środa, 30 grudnia 2015

Rozdział XVII

***
W związku w tym iż jutro przywitamy nowy rok, chciałabym życzyć wszystkim, którzy czytają to opowiadanie szczęśliwego nowego 2016 roku i udanego sylwestra! :D Oczywiście  życzę też Wam (i sobie też xD) jeszcze więcej Słodkiego Flirtu i oby naszej kochanej Chinomiko nie zabrakło pomysłów na nowe odcinki <3 Przy okazji chciałam podziękować za miłe komentarze pod rozdziałami, które dają mi niesamowitego powera! xD  A teraz życzę miłego czytania ^^

***

-Boże jakie to piękne...-wpatrywałam się w kartkę otrzymaną od białowłosego. Do oczu napłynęły mi łzy. Osunęłam się w dół po pniu drzewa, o które byłam oparta. W pewnym momencie po prostu straciłam przytomność.

[Perspektywa Kastiela]

Siedzieliśmy w namiocie spokojnie popijając piwo. Lysander ani Lara jeszcze nie wrócili. Nie ukrywam, że pomimo stanu, w którym byłem zacząłem się nieco martwić. Nagle rozpiął się zamek od namiotu i wszedł do niego mój przyjaciel.
-Widziałeś Larę?- spytałem.- wyszła przed chwilą.
-Widziałem ale chciała zostać na chwilę sama. -odpowiedział jak zawsze spokojnym tonem.
-Okej...może jednak po nią pójdę.- odstawiłem puszkę i wyszedłem na zewnątrz. Było ciemno, nie widziałem gdzie idę. Raz prawie przewróciłem się o własne nogi. Nagle przy jednym z drzew spostrzegłem jakąś osobę. Siedziała na ziemi? Podszedłem bliżej, gdy ujrzałem skuloną Larę...zamarłem.
-Lara! Hej, obudź się! - zacząłem nią lekko potrząsać. W mig wytrzeźwiałem czując powagę sytuacji. -Cholera...Lara.- dotknąłem jej policzka – obudź się no.-wziąłem ją na ręce i zaniosłem do reszty. Trzęsącą się dłonią rozpiąłem zamek od namiotu.
-Jest nieprzytomna! -wykrzyczałem.
-Boże, Lara!- spanikowała Rozalia.
-Musimy zawiadomić panią!- zaproponowała Violetta.
-Nie! Wszyscy jesteśmy pijani, włącznie z nią. Nie możemy nikomu powiedzieć!- zmartwiła się białowłosa. Co racja to racja. Jakby ktoś się dowiedział mielibyśmy przechlapane. Spojrzałem na mojego przyjaciela. Był strasznie blady. Obawiałem się, że jemu także zaraz będzie potrzeba pomoc.
-Wszystko w porządku?- zapytałem go.
-Tak, może ja lepiej pójdę już do naszego namiotu. Proszę zawiadom mnie jak Lara się obudzi.- rzucił i pospiesznie wyszedł z namiotu. Jego zachowanie było co najmniej dziwne. Nie miałem jednak czasu o tym myśleć gdyż był teraz o wiele poważniejszy problem.
-Zróbcie tu trochę miejsca!- rozkazała stanowczym tonem Kim.- musi mieć czym oddychać.-wszyscy posłusznie się odsunęli. Dziewczyny na widok mojej miny bliskiej płaczu były wielce zdziwione. W końcu miałem zazwyczaj opinię gruboskórnego chama. Kazały mi wyjść z namiotu i pilnować aby nikt nie nadszedł. Co chwilę zaglądałem do nich. Byłem tak spanikowany, że zacząłem gadać sam do siebie. Widziałem tylko jak Rozalia moczy dłonie w wodzie i lekko ochlapuje nimi twarz mojej dziewczyny.

[Perspektywa Lary]

Poczułam dziwny chłód na mojej twarzy. Nie wiedziałam co się dzieje. Chciałam otworzyć oczy ale były tak ciężkie...z resztą pozostała część mojego ciała także. Otworzyłam lekko usta próbując wydobyć jakikolwiek dźwięk. Wokół siebie słyszałam głosy moich koleżanek. Z tego co wywnioskowałam Rozalia ochlapywała mi twarz wodą bym się obudziła. Po zebraniu wszystkich sił jakie miałam w końcu udało mi się coś z siebie wykrztusić.
-Ro...za...przestań.- starałam się otworzyć oczy.
-Tak się martwiłam!- dziewczyna bardzo mocno mnie przytuliła.
-Witamy wśród żywych.- zaśmiała się Kim.
-Kastiel, Lara się obudziła!- zawołała Viola.
-C-co?!- w mgnieniu oka znalazł się przy mnie. - Nic ci nie jest?- przytulił mnie tak mocno i czule jak jeszcze nigdy.



-Chyba nie.- chwyciłam się ręką za głowę.- co się właściwie stało?
-Znalazłem cię przy drzewie, byłaś nieprzytomna.
-A...ha..-starałam sobie przypomnieć co się wydarzyło. Nagle doznałam olśnienia. Wszystko odtworzyło się jak film.
-Nie rób mi tak nigdy więcej, obiecaj.- buntownik chwycił mnie za podbródek i wpił się w moje usta. Jedna mała łza wydostała się z mojego oka i wolno spływała po policzku. Łza szczęścia.

  
-Obiecuję.- resztkami sił uśmiechnęłam się do niego.
-Może chodźmy już spać, Larka musi być wycieńczona. -Kim przetarła oczy.
-Dobry pomysł. Kastiel...mógłbyś?- Roza oczami skierowała czerwonowłosego w stronę wyjścia.
-Aa no tak, już mnie nie ma. Zajmijcie się nią. -powiedział i wyszedł rzucając mi jeszcze ostatnie troskliwe spojrzenie.
-Czy on aż tak się przejął?- nie widziałam go takiego wcześniej.
-Przejął? Mało nie zszedł nam tu na zawał!- czarnoskóra wyglądała na rozbawioną.
-S-serio?
-Całkiem serio.- uśmiechnęła się białowłosa.- no już, wskakuj w piżamę i do śpiwora!- zarządziła. Wszystkie się przebrałyśmy. Bez chłopaków było o wiele więcej miejsca. Każda położyła się na swoim miejscu. Zobaczyłam, że z kieszeni od bluzy, którą miałam na sobie wcześniej wystaje skrawek papieru. Była to kartka od Lysandra. Szybko zapięłam kieszeń aby nie wypadła. Jak ja mam się teraz zachowywać? A może on nic nie pamięta...nie to niemożliwe. Nawet nie mam jak powiedzieć o zaistniałej sytuacji Rozalii i Kim, bo w naszym namiocie była jeszcze Violetta. Wszystkie dziewczyny szybko głęboko zasnęły, oprócz mnie. W głowie nadal miałam niezły helikopter a poza tym kto by zasnął po czymś takim.
-Hej-szepneła białowłosa- nie śpisz jeszcze?
-Nie mogę zasnąć.-odparłam.
-Co jest?
-Roza błagam pomóż nie wiem co mam zrobić.- czułam jak łzy napływają mi do oczu. Dziewczyna zaproponowała abyśmy wyszły na zewnątrz i porozmawiały. Opowiedziałam jej wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Dziewczyna przez dłuższą chwilę nie odezwała się ani słowem. Chodziła w tę i we w tę z miną jakby zaraz miała iść na ścięcie.
-Oj Lys...coś ty najlepszego narobił, czemu upatrzyłeś sobie akurat Larkę?- odezwała się w końcu. Zaczęłam płakać.
-Roza musisz z nim porozmawiać, błagam. Oprócz Kastiela tylko ty tak dobrze go znasz. -otarłam łzy z policzków.
-Nie płacz...porozmawiam z nim, spokojnie. Musisz mi powiedzieć tylko jedną istotną rzecz.- spojrzała mi prosto w oczy trzymając mnie za ramiona.
-Tak? - powiedziałam drżącym głosem.
-Na prawdę kochasz Kastiela? - jej pytanie było jak uderzenie obuchem w głowę. Przecież dobrze wiem co do niego czuję. Nigdy bym go nie zostawiła, nie po tym wszystkim co razem przeżyliśmy. To on był tym pierwszym, który pokazał mi jak smakuje pocałunek. To z nim przeżyłam swój pierwszy raz. Dzięki niemu wiem jak to jest się zakochać. Wszystkie wspomnienia związane z nim powróciły w jednej chwili. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie mogę tego wszystkiego zaprzepaścić.
-Kocham go, jestem tego pewna.- teraz byłam całkowicie świadoma swoich uczuć do czerwonowłosego.
-I na taką odpowiedź liczyłam!- przytuliła mnie. Obydwie zaczęłyśmy się śmiać.
-A co będzie z Lysandrem?
-Tak jak mówiłam, pogadam z nim. Później ty to zrobisz. On przecież wie, że bardzo kochasz Kastiela. Na pewno to zrozumie i będzie między wami w porządku.- słowa dziewczyny podniosły mnie na duchu. Lekko zmarznięte ale szczęśliwe wróciłyśmy do namiotu. Kim i Violetta nadal smacznie spały. Po niedługim czasie my także odpłynęłyśmy.

***
-Musiałaś go gdzieś pieprznąć razem z ciuchami!- obudziły mnie krzyki dziewczyn.
-Był tutaj jak się kładłam! -panikowała Rozalia. -dostałam go od Leo! Zabiję się jeśli go nie znajdę.
-Co się dzieje?- spytałam przeciągle ziewając.
-Zgubiła jakiś wisior.- czarnoskóra przewróciła oczami.
-To nie jest JAKIŚ wisior!- wkurzyła się białowłosa, była na skraju płaczu.
-A może na nim spałaś?- powiedziała Kim.
-Niemożliwe – wstała - sprawdzałam już sto ra...zy...-w tym momencie z pod śpiwora wyciągnęła zgubę.
-A nie mówiłam?
-Phi!
-Jesteście na prawdę zabawne.- stwierdziłam rozczesując swoje długie,brązowe włosy.
-Co nie?- Violetta przyznała mi rację po czym wybuchnęła gromkim śmiechem. Wszystkie w miarę szybko ogarnęłyśmy się na tyle żeby pokazać się jakoś innym na oczy. Wszyscy siedzieli już dawno na dworze rozkoszując się piękną pogodą. Przywitałyśmy się ze wszystkimi. Rozalia postanowiła od razu po śniadaniu przejść do realizacji swego planu. Jak zaplanowała tak też zrobiła. Odeszłam kawałek dalej i usiadłam za pobliskim drzewem. Wolałam nawet nie podsłuchiwać tej rozmowy i tak Roza opowie mi wszystko w szczegółach. Założyłam słuchawki i zatopiłam się w muzyce.

[Perspektywa Lysandra]

Czułem się bardzo źle z tym co się wczoraj wydarzyło. Nie powinienem tego robić, nie za plecami najlepszego przyjaciela. Obiecywaliśmy nigdy nie mieć przed sobą żadnych tajemnic. Kto by pomyślał, że pakt zawarty w dzieciństwie może z taką łatwością ulec zniszczeniu. Starałem jak zwykle nie dawać po sobie nic poznać, w końcu byłem w tym mistrzem. Kastiel coś wyczuwa, wiem to jednak o nic więcej się już nie pytał. Wśród uczniów naszej klasy nie widziałem dzisiaj tylko Lary. Mój przyjaciel wspomniał tylko tyle, że się obudziła. Ukrywa się przede mną? W sumie sytuacja wczoraj była niezwykle niezręczna. Gdybym nic nie wypił wątpię, że przyznałbym się jej co czuję. Jednak co się stało już się nie odstanie. Chciałbym z nią porozmawiać ale nawet nie wiem co mam jej powiedzieć. Co ja najlepszego narobiłem. Wiem, że ona bardzo kocha mojego przyjaciela, a dzięki niej on stał się całkiem innym człowiekiem. Muszę usunąć się w cień, dla dobra wszystkich. Jak to mówią, jeśli coś kochasz daj temu odejść.
-Hej Lysiu!- dziewczęcy głos nagle wyrwał mnie z moich rozmyślań.
-Cześć Rozalio. Coś się stało?
-Chciałam porozmawiać. Masz chwilę?
-Oczywiście. -odeszliśmy kawałek dalej od reszty klasy.
-Wiem o wszystkim.-wypaliła nagle.
-Jak to?-czyżby ktoś wczoraj widział co się stało?
-Lara wszystko mi opowiedziała.
-Wszystko?-głośno przełknąłem ślinę, czułem jak zaczynam się rumienić.
-Co do joty. Lysander powiedz, co ci odbiło?
-Nie wiem. Wiem tyle, że muszę przeprosić Larę i pozwolić jej być z Kastielem. Chcę żeby była szczęśliwa, bo wtedy i ja będę.
-Właśnie. Zdajesz sobie sprawę jak wasze zauroczenie mogło wpłynąć na to wszystko? Gdyby Kastiel się dowiedział...bylibyście chyba obydwoje już w trumnie.
-Dlatego muszę to definitywnie zakończyć i odsunąć moje uczucia na bok. Nie mógłbym odebrać im ich szczęścia. -spojrzałem w stronę gdzie stał mój przyjaciel, stroił gitarę.
-Lys wiem, że to ciężkie. Jesteś dla mnie prawie jak brat, ale zrozum, że tak być nie może.-dziewczyna położyła mi rękę na ramieniu. Miała stuprocentową rację.
-Porozmawiam z nią. Wiesz może gdzie jest? -rozejrzałem się dookoła.
-Widziałam jak szła w tamtym kierunku. -wskazała palcem skupisko niewielkich drzew.
-Dziękuję. -rzuciłem i pomachałem dziewczynie.
-Powodzenia!- odpowiedziała i ruszyła w swoją stronę.

