poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział XIX

****
Nie jestem odpowiedzialna za to, co dzieje się w tym rozdziale. To tylko i wyłącznie chory wymysł mojego mózgu. Czytacie na własną odpowiedzialność XD 
****

Od samego rana krzątałam się po domu. Ciuchy, makijaż,fryzura – wszystko musiało być idealne. Chciałam wyglądać dzisiaj wyjątkowo. Po skrzętnych przygotowaniach spostrzegłam że nie ubłagalnie zbliżało się południe. Pożegnałam się z rodzicami i prędko wybyłam z domu. Biegiem dotarłam pod dom białowłosego, gdzie już czekała na mnie cała, wesoła gromadka.
-Jesteś.- powiedziała z ulgą ciemnoskóra.
-A jakżeby inaczej. Gdzie Lys?
-Rozalia i Leo zabrali go na miasto. Nie chciał dać się wyciągnąć no ale udało się. - odparła Viola.
-Czyli wszystko zgodnie z planem. -ucieszyłam się.
-Świetnie wyglądasz!- zachwyciła się reszta dziewczyn.
-Dziękuję, wy także wyglądacie pięknie! -wszystkie z radością oglądałyśmy się od stóp do głów.
-Witaj mała buntowniczko. - Kastiel wolnym krokiem podchodził w moim kierunku.
-Masz to co trzeba?- zapytałam od razu.
-Ohoho, spokojnie. Chcesz zaczynać bez solenizanta? No nie ładnie Larcia.- uśmiechnął się łobuzersko.
-Doskonale wiesz o co mi chodzi głupku. - lekko szturchnęłam go w rękę.
-Zadowolona? - pomachał mi reklamówką z alkoholem przed oczyma.
-Dobry chłopiec. - pogłaskałam go po głowie śmiejąc się.
-Na prawdę na za dużo sobie ze mną pozwalasz.
-Nie pasuje ci to?
-Tego nie powiedziałem. – tajemniczo się uśmiechnął i odszedł w stronę reszty chłopaków. Nie zwrócił uwagi na to jak wyglądam. Zrobiło mi się trochę przykro nie słysząc słowa uznania od własnego chłopaka, ale po chwili przypomniałam sobie, że to przecież Kastiel. Prędzej czy później zacznie mnie po swojemu bajerować.
-Wszyscy za mną!- zarządziła Kim. Całą naszą grupą ruszyliśmy w stronę schodów. Mieszkanie Lysa znajdowało się na drugim piętrze. Czerwonowłosy jako, że to on miał klucze otworzył drzwi. W domu białowłosego było dokładnie tak jak sobie wyobrażałam. Czysto, schludnie i spokojnie. Pokoje pięknie urządzone, w starym stylu. Szkoda, że ten ład za kilka godzin ulegnie najprawdopodobniej zniszczeniu. No ale jak się bawić, to na całego. Chłopcy rozłożyli przekąski, ja z dziewczynami przygotowałyśmy dekoracje i inne szczegóły. Po jakiś dwóch godzinach pełnych roboty wszystko było już gotowe. Dochodziła godzina piętnasta. Za godzinę mieli się tu zjawić Leo i Rozalia wraz z solenizantem. Wszyscy z podekscytowania nie mogliśmy usiedzieć w miejscu. Przez całą godzinę sprawdzaliśmy czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik. W między czasie powtykaliśmy jeszcze świeczki w tort. Zgasiliśmy światła i schowaliśmy się, jedni za kanapą, inni pod stołem. Serce biło mi jak oszalałe, cieszyłam się. Nigdy nie organizowałam dla nikogo przyjęcia niespodzianki. Nagle usłyszeliśmy przekręcanie klucza w drzwiach. Tak, to oni. Weszli do pokoju.
-Zapalę tu światło bo nic nie wi...-białowłosemu przerwał nasz głośny śpiew.
-Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam!- wszyscy równo wyłoniliśmy się z naszych kryjówek. Na twarzy Lysandra widać było ogromne zaskoczenie. Violetta trzymając tort na rękach zbliżała się w stronę solenizanta. Białowłosy zdmuchnął wszystkie świeczki jednocześnie, za co otrzymał od nas gromkie brawa.
-Ale jak? Kiedy wy to wszystko zrobiliście? - dalej był w ciężkim szoku, lecz jego mina wyrażała wielkie szczęście.
-Ktoś tu miał zapasowe klucze. - powiedział Kastiel machając kluczami przed nosem białowłosego.
-Ależ nie trzeba było...- bardzo się wzruszył.
-Trzeba było! To ma być niezapomniana impreza, najlepsza w twoim życiu!- Rozalia aż podskoczyła z radości.
-Dziękuję, dziękuję wam wszystkim.
-Nie ma za co. Otwórz prezenty! - powiedziała Kim. Chłopak niepewnie podszedł do kupki prezentów leżących na stole. Ode mnie i od dziewczyn otrzymał nowiutki notatnik, ramkę na zdjęcia oraz przepiękne pióro. Dodatkowo Violetta wręczyła chłopakowi jego portret, był niesamowity. Od chłopaków otrzymał swoje ulubione perfumy i książkę, a od Leo nowy strój. Podziękował wszystkim za prezenty. Postanowiliśmy wznieść toast za naszą dzisiejszą gwiazdę. Kastiel otworzył szampana, którego lecący korek o mało co nie trafił mnie w twarz.
-Za Lysandra! - Rozalia stanęła na stole z lampką szampana w dłoni. Wszyscy napiliśmy się musującego napoju po czym zabawa rozpoczęła się na dobre. Z głośników zabrzmiała głośna muzyka, światła zostały zgaszone. Wielkie pomieszczenie oświetlała jedynie lampa i kula dyskotekowa zawieszona na suficie. Alexy postanowił robić za barmana dlatego wszyscy ustawili się w kolejce po pyszne drinki. Usiadłyśmy z dziewczynami na kanapie a chłopcy jak to chłopcy stali gdzieś po drugiej stronie pokoju i rozmawiali popijając alkohol. Po wypiciu drugiego drinka postanowiłyśmy trochę rozruszać imprezę. Wszystkie wyszłyśmy na środek pokoju i zaczęłyśmy tańczyć. Gdy chłopcy nas spostrzegli, ruszyli w naszą stronę.
-Bawisz się beze mnie?- zapytał buntownik przyciągając mnie bardzo blisko do siebie.
-Myślałam, że nie lubisz tańczyć.
-Z tobą zawsze zatańczę. - zaczął obracać mną we wszystkie strony. Świetnie się razem bawiliśmy. Po chwili jednak nasz taniec stawał się coraz bardziej intymny. Byliśmy bardzo blisko, a nasze ciała ocierały się o siebie. Stanęłam do niego tyłem, a on położył swoje dłonie na moich biodrach. Zaczęłam nimi kręcić w rytm muzyki. Reszta osób tańczyła i nie zwracała na nas uwagi. Tego właśnie potrzebowałam – dobrej imprezy.
-Wariuję jak tak tańczysz. - szepnął mi do ucha czerwonowłosy po czym namiętnie mnie pocałował.
-Porywam Larkę! - Rozalia próbowała przekrzyczeć muzykę i pociągnęła mnie za rękę w swoją stronę. Kastiel tylko westchnął i wróćił do chłopaków,którzy też byli już zmęczeni tańcem.
-Co się stało? - zapytałam.
-Musimy się więcej napić! - Roza chyba już była w dobrym nastroju.
-Haha, spokojnie jeszcze młoda godzina. - odpowiedziałam śmiejąc się.
-No co, ze mną się nie napijesz?- podstawiła mi pod nos już gotowego drinka.
-No dobra dobra. - wzięłam od niej szklankę. Usiadłyśmy na kanapie i popijając nasze drinki rozmawiałyśmy.

