Chłopak nie miał wątpliwości. To
był on. Jego ojciec. Najbardziej znienawidzona przez niego osoba na
świecie. Nic nie warty śmieć który zostawił jego i matkę
samych. Miał przed oczami dzień, w którym ojciec od nich odszedł.
Miał wtedy zaledwie pięć lat. Maleńki, wówczas czarnowłosy
jeszcze Kastiel wesoło bawił się na podwórku z kolegami.
Beztroską zabawę przerwała kłótnia rodziców dająca się
słyszeć z okna. Malec pobiegł czym prędzej do domu sprawdzić
dlaczego rodzice tak hałasują. W progu wyminął go ojciec, który
nawet na niego nie spojrzał. Matka płakała skulona w rogu pokoju.
Nigdy przenigdy nie zapomni tego widoku. Podszedł wtedy do
zrozpaczonej kobiety. Przytuliła go i płakali razem. Wtedy w nim
coś pękło, coś umarło. Z bolesnych wspomnień wyrwał go głos
ojca.
-Synu..
-Nie nazywaj mnie tak. - syknął
czerwonowłosy zaciskając pięści.
-Tyle czasu cię szukałem, proszę
pozwól mi wszystko wyjaśnić.- powiedział spokojnym i zarazem
lekko błagalnym tonem mężczyzna.
-Nie masz czego wyjaśniać. Zostawiłeś
nas. Mnie i matkę. Potraktowałeś jak zużyte zabawki. Odszedłeś
bez słowa wyjaśnienia. Masz czelność tu jeszcze wracać?
-Kastiel błagam pozwól mi zobaczyć
się z mamą, ty też mnie wysłuchaj.
-Myślisz że błaganie coś ci da
frajerze? Nie pozwolę ci znowu skrzywdzić matki. Powiem raz ale
porządnie. Spierdalaj stąd jeśli ci życie miłe.
-Chłopcze przeginasz. Jestem twoim
ojcem. Jak ty się do mnie odnosisz?
-Ojcem? Dobry żart.- buntownik zaśmiał
się tylko i włożył ręce w kieszenie. Ruszył przed siebie
wymijając ojca z pogardą.
-Zaczekaj!- mężczyzna zdążył tylko
krzyknąć. Kastiel niestety szybko zniknął mu z pola widzenia.
Chłopak biegł przez chwilę by mieć pewność, że zgubił
mężczyznę. Na całe szczęście udało mu się. Był już prawie
pod samymi drzwiami swego domu. Nerwowo wyciągnął klucze i
przekręcił zamek. Gdy już był w środku upewnił się czy na
pewno zamknął drzwi. Oparł się o ścianę i osunął się po niej
w dół chowając twarz w dłoniach.
-Co tu się do kurwy nędzy dzieje?-
zapytał sam siebie. Nim się spostrzegł przy jego boku już był
jego ukochany towarzysz. Demon. Taki pies jak ten to prawdziwy skarb.
Chłopak wstał i pogłaskał czworonoga. Ten radośnie zamerdał
ogonem. Zmęczony całym dniem położył się do łóżka. Nie mógł
jednak zasnąć nerwowo rozmyślając o tym co go spotkało.
****
Niedługo po tym jak Kastiel wyszedł z
mojego łóżka, czego oczywiście nie czułam, obudziłam się.
Spojrzałam na puste miejsce obok. Na
poduszkę. Chwyciłam ją. Czułam jeszcze na niej subtelną woń
perfum chłopaka. Przytuliłam poduszkę mocno do siebie.
-Kas...-szepnęłam mocniej przytulając
poduszkę. Wzrok miałam skierowany na okno przez które wyszedł.
Nie wiedzieć czemu czułam, że coś jest nie tak. Jakby stało się
coś niewiarygodnego. Zaczęłam także martwić się czy Kastiel
dotarł bezpiecznie do domu. Jednak po chwili zmęczenie znowu dało
się we znaki i ponownie odpłynęłam.
****
-Halo?- odebrałam telefon który mnie
obudził.
-Lara, musisz do mnie przyjść. Teraz.
Wyjaśnię ci wszystko później.- niespokojny głos mojego chłopaka
dał mi do zrozumienia, że to coś na prawdę poważnego. Było
jeszcze stosunkowo wcześnie rano. Rodzice już w pracy a ja za jakiś
czas powinnam szykować się do szkoły. Zamiast tego szybko
chwyciłam ubrania, które miałam pod ręką i wyleciałam z domu
jak oparzona w kierunku domu chłopaka. Całą drogę biegłam
odgarniając włosy, które co chwilę zasłaniały mi oczy. Kiedy
dotarłam na miejsce czerwonowłosy od razu otworzył mi drzwi.
Usiedliśmy w jego pokoju.
