niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział XXIX

[Kastiel]

W drzwiach stała średniego wzrostu szatynka w porwanych spodniach i wyuzdanej bluzce. Na jednym z jej ramion widniał tatuaż przedstawiający kilka motyli. Od razu ją rozpoznałem. To Debra, moja była. Gdyby nie impreza, która była jakiś czas temu u Lary, nie dowiedziałbym się jaka z niej podła suka. O wszystko obwiniałem zawsze Nataniela. Przez nią przeszedłem nie małe załamanie nerwowe, obierając sobie do tego pana gospodarza za wroga. Co ją do mnie sprowadza? W ogóle jakim cudem dowiedziała się o moim wypadku? Wypruję flaki osobie, która udzieliła jej tej informacji. Dziewczyna wolnym krokiem podchodziła do łóżka, na którym leżałem.
-Cześć. - wypaliła w końcu. Jej słodki, melodyjny głos, dawniej wprowadzał mnie w błogostan. Teraz wiem jak dobrze potrafi udawać niewinną, skrzywdzoną przez los dziewczynkę.
-Możemy porozmawiać? - dodała po chwili.
-Po co tu przyszłaś? - powiedziałem chłodno, próbując jednocześnie zabić ją wzrokiem.
-Chciałam cię zobaczyć. - usiadła obok mnie na łóżku.
-Już się napatrzyłaś? Jak tak to tam są drzwi. - wskazałem na wyjście.
-Przyszłam cię też...przeprosić. Wiesz, nigdy nie przestałam o tobie myśleć.
-A ja o tobie przestałem już dawno. Tak się składa, że zatruwałaś mój umysł.
-J-jak to? - zająknęła się. Wiedziałem, że już zaczyna swoją gierkę.
-Myślisz, że kolejny raz się na to nabiorę? Jesteś śmieszna. - pokręciłem głową w geście niedowierzania.
-Ale Kastiel...ja nadal cię kocham!
-A ja ciebie nie! Myślisz, że przeprosisz i nagle wszystko będzie jak dawniej? Dziewczyno, oszukiwałaś mnie, zdradzałaś, skłóciłaś niepotrzebnie z wieloma osobami, a po twoim odejściu całkiem się załamałem.
-Nie widziałam, że aż tak to przeżywałeś...- spojrzała na mnie współczująco. Ciekawe ilu już nabrała na coś takiego?
-Teraz już wiesz, a teraz jeśli łaska, nie pokazuj mi się już więcej na oczy.
-A-ale...
-Wynoś się! - wrzasnąłem z taką wściekłością, że jedna z elektrod o mały włos nie odczepiła się od mojego ciała. Dziewczyna posłała mi jeszcze pełne żalu spojrzenie i wyszła z pomieszczenia.
-Kurwa.- przekląłem, jednocześnie głośno wypuszczając powietrze z ust.
-Widzę, że wracasz na stare śmieci kolego. - zarechotał David.
-Chyba w twoich snach. Nie mam pojęcia co ona tu robiła. - byłem wściekły, gdyby nie te wszystkie kable przysięgam, że bym go chyba zabił.
-Debra to niezła dupa, powinieneś się nad tym dłużej zastanowić.
-Tak ci się podoba? To bierz ją. Obydwoje jesteście siebie warci. - zacisnąłem pięści.
-Z chęcią się za nią zabiorę, ale znasz mnie, długo przy jednej nie wytrzymam. - zaśmiał się.
-Tak. - odparłem chłodno po czym wziąłem w dłoń telefon. Napisałem sms'a do Lary. Po tym wszystkim co się ostatnio wydarzyło, mam wrażenie, że zbliżyliśmy się do siebie. W końcu czuję, że ktoś na prawdę mnie kocha. Hmm, wypadałoby też pomyśleć o Lysandrze. Ostatnio większość czasu spędzam z Larą, może powinienem pomóc mu kogoś ''wyhaczyć''? Musi czuć się samotny odkąd Rozalia dała mu kiedyś kosza. Dziwię się, że nie znienawidził za to wszystko swojego brata. No ale w końcu Leigh nie miał żadnego wpływu na to, że wybrała akurat jego. Nagle otrzymałem sms'a. Byłem pewien, że to od Lary, ale jednak był od numeru który nie był zapisany w moim telefonie.
"Kocham Cię". Coś mi mówiło, że autorem...a raczej autorką tego sms'a jest nie kto inny jak Debra. Tu nasuwa się kolejne pytanie. Skąd ona do cholery ma mój numer telefonu?
-David?
-Czego?
-Kontaktowałeś się ostatnio z Debrą?
-Czemu pytasz?
-Bo najpierw dziwnym trafem dowiedziała się, że jestem w szpitalu,a teraz najprawdopodobniej dostałem od niej sms'a.
-Może się kontaktowałem, może nie. - zaśmiał się bezczelnie pod nosem.
-Gadaj. - lekko podniosłem ton głosu.
-Dobra już, wyluzuj.
-Więc? - spojrzałem na chłopaka pytająco.
-Tak, dzwoniła do mnie. Pytała o ciebie, gdzie jesteś, co robisz.
-Tak nagle jej się przypomniało? - zdziwiłem się.
-Nie wiem, ale skoro tu przyszła to chyba na prawdę jej zależy.
-Chyba na kolejnym zranieniu mnie.
-Nie moja sprawa. Zamiast się zakochiwać, mógłbyś korzystać.
-Co masz na myśli.
-Kas, możesz mieć każdą laskę. Serio, chcesz się trzymać tej swojej cizi?
-Nie mów tak na nią. Wyobraź sobie, że chcę. Zamknąłbyś w końcu tę swoją jadaczkę. - zaczynałem się irytować jego zachowaniem.
-Oj Kastiel, chłopie. Życie sobie marnujesz.
-I kto to mówi. - odwróciłem się na drugi bok, by nie musieć patrzeć na jego przebrzydłą gębę i zamknąłem oczy.