[Perspektywa Lary]
Już dłuższą chwilę siedziałam przy drzewie słuchając ulubionych kawałków.
Jako, że nikogo wokół nie było zaczęłam śpiewać na głos test piosenki, która akurat leciała. Przynajmniej wydawało mi się, że byłam sama.
-Masz bardzo ładny głos. - słuchawki miałam ustawione na tyle cicho, że usłyszałam to co powiedział do mnie znajomy głos. Zrobiło mi się strasznie głupio, że ktoś usłyszał jak śpiewam.
-Dzięki...-odparłam a chłopak wyciągnął rękę by pomóc mi wstać.
-Rozmawiała ze mną Rozalia.
-Ach tak..-speszyłam się trochę.
-Posłuchaj mnie uważnie. Wiem jak bardzo jesteś ważna dla Kastiela a on dla ciebie.
-Lysander ja nie chciałabym cię zranić.
-Zranisz mnie jeżeli nie będziesz z Kasem. - uśmiechnął się serdecznie.
-No dobrze ale...
-Żadnego ale. To ja tu namieszałem więc ja muszę to odkręcić.
-Lysander ale skoro powiedziałeś do mnie, że mnie kochasz nie mogłeś powiedzieć sobie tego bez powodu.
-Wiem, to poważne wyznanie. Jednakże myślę, że wypowiedziałem je zbyt pochopnie.
-Myślisz, że może być między nami okej?
-Jeśli tego chcesz. - wyciągnął rękę. - przyjaciele?
-Przyjaciele.- podałam mu dłoń i serdecznie się uśmiechnęłam. - A, zapomniałabym...gdzie ja mam głowę. Co z piosenką, którą mi dałeś?
-Zatrzymaj ją, jest dla ciebie.
-Dziękuję. Chodźmy do reszty pewnie się martwią, że tak zniknęliśmy.
-Racja. -razem z białowłosym ruszyliśmy w stronę naszej klasy. Wszyscy usiedli dookoła nierozpalonego ogniska. Rozalia spojrzała na mnie pytająco. Skinęłam tylko głową i uśmiechnęłam się na znak, że wszystko jest w porządku.
-Proszę wszystkich o ciszę.- zarządziła nauczycielka.- Dzisiaj wybieramy się do pobliskiego miasteczka. Jest tam mały lunapark,z którego możecie korzystać do woli.
-Lunapark? Czy my mamy pięć lat?- Kastiel wydawał się nieco zażenowany, w sumie takie rozrywki nie były w jego stylu.
-Może zepchniemy Amber z diabelskiego młyna?- zaproponowała Roza,a na jej twarzy zagościł szatański uśmieszek.
-Jestem za.- odpowiedziałam śmiejąc się.
-Ruszamy za pół godziny, zabierzcie najpotrzebniejsze rzeczy. Wrócimy dopiero późnym wieczorem.- powiedziała wychowawczyni i odeszła od klasy. Wszyscy zerwali się do swoich namiotów. Oczywiście masakrą w takim wypadku byłoby nie zabrać pieniędzy. W końcu wesołe miasteczko to może być niezła zabawa. Pakując rzeczy w torbę poczułam jak ktoś lekko stuka mnie w ramię.
-O, Nataniel coś się stało?- spytałam.
-Słuchaj Lara jest ważna sprawa.
-Jaka?-zmartwiłam się.
-Charlotte widziała jak Kastiel i Lysander wchodzą do waszego namiotu.
-Co?!
-Tak...Amber najprawdopodobniej już o wszystkim wie.
-Cholera, ona rozszarpie mnie na strzępy jak dowie się, że jestem z Kastielem.
-No właśnie dlatego musicie bardziej uważać.
-Na co uważać panie przewodniczący?- zapytał buntownik klepiąc go lekko po ramieniu. Wiadomo, że wyjaśnili sobie sytuację z Debrą jednak małe napięcie między nimi nadal było wyczuwalne.
-Jedna z trójcy widziała jak ty i Lys wchodzicie do naszego namiotu. -powiedziałam kontynuując pakowanie.
-Według mnie powinna się dowiedzieć, że jesteśmy razem. Mam dość tego jak ciągle robi do mnie maślane oczy i wywala te cy...-blondyn spojrzał groźnie na chłopaka.- to znaczy ubiera za duży dekolt.-poprawił się.
-Chcesz tak po prostu jej powiedzieć? Nawet nie wiesz jakie będę miał w domu piekło. -załamał się Nataniel.
-Spokojnie, załatwię to tak, że na zawsze da wszystkim spokój.- spojrzeliśmy na niego pytająco.- no wyluzujcie przecież jej nie zabiję. Chyba. -zaczął się śmiać.
-Kastiel skarbie, twoje poczucie humoru jest godne podziwu. - pokręciłam głową.
-Mogę zmienić humor w każdej chwili, kochanie. - szepnął mi do ucha. Doskonale wiedziałam co miał na myśli. Lekko się od niego odsunęłam i podeszłam bliżej blondyna.
-Dzięki za informację Nat.- uśmiechnęłam się.
-Nie ma za co, w końcu czego nie robi się dla przyjaciół. Do zobaczenia później. - pomachał nam i odszedł w swoją stronę.
-Mógłbyś się tak nie zachowywać przy innych.- skarciłam go.
-Jak?- znów ta jego parszywa mina z wrednym uśmieszkiem.
-No właśnie tak.
-A co boisz się, że ktoś nas zobaczy?
-Po prostu to niezręczne jak zachowujesz się tak w towarzystwie innych.
-Pouczasz mnie? No nie ładnie.- pokręcił głową i wyjął z kieszeni spodni paczkę fajek.
-Ty chyba nie zamierzasz tutaj palić. -spojrzałam na niego groźnie. Ten tylko przewrócił oczami i mocno pociągnął mnie za rękę.- Aaa!- nie miałam wyboru, jak zwykle. Odeszliśmy spory kawałek aby znaleźć jakieś ustronne miejsce. Chłopak oparł mnie o pień drzewa i zagrodził jedną ręką drogę ucieczki. Drugą odpalił papierosa, którego trzymał już w ustach. Niespodziewanie wepchnął fajkę w moje usta. Zaciągnęłam się dymem, po czym czerwonowłosy z powrotem zabrał papierosa.
-Masz coś jeszcze do powiedzenia moja droga? - prawie stykaliśmy się nosami.
-N-nie...-dlaczego ja zawsze mu ulegałam. Ten jego cholerny urok osobisty.
-Grzeczna dziewczynka.- powiedział zadowolony mierzwiąc mi włosy. To, że traktuje mnie jak dziecko chyba już nigdy się nie zmieni. Kastiel skończył palić. Wplótł swoją dłoń w moją i wróciliśmy do klasy.
-Może lepiej już puść, Amber zobaczy. - zaczęłam nerwowo szukać wzrokiem blondynki.
-Trzeba to zakończyć. - powiedział stanowczo i pociągnął mnie za sobą. Po chwili znaleźliśmy się przy Amber i jej koleżaneczkach.
-K-Kastiel? Czeeść.- zatrzepotała rzęsami.- A co ona tu robi?!- skupiła się teraz na mnie.
-ONA, jest moją dziewczyną.- przycisnął mnie do siebie.
-Że co?!- krzyknęły wszystkie trzy.
-Wiedziałam, że coś się kroi! Wchodziliście wczoraj wieczorem do ich namiotu!- odezwała się Charlotte.
-Ja wiem! Oni tam odprawiają jakieś orgie!- palnęła Li. Spojrzeliśmy na siebie z Kastielem aby upewnić się czy dobrze usłyszeliśmy co powiedziała przed chwilą Azjatka. Wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
-C-co was tak śmieszy?- Amber była w takim szoku, że ledwo trzymała się na nogach.
-Nie sądziłem, że jesteście aż takie głupie. Chodź Lara.- pocałował mnie w policzek. Już mieliśmy się zbierać do reszty, gdy chłopak nagle zawrócił. - Aha i jeszcze jedno. Nie wyżywaj się za to na swoim bracie. - byłam w lekkim szoku, że jednak spełnił prośbę blondyna.
-Przecież wy się nienawidzicie!- krzyknęła blondynka.
-Oj, wielu rzeczy jeszcze nie wiesz.- odeszliśmy od trójcy. Kas nie mógł się powstrzymać i swoje pożegnanie musiał dopełnić poprzez pokazanie im środkowego palca.
-Jaka akcja! Dowaliłeś jej!- powiedziała Kim z radością patrząc na Amber, która wręcz rwała sobie włosy z głowy. Praktycznie wszyscy widzieli się stało. Pogratulowali nam gromkimi brwiami, w końcu teraz Amber nie będzie miała już powodów żeby nas wszystkich dręczyć. Została tak upokorzona, że odechce jej się raz na zawsze.
-No teraz to zasłużyłeś sobie na nagrodę.- pocałowałam chłopaka w usta. To co zrobił wprawiło mnie w świetny humor.
-Tylko tyle?
-Dalsza część jak wrócimy już do domu.- puściłam mu oczko.
-I to mi się podoba. - skrzyżował ręce na piersi i uśmiechnął się uwodzicielsko.
-Gołąbeczki, chodźcie bo nas tu zostawią!- Rozalia zawołała nas do autokaru. Wszyscy zajęli swoje miejsca i ruszyliśmy w drogę do lunaparku. Wszystko zapowiadało się genialnie i nic nie mogło popsuć tego dnia. Przynajmniej tak mi się wydawało.

niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział XVI

****
Na początku chciałam ogłosić wszem i wobec, że ten rozdział dedykuję mojej kochanej Martusi XD Niestety nie mogę wam przytoczyć pewnego fragmentu naszej rozmowy, gdyż zdradziłby on fabułę. Ale! W zamian mam coś nawet o wiele lepszego, tak myślę XD Zdajecie sobie sprawę, że pod latarnią obok szkoły rodzą się najlepsze teksty? Na pierwszy ogień pójdzie wesoła twórczość mojej koleżanki.
"Słońce świeci(latarnia), opalam się w kurtce pełnej śmieci(wyciąga papierki z kurtki XD)"
"Szelest liści w tle pobrzmiewa, (tu dokończyłam ja) w szkole to mnie krew zalewa!"
Na drugiej pozycji znajduje się to co wypaliłam ja i nie miało to mieć żadnych podtekstów ale wyszło jak wyszło.
"-Wiesz, wyobrażam sobie jak tak idę z Kastielem za rękę(tak wiem mam bujną wyobraźnię), jest ciemno,on pali....i chce mi dać.
-Hahahahaha!

-ALE DAĆ BUCHA!"

