niedziela, 10 stycznia 2016

Rozdział XVIII

Droga do wesołego miasteczka minęła w świetnej atmosferze. Wszyscy triumfowali zwycięstwo nad Amber, która siedziała obrażona z dala od wszystkich. Kiedy już znaleźliśmy się przed wejściem do lunaparku zorientowałam się, że nie mam przy sobie torby! Przecież miałam ją przed chwilą przy sobie, gdzie ona mogła się podziać.
-Ty na prawdę nie dałabyś rady żyć beze mnie.- zaśmiał się Kastiel machając mi moją torbą przed twarzą.
-Ha ha bardzo śmieszne, po prostu zapomniałam jej wziąć. - wyrwałam mu z rąk moją własność.
-Nie usłyszę nawet małego "dziękuję"?
-Dziękuję. - pocałowałam chłopaka w policzek.
-A to co?
-Nie podoba się, to mogę już nigdy tak nie robić.- uśmiechnęłam się wrednie.
-Nie powiedziałem, że mi się nie podoba. - spojrzał mi w oczy.
-P-przestań tak robić...- zaczerwieniłam się.
-Jak?
-K-Kastiel!
-Haha!
-Co cię tak śmieszy?
-Dalej się mnie wstydzisz. Urocze. - puścił mi oczko i odszedł w stronę Lysandra. Na prawdę użył tego słowa? Urocze? Chciałabym usłyszeć to jeszcze raz. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, w towarzystwie Kim i Rozalii weszłam do lunaparku. Wszyscy byli zachwyceni, nie był może wielki ale zapowiadała się świetna zabawa. Jako, że mieliśmy bilety wykupione na cały dzień, każdy mógł korzystać do woli ze wszystkich dostępnych atrakcji.
-Gdzie idziemy najpierw?- zapytała Rozalia.
-Może do krzywych luster?- zaproponowałam.
-Świetny pomysł.- ruszyłyśmy w stronę budynku w którym znajdowały się te "magiczne" lustra. Ku naszemu zdziwieniu co najmniej połowa klasy wybrała tę atrakcję jako pierwszą. Wśród tych osób znajdowała się niestety Amber i jej koleżanki. Ale właściwie po co się przejmuję? Po wcześniejszej akcji mam nad nią przewagę nie do przebicia. W środku było mnóstwo korytarzy wypełnionych różnymi lustrami. Jedne pogrubiały inne wydłużały a jeszcze inne całkowicie niszczyły nasze odbicia. Co chwilę można było usłyszeć czyiś śmiech. Jednakże tę jakże przemiłą atmosferę zakłócił krzyk blondwłosej dziewczyny.
-Aaaa! Co to jest?! - wrzasnęła.
-Co się dzieje? - zapytały Li i Charlotte.
-Wy się jeszcze pytacie?! Zobaczcie jaka jestem gruba!
-O matko ja też!- powiedziała po chwili Li.
-I ja! -zawtórowała jej Charlotte.- wszystkie trzy z płaczem wyparowały z budynku. Osoby, które znajdowały się w środku ledwo trzymały się na nogach ze śmiechu.
-Jak można być tak głupią. - czarnoskóra pokiwała głową w geście niedowierzania.
-Prawdziwa blondynka – dodała białowłosa. Kiedy opuściłyśmy budynek z lustrami, udałyśmy się do nawiedzonego domu.
-I to ma być straszne? No błagam...- załamała się Kim.
-Chodźmy dalej może coś nas tu jednak przestraszy.- powiedziałam, dziewczyny kiwnęły głową i ruszyły za mną. Dziarsko przemierzałyśmy kolejne partie "strasznego" domu gdy nagle usłyszałyśmy szept.
-Uciekajcie.- powiedział głos i wszystkie o mało co nie gubiąc nóg pognałyśmy przed siebie. Za moment usłyszałam parszywy śmiech mojego chłopaka.
-Hej Kim, Roza! Stójcie! To tylko Kastiel.- spojrzałam na niego groźnie.
-Skąd ty tutaj?- zapytała białowłosa.
-Widział jak tu wchodzicie i chciał się trochę zabawić. - z ciemności powoli wyłaniał się Lysander.
-Nie mogłeś go jakoś powstrzymać?- Kim wyglądała na wściekłą.