*****

[Lara]

-Cholera, która godzina? - leniwie przetarłam oczy. Spojrzałam na zegarek. - 7.30?! - wrzasnęłam zrywając się z łóżka na równe nogi. Nie przebudziłam się nawet w nocy, a przecież mam w zwyczaju to robić. To wszystko musiało mnie nieźle wykończyć. Biegałam po pokoju jak oparzona. Założyłam na siebie pierwsze lepsze, względnie wyglądające ubrania, które udało mi się wyszperać z szafy. Rozczesałam zmierzwione włosy. Szybko umyłam zęby i nałożyłam trochę podkładu na twarz. Dwa pociągnięcia maskarą i byłam gotowa do szaleńczego biegu do szkoły. Cholera! Zapomniałam się spakować. Wzięłam najbardziej potrzebne mi dzisiaj zeszyty i zamykając dom pobiegłam w stronę szkoły. Co chwilę zerkałam na wyświetlacz telefonu, by kontrolować godzinę.
Po jakiś 15 minutach dotarłam pod szkołę, było już pięć minut po dzwonku. Całe szczęście, że mieliśmy teraz lekcję z panem Farazowskim, on nie powinien zdenerwować się za moje spóźnienie.
Migiem biegłam pod salę i oczywiście na moje nieszczęście na kogoś wpadłam.
-Przepraszam, niezdara ze mnie. - szybko się pozbierałam i już miałam ruszać ponownie, nie patrząc nawet na kogo wpadłam. Jednak poczułam uścisk na nadgarstku.
-Zaczekaj. - usłyszałam głos białowłosego.
-Co ty tu robisz?
-To samo co ty.
-Chodźmy bo już jesteśmy spóźnieni. - cholera co ja w ogóle wyprawiam! Zachowuję się tak jakby nic się nie stało. Moja twarz paliła, była cała czerwona, czułam to.
-Nie, porozmawiajmy. - upierał się chłopak.
-L-Lys nie wiem czy to jest dobry pomysł...- próbowałam uniknąć jego przenikliwego wzroku.
-Przepraszam.
-Słucham?
-Za tamten pocałunek. Nie powinienem. Wybaczysz mi?
-Ja...ja...
-Dzieci a co wy tu robicie, już jest dawno po dzwonku! - oburzyła się dyrektorka, która niespodziewanie przechodziła korytarzem.
-Właśnie szliśmy na lekcję proszę pani. - kolorowooki próbował załagodzić sytuację.
-Już was tu nie ma. - poszła w swoją stronę. Odetchnęliśmy z ulgą. Bez zbędnego już rozmawiania, w ciszy udaliśmy się na lekcję. Zapukaliśmy do sali i weszliśmy. Cała klasa była nieźle zdziwiona, że weszliśmy we dwoje. Rozalia spojrzała na mnie z paniką w oczach. Spojrzałam na nią i przewróciłam tylko oczami, żeby nie pomyślała sobie czegoś dziwnego. Przeprosiliśmy za spóźnienie i obydwoje zajęliśmy swoje miejsca. Usiadłam jak zwykle obok Rozy.
-No już myślałam, że coś...no wiesz. - szepnęła dziewczyna.
-Co ty zwariowałaś. - popukałam się w czoło.
-Nie moja wina, że wyglądało to podejrzanie. - zmartwiła się.
-Zaspałam, biegnąc do klasy wpadłam na Lysandra.
-Dziwne, Lys nigdy się nie spóźnił. - zamyśliła się.
-Ja tam nie wiem. - spuściłam wzrok i zaczęłam nerwowo bawić się długopisem.
-Nie możesz się tak denerwować Larka. Coś ci mówił?
-Przeprosił.
-Za?
-Za wczorajszy pocałunek.
-Rozumiem...wiesz myślę że jemu też z tym wszystkim ciężko.
-Ciężko nie ciężko, dobrze wiedział, że zrobi się z tego problem.
-Jakoś przez to przejdziemy. Razem. Dobra? - uśmiechnęła się pocieszająco.
-W porządku. - delikatnie odwzajemniłam uśmiech i starałam się skupić na lekcji.