-Lysander na prawdę bosko wygląda w tych ciuchach od Leo! - zachwyciła się białowłosa patrząc w stronę gdzie stał chłopak.

-Tak, wygląda super.- westchnęłam głośno.
-Co jest? - zmartwiła się.
-Nie nie, to nic. Napijemy się jeszcze? - zaproponowałam.
-Jasne. - wraz z białowłosą poszłyśmy po kolejnego drinka. Coraz więcej osób rezygnowało z tańców gdyż byli już najzwyczajniej w świenie zmęczeni. Przyszedł czas na jedzenie. Wszyscy wręcz rzucili się na to, co stało na stole. W mgnieniu oka znikęła większość przekąsek. Po chwili wszyscy wrócili do zabawy oraz do picia. Wraz z Rozalią piłyśmy już siódmego drinka. Zaczęło dość intensywnie kręcić nam się w głowach. Świat nabrał jeszcze ciekawszych barw. Cała nasza grupa zaczynała być już mocno pijana,dlatego postanowiliśmy trochę przystopować z tempem.
-Jak się bawicie? - usłyszałam głos Lysandra. Podniosłam na niego swój skołowany wzrok.
-Nie widać po nas? - zaśmiała się białowłosa.
-Haha, no faktycznie. Nie przesadzajcie tylko. - puścił nam oczko.
-Spokojna głowa,nic nam nie będzie. -zapewniłam go.
-Zatańczysz? - wyciągnął rękę w moim kierunku. Roza szturchnęła mnie w bok.
-Jasne. - podałam mu dłoń i pomógł mi wstać. Wyszliśmy na środek pokoju. Leciała trochę wolniejsza piosenka, także w sam raz. Nie wyobrażam sobie szybkiego tańca z białowłosym. Ułożyłam dłonie na jego ramionach, zaś on swoimi chwycił moją talię. Przez cały czas serdecznie się do mnie uśmiechał.
-Gdzie zgubiłaś Kastiela?- zapytał nie odrywając ode mnie wzroku.
-Pewnie już ostro przesadził tak jak i reszta chłopaków.- zaśmiałam się.
-Zapewne tak. - również go to rozbawiło.
-Podoba ci się niespodzianka?
-Ależ oczywiście, nie mogę powiedzieć teraz nic innego jak to, że mam najlepszych przyjaciół na świecie. - spojrzał mi głęboko w oczy. Serce zaczęło mi bić jak szalone. Tak bardzo kręciło mi się w głowie od wypitego alkoholu. O nie! Mam deja vu. Znowu jestem pijana, znowu Lysander jest obok mnie i znowu nasze zachowanie zmierza w wiadomym kierunku. Cholera jasna, to nie może się tak zakończyć. Uratowało mnie to, że piosenka właśnie się skończyła.
-Przepraszam cię Lys ale muszę poszukać Rozalii, przy okazji dziękuję za taniec!- prędko ruszyłam w stronę gdzie ostatnio widziałam złotooką. W tej ciemności ciężko było cokolwiek dostrzec, a jednak. Nie mogła sobie wybrać lepszego momentu na obściskiwanie się z Leo na kanapie. Postanowiłam im nie przeszkadzać i poszukać Kim. Na pewno gdzieś tu musi być.
-Hej Lara! Ślicznie wyglądasz. - Alexy wyglądał na zachwyconego.
-Dzięki, ty też wyglądasz super. - odparłam.
-Napijemy się czegoś? - zapytał.
-Wiesz bo akurat szukałam Kim i...
-No dawaj! Ze mną się nie napijesz? - ile razy jeszcze dzisiejszego wieczoru usłyszę ten tekst?
-Okej, ale tylko jeden kieliszek.
-Robi się! - niebieskowłosy nalał nam obydwu grejpfrutowej wódki do kieliszków. Oczywiście na jednym się nie skończyło. Łącznie wypiłam z chłopakiem jakieś 5 kieliszków i to w dość szybkim tempie. Wstałam od barku i poczułam mocne uderzenie alkoholu do głowy. Teraz, to już tak mocno kręciło mi się w głowie, że miałam wrażenie że jak nie oprę się o ścianę to zaraz upadnę.
-To wiesz gdzie jest Kim?- nie wiem jakim cudem byłam jeszcze w stanie z nim rozmawiać.
-Ostatnio widziałem jak wchodziła do łazienki, sory że cię zatrzymałem!- odszedł w swoją stronę.
Ruszyłam więc w kierunku łazienki. Po drodze podpierałam się dłońmi o wszystkie możliwe ściany. Z trudem odnalazłam drzwi od łazienki i otworzyłam je dość zamaszyście. To co zobaczyłam przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania.