-Myślisz, że nie próbowałem?- załamał się.
-Szkoda, że tego nie nagrałem. -czerwonowłosy miał na prawdę niezły ubaw.
-Zaraz nagram twoją śmierć- lekko go popchnęłam na co on tylko prychnął. Wraz z dziewczynami zmierzałyśmy w stronę wyjścia. Byłam wkurzona na Kastiela. Jego poczucie humoru czasami wyprowadzało mnie z równowagi. Odwiedziłyśmy jeszcze kilka atrakcji i postanowiłyśmy pójść kupić sobie watę cukrową. Jednak naszą uwagę przyciągnęło stoisko z wielkimi misiami. Były tak niesamowicie słodkie!
-Przepraszam pana, ile kosztuje ten miś?- wskazałam na ogromnego białego pluszaka.
-Możesz go dostać zupełnie za darmo! Ale najpierw musisz trafić tą piłeczką we wszystkie trzy kubeczki. - uśmiechnął się sprzedawca. Gdy już podawał mi piłeczkę nagle ktoś inny zabrał mu ją z dłoni.
-Może ja spróbuję? - usłyszałam głos Kastiela nad uchem.
-Śledzisz mnie? - nadal byłam trochę zła za wcześniejszą sytuację.
-Założę się, że gdybym cię nie pilnował wpakowałabyś się w jakieś kłopoty.- uśmiechnął się zadziornie.
-Weź daj mi spokój.- odwróciłam się i już miałam oddalić się od stoiska. Nagle zatrzymały mnie dziewczyny.
-Lara, spójrz! - powiedziały prawie równocześnie. Przystanęłam i odwróciłam się z powrotem w stronę stoiska. Nie wierzyłam własnym oczom. Buntownik trafił we wszystkie trzy kubki i to za pierwszym razem! Przypatrywałam się mu uważnie. Chłopak podszedł do mnie z wielkim pluszakiem na rękach.
-Tego chciałaś? - zapytał, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Można by powiedzieć, że oznajmił to w dosyć chłodny sposób.
-Tak...- podał mi wielkiego misia po czym namiętnie mnie pocałował. Po chwili już go przy mnie nie było.Widziałam tylko oddalającą się sylwetkę. W pewnym momencie odwrócił się. Nawet z tak dużej odległości byłam w stanie dostrzec uśmiech na jego twarzy.
-O mój boże jakie to było romantyczne...-Rozalia była wręcz wniebowzięta.
-Tu przyznam ci rację. - odparła czarnoskóra. Przez dłuższą chwilę stałam w milczeniu. Spoglądałam na misia a zaraz potem w stronę, w którą poszedł mój chłopak. Czyżby chciał mnie w ten sposób przeprosić za to co miało miejsce w nawiedzonym domu? Jednak coś nie do końca mi w tym pasowało. To nie w jego stylu. Chociaż cuda się zdarzają, prawda? Uśmiechnęłam się szeroko patrząc na przesłodkiego misia, którego trzymałam. Z tego transu szczęścia wybudziły mnie dziewczyny.
-Halo, ziemia do Lary.- Kim pomachała mi dłonią przed twarzą.
-Aa, sorry.-oprzytomniałam.
-Zakochana para! - Rozalia zaczęła biegać wokół mnie jak szalona i śpiewać na głos.
-Roza uspokój się.- powiedziałam z rozbawieniem. - Gdzie teraz idziemy?
-Usiądźmy gdzieś po prostu. Mam już dość tego miejsca. - westchnęła czarnowłosa. Wszystkie trzy znalazłyśmy jakieś ustronne miejsce z dala od tego całego zgiełku. Rozsiadłyśmy się wygodnie na ławkach i rozkoszowałyśmy się ciszą. Czas szybko mijał i dochodziła już godzina 18. Pora już wracać do naszego obozowiska. Niechętnie podniosłyśmy się z ławek i ruszyłyśmy w stronę wyjścia z wesołego miasteczka. Miałam już dosyć targania za sobą wielkiego pluszaka. Obok autokaru znajdowało się już większość osób z klasy. Gdy reszta dotarła na miejsce ruszyliśmy w drogę powrotną.