*****

Zajęcia minęły dosyć szybko, lecz cały dzień myślałam o tym co stało się wczoraj. W szkole omijałam Lysandra jak ognia. Po ostatniej lekcji na tyle szybko zniknęłam mu z pola widzenia, że chyba już nie zdąży mnie dogonić. Postanowiłam nie wracać jeszcze do domu, tylko od razu pójść do Kastiela. Mam ochotę o wszystkim mu powiedzieć, nie chcę go okłamywać...ale nie chcę go też zranić. Tak czy siak już go ranię okłamując go. Nie wiem ile jeszcze czasu tak wytrzymam. Mam już dosyć, a to dopiero pierwszy dzień. Tak rozmyślając, nie wiedząc kiedy znalazłam się tuż obok budynku szpitala. Przemierzałam długie korytarze i schody, aż w końcu znalazłam się na odpowiednim piętrze i oddziale. Lekko uchyliłam drzwi od sali na której leżał czerwonowłosy. Spostrzegłam, że nie śpi i uśmiechnął się na mój widok. Podeszłam do jego łóżka.
-Hej skarbie, jak się czujesz? - pocałowałam chłopaka w policzek.
-Teraz wspaniale. - zaśmiał się. - Co mi dzisiaj tak słodzisz?
-A..to nic. Po prostu..z miłości. - zmieszałam się.
-Ty chyba nigdy nie przestaniesz się mnie wstydzić. - zaśmiał się.
-Wcale się nie wstydzę! - zaprotestowałam.
-Jak ty żeś się przede mną rozebrała to ja nie wiem. - uśmiechnął się buntowniczo.
-Kastiel! To jest...
-Zawstydzające? - powiedział szeptem. Odwróciłam głowę w inną stronę by na niego nie patrzeć, czułam jak robię się cała czerwona. - Dobra, już nie będę haha. - miał wyjątkowo dobry humor.
-Mam nadzieję, głupek. - szturchnęłam go lekko.
-O jezu! - wydarł się sycząc z bólu.
-Przepraszam, nie chciałam! - spanikowałam.
-Hahaha! Żartowałem!
-No bardzo zabawne. - udałam focha.
-Też się cieszę, że cię widzę. - zaśmiał się i chwycił moją dłoń.
-Co?
-Co, co.
-Dlaczego trzymasz moją rękę?
-A nie mogę?
-Możesz, pewnie.
-Nie zgadniesz kto mnie wczoraj odwiedził.
-Ojciec?
-Nie, to już mnie by nie zdziwiło.
-W takim razie kto?
-Debra. - na te słowa automatycznie zrobiło mi się słabo, aż silniej ścisnęłam dłoń buntownika.
-Wszystko okej? Zbladłaś. - zauważył chłopak.
-Nie, nie to nic. Ale jak to, odwiedziła cię?
-Najprawdopodobniej ten tam- wskazał na Davida- dał jej na mnie namiary.
-I co od ciebie chciała?
-Przepraszała mnie, zaczęła jakieś gadki o tym, że mnie kocha.
-I co ty na to? - przełknęłam głośno ślinę.
-Kazałem jej się natychmiast wynosić. Jeżeli myśli, że będzie ze mną w ten sposób pogrywać to chyba oszalała.
-Ciekawe dlaczego przyszła do ciebie akurat teraz?
-Znam ją, pewnie potrzebowała kasy albo coś w tym stylu.
-To faktycznie ma tupet.
-Mam nadzieję, że już więcej się nie odezwie. - zdenerwował się.
-Powinna sobie odpuścić skoro kazałeś jej spadać.
-To jest Debra, ona łatwo się nie podda i to jest najgorsze.
-Może jednak da sobie spokój, nie sądzisz?
-Nie wiem...dobra nie mówmy już o tym. - westchnął.
-Wiesz, bo ja chciałam ci coś powiedzieć. - zaczęłam niepewnie.
-Co jest mała? - spojrzał na mnie.
-Bo ja..ten..no...
-Kontrola! - nagle do pomieszczenia weszła pielęgniarka a tuż za nią lekarz. Ten sam, który operował Kastiela.
-Przepraszam, ale musi pani wyjść. - powiedział mężczyzna.
-Dobrze, już. -zaczęłam się zbierać.
-Zadzwonię do ciebie później. - odezwał się czerwonowłosy puszczając mi oczko.
-Okej, pa pa. - uśmiechnęłam się i ulotniłam się z sali. Po chwili wychodziłam już z budynku. Zarzucając wygodniej torbę na ramię, zaczęłam zmierzać w stronę domu. Cholera, Debra u niego była. Jeśli ona na prawdę chce go odzyskać? Boję się. W dodatku powiedział mi o niej, a przecież mógł ukryć to przede mną. Jest ze mną szczery, nie to co ja teraz w stosunku do niego. Już miałam do wszystkiego mu się przyznać, gdyby tylko nie wszedł wtedy ten lekarz...szlag by to. Nie wiem co mam teraz zrobić. Włożyłam słuchawki w uszy i zamknęłam się w swoim świecie. Nie trwało to jednak zbyt długo, piosenkę przerwał telefon. Spojrzałam na wyświetlacz: "Jake"
-Halo?
-Larka,jak dobrze cię słyszeć. - powiedział jak zwykle radosnym tonem.
-Ciebie też. Coś się stało, że dzwonisz?
-A czy musiało się coś stać?
-Nie o to mi...
-Po prostu chciałem dzisiaj do ciebie wpaść. Masz jakieś plany na dziś?
-Już teraz mam. - zaśmiałam się.
-No to git! Będę u ciebie za godzinę. Może być?
-No pewnie.
-Dobra, to w takim razie do zobaczenia.