Kastiel leżał sobie w wannie jakgdyby nigdy nic. Nad nim sterczeli równie mocno pijani Kim, Violetta oraz Nataniel. Zobaczyć pijanego Lysandra to już niezły wyczyn, ale Nataniel? Chyba jeszcze nie jeden cud zobaczę na tej imprezie. Dziewczyny i blondyn wrzeszczeli na Kasa aby wyszedł z wanny i wrócił do pokoju. Ja sama nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać.
-Nigdzie nie pójdę! - protestował buntownik próbując odpalić papierosa, którego wyjął z kieszeni od spodni.
-Lara weź coś z nim zrób, nie może przesiedzieć całego wieczoru w wannie!- załamała się Viola.Podeszłam bliżej do chłopaka.
-Wyłaź.- wybełkotałam.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak.
-Nie. - nawet w stanie silnego upojenia alkoholowego był w stanie zrobić swój parszywy uśmieszek.
-Kurwa, Kastiel!- zdenerwowałam się już na całęgo i próbowałam siłą wyciągnąć go z wanny. Reszta rzuciła się mi do pomocy i w końcu udało nam się go wyciągnąć. Stał kołysząc się i zaciągając się dymem papierosowym.
-Kurwa Kastiel. Kurwa Kastiel. -zaczął powtarzać sam do siebie. Chyba za bardzo załapał słowa, które do niego wypowiedziałam. Nigdy w życiu nie widziałam żeby ktoś był tak pijany. Wyglądało to tak komicznie, że wybuchnęłam głośnym śmiechem,a wraz ze mną reszta "łazienkowej ekipy". Wyszliśmy wszyscy z łazienki i skierowaliśmy się do pomieszczenia, w którym zabawa trwała na dobre. Posadziłam czerwonowłosego na kanapie i usiadłam obok niego wciąż się śmiejąc. Nalałam sobie jeszcze trochę alkoholu. Czułam, że chyba już powoli przekraczam swoje granice. Wir w mojej głowie był niesamowity. W sumie już zaczynałam powoli tracić orientację w tym co się dzieje wokół mnie. Poczułam dłonie pod bluzką. Oczywiście- Kastiel. Nie miałam siły się temu opierać. Wpełzłam na jego kolana i zaczęliśmy się całować. Wplotłam dłonie w jego włosy, zaś chłopak chwycił mnie za pośladki. Byłam tak pijana, że równie dobrze mógłby nie być to Kastiel a ja nawet nie zorientowałabym się, że to nie on. Nie przejmowałam się tym czy ktoś nas teraz widzi, czy nie. Z resztą i tak wszyscy powoli zaczęli oblegać ściany i podłogę, bo nie byli w stanie ustać na nogach. Wcześniej sama miałam pretensje do Rozalii, a teraz robię to co ona wcześniej. Nagle oderwałam się od Kastiela. Obydwoje z trudem łapaliśmy oddechy. Przyglądałam się chłopakowi uważnie po czym wypaliłam:
-Chciałam powiedzieć, że podziwiam pana włosy...-przejechałam dłonią po kosmyku jego włosów.
-Co ty gadasz? - zrobił minę tak zabawną że znowu wybuchnęłam śmiechem.
-A teraz chciałam powiedzieć, że wyglądasz jak Snape. - pocałowałam go jeszcze raz i zeszłam z jego kolan, śmiejąc się tak głośno, że chyba słyszał to cały blok. Kastiel siedział zdezorientowany na kanapie jeszcze dłuższą chwilę, po czym powiedział do siebie:
-Ale ja nie jestem Snape....ja jestem Kurwa Kastiel!- ułożył się wygodnie na kanapie i nie zamierzał się z tamtąd ruszać. Kompletnie nie miałam pojęcia co robię. Chodziłam i zagadywałam do wszystkich po kolei. W końcu natknęłam się na Lysandra. Siedział na fotelu i nie wyglądał za dobrze.
-Lys...-zaczęłam- co jest?- zachwiałam się, nogi odmawiały mi posłuszeństwa, a raczej słuchały się wypitych przeze mnie procentów.
-J-jaaa...-zaczął łapiąc się za głowę. - nie ws..wstanę.- wybełkotał. Kto go tak urządził? Nie spodziewałam się, że wypije aż tyle. Czyżby to Alexy urządził go podobnie jak mnie? Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
-Ja otworzę. - powiedziałam do prawie nieprzytomnego solenizanta i ruszyłam chwiejnym krokiem w stronę drzwi. Przez chwilę pomyślałam, że to może policja, w końcu było już grubo po 23.
Jednak to, co zobaczyłam gdy otworzyłam drzwi, było o wiele gorsze niż policja.  
  