*
Wieczór spędziłyśmy plotkując w naszym namiocie. Rozalia wspomniała coś o urodzinach Lysandra. Faktycznie! Kastiel mówił mi jakiś czas temu o tym, że zorganizują dla niego niespodziankę. Na śmierć zapomniałam, że to już po jutrze. W końcu to jego osiemnaste urodziny i muszą być niezapomniane. Zaczęłyśmy obmyślać jak będzie to wszystko wyglądało.

*

Następnego dnia musieliśmy wstać wcześnie rano. Wszyscy wychodzący z namiotów wyglądali jak żywe trupy. Tej nocy chyba nikt się nie wyspał. W między czasie dostałam sms'a od mamy. Jak zwykle martwi się czy wszystko w porządku. Chciałam już wrócić do domu. Te dwa dni spania na twardej ziemi w namiocie trochę mnie wykończyły. Nie mogłam się doczekać aż wbiegnę do swojego pokoju i położę się na moim miękkim łóżku.
-I jak panno obrażalska? - głos Kastiela wyrwał mnie z moich przemyśleń.
-Wcale nie jestem obrażona.
-Ale byłaś.
-No bo to co zrobiłeś nie było śmieszne.
-Na żartach się nie znasz?
-Dobra nieważne. W ogóle to dzięki...za misia.
-Teraz nie będę się musiał martwić, że przytulasz kogoś innego bo w razie co masz jego. - wskazał ma pluszaka który był tak duży, że ledwo mieścił się w mojej torbie.
-Zabronisz mi przytulać innych ludzi? No nie...czy ty jesteś zazdrosny?- zaśmiałam się.
-Wcale nie. - lekko się zmieszał – po prostu nie chcę żeby inni nadużywali twojej przestrzeni osobistej. - jego próba wybrnięcia z tej sytuacji była na prawdę zabawna.
-Jasne.- pokiwałam głową.
-Poza tym dziewczyny lubią takie pierdoły. - nagle spojrzał na moją szyję i się uśmiechnął.
-Co?
-Nic. Widzę, że nie rozstajesz się z tym. - fakt, miałam na sobie naszyjnik od niego.
-No tak, jest dla mnie ważny. - odwzajemniłam uśmiech.
-Jak zobaczę, że go zdjęłaś to się z tobą policzę.
-Co mi zrobisz?
-Już ty wiesz co. - zarzucił swoją torbę na ramię i uśmiechnął się łobuzersko.
-Kas!
-Z resztą obiecałaś. - powiedział i z zadowoleniem wszedł do autokaru. Muszę następnym razem uważać co mu obiecuję bo kiedyś nie wyjdzie mi to na dobre. Mimo to uśmiechnęłam się do siebie i weszłam do pojazdu aby zająć swoje miejsce. Tuż za mną weszły dziewczyny i reszta klasy. Wszyscy byliśmy tak zmęczeni, że prawie od razu usnęliśmy w swoich fotelach. Przynajmniej nasza wychowawczyni i kierowca mogli się cieszyć chwilą spokoju.

*
-Pobudka! - wrzasnęła mi do ucha białowłosa.
-Nie musisz tak krzyczeć. - ziewnęłam.
-Jest plan! - powiedziała radośnie.
-Jaki plan?
-Niektórzy nie spali tyle co ty, więc rozmawialiśmy na temat urodzin Lysa. Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów na teraz?- nawet jakbym odpowiedziała, że mam już coś innego do roboty Rozalia i tak wyciągnęłaby na swoje.
-Eh, nie mam.
-Świetnie! Słuchaj, spotykamy się wszyscy dzisiaj w parku i ustalamy co i jak.
-Dobrze, ale o której mam przyjść?
-Dasz radę na 17?
-Pewnie.
-Super! - klasnęła w dłonie i sięgnęła z zadowoleniem po swoją torbę. Za kilka chwil wszyscy wyszliśmy z autokaru. Pożegnaliśmy się z nauczycielką i każdy ruszył w swoim kierunku. Idąc samotnie ulicami ze słuchawkami w uszach, rozmyślałam nad tym co się jutro wydarzy. Nie mogę się już doczekać. Miejmy nadzieję, że wszystko wypali. Pomimo mojego świetnego humoru sytuacja, która zaszła między mną a białowłosym nie dawała mi spokoju. Wyjaśnienie sobie całej sprawy to jednak trochę za mało, by o tym wszystkim zapomnieć. Z trochę gorszym już nastrojem weszłam do domu. Wzięłam głęboki oddech.
-Wreszcie w domu. -powiedziałam na głos i ruszyłam do mojego pokoju. Otwierając drzwi rzuciłam torbę w kąt i wskoczyłam na łóżko. Wygodnie się na nim rozłożyłam i nie miałam najmniejszego zamiaru wstawać. Własne łóżko w porównaniu z niewygodną, twardą ziemią to dwa zupełnie inne światy. Jako, że byłam dosyć zmęczona po nieprzespanej nocy postanowiłam odespać. Żeby nie spóźnić się na spotkanie w parku, ustawiłam sobie budzik i po chwili zasnęłam.