-Pa pa. - rozłączyłam się. Może i dobrze, że przyjdzie. To dobra okazja, by opowiedzieć komuś innemu o całej sytuacji. Tym bardziej, że to chłopak. Być może doradzi mi zupełnie coś innego niż dziewczyny. Gdy dotarłam w końcu do domu, powiadomiłam rodziców o tym, że za niedługo zjawi się Jake. Niezmirnie się ucieszyli, tak jak z resztą zawsze gdy przychodził. Poszłam względnie ogarnąć swój pokój. Gdy już wyglądało to mniej więcej do przyjęcia, usiadłam na łóżku i bezczynnie wlepiałam wzrok w ścianę. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko zaczekać na brata.

sobota, 23 kwietnia 2016

:(

Piszę do Was z telefonu z resztek internetu. Cały dzień próbuję połączyć się z wifi ,żeby wrzucić rozdział. Nic z tego, mam nadzieję, że jutro się naprawi :c Przepraszam bardzo, że znowu się opóźnia, ale tym razem to nie z mojej winy ;/

środa, 20 kwietnia 2016

niedziela, 10 kwietnia 2016

Mała niespodzianka :D

Z okazji ponad 20 tysięcy wyświetleń mam dla was małą niespodziankę! Filmik nie jest może długi ani jakoś specjalnie wymyślny, ale zrobiłam go dla Was <3 Jeszcze raz bardzo dziękuję!





sobota, 9 kwietnia 2016

Rozdział XXVIII

***
Na wstępie chciałam bardzo podziękować za aż 20 tysięcy wyświetleń! To na prawdę niesamowite! Za wszystkie komentarze również bardzo dziękuję. Z tej okazji, oprócz rozdziału pojawi się jeszcze niespodzianka, ale dopiero jutro. Przepraszam też za to, że rozdział pojawia się troszkę później niż zwykle. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Narobiłam trochę zamieszania dla urozmaicenia akcji, nie zabijajcie mnie za to xD 
***
[Lara]