niedziela, 10 stycznia 2016

Rozdział XVIII

Droga do wesołego miasteczka minęła w świetnej atmosferze. Wszyscy triumfowali zwycięstwo nad Amber, która siedziała obrażona z dala od wszystkich. Kiedy już znaleźliśmy się przed wejściem do lunaparku zorientowałam się, że nie mam przy sobie torby! Przecież miałam ją przed chwilą przy sobie, gdzie ona mogła się podziać.
-Ty na prawdę nie dałabyś rady żyć beze mnie.- zaśmiał się Kastiel machając mi moją torbą przed twarzą.
-Ha ha bardzo śmieszne, po prostu zapomniałam jej wziąć. - wyrwałam mu z rąk moją własność.
-Nie usłyszę nawet małego "dziękuję"?
-Dziękuję. - pocałowałam chłopaka w policzek.
-A to co?
-Nie podoba się, to mogę już nigdy tak nie robić.- uśmiechnęłam się wrednie.
-Nie powiedziałem, że mi się nie podoba. - spojrzał mi w oczy.
-P-przestań tak robić...- zaczerwieniłam się.
-Jak?
-K-Kastiel!
-Haha!
-Co cię tak śmieszy?
-Dalej się mnie wstydzisz. Urocze. - puścił mi oczko i odszedł w stronę Lysandra. Na prawdę użył tego słowa? Urocze? Chciałabym usłyszeć to jeszcze raz. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, w towarzystwie Kim i Rozalii weszłam do lunaparku. Wszyscy byli zachwyceni, nie był może wielki ale zapowiadała się świetna zabawa. Jako, że mieliśmy bilety wykupione na cały dzień, każdy mógł korzystać do woli ze wszystkich dostępnych atrakcji.
-Gdzie idziemy najpierw?- zapytała Rozalia.
-Może do krzywych luster?- zaproponowałam.
-Świetny pomysł.- ruszyłyśmy w stronę budynku w którym znajdowały się te "magiczne" lustra. Ku naszemu zdziwieniu co najmniej połowa klasy wybrała tę atrakcję jako pierwszą. Wśród tych osób znajdowała się niestety Amber i jej koleżanki. Ale właściwie po co się przejmuję? Po wcześniejszej akcji mam nad nią przewagę nie do przebicia. W środku było mnóstwo korytarzy wypełnionych różnymi lustrami. Jedne pogrubiały inne wydłużały a jeszcze inne całkowicie niszczyły nasze odbicia. Co chwilę można było usłyszeć czyiś śmiech. Jednakże tę jakże przemiłą atmosferę zakłócił krzyk blondwłosej dziewczyny.
-Aaaa! Co to jest?! - wrzasnęła.
-Co się dzieje? - zapytały Li i Charlotte.
-Wy się jeszcze pytacie?! Zobaczcie jaka jestem gruba!
-O matko ja też!- powiedziała po chwili Li.
-I ja! -zawtórowała jej Charlotte.- wszystkie trzy z płaczem wyparowały z budynku. Osoby, które znajdowały się w środku ledwo trzymały się na nogach ze śmiechu.
-Jak można być tak głupią. - czarnoskóra pokiwała głową w geście niedowierzania.
-Prawdziwa blondynka – dodała białowłosa. Kiedy opuściłyśmy budynek z lustrami, udałyśmy się do nawiedzonego domu.
-I to ma być straszne? No błagam...- załamała się Kim.
-Chodźmy dalej może coś nas tu jednak przestraszy.- powiedziałam, dziewczyny kiwnęły głową i ruszyły za mną. Dziarsko przemierzałyśmy kolejne partie "strasznego" domu gdy nagle usłyszałyśmy szept.
-Uciekajcie.- powiedział głos i wszystkie o mało co nie gubiąc nóg pognałyśmy przed siebie. Za moment usłyszałam parszywy śmiech mojego chłopaka.
-Hej Kim, Roza! Stójcie! To tylko Kastiel.- spojrzałam na niego groźnie.
-Skąd ty tutaj?- zapytała białowłosa.
-Widział jak tu wchodzicie i chciał się trochę zabawić. - z ciemności powoli wyłaniał się Lysander.
-Nie mogłeś go jakoś powstrzymać?- Kim wyglądała na wściekłą.