-Mów co się stało!- powiedziałam
jeszcze zdyszana i z paniką w oczach.
-Kiedy wracałem od ciebie..-przełknął
głośno ślinę- spotkałem mojego ojca.
-Coo...- miałam wrażenie, że szczęka
zaraz opadnie mi na podłogę.- Ale jak to? Co mówił? Czego chciał?
-Chciał się tłumaczyć, spotkać się
z mamą. Myślał, że to będzie takie proste. Nie ułatwię mu tego
za żadne skarby.
-Całkowicie cię rozumiem, a gdzie on
teraz jest?
-Właśnie to jest najgorsze, że nie
mam bladego pojęcia.
-Cholera. Przecież nie możesz się
teraz ukrywać cały czas w domu. Musisz zadzwonić do swojej mamy i
to szybko.
-Nie chcę jej denerwować, ciężko
pracuje.
-Kas, tu chodzi też o jej
bezpieczeństwo. Musisz powiedzieć. Teraz.- spojrzałam na niego
poważnym wzrokiem.
-No dobra już dobra, zadzwonię.-
wziął do ręki swój telefon. Po chwili już rozmawiał z mamą.
Wyszłam z jego pokoju żeby nie zawadzać przy rozmowie. W między
czasie postanowiłam zrobić nam śniadanie. W końcu było wcześnie
rano a Kastiel na pewno był głodny. Po dziesięciu minutach
wszystko było gotowe. Czerwonowłosy akurat skończył rozmawiać i
wszedł do kuchni.
-I co?
-Wszystko jej powiedziałem.
Najwcześniej jutro tu przyjedzie i będziemy myśleć razem co z tym
zrobić. Generalnie jest w niemałym szoku tak jak i ja.
-To zrozumiałe. Pomogę ci jak tylko
będę mogła.- przytuliłam go.
-Dzięki, skarbie.- przytulił mnie
mocniej. Po raz pierwszy z taką czułością się do mnie odezwał.
To było takie cudowne. Staliśmy tak chwilę ciesząc się sobą.
-Herbata nam stygnie. -odezwałam się
w końcu.
-Zrobiłaś śniadanie? No no,
kuchareczka. - rozczochrał mi włosy. I tak było mi wszystko jedno
bo nie zdążyłam ich nawet uczesać.
-Chciałam cię troszkę pocieszyć.
-Wystarczy, że przyszłaś. -
uśmiechnął się szczerze. Jednak nie był to do końca wesoły
uśmiech.
****
Tego samego dnia w szkole Kastiel
rozmawiał o całej sytuacji z Lysandrem. Rada od najbliższego
przyjaciela zawsze się przyda. Jednak podczas rozmowy Lysander nie
do końca był obecy tu duszą gdyż po raz kolejny zgubił gdzieś
swój notatnik. Ja i Kim przechadzałyśmy się wokół fontanny na
dziedzińcu. Nieopodal ujrzałam jakiś mały czarny zeszyt.
Oczywiście. Notatnik Lysa. Przeprosiłam Kim na chwilę i pobiegłam
mu go oddać. Akurat stał z Kastielem przy szafkach.
-Musisz bardziej na niego uważać.-
zaśmiałam się oddając Lysowi notatnik.
-Oh, tu jest. Nie wiem co bym bez
ciebie zrobił. Dziękuję.
-Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się
a moje policzki lekko się zaróżowiły.
-Moja mama będzie dzisiaj w domu.
Zapraszała cię. -powiedział Kastiel opierając się o szafkę.
-To bardzo miłe, na pewno przyjdę.-
nie zdążyłam więcej powiedzieć bo z daleka usłyszłam jak woła
mnie Kim.- Muszę iść, do zobaczenia!- rzuciłam w stronę
chłopaków i pobiegłam do dziewczyny.
-No no, widzę,że ktoś tu się
podlizuje do Lysandra co? -uniosła jedną brew.
-Co? Nie prawda, po prostu jak zwykle
znalazłam jego notatnik. Nie moja wina, że sam wpada w moje ręce.
-Mhm, oczywiście. Lara ja to widzę,
Roza też. Wcale nie przestałaś o nim myśleć. Dalej coś jest na
rzeczy.
-Nawet jeśli, mam przecież chłopaka.
Lysander i ja jesteśmy przyjaciółmi.
-Przecież wiemy co ci powiedział. Nie
jesteś mu obojętna.
-To nic nie zmienia. Jestem z Kastielem
i on jest dla mnie najważniejszy.
-Widzę, ale jak ty i Lysander
będziecie tak grali, że wszystko jest dobrze to ty się wykończysz.
-Co na to poradzę. Zauroczenie minie.