Rozmawialiśmy razem z Kastielem jeszcze bardzo długo. Wyjaśniliśmy sobie wszystko co było konieczne. W pewnym momencie spostrzegłam, że czerwonowłosy staje się coraz bardziej senny i z trudem utrzymuje otwarte powieki.
-Na mnie już chyba pora, widzę że jesteś zmęczony. - uśmiechnęłam się do niego promiennie.
-Tobą nigdy nie mógłbym być zmęczony. - wyszczerzył się. Pocałowałam chłopaka ,po czym żegnając się z nim wyszłam z pomieszczenia. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu.
-Już po 21?! - wrzasnęłam chyba trochę zbyt głośno i czym prędzej udałam się do wyjścia z budynku szpitala. Cholera przecież jeszcze dzisiaj miałam się spotkać z Lysandrem. Mam nadzieję, że nie obrazi się za spotkanie o tak późnej godzinie. Swoją drogą ciekawe, że tak nagle zaproponował wspólne wyjście. Pędem przemierzałam ulice, aby dotrzeć w pobliże mojego domu. Po drodze zatelefonowałam do Lysa, który zadeklarował się przyjść w moje okolice. Robiło się coraz chłodniej, nie mogłam jednak tak po prostu wejść do domu, zmienić kurtki na cieplejszą i wyjść. Rodzice na pewno nie pozwolili by mi już wyjść i to o tak późnej godzinie. Tym bardziej, że było już bardzo ciemno. Na szczęście myślą, że nadal siedzę u Kastiela. Włożyłam słuchawki w uszy, a ręce wepchałam do kieszeni od mojej skórzanej kurtki. Chodziłam w tę i we w tę, aż w końcu ujrzałam zbliżającą się sylwetkę. Mój przyzwyczajony już wszędobylskiej ciemności wzrok, zweryfikował że to białowłosy. Momentalnie poczułam jakieś dziwne uczucie w sercu i szybko schowałam słuchawki wraz z telefonem do mojej torby.
-Witam ponownie. - zaśmiał się chłopak. Wyglądało na to, że był w bardzo dobrym humorze.
-Cześć. - uśmiechnęłam się nieśmiało. Chłopak wyciągnął ramię w moją stronę, nakazując mi tym samym bym chwyciła go pod rękę. Przez dłuższą chwilę panowała zupełna cisza. Czułam, że jak dalej tak będzie, to chyba ucieknę w krzaki jak przestraszony zając. Na całe szczęście Lysander przerwał tę niezręczną ciszę.
-Pewnie zastanawiasz się dlaczego chciałem się z tobą zobaczyć. - jego ton głosu był jak zwykle spokojny i kojący dla uszu.
-Nie ukrywam, że trochę mnie to zdziwiło.
-Chciałbym wyjaśnić ci parę rzeczy.
-Tak? - nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Dodatkowo zimno przeszywało moje ciało, wprawiając je w lekkie drgawki. Przeszkadzało mi to w skupianiu się na tym, co mówił do mnie chłopak. Z resztą już sama jego obecność nadal wprawiała mnie w zakłopotanie.