-Myślisz, że nie próbowałem?- załamał się.
-Szkoda, że tego nie nagrałem. -czerwonowłosy miał na prawdę niezły ubaw.
-Zaraz nagram twoją śmierć- lekko go popchnęłam na co on tylko prychnął. Wraz z dziewczynami zmierzałyśmy w stronę wyjścia. Byłam wkurzona na Kastiela. Jego poczucie humoru czasami wyprowadzało mnie z równowagi. Odwiedziłyśmy jeszcze kilka atrakcji i postanowiłyśmy pójść kupić sobie watę cukrową. Jednak naszą uwagę przyciągnęło stoisko z wielkimi misiami. Były tak niesamowicie słodkie!
-Przepraszam pana, ile kosztuje ten miś?- wskazałam na ogromnego białego pluszaka.
-Możesz go dostać zupełnie za darmo! Ale najpierw musisz trafić tą piłeczką we wszystkie trzy kubeczki. - uśmiechnął się sprzedawca. Gdy już podawał mi piłeczkę nagle ktoś inny zabrał mu ją z dłoni.
-Może ja spróbuję? - usłyszałam głos Kastiela nad uchem.
-Śledzisz mnie? - nadal byłam trochę zła za wcześniejszą sytuację.
-Założę się, że gdybym cię nie pilnował wpakowałabyś się w jakieś kłopoty.- uśmiechnął się zadziornie.
-Weź daj mi spokój.- odwróciłam się i już miałam oddalić się od stoiska. Nagle zatrzymały mnie dziewczyny.
-Lara, spójrz! - powiedziały prawie równocześnie. Przystanęłam i odwróciłam się z powrotem w stronę stoiska. Nie wierzyłam własnym oczom. Buntownik trafił we wszystkie trzy kubki i to za pierwszym razem! Przypatrywałam się mu uważnie. Chłopak podszedł do mnie z wielkim pluszakiem na rękach.
-Tego chciałaś? - zapytał, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Można by powiedzieć, że oznajmił to w dosyć chłodny sposób.
-Tak...- podał mi wielkiego misia po czym namiętnie mnie pocałował. Po chwili już go przy mnie nie było.Widziałam tylko oddalającą się sylwetkę. W pewnym momencie odwrócił się. Nawet z tak dużej odległości byłam w stanie dostrzec uśmiech na jego twarzy.
-O mój boże jakie to było romantyczne...-Rozalia była wręcz wniebowzięta.
-Tu przyznam ci rację. - odparła czarnoskóra. Przez dłuższą chwilę stałam w milczeniu. Spoglądałam na misia a zaraz potem w stronę, w którą poszedł mój chłopak. Czyżby chciał mnie w ten sposób przeprosić za to co miało miejsce w nawiedzonym domu? Jednak coś nie do końca mi w tym pasowało. To nie w jego stylu. Chociaż cuda się zdarzają, prawda? Uśmiechnęłam się szeroko patrząc na przesłodkiego misia, którego trzymałam. Z tego transu szczęścia wybudziły mnie dziewczyny.
-Halo, ziemia do Lary.- Kim pomachała mi dłonią przed twarzą.
-Aa, sorry.-oprzytomniałam.
-Zakochana para! - Rozalia zaczęła biegać wokół mnie jak szalona i śpiewać na głos.
-Roza uspokój się.- powiedziałam z rozbawieniem. - Gdzie teraz idziemy?
-Usiądźmy gdzieś po prostu. Mam już dość tego miejsca. - westchnęła czarnowłosa. Wszystkie trzy znalazłyśmy jakieś ustronne miejsce z dala od tego całego zgiełku. Rozsiadłyśmy się wygodnie na ławkach i rozkoszowałyśmy się ciszą. Czas szybko mijał i dochodziła już godzina 18. Pora już wracać do naszego obozowiska. Niechętnie podniosłyśmy się z ławek i ruszyłyśmy w stronę wyjścia z wesołego miasteczka. Miałam już dosyć targania za sobą wielkiego pluszaka. Obok autokaru znajdowało się już większość osób z klasy. Gdy reszta dotarła na miejsce ruszyliśmy w drogę powrotną.