*
[Perspektywa Kastiela]

Siedziałem z Lysandrem w jego domu, gdy spostrzegłem, że powoli nadchodzi godzina 17. Tak samo jak inni musiałem iść na spotkanie w parku. Pod pretekstem załatwienia jakieś ważnej sprawy wyszedłem z domu przyjaciela. Po drodze postanowiłem zajść po Larę. Idąc sobie spokojnie chodnikiem zauważyłem starszą kobietę, która opierała się o słup. Wyglądała jakby miała zaraz zemdleć. Obok niej przechodziło kilka osób jednak żadna z nich nie zareagowała. Może i nie było to do końca w moim stylu, ale postanowiłem działać.
-Nic pani nie jest? - zapytałem powoli podchodząc do staruszki.
-Jakaś jedna duszyczka się nade mną ulitowała! Dobry Boże dzięki ci za to!- wyglądała na szczęśliwą. Podniosła wzrok na mnie i zrobiła przerażoną minę.
-Coś nie tak?- patrzyła na mnie jak na jakiegoś wariata.
-Precz szatanie! Odejdź siło nieczysta! - wykrzykiwała. Nagle jakby wróciła do pełni sił.
-Ale o co pani chodzi? - nie wiedziałem czy mam się śmiać czy może odwrotnie.
-Cóż to za ubrania? Całe czarne! A włosy czerwone jak ogień z dna piekieł! Matko przenajświętsza!- wymachiwała rękami we wszystkie strony świata.
-Widzę, że wróciła pani do zdrowia- powiedziałem wrednie.
-Oj gagatku ja się z tobą policzę! Po policję zadzwonię, że jakieś diabły po ulicach chodzą i ludzi straszą! - zaczęła się oddalać w swoim kierunku.
-To ja zadzwonię zaraz do psychiatryka, chyba załatwią pani jakieś miejsce. - zacząłem się śmiać.
-Co za bezczelny małolat! - wykrzyknęła jeszcze zanim zniknęła mi z pola widzenia.
-A ja chciałem tylko być miły...-powiedziałem pod nosem. Wzruszyłem ramionami i na nowo zacząłem podążać w kierunku domu Lary. Gdy już znalazłem się pod drzwiami, zapukałem. Liczyłem, że otworzy mi właśnie ona lub jej mama. Niestety los chciał inaczej.
-Czego tu szukasz chłopcze?- jej ojciec próbował zabić mnie wzrokiem.
-Przyszedłem po Larę. - odparłem oschle. Mężczyzna stojący w drzwiach głośno westchnął.
-Lara! Ten oszołom w czerwonych włosach do ciebie!- krzyknął. Sam nie wierzyłem, że tak powiedział. Co ludzie mają do moich włosów? Najpierw ta staruszka, teraz on. Z całym szacunkiem ale nie będę zmieniał koloru włosów, żeby mu się przypodobać. Co to to nie.
-Co ty znowu wygadujesz!- po chwili przy boku mężczyzny zjawiła się mama mojej dziewczyny. - On tylko tak na żarty, zawsze był z niego taki zgrywus. Prawda? - nadepnęła mu na stopę.
-Tak tak, żartowałem tylko. - sztucznie się uśmiechnął i odszedł od drzwi. Chyba nie będę miał z nim najlepszych relacji.
-Idziecie na randkę? - zapytała radośnie kobieta.
-Nie nie, idziemy do parku na spotkanie z resztą klasy.
-Ach tak, spotkanie. - zachichotała. Chyba nie do końca mi wierzyła. Na szczęście od dalszego przesłuchania uratowała mnie idąca w kierunku drzwi Lara.

[Perspektywa Lary]

-Mamo daj mu już spokój.- przewróciłam oczami- swoją drogą co ty tu robisz? -zwróciłam się do czerwonowłosego.
-Przyszedłem po ciebie, nie cieszysz się?
-Owszem cieszę ale dałabym sobie radę sama.
-No faktycznie zapomniałem, że duża już z ciebie dziewczynka. - pstryknął mnie palcami w czoło.
-Yhh- ubrałam buty i kurtkę a mama z Kastielem mieli ze mnie niezły ubaw.
-O której będziesz?- zapytała mama. Miałam odpowiedzieć ale w tym momencie buntownik mnie wyprzedził.
-Niech się pani nie martwi, odprowadzę ją pod same drzwi. - chwycił mnie za rękę.
-Świetnie! W takim razie dzieciaki bawcie się dobrze.- puściła nam oczko i zamknęła drzwi. Ruszyliśmy w drogę do parku.
-Twój tata chyba mnie nie lubi- zaczął.
-To nie tak, on pewnie po prostu się o mnie boi.