-Sytuacja na moich urodzinach...
-Tak wiem, była bardzo...
-Niezręczna?
-Dokładnie tak.
-Jednak niepokoi mnie pewien fakt.
-To znaczy?
-Dlaczego od razu się nie wycofałaś?
-No wiesz, byłam mocno pijana i w ogóle. - cholera, mogłam nie godzić się na to spotkanie. Znowu czułam motylki w brzuchu.
-Przepraszam, nie powinienem o to pytać. - nagle się zmieszał.
-Nie szkodzi, ale teraz to ja mam pewne pytanie.
-O co chodzi? - stanęliśmy na chwilę w miejscu. Oprócz nas nie było tam nikogo innego.
-Jakiś czas temu dostałam kwiaty. Były od ciebie? - chyba oszalałam, na prawdę go o to zapytałam.
-Głupio by mi było teraz nie wyznać ci prawdy, więc tak. Były ode mnie.
-Ale dlaczego...nie rozumiem. - pokręciłam głową.
-Wiem, że rozmawialiśmy o tym i wszystko zostało już wyjaśnione. Jednak wtedy...trochę mijałem się z prawdą.
-Jak to mijałeś się z prawdą? Co chcesz przez to powiedzieć? - trzęsłam się coraz bardziej, nie wiedziałam czy to z zimna, czy może jednak z paniki.
-Kłamałem.
-J-jak to?
-Chodźbym bardzo chciał, nie potrafię oszukać nawet samego siebie.
-Lys...
-Nie mogę przestać o tobie myśleć. Myśl, że nie mogę być z tobą doprowadza mnie do obłędu. - mówiąc to patrzył mi prosto w oczy. Bałam się uciekać od niego wzrokiem, jednak patrzenie prosto w jego różnobarwne oczy było jeszcze gorsze.
-Ja...nie wiem co mam powiedzieć.
-Musiałem ci to powiedzieć, nie wytrzymałbym tego dłużej.
-Rozumiem...
-Nie chcę niszczyć twojego związku z Kastielem, ani mojej relacji z nim. Jednak to jest silniejsze ode mnie. - mówiąc to spostrzegł, że jest mi bardzo zimno – Zimno ci?
-Tylko troszeczkę. - odparłam cicho. Czułam, że jeśli stamtąd zaraz nie zniknę to chyba oszaleję.
-Przecież widzę. - chłopak bez zastanowienia zdjął swój płaszcz i okrył nim mnie. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Wokół głucha cisza, tylko ja i on. Chłodny wiatr lekko mierzwił nasze włosy.

Lysander jedną dłonią delikatnie odgarnął kosmyk moich włosów z twarzy. Stałam jak wryta w ziemię. Ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Chłopak ujął mój podbródek w dłoń i niepewnie zaczął zbliżać swoją twarz w kierunku mojej. Powinnam odsunąć się od niego jak najprędzej, ale coś nie pozwalało mi tego zrobić. Czy podświadomie tego właśnie chcę? Poczułam usta białowłosego na swoich. Pocałunek nie był długi, ale za to bardzo czuły.  