*
Wieczór spędziłyśmy plotkując w naszym namiocie. Rozalia wspomniała coś o urodzinach Lysandra. Faktycznie! Kastiel mówił mi jakiś czas temu o tym, że zorganizują dla niego niespodziankę. Na śmierć zapomniałam, że to już po jutrze. W końcu to jego osiemnaste urodziny i muszą być niezapomniane. Zaczęłyśmy obmyślać jak będzie to wszystko wyglądało.

*

Następnego dnia musieliśmy wstać wcześnie rano. Wszyscy wychodzący z namiotów wyglądali jak żywe trupy. Tej nocy chyba nikt się nie wyspał. W między czasie dostałam sms'a od mamy. Jak zwykle martwi się czy wszystko w porządku. Chciałam już wrócić do domu. Te dwa dni spania na twardej ziemi w namiocie trochę mnie wykończyły. Nie mogłam się doczekać aż wbiegnę do swojego pokoju i położę się na moim miękkim łóżku.
-I jak panno obrażalska? - głos Kastiela wyrwał mnie z moich przemyśleń.
-Wcale nie jestem obrażona.
-Ale byłaś.
-No bo to co zrobiłeś nie było śmieszne.
-Na żartach się nie znasz?
-Dobra nieważne. W ogóle to dzięki...za misia.
-Teraz nie będę się musiał martwić, że przytulasz kogoś innego bo w razie co masz jego. - wskazał ma pluszaka który był tak duży, że ledwo mieścił się w mojej torbie.
-Zabronisz mi przytulać innych ludzi? No nie...czy ty jesteś zazdrosny?- zaśmiałam się.
-Wcale nie. - lekko się zmieszał – po prostu nie chcę żeby inni nadużywali twojej przestrzeni osobistej. - jego próba wybrnięcia z tej sytuacji była na prawdę zabawna.
-Jasne.- pokiwałam głową.
-Poza tym dziewczyny lubią takie pierdoły. - nagle spojrzał na moją szyję i się uśmiechnął.
-Co?
-Nic. Widzę, że nie rozstajesz się z tym. - fakt, miałam na sobie naszyjnik od niego.
-No tak, jest dla mnie ważny. - odwzajemniłam uśmiech.
-Jak zobaczę, że go zdjęłaś to się z tobą policzę.
-Co mi zrobisz?
-Już ty wiesz co. - zarzucił swoją torbę na ramię i uśmiechnął się łobuzersko.
-Kas!
-Z resztą obiecałaś. - powiedział i z zadowoleniem wszedł do autokaru. Muszę następnym razem uważać co mu obiecuję bo kiedyś nie wyjdzie mi to na dobre. Mimo to uśmiechnęłam się do siebie i weszłam do pojazdu aby zająć swoje miejsce. Tuż za mną weszły dziewczyny i reszta klasy. Wszyscy byliśmy tak zmęczeni, że prawie od razu usnęliśmy w swoich fotelach. Przynajmniej nasza wychowawczyni i kierowca mogli się cieszyć chwilą spokoju.