Póki co nie jest tak źle. -mówiąc to czułam, że okłamywałam
samą siebie. Nie jest dobrze.
-Faceci to same problemy.- westchnęła
czarnowłosa.
-Niestety muszę przyznać ci rację.
-Gdzie Roza?- dziewczyna rozejrzała
się dookoła.
-Mówiła, że urywa się z lekcji.
Chce spotkać się z Leo.
-To już nie mogła poczekać? Zostały
dwie godziny.
-Wiesz jaka jest Rozalia.
-No w sumie.- obydwie zaczęłyśmy
podążać w stronę szkoły słysząc dzwonek na lekcje. Przed klasą
porozmawiałam jeszcze chwilę z Kastielem i Lysandrem. Kim stała
obok mnie i podejrzliwym wzrokiem obserwowała moje zachowanie. Gdy
spojrzałam na nią pokiwała tylko głową w geście zrezygnowania.
Lekcje minęły dosyć szybko. Zaraz po nich pożegnałam się z Kim
i poszłam do domy przyszykować się na wyjście do Kastiela. W
końcu będzie tam jego mama. Zdenerwowanie zaczęło narastać gdy
zbliżała się już pora to wyjścia. Nie znałam jego mamy, nie
wiedziałam czy mnie polubi. Starałam się uspokoić. Niedługo
potem znalazłam się już pod domem chłopaka.
-Chodź, mama już jest. -powiedział
Kas. Zaprowadził mnie za rękę do salonu gdzie na kanapie siedziała
jego mama pijąc kawę.
-Dzień dobry. -odezwałam się
niepewnie i lekko się uśmiechnęłam. Kobieta wstała i odłożyła
kawę na stolik.
-Dzień dobry słonko. To jest ta Lara
o której tyle mi opowiadałeś?- jak na pierwsze wrażenie była
bardzo sympatyczna. Do tego widać duże podobieństwo w wyglądzie
między nią a czerwonowłosym. Mogę stwierdzić, że to bardzo
ładna i zadbana kobieta.
-Mamo...-zmieszał się trochę
buntownik.
-Oj Kassi. -kobieta lekko szturchnęła
chłopaka. -Jestem Judie, mama Kastiela. - wyciągnęła rękę w
moją stronę.
-Miło mi panią poznać.-
odpowiedziałam również podając jej rękę.
-Mnie także. Chodź usiądziesz z
nami. Zrobię ci herbatę. -zaproponowała.
-Nie chciałabym przeszkadzać.
-Ależ skąd, proszę.-usiedliśmy
wszyscy przy stole. Pani Judie położyła przed nami duży talerz z
ciastem. Po chwili przyniosła też obiecaną herbatę.
-Dziękuję. -przysunęłam filiżankę
do siebie. Kobieta usiadla naprzeciw nas.
-Jak długo się znacie? -zaczęła.
-Od początku roku
szkolnego.-odpowiedziałam.
-Mój syn bywa zapewne nieznośny czyż
nie?-zaśmiała się. Spojrzałam na Kastiela, nie był zadowolony z
pytań mamy.
-Czy ja wiem. Może trochę. -stuknęłam
go lekko w ramię, na co on tylko pokręcił głową z tym swoim
szatańskim uśmieszkiem. Następne pół godziny spędziliśmy na
rozmowie. Wbrew temu co na początku myślałam było bardzo miło.
Później pani Judie w końcu pozwoliła nam iść do pokoju.
-Masz świetną mamę.- powiedziałam.
-Tak sądzisz?
-Mhm.
-Mogła przynajmniej pominąć kilka
upokarzających faktów z mojego dzieciństwa. -usiadł obrażony.
-Oj daj spokój-wybuchłam śmiechem-
to słodkie.
-Dla dziewczyn słodkie są na prawdę
dziwne rzeczy, nie rozumiem was.
-Byłeś taki słodziutki jak byłeś
mały! -znów się śmiałam wspominając zdjęcia które mama
chłopaka mi pokazywała.
-A teraz?- wyszczerzył się.
-To chyba załatwi sprawę.- w ramach
odpowiedzi dałam mu całusa.
-Tylko tyle?
-Kastiel. -skarciłam go spojrzeniem.
-No dobra już dobra. Właśnie, jest
sprawa.
-Jaka?
-Lysander ma urodziny za tydzień.
Myślałem nad imprezą.
-To chyba nie w jego stylu co?
-Nie będzie miał nic do gadania. Nie
dowie się aż do ostaniej chwili.
-Czyli niespodzianka?
-Coś takiego.
-Super! -klasnęłam w ręce. - Na
pewno się ucieszy.
-A gdzie to zorganizujemy?
-W mieszkaniu Lysa. Leo ma do niego
zapasowe klucze także będziemy mogli wszystko przygotować.