No, to by było na tyle. Życzę miłego czytania :*
****


-Co o tej godzinie robisz tu sama?- czarnowłosy chłopak serdecznie się uśmiechnął.
-O Armin, hej.
-Może masz ochotę do mnie wpaść i pograć na konsoli hm?
-Chętnie ale jest już troszkę późno.
-Szkoda...
-Alexy nie może z tobą pograć?
-A daj spokój, on nawet nie wie jak dobrze pada trzymać!
-Haha, oj chyba nie jest aż tak źle, nie przesadzaj. -szturchnęłam go lekko.
-Kiedyś sama zobaczysz. -zaśmiał się.
-No okej haha.
-Co u Kastiela?
-Ehh, to raczej ciężka sprawa.
-Jeżeli nie chcesz o tym rozmawiać zrozumiem.
-Po prostu jego pies jest chory, w dodatku ma problem z mamą i...no martwi się. -na samo wspomnienie tych sytuacji aż mi samej ponownie zrobiło się smutno.
-O kurde, no to faktycznie słabo. Będzie jutro na wycieczce?
-No wiem.... Tak, będzie. Słuchaj Armin, muszę iść na prawdę już późno.
-Spoko, rozumiem. Odprowadzić cię kawałek?
-Nie kłopocz się.
-A gdzie tam, no chodź. -chłopak nawet nie chciał słuchać moich protestów. Bardzo miło nam się rozmawiało, w końcu już trochę czasu minęło odkąd mieliśmy okazję na spokojnie porozmawiać. Mam wrażenie, że przez wszystko co się ostatnio dzieje zaniedbuję niektórych przyjaciół. Muszę to jakoś nadrobić, a jutrzejsza wycieczka jest doskonałą okazją by spędzić trochę czasu z innymi. Pożegnałam się z Arminem i kawałek drogi, który został mi do domu pokonałam już sama. Przekraczając próg mieszkania poczułam jak ogarnia mnie głębokie zmęczenie. Weszłam do mojego pokoju i niedbale zrzucając z siebie ubrania ruszyłam do łazienki. Wchodząc do pełnej wody wanny, poczułam jak przeszywa mnie przyjemne uczucie ciepła. Tego mi było trzeba, chwili relaksu. Jednak nie potrwała ona zbyt długo, jak zwykle z resztą. Jako, że nigdzie nie ruszam się bez telefonu, usłyszałam dźwięk sms'a, który rozległ się echem w łazience. Sięgnęłam ręką po urządzenie, starając się nie upuścić go do wody. "Z kim jutro śpisz w namiocie? Kasio czy Lysio?"
Wiedziałam, że Rozalia ma ZBYT duże poczucie humoru ale teraz przegięła. "Przepraszam ,nie mogłam się powstrzymać" dopisała po chwili. Przez jej durnowate sms'y zaczęłam się zastanawiać co by się stało gdybym trafiła do jednego namiotu z Lysandrem. Zaczęłam sobie wyobrażać różne scenariusze lecz w pewnym momencie mój mózg wręcz zaalarmował HALO PRZECIEŻ MASZ CHŁOPAKA. Zaczęłam się przez to obawiać tej wycieczki. Jestem prawie pewna, że coś się wydarzy, coś z niekorzyścią dla mnie. Wyszłam z wanny w złym humorze, a myślałam, że kąpiel mnie zrelaksuje. Kładąc się do łóżka poczułam silny stres. Najpierw bałam się głupich zawodów, teraz boję się wycieczki klasowej. Bosko.

*
-Szybciej! Spóźnimy się!- poganiałam tatę, który miał odwieźć mnie dzisiaj pod szkołę. Co z tego, że było jeszcze sporo czasu, trzeba lamentować.
-No przecież idę!- tata z roztrzepania nie mógł znaleźć kluczyków od auta. Gdy w końcu ruszyliśmy w drogę znów poczułam strach. Głośno westchnęłam starając się uspokoić. "Spokojnie, będzie Roza, Kim, Kastiel, nie masz się czego bać" Mówiłam sobie w myślach. "Ale oprócz nich będzie też Lysander- jednak masz się czego bać" Monolog wewnętrzny jeszcze bardziej mnie dobił. Czasami myślę, że wolałam moje stare, może trochę nudne życie niż te, które jest teraz wiecznie usłane problemami. Wysiadłam pod szkołą, było dopiero kilka osób. Z dziewczyn była na razie tylko Violetta więc porozmawiałyśmy trochę. Po chwili przywitała nas zaspana pani wychowawczyni. Grono obecnych pod szkołą osób powoli się powiększało. Było jeszcze wcześnie rano ,a że nie było już lata tylko ta przeklęta jesień, było mi dosyć zimno. Z daleka dostrzegłam Rozę i Kim. Pomachałam im. Migiem znalazły się obok mnie i Violi.
-Zimno jak diabli.- powiedziała Kim zakładając rękawiczki.
-Co ty nie powiesz...-słyszałam jak szczękają mi zęby z zimna.
-Bu!
-Aaa!- wrzasnęłam.
-Boidupa.- czerwonowłosy objął mnie w talii i przysunął do siebie.
-Debilu chcesz żebym na zawał zeszła?- starałam się uspokoić oddech.
-Jak mnie nazwałaś?- szepnął mi do ucha.
-Coś jest dla ciebie niezrozumiałe kochanie? Mam przeliterować?- uśmiechnęłam się wrednie.
-Wiesz, że czeka cię kara? -jego twarz była bardzo blisko. Twarz, na której widniał ten sam co zawsze buntowniczy uśmiech. Jakim cudem ten chłopak od rana może mieć tak dobry humor?
-Nie musisz mi przypominać.- zrobiłam się cała czerwona.
-Lara coś taka czerwona?- zapytała Kim.
-A to...nic.- odeszłam kawałek od Kastiela by porozmawiać jeszcze chwilę z dziewczynami.
-To takie słodkie!- Rozalia była cała w skowronkach.
-C-co jest słodkie?- spytałam niepewnie.
-Ty i Kastiel! Nie sądziłam, że przy kimś złagodnieje. Ależ ty na niego działasz!
-Działam chyba za bardzo.- przewróciłam oczami.
-Bo z ciebie super laska, mała!- odezwała się Kim szturchając mnie lekko. Wszystkie zaczęłyśmy się śmiać.
-Widziałyście po drodze Lysandra?- zaczęłam się rozglądać.
-Niestety nie, oby się biedaczyna znowu nie zgubił!- zmartwiła się Roza.
-Chyba nie zgubiłby drogi do szkoły.- zamyśliłam się.
-Oj, różnie to z nim bywało! O! Idzie!- wskazała na zbliżającą się do nas coraz wyraźniejszą sylwetkę. Faktycznie, to był białowłosy. Podszedł do Kastiela i przywitał się z nim. Zaczęli rozmawiać, na chwilę odwrócili się w naszą stronę co wprawiło mnie w lekki dyskomfort.
-Laska ogarnij, przede wszystkim zachowuj się normalnie.- powiedziała Kim. Miała rację ale uspokoić się w takiej sytuacji nie było za łatwo.
-Cześć wszystkim.- usłyszałam głos Lysandra.
-Hej!- odpowiedziałyśmy wszystkie prawie równo. Czułam jak serce zaczyna mi podchodzić do gardła.
-Co wy takie spięte?-spytał Kas. Oczywiście musiał trafić w sedno.
-M-my spięte? Skądże.- pokręciłam głową.
-Mhmm.- czerwonowłosy uniósł brew.- wiesz, że przede mną nic nie ukryjesz, prawda?- podszedł znacznie bliżej.
-Patrzcie autobus już jedzie!- jakoś udało mi się wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Autobus stał się moim wybawieniem. Przynajmniej tak sądziłam na początku. Wszyscy rzucili się w kierunku wejścia do pojazdu. Jak to bywa na wycieczkach wszyscy zawsze chcą siedzieć jak najdalej od nauczycieli, czyli na słynnych tyłach. Na samiutkim tyle było pięć miejsc, które zajęłam wraz z Rozą, Kim, Violettą i Peggy.
-No nie, zajęły nam miejsca!- Alexy wyglądał na wielce zbulwersowanego tym faktem, jednak po chwili zajął miejsce u boku swego brata.
-Siądę przed tobą, żeby cię pilnować mała.- powiedział triumfalnie Kastiel, obok niego usiadł Lysander.
-Ty lepiej pilnuj swojego tyłka, żebyś zaraz nie zarobił kopa.- pokazałam mu język.
-Uuu ale się boję!
-Oj bój się. - skrzyżowałam ręce. Kastiel tylko prychnął i odwrócił się od nas.
-Wasze przekomarzanie się jest takie słodkie!- szepnęła Viola.
-Dla ciebie na prawdę dziwne rzeczy wydają się słodkie. -powiedziała Kim wyjmując słuchawki z plecaka. Do pojazdu w końcu weszła nasza nauczycielka. Policzyła czy wszyscy są i ruszyliśmy w drogę. Jako, że w sumie cała nasza paczka siedziała na tyłach to praktycznie od razu w autokarze zaczęła się "impreza". Śpiewaliśmy różne piosenki, graliśmy w karty i rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Droga trwała dwie godziny, szybko nam to zleciało. Kiedy już byliśmy na miejscu, wszyscy wysypali się z pojazdu.
-No, w końcu można rozprostować kości. - przeciągnęła się Roza.
-Noo.- reszta jej zawtórowała. Jako, że było jeszcze wcześnie postanowiliśmy się trochę rozejrzeć po okolicy. Najpierw jednak nauczycielka kazała nam rozstawić nasze namioty w wyznaczonych miejscach. Jednym szło trochę lepiej a innym...wcale.
-Jak rozłożyć to chujostwo!- Kastiel szarpał się z namiotem.
-Daj mi to. -Lysander wyciągnął ręce w jego stronę.
-Nie!
-Ehh..
-Co tam chłopaki?- spytała Rozalia. Siłą zaciągnęła mnie w ich stronę.
-Kastiel próbuje rozłożyć namiot ale jak tak dalej pójdzie to go porwie. - białowłosy wyglądał na załamanego.
-Yhh daj to.- wyszarpałam buntownikowi namiot. Obrażony patrzył jak spokojnie i powoli rozkładam namiot.
-Też bym sobie poradził.
-Oczywiście.-zaśmiałam się.
-Wątpisz w moje zdolności?
-Ależ skąd.
-Dzięki, że nam pomogłaś.- uśmiechnął się Lys.
-P-proszę. O! Chyba Kim nas woła! - pociągnęłam Rozalię w swoją stronę i migiem oddaliłyśmy się od chłopaków.
-No co ty robisz, zwariowałaś?- białowłosa postukała się w czoło.
-Nie mogę wytrzymać w jego towarzystwie to nie moja wina!
-Chcesz żeby miał cię za wariatkę?
-Już ma.- wtrąciła się Kim robiąc wielkiego balona z gumy.
-Nie pomagasz.- skarciła ją Rozalia.
-Żartuję no. Uspokój się, mówiłam ci już.
-Dobra, nie ważne. Chodźmy, wszyscy zbierają się przy wejściu do obozowiska. - wszystkie poszłyśmy w wyznaczone miejsce. Nasza wychowawczyni zaczęła objaśniać nam wszystkie zasady i przestrzegać przed robieniem różnych głupich rzeczy.
-Możecie iść się rozejrzeć, ale nie odchodźcie zbyt daleko!- wszyscy wykonali polecenie i każdy poszedł w inną stronę. Spacerowałyśmy z dziewczynami dłuższą chwilę aż naszą uwagę przyciągnęły dźwięki gitary. Zaczęłyśmy podążać w ich stronę. Z oddali dojrzałyśmy dwie sylwetki a dźwięk stawał się coraz wyraźniejszy. W końcu naszym oczom ukazali się Lysander oraz Kastiel.
-Co wy tu robicie?- zapytał czerwonowłosy.
-Przechodziłyśmy i usłyszałyśmy jak grasz. Nie mówiłeś, że na zwykłej gitarze też grasz. - usiadłam obok niego.
-Kiedyś miałem tylko taką.- przez chwilę wydawał się jakby zamyślony. Z tego stanu wyrwał go głos Rozalii.
-Zagrasz nam coś? Skoro już jesteśmy w większym gronie.- zapytała dziewczyna.
-Niech wam będzie. Przyjacielu użyczysz swojego głosu?- zapytał Kastiel uśmiechając się.
-Oczywiście, co mam zaśpiewać? - jego kolorowe oczy aż zaświeciły, na prawdę kochał śpiewać.
-Może nasz nowy kawałek? "Demon we mnie" ?
-Robi się.- odpowiedział białowłosy. Po chwili usłyszałyśmy brzmienie strun gitary i czysty głos Lysandra. Wszystkie z wielkim zachwytem słuchałyśmy wykonania.