*
-Pobudka! - wrzasnęła mi do ucha białowłosa.
-Nie musisz tak krzyczeć. - ziewnęłam.
-Jest plan! - powiedziała radośnie.
-Jaki plan?
-Niektórzy nie spali tyle co ty, więc rozmawialiśmy na temat urodzin Lysa. Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów na teraz?- nawet jakbym odpowiedziała, że mam już coś innego do roboty Rozalia i tak wyciągnęłaby na swoje.
-Eh, nie mam.
-Świetnie! Słuchaj, spotykamy się wszyscy dzisiaj w parku i ustalamy co i jak.
-Dobrze, ale o której mam przyjść?
-Dasz radę na 17?
-Pewnie.
-Super! - klasnęła w dłonie i sięgnęła z zadowoleniem po swoją torbę. Za kilka chwil wszyscy wyszliśmy z autokaru. Pożegnaliśmy się z nauczycielką i każdy ruszył w swoim kierunku. Idąc samotnie ulicami ze słuchawkami w uszach, rozmyślałam nad tym co się jutro wydarzy. Nie mogę się już doczekać. Miejmy nadzieję, że wszystko wypali. Pomimo mojego świetnego humoru sytuacja, która zaszła między mną a białowłosym nie dawała mi spokoju. Wyjaśnienie sobie całej sprawy to jednak trochę za mało, by o tym wszystkim zapomnieć. Z trochę gorszym już nastrojem weszłam do domu. Wzięłam głęboki oddech.
-Wreszcie w domu. -powiedziałam na głos i ruszyłam do mojego pokoju. Otwierając drzwi rzuciłam torbę w kąt i wskoczyłam na łóżko. Wygodnie się na nim rozłożyłam i nie miałam najmniejszego zamiaru wstawać. Własne łóżko w porównaniu z niewygodną, twardą ziemią to dwa zupełnie inne światy. Jako, że byłam dosyć zmęczona po nieprzespanej nocy postanowiłam odespać. Żeby nie spóźnić się na spotkanie w parku, ustawiłam sobie budzik i po chwili zasnęłam.

*
[Perspektywa Kastiela]

