki i opuściłam pomieszczenie.
-Koleżanka do ciebie! - powtórzyła rodzicielka. Rozalia? Po co miałaby tak nagle przychodzić? W dodatku bez zapowiedzi. Dziwne...Prędko zrzuciłam z siebie ręcznik i otuliłam się szlafrokiem, rozczesałam mokre włosy i wyszłam na spotkanie mojego niespodziewanego gościa. Byłam niemalże w stu procentach przekonana, że moim oczom ukaże się Roza lub Kim. Jednak widok osoby, która właśnie przede mną stała i to w moim własnym domu sprawił, że ugięły się pode mną nogi.Szatynka, podarde spodnie, roznegliżowana bluzka, tatuaż. Debra. Dziewczyna stała opierając się o jedną ze ścian, uśmiechając się sztucznie. Widocznie chciała stworzyć pozory "dobrej koleżanki" przed moją mamą. Byłam z początku w takim szoku, że nie mogłam z siebie wydusić chociażby zwykłego "hej". Tak naprawdę nie widziałam nawet powodu, by w ogóle jakoś się z nią witać. Chciałam po prostu, żeby opuściła moje domostwo jak najprędzej. Czułam, jakby do mojego domu wszedł najgorszy wróg. I tak właśnie było, bo inaczej tej dziewczyny nie mogę określić.
-Cześć Lara. - wypaliła w końcu po dłuższej chwili niezręcznej ciszy.
-Cześć...- odparłam niepewnie krzyżując ręce na piersi.
-To ja was zostawiam dziewczynki. - mama wesoło opuściła korytarz zostawiając mnie z Debrą sam na sam.
-Pewnie zastanawiasz się po co tu przyszłam. - zaczęła szatynka.
-Nie ukrywam, że tak. Skąd w ogóle wiesz gdzie mieszkam? - byłam przerażona faktem, że ma o mnie takie informacje.
-To moja tajemnica.
-Aha...-kompletnie zdębiałam, z każdą chwilą bardziej brakowało mi języka w gębie.
-Dobra, ale do rzeczy. Chciałam ci tylko powiedzieć, żebyś dała sobie spokój z Kastielem. - jej wypowiedź kompletnie zbiła mnie z tropu.
-Co proszę? - zmarszczyłam brwi.
-Po prostu odpuść. To tylko kwestia czasu, by przypomniał sobie jak bardzo za mną tęskni.
-Chyba oszalałaś, to lepiej ty odczep się od mojego chłopaka.
-Słuchaj gówniaro, nie zamierzam się nawet z tobą kłócić, bo i tak wiem, że szala zwycięstwa jest zawsze po mojej stronie. - syknęła zmieniając ton głosu na bardziej poddenerwowany.
-Myślisz, że mnie zastraszysz? Jesteś żałosna, zraniłaś Kastiela, nigdy przenigdy do ciebie nie wróci.
-To się jeszcze okaże, a teraz wybacz, mam ważniejsze sprawy od ciebie. - odwróciła się na pięcie i wyszła trzaskając drzwiami.
-Szmata. - warknęłam pod nosem i wściekła wróciłam do pokoju.
-Lara wszystko w porządku? - usłyszałam głos mamy zza drzwi.
-Daj mi spokój! - wrzasnęłam czując, że zaraz ponownie wybuchnę płaczem. Usłyszałam tylko głośne westchnienie mamy i oddalające się od drzwi kroki. Zerwałam z siebie szlafrok podchądząc do komody, otworzyłam szuflady tak, że prawie wyleciały z zawiasów. Wyjęłam bluzkę i spodenki, nawet nie do końca widziałam jakie, bo napływające łzy rozmazały mi widok na świat.
Ubrałam się i usiadłam przy biurku uruchamiając laptopa. Podłączyłam do niego moje słuchawki i ustawiłam prawie maksymalną głośność. Aby dać upust targającym mną przeróżnym emocjom, włączyłam utwór Slipknot – Before I Forget. Czułam jak schodzi ze mnie cała złość, a łzy przestają dawać o sobie znać. Nabrałam powietrza w płuca po czym głośno je wypuściłam, próbując jeszcze bardziej się uspokoić. Przypomniało mi się, że w mojej 'skrytce' mam jeszcze jednego papierosa. Chcąc nie chcąc, byłam w takim nastroju, że postanowiłam po niego sięgnąć. Było już ciemno w dodatku zgasiłam światło w pokoju. Rodzice mieli pokój po drugiej stronie, dlatego nie musiałam się martwić, że zobaczą bądź wyczują dym papierosowy. Otworzyłam okno na oścież i odpaliłam fajkę. Zaciągałam się dymem, jednocześnie pilnując, by całą zawartość wydmuchiwać za okno.
Trochę mnie to uspokoiło i rozluźniło, ale jednak nie do końca. Sytuacja, która miała miejsce nie była na tyle błaha, żeby tak szybko móc o niej zapomnieć. Wypsikałam pokój dezodorantem dla większej pewności, okno zostawiłam otwarte, a sama wpełzłam pod ciepłą kołdrę. Czy ja nie mogę mieć normalnego życia? Czy wszyscy i wszystko zawsze musi mi je komplikować? Przez moment z nerwów zrobiło mi się aż niedobrze. Pomimo moich długich i męczących rozmyślań, wkrótce nawet nie wiedząc kiedy, zasnęłam.