-Świetnie. Nie mogę się doczekać.-
chwilę jeszcze rozmawialiśmy o przyszłej imprezie. Dochodziła
godzina wieczorem więc zaczęłam się zbierać do domu.
-Już idziesz?
-Tak, mama ostatnio czepiała się, że
w ogóle nie ma mnie w domu.
-Odprowadzę cię.
-Nie trzeba.
-Trzeba. -bez słowa założył swoją
kurtkę i żegnając się z mamą chłopaka wyszliśmy na zewnątrz.
Gdy odeszliśmy kawałek dalej wyjąl z
kieszeni paczkę papierosów.- Chcesz?
-No dobra.- wyciągnęłam jednego.
-Niegrzeczna dziewczynka. - objął
mnie w talii.
-Pff.- przekręciłam oczami. Po kilku
buchach trochę zakręciło mi się w głowie. -Łoo!- prawie
potknęłam się o własne nogi.
-Niezłego pilota masz widzę.- zaczął
się śmiać.
-Po prostu dawno nie paliłam.
-Taaa. Wskakuj bo wleczesz się jak
żółw.- kazał mi wskoczyć na swoje plecy.
-Chcesz mnie nieść?
-Czemu nie.
-Okej.- sprawnie wskoczyłam na jego
plecy i ruszyliśmy dalej.
-Nie duś mnie. -zaczął po chwili
narzekać na moje ręce które oplotłam wokół jego szyi.
-To jak mam się trzymać?
-Dobra i tak już jesteśmy blisko.-
powiedział. W końcu postawił mnie na ziemi prosto przed moim
domem.
-Dzięki. -zarzuciłam mu ręce na
szyję. Buntownik nic nie odpowiedział tylko mnie pocałował.
Usłyszałam, że ktoś podchodzi do drzwi i zaczyna przekręcać
klucze. -Mm!-jęknęłam żeby Kastiel się ode mnie oderwał. Zrobił
to w takim momencie, że otwierający drzwi tata na szczęście nie
widział co zaszło. Kastiel oznajmił, że odprowadził mnie do domu
i pożegnał się grzecznie z moim tatą. Mama powiedziała, że ktoś
przysłał mi kwiaty i karteczkę. Kwiaty? Karteczkę? Zdziwiona
poszłam do siebie. Faktycznie na biórku leżały kwiaty z
przyczepioną do nich kartką. Kwiaty były przepiękne, białe róże.
Zaś na kartce widniał bardzo romantyczny wiersz. Od kogo to może
być? Zaczęłam się zastanawiać. Pierwszą osobą, o której
pomyślałam był Lysander. Przecież wyjaśniliśmy sobie wszystko.
Coś takiego doprowadziłoby do niezłej afery. Zadzwoniłam do
Kastiela. Powiedział, że nie przysyłał mi niczego. Trochę się
zdenerwował, że ktoś do mnie podbija. Zatelefonowałam też do Kim
i Rozy. Kim od razu wypaliła, że to pewnie od Lysandra. Nie chce mi
się w to wierzyć. Może powinnam z nim o tym porozmawiać?
****
Następnego dnia w szkole czułam się
strasznie nieswojo. Dziewczyny cały czas dotrzymywały mi
towarzystwa. Miałam wrażenie, że każda osoba którą mijam wie
kto wysłał mi te kwiaty. Za każdym razem gdy gdzieś w oddali
widziałam Lysandra, sprytnie go wymijałam. Na przedostatniej lekcji
cała szkoła została poproszona o pójście na salę gimnastyczną.
Dyrektorka przekazła nam informację, że jutro odbędą się zawody
sporotwe i mamy wybrać po kilka osób z każdej klasy. Na sali
zaczęło się robić zamieszanie bo każdy był podekscytowany.
-Czegoś bardziej debilnego nie mogli
wymyślić. -stwierdził Kastiel.
-Oj nie przesadzaj, chyba lepsze to niż
lekcje. -odpowiedziałam.
-To i to jest beznadziejne. -przewrócił
oczami.
-A temu jak zwykle nic nie pasuje.-
wtrąciła Roza.
-Może być zabawnie.- powiedział
Alexy.
-Taa..-szczególnie zabawnie będzie
jak wytypują mnie i Lysandra i znajdziemy się w jednej drużynie.
Zapowiada się na prawdę ciekawie.
Bosze twoje opowiadanie jest genialne. Pochłonełam je na jednym wdechu. Mam nadzieje ze jak najszybciej dodasz kolejny rozdział :) ;) :*
OdpowiedzUsuńO jeju dziękuję :D Bardzo mi miło że się podoba ^^
UsuńWszyscy myśleli że Debra, a tu niespodzianka!
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do mnie http://amoursusan.blogspot.com/