"Chciałem latać wysoko jak ptak
Nie chciałem dłużej na ziemi tkwić
Chciałem się w przestworza wznieść
ale coś ściągało mnie w dół
Coś kazało mi ze strachu drżeć
Coś czego nawet nie mogłem zobaczyć
To coś w końcu dopadło mnie
Musiałem walczyć z demonem we mnie (2x)
Z Demonem we mnie (2x)
Spytałem siebie czego chce
Czy walczyć czy poddać się
Szukałem odpowiedzi w snach
Wtedy demon chciał mnie zniszcyć
Kiedyś w końcu sprzeciwie się
Znajde siłe i powiem nie
Stane z nim twarzą w twarz
I zniszcze demona we mnie
Demona we mnie (2x)
Odzyskalem siłe wyrwałem się
Pokonałem demona we mnie
Demona we mnie (2x)

-Wow! Genialne!- Rozalia aż podniosła się z pieńka na którym siedziała.
-A tobie jak się podoba moja ptaszyno? - spytał Kastiel odkładając gitarę.
-Cudowne. - byłam na prawdę pod ogromnym wrażeniem.
-Sam to napisałeś?- ciemnoskóra zwróciła się w stronę Lysa.
-Tak jak zawsze.- uśmiechnął się.
-Na prawdę super! -dodała Viola.
-Może zbierajmy się już do obozowiska, wychowawczyni będzie się martwiła.- zaproponował kolorowooki.
-Dobry pomysł.- Kim zabrała swój plecak i jako pierwsza ruszyła przed siebie. Ja i dziewczyny ruszyłyśmy za nią, a chłopaki szli z tyłu. Kiedy już dotarliśmy na miejsce, przywitała nas nieco poddenerowana pani. Pewnie myślała, że gdzieś się zgubiliśmy co z orientacją Lysandra w terenie byłoby całkiem możliwe.
-Rozpalamy ognisko, dołączcie do reszty. O, Kastiel. Widzę, że masz gitarę zagraj coś klasie.- chłopak na jej polecenie zniechęcił się już do czegokolwiek, ale mimo wszystko wykonał zadanie. Wszyscy w przemiłej atmosferze dźwięków gitary smażyliśmy pianki i kiełbaski. Następnie rozpoczęła się bitwa o ketchup, niestety był tylko jeden. Pech chciał, że ktoś kto złapał sos niechcący go nacisnął i strumień ketchupu wyleciał w powietrze prosto na bluzkę Amber.
-Aaa! -wrzasnęły wszystkie trzy żmije.
-Zapłacicie mi za to!- zagroziła blondynka zmierzając w stronę swojego namiotu. My zbagatelizowaliśmy jej krzyki i zaczęliśmy się śmiać.
-Co to za hałas?- podeszła do nas wychowawczyni rozmawiając przez telefon.
-Nic proszę pani. -powiedział Alexy ledwo powstrzymując się od śmiechu. Resztę dnia spędziliśmy na rozmowie, jedzeniu i spacerowaniu. W końcu nadszedł wieczór. Poszliśmy wszyscy do namiotów. Jednak były to tylko pozory. Kim wyjęła puszki z piwem ze swojej torby.
-Oszalałaś? Jeszcze ktoś się pokapuje!- spanikowałam.
-Nie ma ryzyka nie ma zabawy. -odpowiedziała wesoło Rozalia.
-Dobrze powiedziane.- usłyszałyśmy męski głos z poza namiotu. Odpięłyśmy zamek i ujrzałyśmy dwie znajome postacie. Kastiel i Lysander. Pierwszy trzymał w ręce siatkę z piwami.- Można?-spytał po chwili widząc nasze zdziwione miny.
-Jasne chodźcie. -w namiocie zrobiło się niezwykle ciasno. Kastiel miał teraz okazję żeby bezkarnie mnie obejmować. Wszyscy równocześnie otworzyli swoje puszki. Zaczęło się. Z każdą chwilą robiło się coraz luźniej i weselej. Jedno piwo, drugie, trzecie, przy czwartym czułam, że już więcej moja głowa nie zniesie. W głowie kręciło mi się niesamowicie a Kastiel sam już nieźle wstawiony miał ze mnie niezły ubaw. Lysander wydawał się najbardziej trzeźwy z nas wszystkich. Wyszedł na chwilę z namiotu, chciał się przewietrzyć. Po kilku minutach ja również wyszłam, w środku było już duszno i zapach piwa doprowadzał mnie do mdłości. Spacerowałam powoli na terenie obozowiska. Nagle moje uszy wychwyciły czyjeś nucenie. Ujrzałam opartą o drzewo wysoką postać. Podeszłam bliżej.
-Lysander?
-Lara? Co tu robisz?- jego lekko pijany głos brzmiał bardzo ciekawie.
-J-ja wyszłam się tylko przejść.- czułam, że zaraz się przewrócę, przesadziłam z tymi piwami. Nawet nie wiedziałam kiedy znalazłam się w ramionach Lysandra.
-Uważaj, upadniesz.- powiedział cicho i spokojnie.
-Dzięki...-odsunęłam się lekko. Usiadłam na pieńku obok mnie.
-Przynajmniej tutaj mamy okazję porozmawiać. - zapatrzył się w rozgwieżdżone niebo.
-T-taa..-złapałam się za głowę.
-Wszystko okej?
-Tak, to nic. Po prostu za dużo wypiłam. - czułam się nieco odważniejsza rozmawiając z nim w tym stanie.
-Wszyscy dzisiaj przesadziliśmy, mam nadzieję że nie będziemy mieć przez to kłopotów. - że też w tym stanie on mógł jeszcze myśleć o jakichkolwiek konsekwencjach!
-Lysander, to trwa już zbyt długo.- podniosłam się z pieńka i chwiejnym krokiem podeszłam do chłopaka. - co chciałeś mi wtedy powiedzieć?
-Kocham cię.- szepnął opierając się ręką o drzewo, przez co byłam zamknięta w jego uścisku.
-Kastiel mnie zabije.- odparłam patrząc w jego piękne oczy.


-Ciebie nie, mnie tak. -przymknął oczy. -przeczytaj to proszę.- szepnął mi do ucha wciskając w moją dłoń małą kartkę. Potem poczułam tylko jak subtelnie musnął ustami mój policzek. Nim zdążyłam zrozumieć co właśnie się wydarzyło chłopaka nie było już obok mnie. Byłam w szoku, co prawda spodziewałam się, że mi to powie lecz do ostatniej chwili starałam się odgonić od siebie tę myśl. Rozłożyłam kartkę, którą trzymałam w dłoni. Przyświecając sobie ekranem telefonu zaczęłam czytać.

"Widziałem dzisiaj latającego anioła
Zupełnie jak w filmie
Nie mogłem mówić
Nie mogłem odejść

Ponieważ przeleciałaś przeze mnie
I nie mogę czekać
Te ręce się trzęsą
Drżą

Zostałem zabrany przez Ciebie
Byłem zagubiony przed wieczorem i
I byłem zachwycony jak Ty
dotknęłaś mnie i naprawiłaś to

Ponieważ żyję
Kiedy Cie widzę świecę
świecę, świecę
Kiedy Cie widzę świecę
świecę, świecę"