*

[Debra]

Spacerowałam po ulicach miasta ,wpatrując się w latarnie. Było już ciemno, ale nie przeszkadzało mi to, wręcz uwielbiam mrok. W dodatku miałam co świętować, chyba...ba! Napewno udało mi się nastraszyć tę małą siksę. Teraz tylko czekać, aż sama się wykończy. Może przydałaby się jeszcze jedna wizyta tak dla upewnienia? Albo nie, niech zna mą litość. Już za niedługo Kastiel będzie znów mój, tak łatwo go zmanipulować. Biedny czerwony czerep, w sumie nawet mi go nie żal. Może kiedyś na początku, coś do niego czułam, ale potem zdałam sobie sprawę, że jest dla mnie znakomitą okazją by się wybić. W sumie powinnam mu jakoś za to podziękować, co jak co ale to on załatwił mi znajomego agenta. Gdyby tak...zaciągnąć go do łóżka? Tak, to zdecydowanie znakomity pomysł! Jestem genialna [dop.aut.- ta jasne xD]. Kiedy Lara się o tym dowie na sto procent się załamie i da nam spokój. Jednak nie mogę się tym razem bawić z Kastielem tak długo, będę musiała jakoś prędzej to zakończyć. Tym razem zostawię go...w jakiś bardziej cywilizowany sposób, o ile tak można określić zostawianie kogoś. Wykręciłam numer do Davida. Po kilku sygnałach odebrał telefon.
-Halo? - po jego głosie wywnioskowałam, że chyba go obudziłam.
-Spałeś, masz głos jakbyś wstał z trumny. - zachichotałam.
-Tak jakby, co jest? Jak sytuacja?
-Dobrze, że pytasz. Właśnie po to dzwonię.
-Och, a więc?
-Byłam u niej.
-Cholera, aż się boję spytać co było dalej. Są ranni? - zaśmiał się.
-Nie, za kogo ty mnie masz?
-No dobra zluzuj.
-Powiedziałam jej, że ma się odczepić od Kastiela i, że to tylko kwestia czasu jak on uświadomi sobie, że to ja jestem jedyną miłością jego nędznego życia. - powiedziałam z triumfem w głosie.
-Wow, mocne słowa. Co ona na to?
-Jest dość mocna w gębie, ale po oczach widziałam, że wymięka.
-Tylko żebyś nie przesadzała pamiętaj.
-Cholera David. Nie miej mnie za idiotkę. Po prostu powiedziałam jej, że ma się od niego odwalić.
-Dobra dobra, tylko mówię.
-Ty to się czasami lepiej zastanów co mówisz.
-Zapamiętam, słuchaj muszę kończyć. Kastiel zaraz wróci z kibla. - szepnął do słuchawki.
-Hah, możesz mu przekazać pozdrowienia.
-Luz, w razie co jesteśmy w kontakcie.
-Jak zawsze, na razie.
-Pa. - rozłączył się. Włożyłam telefon do kieszeni i z radością ruszyłam w kierunku swojego tymczasowego domu.

*

[Kastiel]