Siedziałem z Lysandrem w jego domu, gdy spostrzegłem, że powoli nadchodzi godzina 17. Tak samo jak inni musiałem iść na spotkanie w parku. Pod pretekstem załatwienia jakieś ważnej sprawy wyszedłem z domu przyjaciela. Po drodze postanowiłem zajść po Larę. Idąc sobie spokojnie chodnikiem zauważyłem starszą kobietę, która opierała się o słup. Wyglądała jakby miała zaraz zemdleć. Obok niej przechodziło kilka osób jednak żadna z nich nie zareagowała. Może i nie było to do końca w moim stylu, ale postanowiłem działać.
-Nic pani nie jest? - zapytałem powoli podchodząc do staruszki.
-Jakaś jedna duszyczka się nade mną ulitowała! Dobry Boże dzięki ci za to!- wyglądała na szczęśliwą. Podniosła wzrok na mnie i zrobiła przerażoną minę.
-Coś nie tak?- patrzyła na mnie jak na jakiegoś wariata.
-Precz szatanie! Odejdź siło nieczysta! - wykrzykiwała. Nagle jakby wróciła do pełni sił.
-Ale o co pani chodzi? - nie wiedziałem czy mam się śmiać czy może odwrotnie.
-Cóż to za ubrania? Całe czarne! A włosy czerwone jak ogień z dna piekieł! Matko przenajświętsza!- wymachiwała rękami we wszystkie strony świata.
-Widzę, że wróciła pani do zdrowia- powiedziałem wrednie.
-Oj gagatku ja się z tobą policzę! Po policję zadzwonię, że jakieś diabły po ulicach chodzą i ludzi straszą! - zaczęła się oddalać w swoim kierunku.
-To ja zadzwonię zaraz do psychiatryka, chyba załatwią pani jakieś miejsce. - zacząłem się śmiać.
-Co za bezczelny małolat! - wykrzyknęła jeszcze zanim zniknęła mi z pola widzenia.
-A ja chciałem tylko być miły...-powiedziałem pod nosem. Wzruszyłem ramionami i na nowo zacząłem podążać w kierunku domu Lary. Gdy już znalazłem się pod drzwiami, zapukałem. Liczyłem, że otworzy mi właśnie ona lub jej mama. Niestety los chciał inaczej.
-Czego tu szukasz chłopcze?- jej ojciec próbował zabić mnie wzrokiem.
-Przyszedłem po Larę. - odparłem oschle. Mężczyzna stojący w drzwiach głośno westchnął.
-Lara! Ten oszołom w czerwonych włosach do ciebie!- krzyknął. Sam nie wierzyłem, że tak powiedział. Co ludzie mają do moich włosów? Najpierw ta staruszka, teraz on. Z całym szacunkiem ale nie będę zmieniał koloru włosów, żeby mu się przypodobać. Co to to nie.
-Co ty znowu wygadujesz!- po chwili przy boku mężczyzny zjawiła się mama mojej dziewczyny. - On tylko tak na żarty, zawsze był z niego taki zgrywus. Prawda? - nadepnęła mu na stopę.
-Tak tak, żartowałem tylko. - sztucznie się uśmiechnął i odszedł od drzwi. Chyba nie będę miał z nim najlepszych relacji.
-Idziecie na randkę? - zapytała radośnie kobieta.
-Nie nie, idziemy do parku na spotkanie z resztą klasy.
-Ach tak, spotkanie. - zachichotała. Chyba nie do końca mi wierzyła. Na szczęście od dalszego przesłuchania uratowała mnie idąca w kierunku drzwi Lara.

[Perspektywa Lary]

-Mamo daj mu już spokój.- przewróciłam oczami- swoją drogą co ty tu robisz? -zwróciłam się do czerwonowłosego.
-Przyszedłem po ciebie, nie cieszysz się?
-Owszem cieszę ale dałabym sobie radę sama.
-No faktycznie zapomniałem, że duża już z ciebie dziewczynka. - pstryknął mnie palcami w czoło.
-Yhh- ubrałam buty i kurtkę a mama z Kastielem mieli ze mnie niezły ubaw.
-O której będziesz?- zapytała mama. Miałam odpowiedzieć ale w tym momencie buntownik mnie wyprzedził.
-Niech się pani nie martwi, odprowadzę ją pod same drzwi. - chwycił mnie za rękę.
-Świetnie! W takim razie dzieciaki bawcie się dobrze.- puściła nam oczko i zamknęła drzwi. Ruszyliśmy w drogę do parku.
-Twój tata chyba mnie nie lubi- zaczął.
-To nie tak, on pewnie po prostu się o mnie boi.

-W sumie to zrozumiałe. - resztę drogi rozmawialiśmy o jakiś głupotach a Kastiel jak zwykle wykorzystywał okazję by trochę mi podocinać. To chyba dawało mu jakąś siłę życiową. Znaleźliśmy się wreszcie w parku gdzie czekała już na nas reszta. Planowanie się rozpoczęło. Nawet brat Lysa był w to wciągnięty. Zobowiązał się, że da nam zapasowe klucze do mieszkania abyśmy mogli wszystko przygotować. Kwestia przekąsek i napojów pozostała w rękach chłopaków z klasy. Alkoholem zajmie się Kas, a Violetta obiecała narysować białowłosemu jego portret jako prezent od nas wszystkich. Wraz z dziewczynami postanowiłyśmy, że dokupimy mu jeszcze drugi notatnik, aby miał go zawsze w pogotowiu jak zgubi się ten pierwszy. Leo wspomniał, że upiekł ulubione ciasto Lysandra, a więc sprawa tortu jest rozwiązana. Wszystko zapowiadało się genialnie. Umówiliśmy się wszyscy pod domem białowłosego jutro o godzinie 13. Roza i Leo obiecali, że zabiorą go gdzieś na miasto,a reszta w tym czasie wszystko przygotuje. Wszystko zostało już ustalone także wszyscy rozeszli się do domów. Kastiel zgodnie z obietnicą daną mojej mamie odprowadził mnie do domu. Pożegnałam się z nim i od razu wskoczyłam pod prysznic. Myśl o jutrzejszym dniu wprawiała mnie w szybsze bicie serca. Z pewnością będzie to niezapomniana impreza.