środa, 16 grudnia 2015

Rozdział XV

Obudziło mnie intensywne chrapanie. Oczywiście był to Kastiel, spał jak zabity. Zaraz po tym spostrzegłam, że nie leżę na łóżku obok niego ale...na podłodze. Spadłam z łóżka? Nigdy mi się to nie zdarzyło, w dodatku nic nie poczułam. Zerknęłam na zegarek, wskazywał 6 rano. Za niedługo trzeba wstawać, ale przecież Kas nie może iść do szkoły w takim stanie. Zapewne ciężko będzie mi go obudzić. Przecierając oczy poszłam do kuchni, żeby zrobić sobie i chłopakowi coś do jedzenia. Demon leżał przy misce i cicho popiskiwał. Nie wiedziałam co mu jest, podeszłam do niego.
-Czeeść, co jest psiaku?- pogłaskałam do delikatnie po głowie. Zauważyłam, że jest smutny i słaby.-Nie chcesz jeść?- podsunęłam bliżej miskę- Biedactwo...- patrzył na mnie błagalnym wzrokiem, nie wiedziałam o co chodzi. Może jest chory? Nigdy nie widziałam żeby tak się zachowywał. Wstałam i zawołałam go lecz nawet nie drgnął. Bardzo się zmartwiłam, w końcu wiem ile ten pies znaczy dla Kasa. A może dlatego on wczoraj...ale w takim razie dlaczego mi nie powiedział? Alkohol nie rozwiąże problemu. Posiedziałam jeszcze moment przy Demonie po czym zrobiłam kilka kanapek. Poszłam obudzić smacznie chrapiącego czerwonowłosego. Usiadłam na łóżku obok niego.
-Hej, wstawaj.- szepnęłam lecz nic się nie wydarzyło. Powtórzyłam jeszcze raz ale głośniej. W końcu chłopak leniwie otworzył oczy i spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
-Lara? Co ty tu...jasna cholera moja głowa.- syknął łapiąc się za czerwoną czuprynę.
-Wczoraj byłeś tak pijany, że ja i Lysander odprowadziliśmy cię do domu, zostałam na noc bo martwiłam się o ciebie. Pamiętasz cokolwiek?
-Co? Pamiętam jak wyszedłem z domu...zaraz zaraz, Lys? A skąd on się w ogóle tam wziął?
-Emm, chciał ze mną o czymś porozmawiać, nie wiem dokładnie o co chodzi. Nieważne. Dlaczego się tak upiłeś?
-Lara daj spokój.- odwrócił się na drugi bok.
-Nie. -przeszłam na drugą stronę łóżka.- gadaj ale już.
-Nie muszę ci niczego mówić.
-Musisz.
-Rozkazujesz mi?
-Owszem.
-Wiesz, że nienawidzę dostawać rozkazów prawda?- podniósł się na łokciach.
-Wiem mój drogi ale to już poważniejsza sprawa. Chcę wiedzieć. -spojrzałam mu głęboko w jego błyszczące, szare oczy.
-Serio? No dobra. Po pierwsze Demon jest chory, po drugie moja mama najprawdopodobniej pogodzi się z ojcem. Zadowolona? -był bardzo zdenerwowany.
-Z Demonem zauważyłam, że coś jest nie w porządku, nie ma apetytu ani nawet nie chce wstać z podłogi. Myślisz, że twoja mama po czymś takim chciałaby nadal być z takim człowiekiem?
-Od dwóch dni przesiaduje u niego w mieszkaniu? To nie wystarczający dowód?
-W mieszkaniu? A-ale po co..
-Nie wiem, najwyraźniej chcą się pogodzić.
-Może po prostu chcą porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić?
-Jasne, oczywiście.
-Twoja mama to porządna osoba, na pewno nie zrobi nic głupiego a tym bardziej czegoś co by cię zraniło.
-Mam ją w dupie.
-Kastiel, przestań.
-Co Kastiel? Co przestań? Postaw się w mojej sytuacji.
-Słuchaj, z twoją mamą to na pewno jakoś się wyjaśni. Póki co musisz iść z Demonem do weterynarza.
-Nie chcę.-spuścił wzrok.
-Jak to?
-Normalnie.
-Kas, jeżeli nie dowiemy się co mu jest on...
-Tak, wiem.
-No to trzeba działać, przecież to twój kompan życiowy. -uśmiechnęłam się lekko.
-Ta...
-No już, rozchmurz się. Wszystko będzie dobrze. Chodź zrobiłam kanapki.- pociągnęłam go za rękę żeby wstał z łóżka, jednak on był silniejszy i pociągnął mnie do siebie, na łóżko. Nawet nie zdąrzyłam się zorientować, a buntownik już był nade mną i trzymał moje ręce nad moją głową.
-Gdzie ci się tak spieszy hm?- wyszeptał mi do ucha lekko je podgryzając.
-Przestań, śmierdzisz piwskiem.
-Ty za to całkiem smakowicie.- ten jego cwany wyraz twarzy na prawdę mnie denerwował.
-Na pewno nie lepiej niż kanapki ,które czekają w kuchni.
-Wiesz, że nie interesują mnie teraz kanapki. -musnął moją szyję.
-Kastiel, nie.-powiedziałam stanowczo. Zwolnił uścisk z moich rąk i mogłam swobodnie wstać z łóżka. Westchnął z rezygnacją.
-Czy wy baby nie rozumiecie męskich potrzeb?
-Jak widać nie. Do kuchni ale już.
-Dobrze mamo.
-Pff- zaśmiałam się pod nosem i razem ruszyliśmy spałaszować kanapki. Kastiel opychał się jedzeniem a ja spoglądałam na niego kątem oka.
-Widzę że się gapisz. -powiedział z pełną buzią.
-Bo jesz jak świnia.
-Facet to świnia hehe.
-Wiesz, że właśnie wbiłeś sam na siebie?
-Powiedziałem facet, a nie określiłem jakiegoś konkretnego przykładu czyli w tym przypadku mnie.
-Oj ależ ty filozofujesz. -pokręciłam tylko głową wracając do jedzenia.
-Za moje teorie oczekuję wynagrodzenia w najbliższym czasie. -powiedział z buntowniczym uśmiechem. Mocno się zarumieniłam, wręcz pożerał mnie wzrokiem.
-K-Kastiel przestań się tak na mnie patrzeć!
-A co?- zaśmiał się.
-Nic, daj spokój. Idę do szkoły, ty może lepiej zostań dziś w domu. -zaproponowałam.
-Ty też zostajesz.
-Nie zostanę, rodzice się wkurzą. Poza tym miałam pogadać w szkole z dziewczynami.
-Ehh-machnął ręką - dobra ale nagrodę w ciągu najbliższych dni mam nadzieję dostanę?-uniósł brew.
-Oczywiście mój panie i władco, czego zapragniesz.- pokłoniłam się i wybuchnęłam śmiechem.
-Mmm podoba mi się jak mnie tak nazywasz.- podszedł do mnie i pocałował. Moje ręce powędrowały w jego gęste, czerwone włosy. Nagle poczułam coś chłodnego na moim brzuchu. To była dłoń Kasa. Oderwałam się od niego.
-No dobra dobra już, przestań. - spuściłam wzrok.
-Dokończymy to- uniósł mój podbródek.
-Najpierw zabierzemy Demona do weterynarza. Jak przyjdę od razu tam pójdziemy.
-Dobra. Jak masz iść to idź bo zaraz się rozmyślę.
-Do zobaczenia. - pocałowałam go w policzek na pożegnanie i wybiegłam z domu. Czas tak szybko leciał, była już prawie 8! Zasapana wbiegłam do klasy, nauczycielka wstawiła mi spóźnienie. Usiadłam oczywiście w ławce obok Rozalii.
-Słuchaj Lys mi wszystko opowiedział, co się stało?- zmartwiła się dziewczyna.
-Demon jest chory, pani Judie być może pogodzi się z tatą Kasa, nie wytrzymał tego i upił się.
-Ale wie przecież, że to nie jest najlepsze rozwiązanie? Alkohol nie rozwiązuje problemów.
-Wiem, też mu to mówiłam. Już teraz jest dobrze. Zostałam na noc.
-Aaa dlatego się spóźniłaś- pokiwała głową- aż tak ostro było? Łóżko wytrzymało?-zatkała buzię powstrzymując się od śmiechu.
-R-Roza! No co ty! Do niczego nie doszło, spał jak zabity. Pilnowałam go po prostu.
-Żartowałam no- stuknęła mnie łokciem.
-Te twoje żarty mnie kiedyś do grobu wpędzą. - stwierdziłam z rozbawieniem.
-Oj bez przesady.
-Lysander mówił ci też o tym co zaszło wcześniej?- spytałam.
-No właśnie nie! Wiem tylko to co pisałaś mi w sms'ach.
-Cisza!- nauczycielka usłyszała jak Roza szepcze. Dziewczyna przewróciła tylko oczami i kontynuowała rozmowę.
-A więc-zaczęłam- Lys przyszedł pod mój dom i chciał mi coś powiedzieć, ale nie wiem co...-spojrzałam w kierunku jego ławki. Pech chciał, że akurat patrzył w moją stronę. Szybko odwrócił wzrok a ja czułam, że moja twarz płonie.
-Kurde no nieźle. Myślisz, że to od niego te kwiaty co wcześniej dostałaś?
-Nie wiem, chciałam o tym z nim porozmawiać ale strasznie się wstydzę.
-Musicie dokończyć rozmowę Larka, inaczej niczego się nie dowiesz.
-Ehh wiem ale...
-Spokojnie, co by się nie stało pamiętaj, że masz mnie i Kim.- położyła mi dłoń na ramieniu i serdecznie się uśmiechnęła.
-Dzięki- rozpromieniłam się na chwilę. Tyle dobrego, że przynajmniej Kastiela nie ma w szkole i będę mogła na spokojnie porozmawiać z białowłosym. Odczekałam kilka lekcji i gdy nadszedł czas długiej przerwy, zaczęłam szukać kolorowookiego. Tak jak myślałam siedział na dziedzińcu ze swoim notatnikiem.
-H-hej, możemy porozmawiać?- zaczęłam się niepewnie.
-Oczywiście, usiądź.-powiedział zamykając notatnik.
-Jeżeli chodzi o wczoraj...
-Tak, wiem. Też chciałem kontynuować tę rozmowę. Tak w ogóle z Kastielem wszystko w porządku?
-Możnaby powiedzieć, że zarazem tak i nie ale to długa historia, pewnie sam ci opowie.
-Rozumiem.
-A wracając, co chciałeś mi wczoraj powiedzieć?- spojrzałam mu w oczy. Zanim chłopak zdążył cokolwiek z siebie wykrztusić, obydwoje usłyszeliśmy donośny dziewczęcy głos. Odwróciliśmy się w stronę, z której dobiegał. Naszym oczom ukazała się niska, blondwłosa dziewczyna. Była ubrana w takim samym stylu jak Lysander. Zmierzała w naszym kierunku.
-Lysiuuuu!- rzuciła się na niego. Chciała go pocałować w policzek ale chłopak stanowczo ją odepchnął.
-N-Nina? Co tu robisz? Nie powinnaś być w szkole?- zapytał. Ja siedziałam obok i nie miałam pojęcia o co chodzi ani kim jest ta cała Nina.
-Przyszłam do ciebie! Tak się stęskniłam, nie mogę bez ciebie żyć!
-Bez przesady, musisz stąd iść, jeszcze nauczyciele cię zobaczą.
-Ah! To takie niesamowite, że musimy tak ukrywać naszą miłość. -rozmarzyła się. Ja zrobiłam wielkie oczy a Lysander spalił buraka i pokręcił głową z niedowierzania.
-Nino, nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy, lubię cię ale jesteś jeszcze...dzieckiem.
-Nie jestem dzieckiem jestem już dorosła! To wszystko przez tę dziewuchę co?- spojrzała na mnie groźnym wzrokiem. Aż cofnęłam się krok w tył.
-No już już, idź. -odwrócił ją w przeciwnym kierunku.
-Ale...
-Nino, proszę idź. Przeszkadzasz mi. -dziewczyna prawie ze łzami w oczach odeszła od nas, posłała mi jeszcze jedno groźne spojrzenie.
-Kto to był? -byłam w kompletnym szoku.
-To Nina, prowadzi...jakby to powiedzieć, mój fanklub. Chodzi jeszcze do gimnazjum i ma obsesję na moim punkcie. -westchnął ciężko.
-Masz swój własny fanklub? Łoo, no nieźle.
-No nie wiem, to bardzo uciążliwe, więcej mam z tego problemów.
-Musisz coś z tym zrobić, nie może cię nachodzić nawet w szkole.
-Próbowałem. Tej dziewczynie nie da się przemówić do rozumu. W ogóle przepraszam cię za nią, jej zachowanie jest niedopuszczalne.
-Okej nic się stało. -uśmiechnęłam się.
-Wracając...-nie dokończył ponieważ przerwał mu dzwonek na lekcje. Najście Niny zabrało nam cały czas na rozmowę.
-My nigdy nie dokończymy tej rozmowy. -załamałam się.
-Może spotkajmy się po lekcjach?- zaproponował.
-Z chęcią ale dzisiaj nie mogę, jadę z Kastielem i jego psem do weterynarza.
-Demon jest chory? Niemożliwe.- zmartwił się białowłosy.
-Niestety, coś jest nie tak. Chodźmy lepiej na lekcje. Możemy też pogadać na wycieczce, w końcu jutro jedziemy.
-Ah faktycznie, zapomniałem. -zamyślił się. Poszliśmy razem pod salę. Rozalia już z daleka nas wypatrzyła. Gdy do niej podeszłam spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
-Nina nam przerwała.- stwierdziłam ze zrezygnowaniem.
-Yhh ta wariatka jest niemożliwa. Przychodzi często do sklepu Leo i kupuje ubrania, dzięki którym uważa, że Lys zwróci na nią większą uwagę.
-Serio? No to faktycznie ma nierówno pod sufitem.
-To kiedy pogadacie?
-Jutro na wycieczce.
-Dobry pomysł. -stwierdziła Roza. Poszłyśmy na lekcje. Reszta godzin minęła bez większych komplikacji. Po szkole od razu wróciłam do domu. Musiałam nazmyślać mamie, u której koleżanki byłam w nocy i jak zwykle opowiedzieć co w szkole. W związku z tym, ze obiecałam czerwonowłosemu pojechać z nim i Demonem do weterynarza musiałam się szybko spakować na jutrzejszą wycieczkę. Po upchaniu do torby potrzebnych rzeczy oznajmiłam rodzicom, że wychodzę. Po kilkunastu minutach byłam w domu Kasa.
-No to co idziemy?
-Tak. - weterynarz był kilka ulic z tąd także szybko do niego trafiliśmy. W kolejce przed nami był tylko jeden zwierzak więc postanowiliśmy grzecznie usiąść na miejscach w poczekalni.
-Cały się trzęsie. - posmutniałam i pogłaskałam psa po głowie.
-To normalne, każdy zwierzak boi się weterynarza. -powiedział spokojnie Kastiel. Jednak w jego głosie wyczułam nutkę strachu.
-Denerwujesz się?
-Może...
-Nie dziwię ci się, będzie dobrze mówię ci. -położyłam mu głowę na ramieniu.
-Mam nadzieję- westchnął ciężko i złapał mnie za dłoń. Siedzieliśmy tak, spoglądając co chwilę na przerażonego Demona. W końcu nadeszła nasza kolej. Weszliśmy do gabinetu. Kastiel przedstawił cały problem. Pani weterynarz dokładnie obejrzała psa i wypytywała się Kastiela o różne rzeczy.
-Objawy wskazują na zatrucie, nie zjadł przypadkiem czegoś nieświeżego?-zapytała kobieta.
-Dałem mu ostatnio jakieś mięso z lodówki...myśli pani, że mogło być stare? -zapytał. Spojrzał na mnie. Ja złapałam go za rękę.
-Albo nieświeże, albo nieprzebadane. -zmartwiła się. -podam mu lek, powinno być lepiej już jutro. Na wszelki wypadek pobiorę trochę krwi i zrobię badania.
-Dobrze. - Kas wyraźnie posmutniał. Z wielkim bólem patrzył jak pies piszczy podczas pobierania krwi i podawania leku. Mi samej prawie pociekły łzy, jestem bardzo wrażliwa jeżeli chodzi o zwierzęta nawet jeśli nie są moje.
-Proszę jutro przyjść po wyniki badań. Proszę się nie martwić , na pewno mu przejdzie. -uśmiechnęła się. Czerwonowłosy zapłacił za wizytę po czym wróciliśmy do jego domu. Demon od razu położył się na swoim legowisku. Chłopak stracił humor, widać dopiero po czasie dotarło do niego, że zwierzak chwilowo cierpi.
-Spokojnie będzie dobrze, niebawem poczuje się lepiej. -przytuliłam go.
-Mam taką nadzieję. - również mnie objął.
-Jedziesz jutro na wycieczkę prawda?
-Ta, jak trzeba to trzeba. Mama jutro wraca, zostanie z Demonem , przynajmniej nie będę się martwił, ze zostaje sam w takim stanie.
-O, to dobrze. Już odzywasz się do mamy?
-Nie, napisała mi tylko sms'a. Nie mam ochoty z nią gadać o tym debilu.
-Rozumiem...słuchaj ja spadam do domu. Pamiętaj, że jutro zbiórka o 7 pod szkołą.
-Tak wcześnie? Ja pier..
-Ekhem
-Sory, dobra idź ja musisz. -podeszłam do drzwi i prawie pociągnęłam już za klamkę gdy nagle chłopak energicznie pociągnął mnie za rękę po czym przyparł mnie swoim ciałem do ściany.
-K-Kas...mm!- chłopak namiętnie mnie pocałował.
-Teraz możesz iść- oblizał się.Zrobił to tak ponętnie, że aż ugięły się pode mną nogi.