 Z perspektywy innej osoby wyglądałoby to za pewne na scenę z jakiegoś filmu. Jednak to nie był film, a rzeczywistość. Lysander na prawdę to zrobił, pocałował mnie, a ja nie wygłosiłam nawet najmniejszego sprzeciwu. Przecież to nie jego kocham. Z drugiej strony nie mogę powiedzieć, że jest mi całkowicie obojętny. Chłopak oddalając twarz ode mnie, przyglądał mi się wyczekująco. Teraz tylko jeden plan siedział mi w głowie. Wiać stamtąd jak najszybciej. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Zwinnym ruchem zdjęłam płaszcz i oddałam go Lysowi, po czym bez słowa pobiegłam w stronę domu. Odwróciłam się tylko raz i tak jak myślałam nadal patrzył w moją stronę trzymając w rękach płaszcz. Ogarnęła mnie niesamowita panika. Co ja najlepszego zrobiłam? Co my zrobiliśmy? Tyle razy było tak blisko...aż w końcu się stało. To czego tak bardzo się bałam, a jednocześnie to czego nieświadomie chciałam. Chciałam cofnąć czas, albo uszczypnąć się by obudzić się w swoim łóżku stwierdzając z ulgą, że był to jedynie sen. Tak się jednak nie stało. Wbiegłam do domu i nawet nie zdejmując butów pognałam do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i drżącymi dłońmi wybrałam numer do Rozalii. W między czasie starałam się uspokoić oddech.
-Co jest? - odebrała.
-Roza, stało się chyba coś jeszcze gorszego niż ten cholerny wypadek.
-Że co?! O co chodzi?! - zaczęła panikować.
-Ja nie wiem co mam teraz zrobić. Ja się zabiję...
-Nie mów tak nawet! Opowiedz wszystko od początku. Co się stało.
-Lysander poprosił mnie o spotkanie. Powiedział, że nie może przestać o mnie myśleć.
-Co on znowu najlepszego wyrabia...-załamała się. - Przecież rozmawiałam z nim o tym...
-To jeszcze nie jest najgorsze.
-Jak to?
-Pocałował mnie. - ledwo przeszło mi to przez gardło.
-Co?! - po krzyku złotookiej w słuchawkę nastała chwila ciszy.
-R-Roza jesteś?
-Chyba tak. Lara...ale jak to. Ty i Lysander?
-Tak wyszło...
-Ale nie sprzeciwiłaś się, cokolwiek zrobiłaś?
-Właśnie sęk w tym, że nie zrobiłam nic by temu zapobiec.
-To znaczy, że też tego chciałaś?
-Ja...nie wiem no. Niby tak niby nie.
-Skoro nie jesteś pewna, to on dalej przez ten cały czas musiał siedzieć ci w głowie.
-Też mi się tak wydaje...ale dlaczego...co ja zrobiłam... - byłam bliska rozpłakania się na dobre.
-Spokojnie, nie płacz tylko. Posłuchaj, uważam że to tak czy siak musiało kiedyś nastąpić.
-Dlaczego tak myślisz?
-Lysander jest w tobie zakochany, ty najprawdopodobniej nadal jesteś nim lekko zauroczona. To była tylko kwestia czasu nim zacznie o ciebie zabiegać coraz śmielej.
-Masz rację, ale to nie zmienia faktu, że przecież jestem teraz z Kastielem i zależy mi na nim.
-Wiem doskonale, że ci zależy. To złe co teraz powiem, ale Kas pod żadnym pozorem nie może się o tym dowiedzieć.
-Nie chcę go okłamywać, ale nie chcę też sobie wyobrażać tego co byłoby gdyby to się wydało.
-Sama widzisz, innego wyjścia nie ma. Będę ci pomagała spokojnie. Spróbuję porozmawiać jeszcze raz z Lysem.
-Dziękuję Roza, jesteś najlepsza.
-Przyjaciółki są od tego by sobie pomagać.
-Mam wrażenie, że to ty cały czas pomagasz mi, a ja nie mam jak ci się nawet za to odwdzięczyć.
-Kiedyś na pewno nadarzy się okazja. Teraz o to się nie martw. Spróbuj pójść spać i nie myśleć o tym wszystkim. W razie czego dzwoń.
-Dobra, postaram się.
-Dobranoc Larcia.
-Dobranoc. - rozłączyłam się. Wzięłam głęboki wdech i wstałam z łóżka ,by zdjąć z siebie ubrania. Przebrałam się w piżamę i wręcz padłam na łóżko.

