sobota, 14 listopada 2015

Rozdział XIII

Chłopak nie miał wątpliwości. To był on. Jego ojciec. Najbardziej znienawidzona przez niego osoba na świecie. Nic nie warty śmieć który zostawił jego i matkę samych. Miał przed oczami dzień, w którym ojciec od nich odszedł. Miał wtedy zaledwie pięć lat. Maleńki, wówczas czarnowłosy jeszcze Kastiel wesoło bawił się na podwórku z kolegami. Beztroską zabawę przerwała kłótnia rodziców dająca się słyszeć z okna. Malec pobiegł czym prędzej do domu sprawdzić dlaczego rodzice tak hałasują. W progu wyminął go ojciec, który nawet na niego nie spojrzał. Matka płakała skulona w rogu pokoju. Nigdy przenigdy nie zapomni tego widoku. Podszedł wtedy do zrozpaczonej kobiety. Przytuliła go i płakali razem. Wtedy w nim coś pękło, coś umarło. Z bolesnych wspomnień wyrwał go głos ojca.
-Synu..
-Nie nazywaj mnie tak. - syknął czerwonowłosy zaciskając pięści.
-Tyle czasu cię szukałem, proszę pozwól mi wszystko wyjaśnić.- powiedział spokojnym i zarazem lekko błagalnym tonem mężczyzna.
-Nie masz czego wyjaśniać. Zostawiłeś nas. Mnie i matkę. Potraktowałeś jak zużyte zabawki. Odszedłeś bez słowa wyjaśnienia. Masz czelność tu jeszcze wracać?
-Kastiel błagam pozwól mi zobaczyć się z mamą, ty też mnie wysłuchaj.
-Myślisz że błaganie coś ci da frajerze? Nie pozwolę ci znowu skrzywdzić matki. Powiem raz ale porządnie. Spierdalaj stąd jeśli ci życie miłe.
-Chłopcze przeginasz. Jestem twoim ojcem. Jak ty się do mnie odnosisz?
-Ojcem? Dobry żart.- buntownik zaśmiał się tylko i włożył ręce w kieszenie. Ruszył przed siebie wymijając ojca z pogardą.
-Zaczekaj!- mężczyzna zdążył tylko krzyknąć. Kastiel niestety szybko zniknął mu z pola widzenia. Chłopak biegł przez chwilę by mieć pewność, że zgubił mężczyznę. Na całe szczęście udało mu się. Był już prawie pod samymi drzwiami swego domu. Nerwowo wyciągnął klucze i przekręcił zamek. Gdy już był w środku upewnił się czy na pewno zamknął drzwi. Oparł się o ścianę i osunął się po niej w dół chowając twarz w dłoniach.
-Co tu się do kurwy nędzy dzieje?- zapytał sam siebie. Nim się spostrzegł przy jego boku już był jego ukochany towarzysz. Demon. Taki pies jak ten to prawdziwy skarb. Chłopak wstał i pogłaskał czworonoga. Ten radośnie zamerdał ogonem. Zmęczony całym dniem położył się do łóżka. Nie mógł jednak zasnąć nerwowo rozmyślając o tym co go spotkało.


****
Niedługo po tym jak Kastiel wyszedł z mojego łóżka, czego oczywiście nie czułam, obudziłam się.
Spojrzałam na puste miejsce obok. Na poduszkę. Chwyciłam ją. Czułam jeszcze na niej subtelną woń perfum chłopaka. Przytuliłam poduszkę mocno do siebie.
-Kas...-szepnęłam mocniej przytulając poduszkę. Wzrok miałam skierowany na okno przez które wyszedł. Nie wiedzieć czemu czułam, że coś jest nie tak. Jakby stało się coś niewiarygodnego. Zaczęłam także martwić się czy Kastiel dotarł bezpiecznie do domu. Jednak po chwili zmęczenie znowu dało się we znaki i ponownie odpłynęłam.