-W sumie to zrozumiałe. - resztę drogi rozmawialiśmy o jakiś głupotach a Kastiel jak zwykle wykorzystywał okazję by trochę mi podocinać. To chyba dawało mu jakąś siłę życiową. Znaleźliśmy się wreszcie w parku gdzie czekała już na nas reszta. Planowanie się rozpoczęło. Nawet brat Lysa był w to wciągnięty. Zobowiązał się, że da nam zapasowe klucze do mieszkania abyśmy mogli wszystko przygotować. Kwestia przekąsek i napojów pozostała w rękach chłopaków z klasy. Alkoholem zajmie się Kas, a Violetta obiecała narysować białowłosemu jego portret jako prezent od nas wszystkich. Wraz z dziewczynami postanowiłyśmy, że dokupimy mu jeszcze drugi notatnik, aby miał go zawsze w pogotowiu jak zgubi się ten pierwszy. Leo wspomniał, że upiekł ulubione ciasto Lysandra, a więc sprawa tortu jest rozwiązana. Wszystko zapowiadało się genialnie. Umówiliśmy się wszyscy pod domem białowłosego jutro o godzinie 13. Roza i Leo obiecali, że zabiorą go gdzieś na miasto,a reszta w tym czasie wszystko przygotuje. Wszystko zostało już ustalone także wszyscy rozeszli się do domów. Kastiel zgodnie z obietnicą daną mojej mamie odprowadził mnie do domu. Pożegnałam się z nim i od razu wskoczyłam pod prysznic. Myśl o jutrzejszym dniu wprawiała mnie w szybsze bicie serca. Z pewnością będzie to niezapomniana impreza.

10 komentarzy:

  1. Jak zwykle epickie :D Nie spodziewałam się takiego dobrotliwego Kasa XD Ale ta starsza kobieta, no po prostu obłęd XD A tata Lary, hihi ^^ - ciekawe jak będzie u mnie (w daaaalekiej przyszłości XD ) i uro Lyśka zapowiada sie całkiem całkiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :D Z tą staruszką to tak nagle na to wpadłam xD Na urodzinach to się będą działy takie cuda na kiju, że to nawet słowami tego nie opiszę XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki uroczy Kas <3 Chyba miał gorączkę xD
    A co do urodzin Lyśka to świetny pomysł :D Mam tylko jedną nadzieję: zeby pomiędzy Larą a Lysiem nic ten teges ):(
    Czekam na kolejny rozdział *-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że przez akcję z Lysem wszyscy się boją xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialne! XDD
    W lunaparku.. no idealnie! Chciałam, tak bardzo chciałam, żeby Kastiel właśnie tak zdobył dużego misia dla Lary. I tak się stało. ^^ Kocham Kastiela xD <3 Cuudowny jest, a ta akcja ze staruszką... Kastiel chciał jej pomóc, dobrze, a ona nagle zaczęła z jakimiś szatanami wyjeżdżać, jeju, najpierw mnie to rozśmieszyło i walnęłam facepalma, ale po chwili stwierdziłam, że to w sumie przykre. A później Kastiel jej odpyskował, dobrze. :D ,,Ten oszołom w czerwonych włosach" - yghhh, to było irytujące... Fajne ma włosy, co się czepiają?! :P Będzie impreza 8))) osom
    Czekam
    Pozdrawiam
    Weny
    <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Z przyjemnością informuję Cię, że Twoje zgłoszenie zostało pozytywnie rozpatrzone i dodane do Katalogu blogów Słodkiego Flirtu.
    Życzę Ci dużo weny i wolnego czasu na napisanie nowych rozdziałów, które będziesz mogła u nas zgłaszać ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kas? Dobrze się czujesz? Haha, uśmiałam się. Takiego zachowania u naszego buntownika bym się nie spodziewała.
    Ale ogólnie sama długość rozdziału fajna, i bardzo fajny styl pisania masz. już się gubię w tym co piszę xD
    Tylko trzymaj tak dalej! Pozdrawiam i weny.
    A, i zapraszam do siebie! http://shade-of-scream.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D Z chęcią zajrzę na Twojego bloga :D

      Usuń
  8. cy ktoś ci mówił ze jesteś ja Polsat ponieważ jesteś jak Polsat

    OdpowiedzUsuń