[Lysander]

Spacerowałem jeszcze długi czas ciemnymi ulicami miasta. Rozmyślałem nad wszystkim co się stało. To wszystko moja wina. Nie potrafiłem jednak dłużej się temu opierać. Kastiel nas zabije, jeżeli się o tym dowie. Dlaczego to zrobiłem, przecież teraz wszystko może legnąć w gruzach... Jednak będąc przy Larze, nie potrafiłem tego powstrzymać. Już od tak dawna chciałem poczuć słodki smak jej ust i jej bliskość. Na samo wspomnienie pocałunku rozpływałem się. Boję się jednak co będzie jutro w szkole. Uciekła...nie powiedziała nic a nic.

[Rozalia]

Strasznie nie spodobało mi się to co opowiedziała mi Lara. Wybiło mnie to z rytmu życia. Tak bardzo się nią przejmuję. Obawiam się, że kolejna rozmowa z Lysandrem nie ma po prostu sensu. Co mam mu powiedzieć? Żeby usunął się w cień? I tak zrobi to, co będzie uważał za słuszne. Co mu się do cholery stało. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. Co gorsze musi ukrywać to przed swoim najlepszym przyjacielem. Nie wiem co teraz z tym wszystkim będzie. Obydwoje z Larą narobili sobie tylko pieprzonych kłopotów. Skoro już się pocałowali to nie mogą przecież na drugi dzień udawać, że nic się nie wydarzyło! Co robić...co robić...

[Kastiel]

Ze snu wyrwał mnie głos Davida, który rozmawiał z kimś przez telefon. Ten szczyl nie potrafi nawet uszanować tego, że mam prawo uciąć sobie drzemkę. Nie miałem zwyczajnie siły na wszczynanie kolejnej awantury, co było do mnie niepodobne. Chwyciłem swoją komórkę i odczytałem dwa zaległe sms'y. Były od mamy. Co ona musiała przeżywać gdy się o tym wszystkim dowiedziała. Całe życie sprawiam jej jakieś problemy. Czy ona kiedyś w ogóle była ze mnie dumna? Ja już dawno ukatrupiłbym takiego syna jak ja. Dziwnym trafem stwierdziłem, że chyba tęsknię za szkołą. Oglądanie tych niekoniecznie lubianych facjat, było przynajmniej ciekawsze niż leżenie tutaj bezczynnie. Ciekawe co robi teraz Lara, powinna już spać. Nie chcę żeby aż tak się mną przejmowała, nie wyjdzie jej to na dobre. Chciałbym, żeby znowu przyszła ale przecież nie zadzwonię do niej o tak późnej godzinie. No cóż muszę czekać do jutra. Najchętniej sam bym się już stąd wypisał. Nie czuję się tak bardzo źle, jak na osobę po tak poważnym wypadku. Spostrzegłem, że mój sąsiad skończył rozmawiać i znów poszedł spać. W pewnym momencie ja także poczułem, że moje powieki stają się coraz cięższe. Nagle usłyszałem jak do sali wchodzi pielęgniarka.
-Jeśli nie jesteś bardzo zmęczony, ktoś chciałby cię jeszcze teraz odwiedzić. - oznajmiła z uśmiechem. Zaraz za nią stanęła jakaś osoba. Z początku zamglonym wzrokiem nie mogłem rozpoznać kto to może być. Po chwili jednak wszystko stało się jasne. W pierwszej chwili myślałem, że ktoś robi sobie ze mnie po prostu jakieś żarty. Jednak powoli docierało do mnie, że nie są to żarty czy też przewidzenia. Nie mogłem w to uwierzyć.