****

-Halo?- odebrałam telefon który mnie obudził.
-Lara, musisz do mnie przyjść. Teraz. Wyjaśnię ci wszystko później.- niespokojny głos mojego chłopaka dał mi do zrozumienia, że to coś na prawdę poważnego. Było jeszcze stosunkowo wcześnie rano. Rodzice już w pracy a ja za jakiś czas powinnam szykować się do szkoły. Zamiast tego szybko chwyciłam ubrania, które miałam pod ręką i wyleciałam z domu jak oparzona w kierunku domu chłopaka. Całą drogę biegłam odgarniając włosy, które co chwilę zasłaniały mi oczy. Kiedy dotarłam na miejsce czerwonowłosy od razu otworzył mi drzwi. Usiedliśmy w jego pokoju.
-Mów co się stało!- powiedziałam jeszcze zdyszana i z paniką w oczach.
-Kiedy wracałem od ciebie..-przełknął głośno ślinę- spotkałem mojego ojca.
-Coo...- miałam wrażenie, że szczęka zaraz opadnie mi na podłogę.- Ale jak to? Co mówił? Czego chciał?
-Chciał się tłumaczyć, spotkać się z mamą. Myślał, że to będzie takie proste. Nie ułatwię mu tego za żadne skarby.
-Całkowicie cię rozumiem, a gdzie on teraz jest?
-Właśnie to jest najgorsze, że nie mam bladego pojęcia.
-Cholera. Przecież nie możesz się teraz ukrywać cały czas w domu. Musisz zadzwonić do swojej mamy i to szybko.
-Nie chcę jej denerwować, ciężko pracuje.
-Kas, tu chodzi też o jej bezpieczeństwo. Musisz powiedzieć. Teraz.- spojrzałam na niego poważnym wzrokiem.
-No dobra już dobra, zadzwonię.- wziął do ręki swój telefon. Po chwili już rozmawiał z mamą. Wyszłam z jego pokoju żeby nie zawadzać przy rozmowie. W między czasie postanowiłam zrobić nam śniadanie. W końcu było wcześnie rano a Kastiel na pewno był głodny. Po dziesięciu minutach wszystko było gotowe. Czerwonowłosy akurat skończył rozmawiać i wszedł do kuchni.
-I co?
-Wszystko jej powiedziałem. Najwcześniej jutro tu przyjedzie i będziemy myśleć razem co z tym zrobić. Generalnie jest w niemałym szoku tak jak i ja.
-To zrozumiałe. Pomogę ci jak tylko będę mogła.- przytuliłam go.
-Dzięki, skarbie.- przytulił mnie mocniej. Po raz pierwszy z taką czułością się do mnie odezwał. To było takie cudowne. Staliśmy tak chwilę ciesząc się sobą.
-Herbata nam stygnie. -odezwałam się w końcu.
-Zrobiłaś śniadanie? No no, kuchareczka. - rozczochrał mi włosy. I tak było mi wszystko jedno bo nie zdążyłam ich nawet uczesać.
-Chciałam cię troszkę pocieszyć.
-Wystarczy, że przyszłaś. - uśmiechnął się szczerze. Jednak nie był to do końca wesoły uśmiech.