Przynajmniej dzisiaj mogłem wstać z tego pieprzonego łóżka. Czułem się w nim jak jakiś psychol, tyle że nie byłem przynajmniej zakuty w kaftan. Pielęgniarki odłączyły mi cewnik i wreszcie jak człowiek mogłem iść się odlać. Nigdy więcej szpitali i wypadków. Matka już zabroniła jeździć mi na tej jak ona to określiła "przeklętej maszynie", ale ja nie zamierzam odpuszczać sobie takiej przyjemności. Zrozumieją to tylko osoby, które choć raz w życiu jechały na motocyklu. Tej wolności i przyjemnego warkotu silnika nie da się doświadczyć nigdzie indziej. Rozmarzony o jeździe, nie zauważyłem, że prawie minąłbym moją salę. Może i lepiej by było, nie mam najmniejszej ochoty wracać do tego cymbała. Właśnie, czy oni nie powinni przenieść nas już na osobne sale? Przecież jesteśmy już w o niebo lepszym stanie niż wcześniej. Zważając też na to, że co chwilę nasze kłótnie przychodzą uspokajać pielęgniarki, naprawdę powinni nas rozdzielić. To jak na chemii, kiedy wlejesz wodę do kwasu, wszystko wybuchnie. Przynajmniej tyle zapamiętałem z tej nudnej szkoły. Tak właściwie biorąc pod uwagę moją pozycję, wolałbym milion razy bardziej być teraz tam niż tutaj. Nie przypuszczałbym, że mogę stęsknić się za szkołą i klasą, a jednak. Chwyciłem niechętnie za klamkę od drzwi i wszedłem na salę. Mój ''współlokator'' szczerzył się jak durny do ekranu swojego smartfona.
-I co cię tak cieszy co? - wycedziłem.
-Masz pozdrowienia od swojego koteczka.
-Koteczka?- zmarszczyłem brwi.
-Od Debry.
-Ona nie jest moim koteczkiem. - skwitowałem kładąc się z powrotem na znienawidzonym już przeze mnie łóżku.
-Czyżby? Ona twierdzi co innego.
-Bo chyba upadła na głowę, dasz z tym wreszcie spokój? - nie miałem teraz najmniejszej ochoty na jakieś głupkowate przekomarzanie się z nim.
-Uspokój się, coś taki nerwowy? A no tak to przecież ty, zapomniałem.
-Jeśli ci nie pasuje, w każdej chwili możesz stąd wyjść. Nikomu cię tu brakowało nie będzie. -wskazałem na drzwi.
-Okazja do wkurzania cię jest lepsza niż wyjście stąd.
-Dobra, w dupie cię mam. - powiedziałem zakładając słuchawki na uszy i włączając "Enter Sandman" [Metallica]

[Rozalia]

Nie mogłam w ogóle zasnąć. Czułam przez cały dzień coś dziwnego. Coś czego nigdy nie czułam. Jakby coś miało się stać, coś naprawdę okropnego. Zawsze wiedziałam, że nie warto lekceważyć takich przeczuć. Tym razem nie było inaczej. Wyskoczyłam z łóżka jak poparzona i po omacku wyszukałam komórki gdzieś na biurku. Z telefonem w ręku wpełzłam z powrotem pod ciepłą kołdrę i zatelefonowałam do Kim.
-Ocipiałaś? Jest 2 w nocy.
-Przepraszam, ale to naprawdę ważne.
-Co może być ważniejsze niż wyspanie się choć trochę do szkoły?
-Nie marudź, mam przeczucia, złe przeczucia.
-Znowu? Ty już chyba totalnie powinnaś dać sobie na luz.
-Nie, własnie nie. Słuchaj, boję się, że coś złego zdarzyło się Larze.
-A co złego mogło jej się stać?
-Nie wiem, ale na serio coś czuję.
-Przecież jest w domu, tam nic jej nie grozi.
-Niby tak, jednak chyba zaraz do niej zadzwonię.
-Roza, nie budź od razu połowy ludzi których znasz. Uspokój się.
-Nie uspokoję, zapytam się jej przynajmniej czy wszystko w porządku.
-Jak chcesz, ale pewnie też będzie zła, że budzisz ją w środku nocy.
-Zła nie zła, ja swoje sprawdzić muszę.
-Pozdrów ją ode mnie, a teraz jeśli pozwolisz...
-Dobra idź już idź, śpiąca królewno. - przewróciłam oczami.
-Tylko nie królewno! - od razu się rozbudziła.
-Haha, żartowałam przecież. Dobra nie zatrzymuję cię dłużej. Dobranoc.
-Hah, dobranoc. - rozłączyła się. Bez zastanowienia wybrałam numer do Larki. Po kilku sygnałach zazwyczaj odbierała, lecz tym razem tak się nie stało. Dzwoniłam tak trzy razy i nic. Zaczęłam się naprawdę martwić. Napisałam do niej chyba z pięć smsów i wysłałam wiadomość na facebooku. Dalej mocno zdenerwowana czekałam na jakikolwiek znak od dziewczyny. Po pół godziny siedzenia i oczekiwania, niespodziewanie ogarnęło mnie niesamowicie silne uczucie zmęczenia.

*

[Następnego dnia w szkole – Lara]

Spóźniłam się na pierwszą lekcję. Na moje nieszczęście była to lekcja z panią Delanay. Cicho zapukałam i otworzyłam drzwi do klasy.
-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie. - wybełkotałam pod nosem.
-Mówiłaś do siebie młoda damo?
-Nie, do pani. - odfuknęłam. Byłam wręcz masakrycznie niewyspana, makijaż wyszedł mi bardzo nieudolnie i nawet nie wyprasowałam sobie ubrań. W zasadzie nawet nie obchodziło mnie to, że jestem dla niej mniej miła i uprzejma niż zwykle.
-Dobrze, a więc zapraszam cię do odpowiedzi. - naburmuszona kobieta otworzyła dziennik i zaczęła coś w nim pisać. Podeszłam tylko do mojej ławki by zostawić rzeczy. Rozalia spojrzała na mnie z przerażeniem i litością zarazem. Uśmiechnęłam się do niej niemrawo, po czym smętnie ruszyłam w kierunku tablicy. Pani Delanay cały czas przeszywała mnie swoim mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.
-Proszę rozwiąż to zadanie. - podała mi podręcznik z chemii. Ze zrezygnowaniem ujęłam kredę w dłoń, zaś drugą trzymałam książkę. Wpatrywałam się tępo w zadanie, które było mi dane zrobić. Nie miałam nawet pojęcia jak mam je w ogóle zacząć. Ręce zaczęły mi się mimowolnie trząść. Cała klasa wlepiała we mnie wzrok. Po ich współczujących minach wiedziałam jak bardzo im mnie szkoda. Jedyna Amber siedziała z uśmiechem na ustach i obserwowała moją porażkę. Odłożyłam krędę i oddałam kobiecie książkę.
-Nie umiem. - powiedziałam cicho.
-Przychodzisz do mnie na lekcję spóźniona, w dodatku nieprzygotowana do zajęć. Karygodne! - zdenerwowała się. Wszyscy aż wzdrygnęli się na donośny dźwięk jej głosu.
-Proszę pani, Lara ma ostatnio gorsze dni, niech pani...- Rozalia wstała i próbowała mnie bronić.
-Gorsze dni?! Wyobrażasz sobie jakby każdy miał tak cały czas gorsze dni?! Toż to byłby kompletny chaos! - z hukiem zamknęła dziennik, w którym wpisała mi jedynkę za odpowiedź. -skoro jesteś taka wygadana to może pogawędzisz z panią dyrektor! - dodała po chwili.
-Z miłą chęcią. - białowłosa wstała ze swojego miejsca i z triumfem wyminęła nauczycielkę kierując się do gabinetu dyrektorki.
-Co się tak patrzycie? Zapisywać temat.
-A-ale pani nawet nie podała jaki jest temat... - skwitowała przerażona Viola.
-A podręcznik panienka otworzyć potrafi?
-T-tak...
-No to co to za głupie pytania! - kobieta zaczęła bazgrać coś na tablicy, a my staraliśmy się nie wyprowadzać jej już bardziej z równowagi. Rozglądałam się nieprzytomnie po klasie. Przez przypadek natknęłam się na wzrok Lysandra. Nie odwróciłam jednak wzroku, jedyne co zrobiłam to patrzyłam na niego smutno. W końcu odwróciłam głowę w kierunku okna i spędziłam resztę lekcji wpatrując się w to, co dzieje się na zewnątrz.


10 komentarzy:

  1. Nie wiem kogo bardziej nie lubie.. Debry czy te rury od chemii. Jedna i druga działa na mnie jak płachta na byka xd Bym obydwie powiesiła na pierwszym lepszym wieszaku. Biedna Lara w takiej rozsypce aż mi dziewczyny szkoda. Ale da radę ! :D

    Zazdroszczę też chce wakacje :< najlepiej wieczne!

    OdpowiedzUsuń
  2. No nareszcie naczekałam się na rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero jak przeczytałam kawałek rozdziału ocknęłam się i zrozumiałam,że to już koniec rozdziału. :( Rozdział w porządku, prawdopodobnie to początek ostrej wojny z Debrą. XD Pozdrawiam! Czekam na next! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do tytułu to według mnie super.
    Nie wiem dlaczego ale wyobrażałam sobie mamę Kasa jak wodą święconą pryska motor i krzyczy:
    -Ave szatan! Allah Akbar, odejdź duszo nieczysta! *robi bardzo dziwne pozy*
    Tata Kastiela:
    -*trzyma się za głowę*- Patologia...

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do tytułu to według mnie super.
    Nie wiem dlaczego ale wyobrażałam sobie mamę Kasa jak wodą święconą pryska motor i krzyczy:
    -Ave szatan! Allah Akbar, odejdź duszo nieczysta! *robi bardzo dziwne pozy*
    Tata Kastiela:
    -*trzyma się za głowę*- Patologia...

    OdpowiedzUsuń
  6. Autorko-sama...Kiedy next? 😻

    OdpowiedzUsuń
  7. Autorko-sama...Kiedy next? 😻

    OdpowiedzUsuń
  8. Tym czasem u Lysandra:

    Asz Keczup: Przyszedłem tutaj aby pokonać wasze Pokémony!
    Lysander: Wybacz Panie Asz ale nie jesteśmy trenerami Pokémon.
    Kastiel: Mów za siebie! Nataniel, wybieram Cię!
    Nataniel: Hę?!
    Lysander: *facepalm*

    OdpowiedzUsuń