-Wariat.- na moje policzki wkradły się rumieńce. Z uśmiechem wyszłam z domu chłopaka. Szłam wpatrując się w rozłożyste drzewa w okolicy. Nagle usłyszałam jak ktoś woła moje imię.

niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział XIV

Do domu wracałam bardzo zestresowana. Że też dyrektorka musiała wymyślić akurat zawody sportowe. Dla mnie wf z chłopakami to duży problem bo czuję się ogromnie skrępowana. A zawody? Gdzie będzie nas oglądała cała szkoła? Na samą myśl skręca mnie w żołądku. Jedyny plus to to,że nie będzie lekcji...chociaż biorąc pod uwagę tę sytuację chyba wolałabym jednak siedzieć w ławce i słuchać bezsensownego gadania nauczycieli. Trudno, nie jestem w stanie wpłynąć na decyzję dyrektorki. W domu odmówiłam jedzenia obiadu gdyż zwyczajnie byłam nie w sosie. Sięgnęłam po słuchawki i pamiętnik. Włączyłam jakąś muzykę po czym chwyciłam długopis. Zaczęłam pisać o ostatnich wydarzeniach. Wpisywanie czegoś od czasu do czasu do pamiętnika bardzo mnie odprężało. W pewnym momencie po prostu zaczęłam płakać. Łzy kapały prosto na kartki pamiętnika. Czemu? Sama nie wiem. Może to przez smutną piosenkę, która akurat leciała? Po chwili łzy zaczęły płynąć intensywniej. Rzuciłam długopisem o podłogę. Tak na prawdę znów chodziło o Lysandra. Dalej nie potrafię wyprzeć z siebie tego uczucia, co gorsze nie jestem do końca pewna o co mi chodzi. Nie wyobrażam sobie teraz życia bez Kastiela, jednak Lys...co w nim jest? Dlaczego mimo wszystko coś do siebie nawzajem czujemy? To chore. Nie wytrzymam tego dłużej. Tak cholernie ciężko ukrywać mi to przed Kastielem a jeszcze gorzej udawać przed białowłosym że wszystko jest w porządku. Nawet już nie mam ochoty pisać do Rozalii czy Kim. Mam wrażenie, że mają ciekawsze zajęcia niż wysłuchiwanie moich problemów. Zaczęłam się też zastanawiać czy przeniesienie mnie do tej akurat szkoły było dobrą decyzją. Nie poznałabym Kastiela a co za tym idzie Lysandra. Czasem chciałabym żeby wszystko było jak dawniej. Tak bardzo chciałam mieć w końcu chłopaka. No i mam. Lecz moje szczęście nie trwało tak długo. Jestem zawieszona pomiędzy dwoma światami. Utknęłam, nie mam dokąd iść, ani jak uciec.

****
Następnego dnia niechętnie wstałam do szkoły. Bardziej niechętnie niż zwykle. Nie zjadłam nawet śniadania, po prostu ubrałam się i wyszłam. Po drodze byłam tak rozkojarzona, że o mało co nie potrąciło mnie auto. Otarcie się o śmierć z samego rana uważam za zaliczone. Przekraczając próg szkoły zaczęłam wzrokiem szukać Rozy lub kogoś innego z klasy. Po chwili Kim i białowłosa zaszły mnie od tyłu i przestraszyły.
-Chcecie żebym na zawał zeszła?!- krzyknęłam kładąc dłoń w miejscu serca.
-Oj no Larka, luz. - szturchnęła mnie Kim.
-Taa luz. Gdzie mamy iść? Na salę gimnastyczną?- spytałam.
-Nie, na razie mamy iść do klas żeby wylosować osoby na zawody. Reszta ma kibicować.- powiedziała z podekscytowaniem białowłosa.
-L-losowanie..?- moje przerażenie osiągnęło apogeum.
-Mam nadzieję, że mnie nie wylosują bo nie zamierzam się pocić ani nic z tych rzeczy.- czarnowłosa ewidentnie nie chciała uczestniczyć w zawodach. Chwilę porozmawiałyśmy gdy nagle zadzwonił dzwonek. Wszyscy zeszli się do klas. Akurat mieliśmy lekcje w sali z trzyosobowymi ławkami, dlatego ja i dziewczyny usiadłyśmy razem. Nasza wychowawczyni wyjęła woreczek z karteczkami. Wytłumaczyła nam uprzednio, że są trzy rodzaje kartek. Skoro mamy wytypować drużynę powinien być: jeden lider, czterech zawodników, reszta to kibice. Nauczycielka zaczęła chodzić po klasie i każdy losował kartkę. Modliłam się żebym była w gronie kibiców. Zbliżała się moja kolej. Wyciągnęłam rękę w stronę woreczka. Wyciągnęłam jeden świstek. Rozłożyłam kartkeczkę: "Zawodnik". No po prostu świetnie. Czy tylko ja mam takie szczęście? Ze wszystkich 30 osób w klasie akurat ja musiałam znaleźć się w gronie tych czterech "wybrańców". Rozalia także wylosowała zawodnika, co mnie bardzo pocieszyło. Kim była kibicem tak jak chciała. Szczęściara. Po zakończeniu losowania wychowawczyni usiadła za biurkiem i kazała wstawać następującym osobom.
-Proszę o wstanie osobę, która wylosowała "lidera" grupy.- wszyscy z ciekawością przyglądali się kto wstanie. Ku zdziwieniu wszystkich, z krzesła podniósł się Lysander. Nie wierzę. Moje przerażające wizje się sprawdziły. Będę w drużynie z Lysem. Spalę się ze wstydu. Mam ochotę zapaść się pod ziemię.
-Spokojnie, wszystko będzie w porządku. Siedzę w tym z tobą. -Roza widząc moją reakcję złapała mnie za rękę i uśmiechnęła się życzliwie.
-O-okej...-zaczęłam się mimowolnie trząść. Taki stres z powodu bycia w drużynie z białowłosym? Jestem ciekawa co będzie dalej...
-Proszę o wstanie osób, które wylosowały "zawodnika".- no nic, tak jak Roza i inne osoby musiałam wstać. Wraz z nami wstali Kastiel i Armin. Ulżyło mi widząc obrażoną minę Kastiela. Towarzystwo Armina również mi pasowało, w końcu jest jednym z moich przyjaciół. Można by powiedzieć, że ich obecność rekompensowała mi stres z wiadomego powodu.
-A więc reszta klasy będzie kibicowała dzisiaj wybranej drużynie. Życzę wam powodzenia. Teraz drużyny mogą udać się na salę gimnastyczną żeby się rozgrzać.- jak kazała tak zrobiliśmy. Ja, Lys, Kastiel, Roza i Armin wyszliśmy z sali i udaliśmy się do sali gimnastycznej.
-Och, wspaniale kolejna drużyna. Idźcie się przebrać do szatni. -powiedział organizator.
-Jak to? Inne szatnie są zajęte?- Roza spanikowała.
-Że co?!- również zaczęłam się denerwować.
-Musimy przebrać się wszyscy w jednej szatni.- powiedział spokojnie Lysander.
-Świetnie...-powiedziałam zrezygnowanym głosem. Weszliśmy do szatni, ja z Rozą poszłam w jeden róg pomieszczenia a chłopcy byli w rogu po drugiej stronie. Spokojnie o czymś rozmawiali zaczynając się przebierać. Za to my z Rozalią byłyśmy nieco skrępowane. Gdy zdjęłam koszulkę Rozalii najzwyczajniej w świecie odbiło.
-Co to jest?! Przecież to jest kompletnie niedopasowane! -zaczęła ciągnąć mnie za stanik.
-Co? Roza! Ała!- chłopcy w jednym momencie odwrócili się słysząc nasze krzyki. Jednak gdy zobaczyli że mam bluzki natychmiast się odwrócili. Lysander zrobił się cały czerwony. Armin dostał wytrzeszczu oczu a Kastiel odchrząknął i zaśmiał się pod nosem.
-Roza przegięłaś, to nie jest odpowiednie miejsce na takie rozmowy.- szepnęłam.
-Jak nie teraz to kiedy? Nie możesz tak wyglądać. Nie ma zmiłuj po zawodach zabieram cię na shopping moja droga.-zagroziła mi palcem.
-Dobra no dobra.
-Możemy się odwrócić? -zapytał Armin.
-Tak, już tak.- odpowiedziałam. Teraz to już kompetnie nie miałam odwagi nawet spojrzeć na Lysa.Widziałam tylko diabelski uśmieszek Kastiela i to jak lustrował mnie od góry do dołu.
-Seksownie wyglądasz w stroju gimnastycznym. -czerwonowłosy objął mnie w talii.
-Ekhem, aniołeczki już czas! - białowłosa migiem wyszła z szatni. Widać była pełna energii. Przynajmniej ona się cieszyła.
-Dokończymy później. Wiesz co mi się należy jak wygramy prawda? - puścił mi oczko.
-Kastiel serio nie mam ochoty na twoje zboczenia.- odparłam. Lysander lekko się zaśmiał.
-No i co się śmiejesz. -zdenerwował się Kas.
-Oj przyjacielu-kolorowooki pokiwał głową i serdecznie się do niego uśmiechnął.
-Pff. -wszyscy ruszyliśmy na salę. Powitał nas tłum ludzi i przygotowujące się drużyny z innych klas. Kim i reszta machała nam z trybun.
-Prosimy wszystkie drużyny o rozgrzewkę! -usłyszeliśmy z głośnika. Zaczęliśmy się rozciągać i przygotowywać. Wkrótce zademonstrowano nam pierwszą konkurencję. Sztafeta. Na szczęście nie było to nic trudnego. Bałam się raczej rzeczy typu przewrót w przód.
-Słuchajcie-zaczął Lys- musimy się dobrze ustawić, najszybsze osoby niech idą na początek. Proponuję by było to ustawienie: Kastiel, ja, Armin, Lara, Rozalia.
-Świetny pomysł. -powiedział Armin.
-Damy radę! -powiedziała radośnie Roza. Wszyscy zawodnicy ustawili się na liniach startowych. Pierwszym osobom podano charakterystyczne dla sztafety pałeczki. Po chwili rozbrzmiał głos prowadzącego. Wszyscy ruszyli jak burza. Nie miałam pojęcia, że Kastiel biega aż tak szybko. Po chwili zaczął się do nas zbliżać. Lysander jako drugi w kolejce podszedł już kawałek dalej i wysunął rękę by przejąć pałeczkę.
-Dawaj!- krzyknął podając białowłosemu pałeczkę. Lysander również bardzo szybko biegał. Zaskoczeniem nie tylko dla mnie ale chyba dla całej szkoły było zobaczyć go w stroju sportowym i do tego biegnącego. Po chwili pałeczkę przejął Armin. Powoli nadchodziła moja kolej. Wszyscy krzyczęli i piszczeli wspierając swoje drużyny. Hałas był niesamowity. W tle puszczono jeszcze muzykę.
-Dasz radę.- szepnęła mi do ucha Roza i przybiłyśmy piątkę.
-Żebyś nóg nie zgubiła. -zaśmiał się Kas.
-Ha ha bardzo zabawne.-To ten moment. Zaczęłam biec jak najszybciej potrafiłam. Faktycznie myślałam, że zaraz zgubię gdzieś nogi. Nie przejmowałam się wtedy wzrokiem innych. Po prostu wyłączyłam się i biegłam ile sił.
-Roza!-krzyknęłam dobiegając do dziewczyny. Bezproblemowo przejęła ode mnie pałeczkę i pobiegła dalej. Ja przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. Gdy Roza dobiegła z powrotem okazało się, że wygraliśmy pierwszą konkurencję! Wszyscy zaczęliśmy przybijać żółwiki i piątki. Nasza klasa na widowni oszalała z radości. Zawody trwały dalej. Następne konkurencje nie poszły nam wcale gorzej. Zdecydowanie byliśmy lepsi od innych drużyn. Po ostatniej konkurencji wręcz padaliśmy na twarz. Mieliśmy piętnastominutową przerwę zanim ogłoszą kto wygrał. Nagroda była nie byle jaka bo była to wycieczka. Weszliśmy wszyscy do szatni i jak zwierzęta rzuciliśmy się na wodę. Białowłosa wypiła całą swoją butelkę ale było jej jeszcze za mało. Lysander wypił trochę i odłożył swoją butelkę na bok. Zaczęła na niego patrzeć błagalnym wzrokiem.
-Coś się stało?- zapytał Lys.
-Mogę się napić twojej wody?
-To niehigieniczne.- zrobił zniesmaczoną minę.
-Oj Lysiek no!
-No dobrze, proszę. -podał jej butelkę, przy tym spojrzał na mnie. Ja szybko odwróciłam wzrok.
-Dzięki!- wypiła resztę i rzuciła butelką, na szczęście pustą bo trafiła Lysa prosto w czoło.
-Rozalio.- pokiwał głową masując czoło.
-Przepraszam! Ciesz się, że była pusta! -zaśmiała się.
-Roza to nie było śmieszne, a jakbyś wybiła mu oko?- powiedziałam spoglądając na Lysa.
-Oj no dobrze, przepraszam Lysiu. -podeszła do niego i pogłaskała go po głowie.
-Nie szkodzi. -dziwnie na nią spojrzał przez co białowłosa chichocząc zabrała rękę z jego włosów. Traktowali się jak rodzeństwo. To słodkie. Po przerwie wszyscy ponownie zebraliśmy się na sali gimnastycznej. Ogłoszono wyniki. Najwięcej punktów uzyskała nasza drużyna! Na sali rozległy się okrzyki radości a nasza klasa poderwała się z trybun i podbiegła do nas. Wszyscy przytulali się i z zachwytem dotykali pucharu, który udało nam się zdobyć. Jedynymi osobami, które nie podeszły były oczywiście trzy siksy. Amber, Charlotte oraz Li siedziały obrażone na swoich miejscach. Amber bacznie przyglądała się czy aby nikt nie zbliża się do Kastiela. W końcu one jedyne nie wiedzą, że ja i Kastiel jesteśmy razem. Dlatego też musieliśmy się przy nich nieźle pilnować. Nawet uścisk mógł być odebrany jako podejrzany gest. Po klasowym wybuchu radości, wszyscy udaliśmy się z powrotem to klas. Nasza wychowawczyni była z nas dumna jak nigdy. Gdy się uspokoiliśmy zabrała głos.
-Przede wszystkim chciałabym wam serdecznie pogratulować. Jak chcecie to potraficie. Otrzymałam od dyrekcji szczegóły na temat wygranej. Jak już pewnie wiecie jest to jednodniowa wycieczka. Jedziemy na biwak!- po tych słowach wszyscy zaczęli szeptać, niektórzy byli zadowoleni inni zaś nie. Oczywiście pomysł z biwakiem nie spodobał się trzem klasowym żmijom.
-Nie chcę spędzać całego dnia na świeżym powietrzu! Moja fryzura się zepsuje!- zaczęła Amber.
-A gdzie my niby mamy się tam umyć? Nie będę chodziła brudna!- zawtórowała jej Li.
-Dziewczęta proszę o spokój!- zdenerwowała się lekko nauczycielka.- Jeżeli nie chcecie jechać musicie odpracować ten czas w szkole.- na te słowa trójca się uciszyła.
-A kiedy odbędzie się ten biwak?- zapytała Iris.
-Za dwa dni, także proszę na jutro przynieść zgody od waszych rodziców. Alexy, rozdaj proszę te zgody.- chłopak posłusznie wykonał polecenie nauczycielki.
-Akurat twoja mama jest w domu to podpisze ci tę zgodę.- powiedziałam do zamyślonego Kasa.
-Sam bym sobie podpisał, tak jak wszystko.
-Co jest? Jesteś zły?
-Nie.
-Jasne.-odparłam na co ten odwrócił wzrok i spoglądał na to co dzieje się za oknem. O co mu chodzi? Przecież nic nie zrobiłam, obraził się? Moja radość z wygranej nagle minęła. Bardziej zaczęłam się przejmować humorami Kastiela niż moimi własnymi problemami. Po lekcji wszyscy rozeszliśmy się do domu. Kastiel nawet się z nikim nie pożegnał tylko od razu pognał do domu. Jego zachowanie było co najmniej dziwne. W każdym razie ja również poszłam do domu, przed tym Roza zaczepiła mnie i powiedziała, żebym nie martwiła się czerwonowłosego, przejdzie mu.
Oczywiście, chciałabym się nie przejmować ale nigdy się tak nie zachowywał. Po przekroczeniu progu domu od razu dałam mamie zgodę do podpisania.
-Wycieczka?- spytała biorąc długopis.
-Tak, wygraliśmy dzisiejsze zawody.
-To świetnie! I widzisz nie potrzebnie się tak stresowałaś.
-Mamo..mogę cię o coś spytać?
-Pewnie córciu co się stało? Coś z Kastielem?-oczywiście trafiła w dziesiątkę.
-Nie, nie...to znaczy...w sumie to tak.
-W czym rzecz?
-Nie wiem, po zawodach do nikogo się nie odzywał i wyszedł zły ze szkoły. Nie pożegnał się nawet ze mną.
-Rozumiem.
-Co mam zrobić? A jeżeli jest na mnie zły? Jak zrobiłam coś nie tak?
-Lara przestań panikować. Przede wszystkim daj mu troszkę czasu, przejdzie mu. Odezwie się jeszcze dzisiaj, mówię ci. Może potrzebuje chwili spokoju.
-No może.- wstałam z kanapy- idę do pokoju. -powiedziałam smętnie i wzięłam podpisaną przez mamę zgodę. Z wielką niechęcią zasiadłam do odrabiania lekcji. Nie mogłam się skupić. Moje myśli krążyły wokół Kastiela. Nagle dostałam sms'a. Kastiel? Nie..nie to nie jego numer. To Lysander! "Wyjdź przed dom, proszę" Rzuciłam wszystko i biegiem wyleciałam przed dom.
-Lysander?
-Witaj, chciałem z tobą pilnie porozmawiać. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
-Nie, nie spokojnie. Mów co się dzieje.-czułam jak uczucie motylków w brzuchu znacznie się zwiększa.
-Otóż, chciałbym ci coś powiedzieć. Nie wiem jak ale...muszę.
-Tak?- miałam ochotę z tamtąd uciec.
-Laro, ja...-nie zdąrzył dokończyć gdyż z daleka zawołał nas nie kto inny jak Kastiel. Nie byłoby to nic dziwnego gdyby nie to, że...był kompletnie pijany.
-Ooohoo a co ty tu robisz przyjacielu?- wybełkotał.
-Kastiel? Jesteś pijany.- stwierdziłam z przerażeniem.
-Nie zgadzam się z tym! Jaaa...-wskazał na siebie palcem-jestem, jestem...aaa pierdolę idę po piwo jeszcze.
-Kastiel.-Lysander złapał go za ramiona.- Jesteś pijany, odprowadzimy cię z Larą do domu.
-Nie eee! Nie tak łatwo to będzie!
-Kastiel co się stało?-spytałam, byłam przerażona. Napił się? Sam?
-Twoje zdrowie piłem! O!-odpowiedział lekko się zawracając. Dziwnie się zaśmiał.
-Nie pieprz głupot wracamy do domu.- spojrzałam na Lysandra. Oboje wzięliśmy chłopaka pod rękę i prowadziliśmy go ciemnymi już ulicami. O dziwno posłusznie z nami szedł. Odprowadziliśmy go prosto pod dom. Jego mamy nie było? Na szczęście w kieszeni Kasa znalazłam klucze. Zaprowadziliśmy go prosto do łóżka. Prawie od razu usnął, był wręcz nieprzytomny.
-Lysander możesz iść, zostanę z nim.
-Dobrze, pilnuj go, dawno nie widziałem go w takim stanie. -zmartwił się.
-Spokojnie , jest w dobrych rękach.- uśmiechnęłam się. Uścisnęliśmy się na pożegnanie, jednakże był to inny uścisk niż zwykle. Bardziej czuły? A może tylko mi się wydaje? Gdy białowłosy wyszedł, zatelefonowałam do mamy, że zostaję na noc u koleżanki. W życiu nie pozwoliłaby mi nocować u Kasa. Położyłam się obok niego na łóżku. Patrzyłam na jego spokojną, spiącą twarz. Jego oddech był równy,cichy. Odgarnęłam kosmyki czerwonych włosów aby w pełni odkryć jego twarz. Pogładziłam jego policzek.

-Czyś ty zwariował?-szepnęłam. Nakryłam go kołdrą. Sama położyłam się obok. Napisałam sms'a do dziewczyn o tym co się stało. Co chciał mi powiedzieć Lysander? Może chciał przyznać się do tego, że to on wysłał mi te kwiaty? Dlaczego Kastiel szedł pijany środkiem ulicy? Nie wiem. Mam nadzieję, że uda mi się dokończyć rozmowę z kolorowookim a Kastiel od razu po przebudzeniu opowie mi co się z nim dzieje. Martwię się, tak bardzo się martwię...


sobota, 14 listopada 2015

Rozdział XIII

Chłopak nie miał wątpliwości. To był on. Jego ojciec. Najbardziej znienawidzona przez niego osoba na świecie. Nic nie warty śmieć który zostawił jego i matkę samych. Miał przed oczami dzień, w którym ojciec od nich odszedł. Miał wtedy zaledwie pięć lat. Maleńki, wówczas czarnowłosy jeszcze Kastiel wesoło bawił się na podwórku z kolegami. Beztroską zabawę przerwała kłótnia rodziców dająca się słyszeć z okna. Malec pobiegł czym prędzej do domu sprawdzić dlaczego rodzice tak hałasują. W progu wyminął go ojciec, który nawet na niego nie spojrzał. Matka płakała skulona w rogu pokoju. Nigdy przenigdy nie zapomni tego widoku. Podszedł wtedy do zrozpaczonej kobiety. Przytuliła go i płakali razem. Wtedy w nim coś pękło, coś umarło. Z bolesnych wspomnień wyrwał go głos ojca.
-Synu..
-Nie nazywaj mnie tak. - syknął czerwonowłosy zaciskając pięści.
-Tyle czasu cię szukałem, proszę pozwól mi wszystko wyjaśnić.- powiedział spokojnym i zarazem lekko błagalnym tonem mężczyzna.
-Nie masz czego wyjaśniać. Zostawiłeś nas. Mnie i matkę. Potraktowałeś jak zużyte zabawki. Odszedłeś bez słowa wyjaśnienia. Masz czelność tu jeszcze wracać?
-Kastiel błagam pozwól mi zobaczyć się z mamą, ty też mnie wysłuchaj.
-Myślisz że błaganie coś ci da frajerze? Nie pozwolę ci znowu skrzywdzić matki. Powiem raz ale porządnie. Spierdalaj stąd jeśli ci życie miłe.
-Chłopcze przeginasz. Jestem twoim ojcem. Jak ty się do mnie odnosisz?
-Ojcem? Dobry żart.- buntownik zaśmiał się tylko i włożył ręce w kieszenie. Ruszył przed siebie wymijając ojca z pogardą.
-Zaczekaj!- mężczyzna zdążył tylko krzyknąć. Kastiel niestety szybko zniknął mu z pola widzenia. Chłopak biegł przez chwilę by mieć pewność, że zgubił mężczyznę. Na całe szczęście udało mu się. Był już prawie pod samymi drzwiami swego domu. Nerwowo wyciągnął klucze i przekręcił zamek. Gdy już był w środku upewnił się czy na pewno zamknął drzwi. Oparł się o ścianę i osunął się po niej w dół chowając twarz w dłoniach.
-Co tu się do kurwy nędzy dzieje?- zapytał sam siebie. Nim się spostrzegł przy jego boku już był jego ukochany towarzysz. Demon. Taki pies jak ten to prawdziwy skarb. Chłopak wstał i pogłaskał czworonoga. Ten radośnie zamerdał ogonem. Zmęczony całym dniem położył się do łóżka. Nie mógł jednak zasnąć nerwowo rozmyślając o tym co go spotkało.


****
Niedługo po tym jak Kastiel wyszedł z mojego łóżka, czego oczywiście nie czułam, obudziłam się.
Spojrzałam na puste miejsce obok. Na poduszkę. Chwyciłam ją. Czułam jeszcze na niej subtelną woń perfum chłopaka. Przytuliłam poduszkę mocno do siebie.
-Kas...-szepnęłam mocniej przytulając poduszkę. Wzrok miałam skierowany na okno przez które wyszedł. Nie wiedzieć czemu czułam, że coś jest nie tak. Jakby stało się coś niewiarygodnego. Zaczęłam także martwić się czy Kastiel dotarł bezpiecznie do domu. Jednak po chwili zmęczenie znowu dało się we znaki i ponownie odpłynęłam.

****

-Halo?- odebrałam telefon który mnie obudził.
-Lara, musisz do mnie przyjść. Teraz. Wyjaśnię ci wszystko później.- niespokojny głos mojego chłopaka dał mi do zrozumienia, że to coś na prawdę poważnego. Było jeszcze stosunkowo wcześnie rano. Rodzice już w pracy a ja za jakiś czas powinnam szykować się do szkoły. Zamiast tego szybko chwyciłam ubrania, które miałam pod ręką i wyleciałam z domu jak oparzona w kierunku domu chłopaka. Całą drogę biegłam odgarniając włosy, które co chwilę zasłaniały mi oczy. Kiedy dotarłam na miejsce czerwonowłosy od razu otworzył mi drzwi. Usiedliśmy w jego pokoju.
-Mów co się stało!- powiedziałam jeszcze zdyszana i z paniką w oczach.
-Kiedy wracałem od ciebie..-przełknął głośno ślinę- spotkałem mojego ojca.
-Coo...- miałam wrażenie, że szczęka zaraz opadnie mi na podłogę.- Ale jak to? Co mówił? Czego chciał?
-Chciał się tłumaczyć, spotkać się z mamą. Myślał, że to będzie takie proste. Nie ułatwię mu tego za żadne skarby.
-Całkowicie cię rozumiem, a gdzie on teraz jest?
-Właśnie to jest najgorsze, że nie mam bladego pojęcia.
-Cholera. Przecież nie możesz się teraz ukrywać cały czas w domu. Musisz zadzwonić do swojej mamy i to szybko.
-Nie chcę jej denerwować, ciężko pracuje.
-Kas, tu chodzi też o jej bezpieczeństwo. Musisz powiedzieć. Teraz.- spojrzałam na niego poważnym wzrokiem.
-No dobra już dobra, zadzwonię.- wziął do ręki swój telefon. Po chwili już rozmawiał z mamą. Wyszłam z jego pokoju żeby nie zawadzać przy rozmowie. W między czasie postanowiłam zrobić nam śniadanie. W końcu było wcześnie rano a Kastiel na pewno był głodny. Po dziesięciu minutach wszystko było gotowe. Czerwonowłosy akurat skończył rozmawiać i wszedł do kuchni.
-I co?
-Wszystko jej powiedziałem. Najwcześniej jutro tu przyjedzie i będziemy myśleć razem co z tym zrobić. Generalnie jest w niemałym szoku tak jak i ja.
-To zrozumiałe. Pomogę ci jak tylko będę mogła.- przytuliłam go.
-Dzięki, skarbie.- przytulił mnie mocniej. Po raz pierwszy z taką czułością się do mnie odezwał. To było takie cudowne. Staliśmy tak chwilę ciesząc się sobą.
-Herbata nam stygnie. -odezwałam się w końcu.
-Zrobiłaś śniadanie? No no, kuchareczka. - rozczochrał mi włosy. I tak było mi wszystko jedno bo nie zdążyłam ich nawet uczesać.
-Chciałam cię troszkę pocieszyć.
-Wystarczy, że przyszłaś. - uśmiechnął się szczerze. Jednak nie był to do końca wesoły uśmiech.

****

Tego samego dnia w szkole Kastiel rozmawiał o całej sytuacji z Lysandrem. Rada od najbliższego przyjaciela zawsze się przyda. Jednak podczas rozmowy Lysander nie do końca był obecy tu duszą gdyż po raz kolejny zgubił gdzieś swój notatnik. Ja i Kim przechadzałyśmy się wokół fontanny na dziedzińcu. Nieopodal ujrzałam jakiś mały czarny zeszyt. Oczywiście. Notatnik Lysa. Przeprosiłam Kim na chwilę i pobiegłam mu go oddać. Akurat stał z Kastielem przy szafkach.
-Musisz bardziej na niego uważać.- zaśmiałam się oddając Lysowi notatnik.
-Oh, tu jest. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. Dziękuję.
-Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się a moje policzki lekko się zaróżowiły.
-Moja mama będzie dzisiaj w domu. Zapraszała cię. -powiedział Kastiel opierając się o szafkę.
-To bardzo miłe, na pewno przyjdę.- nie zdążyłam więcej powiedzieć bo z daleka usłyszłam jak woła mnie Kim.- Muszę iść, do zobaczenia!- rzuciłam w stronę chłopaków i pobiegłam do dziewczyny.
-No no, widzę,że ktoś tu się podlizuje do Lysandra co? -uniosła jedną brew.
-Co? Nie prawda, po prostu jak zwykle znalazłam jego notatnik. Nie moja wina, że sam wpada w moje ręce.
-Mhm, oczywiście. Lara ja to widzę, Roza też. Wcale nie przestałaś o nim myśleć. Dalej coś jest na rzeczy.
-Nawet jeśli, mam przecież chłopaka. Lysander i ja jesteśmy przyjaciółmi.
-Przecież wiemy co ci powiedział. Nie jesteś mu obojętna.
-To nic nie zmienia. Jestem z Kastielem i on jest dla mnie najważniejszy.
-Widzę, ale jak ty i Lysander będziecie tak grali, że wszystko jest dobrze to ty się wykończysz.
-Co na to poradzę. Zauroczenie minie. Póki co nie jest tak źle. -mówiąc to czułam, że okłamywałam samą siebie. Nie jest dobrze.
-Faceci to same problemy.- westchnęła czarnowłosa.
-Niestety muszę przyznać ci rację.
-Gdzie Roza?- dziewczyna rozejrzała się dookoła.
-Mówiła, że urywa się z lekcji. Chce spotkać się z Leo.
-To już nie mogła poczekać? Zostały dwie godziny.
-Wiesz jaka jest Rozalia.
-No w sumie.- obydwie zaczęłyśmy podążać w stronę szkoły słysząc dzwonek na lekcje. Przed klasą porozmawiałam jeszcze chwilę z Kastielem i Lysandrem. Kim stała obok mnie i podejrzliwym wzrokiem obserwowała moje zachowanie. Gdy spojrzałam na nią pokiwała tylko głową w geście zrezygnowania. Lekcje minęły dosyć szybko. Zaraz po nich pożegnałam się z Kim i poszłam do domy przyszykować się na wyjście do Kastiela. W końcu będzie tam jego mama. Zdenerwowanie zaczęło narastać gdy zbliżała się już pora to wyjścia. Nie znałam jego mamy, nie wiedziałam czy mnie polubi. Starałam się uspokoić. Niedługo potem znalazłam się już pod domem chłopaka.
-Chodź, mama już jest. -powiedział Kas. Zaprowadził mnie za rękę do salonu gdzie na kanapie siedziała jego mama pijąc kawę.
-Dzień dobry. -odezwałam się niepewnie i lekko się uśmiechnęłam. Kobieta wstała i odłożyła kawę na stolik.
-Dzień dobry słonko. To jest ta Lara o której tyle mi opowiadałeś?- jak na pierwsze wrażenie była bardzo sympatyczna. Do tego widać duże podobieństwo w wyglądzie między nią a czerwonowłosym. Mogę stwierdzić, że to bardzo ładna i zadbana kobieta.
-Mamo...-zmieszał się trochę buntownik.
-Oj Kassi. -kobieta lekko szturchnęła chłopaka. -Jestem Judie, mama Kastiela. - wyciągnęła rękę w moją stronę.
-Miło mi panią poznać.- odpowiedziałam również podając jej rękę.
-Mnie także. Chodź usiądziesz z nami. Zrobię ci herbatę. -zaproponowała.
-Nie chciałabym przeszkadzać.
-Ależ skąd, proszę.-usiedliśmy wszyscy przy stole. Pani Judie położyła przed nami duży talerz z ciastem. Po chwili przyniosła też obiecaną herbatę.
-Dziękuję. -przysunęłam filiżankę do siebie. Kobieta usiadla naprzeciw nas.
-Jak długo się znacie? -zaczęła.
-Od początku roku szkolnego.-odpowiedziałam.
-Mój syn bywa zapewne nieznośny czyż nie?-zaśmiała się. Spojrzałam na Kastiela, nie był zadowolony z pytań mamy.
-Czy ja wiem. Może trochę. -stuknęłam go lekko w ramię, na co on tylko pokręcił głową z tym swoim szatańskim uśmieszkiem. Następne pół godziny spędziliśmy na rozmowie. Wbrew temu co na początku myślałam było bardzo miło. Później pani Judie w końcu pozwoliła nam iść do pokoju.
-Masz świetną mamę.- powiedziałam.
-Tak sądzisz?
-Mhm.
-Mogła przynajmniej pominąć kilka upokarzających faktów z mojego dzieciństwa. -usiadł obrażony.
-Oj daj spokój-wybuchłam śmiechem- to słodkie.
-Dla dziewczyn słodkie są na prawdę dziwne rzeczy, nie rozumiem was.
-Byłeś taki słodziutki jak byłeś mały! -znów się śmiałam wspominając zdjęcia które mama chłopaka mi pokazywała.
-A teraz?- wyszczerzył się.
-To chyba załatwi sprawę.- w ramach odpowiedzi dałam mu całusa.
-Tylko tyle?
-Kastiel. -skarciłam go spojrzeniem.
-No dobra już dobra. Właśnie, jest sprawa.
-Jaka?
-Lysander ma urodziny za tydzień. Myślałem nad imprezą.
-To chyba nie w jego stylu co?
-Nie będzie miał nic do gadania. Nie dowie się aż do ostaniej chwili.
-Czyli niespodzianka?
-Coś takiego.
-Super! -klasnęłam w ręce. - Na pewno się ucieszy.
-A gdzie to zorganizujemy?
-W mieszkaniu Lysa. Leo ma do niego zapasowe klucze także będziemy mogli wszystko przygotować.
-Świetnie. Nie mogę się doczekać.- chwilę jeszcze rozmawialiśmy o przyszłej imprezie. Dochodziła godzina wieczorem więc zaczęłam się zbierać do domu.
-Już idziesz?
-Tak, mama ostatnio czepiała się, że w ogóle nie ma mnie w domu.
-Odprowadzę cię.
-Nie trzeba.
-Trzeba. -bez słowa założył swoją kurtkę i żegnając się z mamą chłopaka wyszliśmy na zewnątrz.
Gdy odeszliśmy kawałek dalej wyjąl z kieszeni paczkę papierosów.- Chcesz?
-No dobra.- wyciągnęłam jednego.
-Niegrzeczna dziewczynka. - objął mnie w talii.
-Pff.- przekręciłam oczami. Po kilku buchach trochę zakręciło mi się w głowie. -Łoo!- prawie potknęłam się o własne nogi.
-Niezłego pilota masz widzę.- zaczął się śmiać.
-Po prostu dawno nie paliłam.
-Taaa. Wskakuj bo wleczesz się jak żółw.- kazał mi wskoczyć na swoje plecy.
-Chcesz mnie nieść?
-Czemu nie.
-Okej.- sprawnie wskoczyłam na jego plecy i ruszyliśmy dalej.
-Nie duś mnie. -zaczął po chwili narzekać na moje ręce które oplotłam wokół jego szyi.
-To jak mam się trzymać?
-Dobra i tak już jesteśmy blisko.- powiedział. W końcu postawił mnie na ziemi prosto przed moim domem.
-Dzięki. -zarzuciłam mu ręce na szyję. Buntownik nic nie odpowiedział tylko mnie pocałował. Usłyszałam, że ktoś podchodzi do drzwi i zaczyna przekręcać klucze. -Mm!-jęknęłam żeby Kastiel się ode mnie oderwał. Zrobił to w takim momencie, że otwierający drzwi tata na szczęście nie widział co zaszło. Kastiel oznajmił, że odprowadził mnie do domu i pożegnał się grzecznie z moim tatą. Mama powiedziała, że ktoś przysłał mi kwiaty i karteczkę. Kwiaty? Karteczkę? Zdziwiona poszłam do siebie. Faktycznie na biórku leżały kwiaty z przyczepioną do nich kartką. Kwiaty były przepiękne, białe róże. Zaś na kartce widniał bardzo romantyczny wiersz. Od kogo to może być? Zaczęłam się zastanawiać. Pierwszą osobą, o której pomyślałam był Lysander. Przecież wyjaśniliśmy sobie wszystko. Coś takiego doprowadziłoby do niezłej afery. Zadzwoniłam do Kastiela. Powiedział, że nie przysyłał mi niczego. Trochę się zdenerwował, że ktoś do mnie podbija. Zatelefonowałam też do Kim i Rozy. Kim od razu wypaliła, że to pewnie od Lysandra. Nie chce mi się w to wierzyć. Może powinnam z nim o tym porozmawiać?

****
Następnego dnia w szkole czułam się strasznie nieswojo. Dziewczyny cały czas dotrzymywały mi towarzystwa. Miałam wrażenie, że każda osoba którą mijam wie kto wysłał mi te kwiaty. Za każdym razem gdy gdzieś w oddali widziałam Lysandra, sprytnie go wymijałam. Na przedostatniej lekcji cała szkoła została poproszona o pójście na salę gimnastyczną. Dyrektorka przekazła nam informację, że jutro odbędą się zawody sporotwe i mamy wybrać po kilka osób z każdej klasy. Na sali zaczęło się robić zamieszanie bo każdy był podekscytowany.
-Czegoś bardziej debilnego nie mogli wymyślić. -stwierdził Kastiel.
-Oj nie przesadzaj, chyba lepsze to niż lekcje. -odpowiedziałam.
-To i to jest beznadziejne. -przewrócił oczami.
-A temu jak zwykle nic nie pasuje.- wtrąciła Roza.
-Może być zabawnie.- powiedział Alexy.
-Taa..-szczególnie zabawnie będzie jak wytypują mnie i Lysandra i znajdziemy się w jednej drużynie. Zapowiada się na prawdę ciekawie.