****

Tego samego dnia w szkole Kastiel rozmawiał o całej sytuacji z Lysandrem. Rada od najbliższego przyjaciela zawsze się przyda. Jednak podczas rozmowy Lysander nie do końca był obecy tu duszą gdyż po raz kolejny zgubił gdzieś swój notatnik. Ja i Kim przechadzałyśmy się wokół fontanny na dziedzińcu. Nieopodal ujrzałam jakiś mały czarny zeszyt. Oczywiście. Notatnik Lysa. Przeprosiłam Kim na chwilę i pobiegłam mu go oddać. Akurat stał z Kastielem przy szafkach.
-Musisz bardziej na niego uważać.- zaśmiałam się oddając Lysowi notatnik.
-Oh, tu jest. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. Dziękuję.
-Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się a moje policzki lekko się zaróżowiły.
-Moja mama będzie dzisiaj w domu. Zapraszała cię. -powiedział Kastiel opierając się o szafkę.
-To bardzo miłe, na pewno przyjdę.- nie zdążyłam więcej powiedzieć bo z daleka usłyszłam jak woła mnie Kim.- Muszę iść, do zobaczenia!- rzuciłam w stronę chłopaków i pobiegłam do dziewczyny.
-No no, widzę,że ktoś tu się podlizuje do Lysandra co? -uniosła jedną brew.
-Co? Nie prawda, po prostu jak zwykle znalazłam jego notatnik. Nie moja wina, że sam wpada w moje ręce.
-Mhm, oczywiście. Lara ja to widzę, Roza też. Wcale nie przestałaś o nim myśleć. Dalej coś jest na rzeczy.
-Nawet jeśli, mam przecież chłopaka. Lysander i ja jesteśmy przyjaciółmi.
-Przecież wiemy co ci powiedział. Nie jesteś mu obojętna.
-To nic nie zmienia. Jestem z Kastielem i on jest dla mnie najważniejszy.
-Widzę, ale jak ty i Lysander będziecie tak grali, że wszystko jest dobrze to ty się wykończysz.
-Co na to poradzę. Zauroczenie minie. Póki co nie jest tak źle. -mówiąc to czułam, że okłamywałam samą siebie. Nie jest dobrze.
-Faceci to same problemy.- westchnęła czarnowłosa.
-Niestety muszę przyznać ci rację.
-Gdzie Roza?- dziewczyna rozejrzała się dookoła.
-Mówiła, że urywa się z lekcji. Chce spotkać się z Leo.
-To już nie mogła poczekać? Zostały dwie godziny.
-Wiesz jaka jest Rozalia.
-No w sumie.- obydwie zaczęłyśmy podążać w stronę szkoły słysząc dzwonek na lekcje. Przed klasą porozmawiałam jeszcze chwilę z Kastielem i Lysandrem. Kim stała obok mnie i podejrzliwym wzrokiem obserwowała moje zachowanie. Gdy spojrzałam na nią pokiwała tylko głową w geście zrezygnowania. Lekcje minęły dosyć szybko. Zaraz po nich pożegnałam się z Kim i poszłam do domy przyszykować się na wyjście do Kastiela. W końcu będzie tam jego mama. Zdenerwowanie zaczęło narastać gdy zbliżała się już pora to wyjścia. Nie znałam jego mamy, nie wiedziałam czy mnie polubi. Starałam się uspokoić. Niedługo potem znalazłam się już pod domem chłopaka.
-Chodź, mama już jest. -powiedział Kas. Zaprowadził mnie za rękę do salonu gdzie na kanapie siedziała jego mama pijąc kawę.
-Dzień dobry. -odezwałam się niepewnie i lekko się uśmiechnęłam. Kobieta wstała i odłożyła kawę na stolik.
-Dzień dobry słonko. To jest ta Lara o której tyle mi opowiadałeś?- jak na pierwsze wrażenie była bardzo sympatyczna. Do tego widać duże podobieństwo w wyglądzie między nią a czerwonowłosym. Mogę stwierdzić, że to bardzo ładna i zadbana kobieta.
-Mamo...-zmieszał się trochę buntownik.
-Oj Kassi. -kobieta lekko szturchnęła chłopaka. -Jestem Judie, mama Kastiela. - wyciągnęła rękę w moją stronę.
-Miło mi panią poznać.- odpowiedziałam również podając jej rękę.
-Mnie także. Chodź usiądziesz z nami. Zrobię ci herbatę. -zaproponowała.
-Nie chciałabym przeszkadzać.
-Ależ skąd, proszę.-usiedliśmy wszyscy przy stole. Pani Judie położyła przed nami duży talerz z ciastem. Po chwili przyniosła też obiecaną herbatę.
-Dziękuję. -przysunęłam filiżankę do siebie. Kobieta usiadla naprzeciw nas.
-Jak długo się znacie? -zaczęła.
-Od początku roku szkolnego.-odpowiedziałam.
-Mój syn bywa zapewne nieznośny czyż nie?-zaśmiała się. Spojrzałam na Kastiela, nie był zadowolony z pytań mamy.
-Czy ja wiem. Może trochę. -stuknęłam go lekko w ramię, na co on tylko pokręcił głową z tym swoim szatańskim uśmieszkiem. Następne pół godziny spędziliśmy na rozmowie. Wbrew temu co na początku myślałam było bardzo miło. Później pani Judie w końcu pozwoliła nam iść do pokoju.
-Masz świetną mamę.- powiedziałam.
-Tak sądzisz?
-Mhm.
-Mogła przynajmniej pominąć kilka upokarzających faktów z mojego dzieciństwa. -usiadł obrażony.
-Oj daj spokój-wybuchłam śmiechem- to słodkie.
-Dla dziewczyn słodkie są na prawdę dziwne rzeczy, nie rozumiem was.
-Byłeś taki słodziutki jak byłeś mały! -znów się śmiałam wspominając zdjęcia które mama chłopaka mi pokazywała.
-A teraz?- wyszczerzył się.
-To chyba załatwi sprawę.- w ramach odpowiedzi dałam mu całusa.
-Tylko tyle?
-Kastiel. -skarciłam go spojrzeniem.
-No dobra już dobra. Właśnie, jest sprawa.
-Jaka?
-Lysander ma urodziny za tydzień. Myślałem nad imprezą.
-To chyba nie w jego stylu co?
-Nie będzie miał nic do gadania. Nie dowie się aż do ostaniej chwili.
-Czyli niespodzianka?
-Coś takiego.
-Super! -klasnęłam w ręce. - Na pewno się ucieszy.
-A gdzie to zorganizujemy?
-W mieszkaniu Lysa. Leo ma do niego zapasowe klucze także będziemy mogli wszystko przygotować.
-Świetnie. Nie mogę się doczekać.- chwilę jeszcze rozmawialiśmy o przyszłej imprezie. Dochodziła godzina wieczorem więc zaczęłam się zbierać do domu.
-Już idziesz?
-Tak, mama ostatnio czepiała się, że w ogóle nie ma mnie w domu.
-Odprowadzę cię.
-Nie trzeba.
-Trzeba. -bez słowa założył swoją kurtkę i żegnając się z mamą chłopaka wyszliśmy na zewnątrz.
Gdy odeszliśmy kawałek dalej wyjąl z kieszeni paczkę papierosów.- Chcesz?
-No dobra.- wyciągnęłam jednego.
-Niegrzeczna dziewczynka. - objął mnie w talii.
-Pff.- przekręciłam oczami. Po kilku buchach trochę zakręciło mi się w głowie. -Łoo!- prawie potknęłam się o własne nogi.
-Niezłego pilota masz widzę.- zaczął się śmiać.
-Po prostu dawno nie paliłam.
-Taaa. Wskakuj bo wleczesz się jak żółw.- kazał mi wskoczyć na swoje plecy.
-Chcesz mnie nieść?
-Czemu nie.
-Okej.- sprawnie wskoczyłam na jego plecy i ruszyliśmy dalej.
-Nie duś mnie. -zaczął po chwili narzekać na moje ręce które oplotłam wokół jego szyi.
-To jak mam się trzymać?
-Dobra i tak już jesteśmy blisko.- powiedział. W końcu postawił mnie na ziemi prosto przed moim domem.
-Dzięki. -zarzuciłam mu ręce na szyję. Buntownik nic nie odpowiedział tylko mnie pocałował. Usłyszałam, że ktoś podchodzi do drzwi i zaczyna przekręcać klucze. -Mm!-jęknęłam żeby Kastiel się ode mnie oderwał. Zrobił to w takim momencie, że otwierający drzwi tata na szczęście nie widział co zaszło. Kastiel oznajmił, że odprowadził mnie do domu i pożegnał się grzecznie z moim tatą. Mama powiedziała, że ktoś przysłał mi kwiaty i karteczkę. Kwiaty? Karteczkę? Zdziwiona poszłam do siebie. Faktycznie na biórku leżały kwiaty z przyczepioną do nich kartką. Kwiaty były przepiękne, białe róże. Zaś na kartce widniał bardzo romantyczny wiersz. Od kogo to może być? Zaczęłam się zastanawiać. Pierwszą osobą, o której pomyślałam był Lysander. Przecież wyjaśniliśmy sobie wszystko. Coś takiego doprowadziłoby do niezłej afery. Zadzwoniłam do Kastiela. Powiedział, że nie przysyłał mi niczego. Trochę się zdenerwował, że ktoś do mnie podbija. Zatelefonowałam też do Kim i Rozy. Kim od razu wypaliła, że to pewnie od Lysandra. Nie chce mi się w to wierzyć. Może powinnam z nim o tym porozmawiać?

****
Następnego dnia w szkole czułam się strasznie nieswojo. Dziewczyny cały czas dotrzymywały mi towarzystwa. Miałam wrażenie, że każda osoba którą mijam wie kto wysłał mi te kwiaty. Za każdym razem gdy gdzieś w oddali widziałam Lysandra, sprytnie go wymijałam. Na przedostatniej lekcji cała szkoła została poproszona o pójście na salę gimnastyczną. Dyrektorka przekazła nam informację, że jutro odbędą się zawody sporotwe i mamy wybrać po kilka osób z każdej klasy. Na sali zaczęło się robić zamieszanie bo każdy był podekscytowany.
-Czegoś bardziej debilnego nie mogli wymyślić. -stwierdził Kastiel.
-Oj nie przesadzaj, chyba lepsze to niż lekcje. -odpowiedziałam.
-To i to jest beznadziejne. -przewrócił oczami.
-A temu jak zwykle nic nie pasuje.- wtrąciła Roza.
-Może być zabawnie.- powiedział Alexy.
-Taa..-szczególnie zabawnie będzie jak wytypują mnie i Lysandra i znajdziemy się w jednej drużynie. Zapowiada się na prawdę ciekawie.


3 komentarze:

  1. Bosze twoje opowiadanie jest genialne. Pochłonełam je na jednym wdechu. Mam nadzieje ze jak najszybciej dodasz kolejny rozdział :) ;) :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jeju dziękuję :D Bardzo mi miło że się podoba ^^

      Usuń
  2. Wszyscy myśleli że Debra, a tu niespodzianka!
    Przy okazji zapraszam do mnie http://amoursusan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń