Droga do wesołego miasteczka minęła
w świetnej atmosferze. Wszyscy triumfowali zwycięstwo nad Amber,
która siedziała obrażona z dala od wszystkich. Kiedy już
znaleźliśmy się przed wejściem do lunaparku zorientowałam się,
że nie mam przy sobie torby! Przecież miałam ją przed chwilą
przy sobie, gdzie ona mogła się podziać.
-Ty na prawdę nie dałabyś rady żyć
beze mnie.- zaśmiał się Kastiel machając mi moją torbą przed
twarzą.
-Ha ha bardzo śmieszne, po prostu
zapomniałam jej wziąć. - wyrwałam mu z rąk moją własność.
-Nie usłyszę nawet małego
"dziękuję"?
-Dziękuję. - pocałowałam chłopaka
w policzek.
-A to co?
-Nie podoba się, to mogę już nigdy
tak nie robić.- uśmiechnęłam się wrednie.
-Nie powiedziałem, że mi się nie
podoba. - spojrzał mi w oczy.
-P-przestań tak robić...-
zaczerwieniłam się.
-Jak?
-K-Kastiel!
-Haha!
-Co cię tak śmieszy?
-Dalej się mnie wstydzisz. Urocze. -
puścił mi oczko i odszedł w stronę Lysandra. Na prawdę użył
tego słowa? Urocze? Chciałabym usłyszeć to jeszcze raz. Nie
zastanawiając się nad tym dłużej, w towarzystwie Kim i Rozalii
weszłam do lunaparku. Wszyscy byli zachwyceni, nie był może wielki
ale zapowiadała się świetna zabawa. Jako, że mieliśmy bilety
wykupione na cały dzień, każdy mógł korzystać do woli ze
wszystkich dostępnych atrakcji.
-Gdzie idziemy najpierw?- zapytała
Rozalia.
-Może do krzywych luster?-
zaproponowałam.
-Świetny pomysł.- ruszyłyśmy w
stronę budynku w którym znajdowały się te "magiczne"
lustra. Ku naszemu zdziwieniu co najmniej połowa klasy wybrała tę
atrakcję jako pierwszą. Wśród tych osób znajdowała się
niestety Amber i jej koleżanki. Ale właściwie po co się
przejmuję? Po wcześniejszej akcji mam nad nią przewagę nie do
przebicia. W środku było mnóstwo korytarzy wypełnionych różnymi
lustrami. Jedne pogrubiały inne wydłużały a jeszcze inne
całkowicie niszczyły nasze odbicia. Co chwilę można było
usłyszeć czyiś śmiech. Jednakże tę jakże przemiłą atmosferę
zakłócił krzyk blondwłosej dziewczyny.
-Aaaa! Co to jest?! - wrzasnęła.
-Co się dzieje? - zapytały Li i
Charlotte.
-Wy się jeszcze pytacie?! Zobaczcie
jaka jestem gruba!
-O matko ja też!- powiedziała po
chwili Li.
-I ja! -zawtórowała jej Charlotte.-
wszystkie trzy z płaczem wyparowały z budynku. Osoby, które
znajdowały się w środku ledwo trzymały się na nogach ze śmiechu.
-Jak można być tak głupią. -
czarnoskóra pokiwała głową w geście niedowierzania.
-Prawdziwa blondynka – dodała
białowłosa. Kiedy opuściłyśmy budynek z lustrami, udałyśmy się
do nawiedzonego domu.
-I to ma być straszne? No błagam...-
załamała się Kim.
-Chodźmy dalej może coś nas tu
jednak przestraszy.- powiedziałam, dziewczyny kiwnęły głową i
ruszyły za mną. Dziarsko przemierzałyśmy kolejne partie
"strasznego" domu gdy nagle usłyszałyśmy szept.
-Uciekajcie.- powiedział głos i
wszystkie o mało co nie gubiąc nóg pognałyśmy przed siebie. Za
moment usłyszałam parszywy śmiech mojego chłopaka.
-Hej Kim, Roza! Stójcie! To tylko
Kastiel.- spojrzałam na niego groźnie.
-Skąd ty tutaj?- zapytała białowłosa.
-Widział jak tu wchodzicie i chciał
się trochę zabawić. - z ciemności powoli wyłaniał się
Lysander.
-Nie mogłeś go jakoś powstrzymać?-
Kim wyglądała na wściekłą.
-Myślisz, że nie próbowałem?-
załamał się.
-Szkoda, że tego nie nagrałem.
-czerwonowłosy miał na prawdę niezły ubaw.
-Zaraz nagram twoją śmierć- lekko go
popchnęłam na co on tylko prychnął. Wraz z dziewczynami
zmierzałyśmy w stronę wyjścia. Byłam wkurzona na Kastiela. Jego
poczucie humoru czasami wyprowadzało mnie z równowagi.
Odwiedziłyśmy jeszcze kilka atrakcji i postanowiłyśmy pójść
kupić sobie watę cukrową. Jednak naszą uwagę przyciągnęło
stoisko z wielkimi misiami. Były tak niesamowicie słodkie!
-Przepraszam pana, ile kosztuje ten
miś?- wskazałam na ogromnego białego pluszaka.
-Możesz go dostać zupełnie za darmo!
Ale najpierw musisz trafić tą piłeczką we wszystkie trzy
kubeczki. - uśmiechnął się sprzedawca. Gdy już podawał mi
piłeczkę nagle ktoś inny zabrał mu ją z dłoni.
-Może ja spróbuję? - usłyszałam
głos Kastiela nad uchem.
-Śledzisz mnie? - nadal byłam trochę
zła za wcześniejszą sytuację.
-Założę się, że gdybym cię nie
pilnował wpakowałabyś się w jakieś kłopoty.- uśmiechnął się
zadziornie.
-Weź daj mi spokój.- odwróciłam się
i już miałam oddalić się od stoiska. Nagle zatrzymały mnie
dziewczyny.
-Lara, spójrz! - powiedziały prawie
równocześnie. Przystanęłam i odwróciłam się z powrotem w
stronę stoiska. Nie wierzyłam własnym oczom. Buntownik trafił we
wszystkie trzy kubki i to za pierwszym razem! Przypatrywałam się mu
uważnie. Chłopak podszedł do mnie z wielkim pluszakiem na rękach.
-Tego chciałaś? - zapytał, jego
twarz nie wyrażała żadnych emocji. Można by powiedzieć, że
oznajmił to w dosyć chłodny sposób.
-Tak...- podał mi wielkiego misia po
czym namiętnie mnie pocałował. Po chwili już go przy mnie nie
było.Widziałam tylko oddalającą się sylwetkę. W pewnym momencie
odwrócił się. Nawet z tak dużej odległości byłam w stanie
dostrzec uśmiech na jego twarzy.
-O mój boże jakie to było
romantyczne...-Rozalia była wręcz wniebowzięta.
-Tu przyznam ci rację. - odparła
czarnoskóra. Przez dłuższą chwilę stałam w milczeniu.
Spoglądałam na misia a zaraz potem w stronę, w którą poszedł
mój chłopak. Czyżby chciał mnie w ten sposób przeprosić za to
co miało miejsce w nawiedzonym domu? Jednak coś nie do końca mi w
tym pasowało. To nie w jego stylu. Chociaż cuda się zdarzają,
prawda? Uśmiechnęłam się szeroko patrząc na przesłodkiego
misia, którego trzymałam. Z tego transu szczęścia wybudziły mnie
dziewczyny.
-Halo, ziemia do Lary.- Kim pomachała
mi dłonią przed twarzą.
-Aa, sorry.-oprzytomniałam.
-Zakochana para! - Rozalia zaczęła
biegać wokół mnie jak szalona i śpiewać na głos.
-Roza uspokój się.- powiedziałam z
rozbawieniem. - Gdzie teraz idziemy?
-Usiądźmy gdzieś po prostu. Mam już
dość tego miejsca. - westchnęła czarnowłosa. Wszystkie trzy
znalazłyśmy jakieś ustronne miejsce z dala od tego całego
zgiełku. Rozsiadłyśmy się wygodnie na ławkach i rozkoszowałyśmy
się ciszą. Czas szybko mijał i dochodziła już godzina 18. Pora
już wracać do naszego obozowiska. Niechętnie podniosłyśmy się z
ławek i ruszyłyśmy w stronę wyjścia z wesołego miasteczka.
Miałam już dosyć targania za sobą wielkiego pluszaka. Obok
autokaru znajdowało się już większość osób z klasy. Gdy reszta
dotarła na miejsce ruszyliśmy w drogę powrotną.
*
Wieczór spędziłyśmy plotkując w
naszym namiocie. Rozalia wspomniała coś o urodzinach Lysandra.
Faktycznie! Kastiel mówił mi jakiś czas temu o tym, że
zorganizują dla niego niespodziankę. Na śmierć zapomniałam, że
to już po jutrze. W końcu to jego osiemnaste urodziny i muszą być
niezapomniane. Zaczęłyśmy obmyślać jak będzie to wszystko
wyglądało.
*
Następnego dnia musieliśmy wstać
wcześnie rano. Wszyscy wychodzący z namiotów wyglądali jak żywe
trupy. Tej nocy chyba nikt się nie wyspał. W między czasie
dostałam sms'a od mamy. Jak zwykle martwi się czy wszystko w
porządku. Chciałam już wrócić do domu. Te dwa dni spania na
twardej ziemi w namiocie trochę mnie wykończyły. Nie mogłam się
doczekać aż wbiegnę do swojego pokoju i położę się na moim
miękkim łóżku.
-I jak panno obrażalska? - głos
Kastiela wyrwał mnie z moich przemyśleń.
-Wcale nie jestem obrażona.
-Ale byłaś.
-No bo to co zrobiłeś nie było
śmieszne.
-Na żartach się nie znasz?
-Dobra nieważne. W ogóle to
dzięki...za misia.
-Teraz nie będę się musiał martwić,
że przytulasz kogoś innego bo w razie co masz jego. - wskazał ma
pluszaka który był tak duży, że ledwo mieścił się w mojej
torbie.
-Zabronisz mi przytulać innych ludzi?
No nie...czy ty jesteś zazdrosny?- zaśmiałam się.
-Wcale nie. - lekko się zmieszał –
po prostu nie chcę żeby inni nadużywali twojej przestrzeni
osobistej. - jego próba wybrnięcia z tej sytuacji była na prawdę
zabawna.
-Jasne.- pokiwałam głową.
-Poza tym dziewczyny lubią takie
pierdoły. - nagle spojrzał na moją szyję i się uśmiechnął.
-Co?
-Nic. Widzę, że nie rozstajesz się z
tym. - fakt, miałam na sobie naszyjnik od niego.
-No tak, jest dla mnie ważny. -
odwzajemniłam uśmiech.
-Jak zobaczę, że go zdjęłaś to się
z tobą policzę.
-Co mi zrobisz?
-Już ty wiesz co. - zarzucił swoją
torbę na ramię i uśmiechnął się łobuzersko.
-Kas!
-Z resztą obiecałaś. - powiedział i
z zadowoleniem wszedł do autokaru. Muszę następnym razem uważać
co mu obiecuję bo kiedyś nie wyjdzie mi to na dobre. Mimo to
uśmiechnęłam się do siebie i weszłam do pojazdu aby zająć
swoje miejsce. Tuż za mną weszły dziewczyny i reszta klasy.
Wszyscy byliśmy tak zmęczeni, że prawie od razu usnęliśmy w
swoich fotelach. Przynajmniej nasza wychowawczyni i kierowca mogli się
cieszyć chwilą spokoju.
*
-Pobudka! - wrzasnęła mi do ucha
białowłosa.
-Nie musisz tak krzyczeć. - ziewnęłam.
-Jest plan! - powiedziała radośnie.
-Jaki plan?
-Niektórzy nie spali tyle co ty, więc
rozmawialiśmy na temat urodzin Lysa. Mam nadzieję, że nie masz
żadnych planów na teraz?- nawet jakbym odpowiedziała, że mam już
coś innego do roboty Rozalia i tak wyciągnęłaby na swoje.
-Eh, nie mam.
-Świetnie! Słuchaj, spotykamy się
wszyscy dzisiaj w parku i ustalamy co i jak.
-Dobrze, ale o której mam przyjść?
-Dasz radę na 17?
-Pewnie.
-Super! - klasnęła w dłonie i
sięgnęła z zadowoleniem po swoją torbę. Za kilka chwil wszyscy
wyszliśmy z autokaru. Pożegnaliśmy się z nauczycielką i każdy
ruszył w swoim kierunku. Idąc samotnie ulicami ze słuchawkami w
uszach, rozmyślałam nad tym co się jutro wydarzy. Nie mogę się
już doczekać. Miejmy nadzieję, że wszystko wypali. Pomimo mojego
świetnego humoru sytuacja, która zaszła między mną a białowłosym
nie dawała mi spokoju. Wyjaśnienie sobie całej sprawy to jednak
trochę za mało, by o tym wszystkim zapomnieć. Z trochę gorszym
już nastrojem weszłam do domu. Wzięłam głęboki oddech.
-Wreszcie w domu. -powiedziałam na
głos i ruszyłam do mojego pokoju. Otwierając drzwi rzuciłam torbę
w kąt i wskoczyłam na łóżko. Wygodnie się na nim rozłożyłam
i nie miałam najmniejszego zamiaru wstawać. Własne łóżko w
porównaniu z niewygodną, twardą ziemią to dwa zupełnie inne
światy. Jako, że byłam dosyć zmęczona po nieprzespanej nocy
postanowiłam odespać. Żeby nie spóźnić się na spotkanie w
parku, ustawiłam sobie budzik i po chwili zasnęłam.
*
[Perspektywa Kastiela]
Siedziałem z Lysandrem w jego domu,
gdy spostrzegłem, że powoli nadchodzi godzina 17. Tak samo jak inni
musiałem iść na spotkanie w parku. Pod pretekstem załatwienia
jakieś ważnej sprawy wyszedłem z domu przyjaciela. Po drodze
postanowiłem zajść po Larę. Idąc sobie spokojnie chodnikiem
zauważyłem starszą kobietę, która opierała się o słup.
Wyglądała jakby miała zaraz zemdleć. Obok niej przechodziło
kilka osób jednak żadna z nich nie zareagowała. Może i nie było
to do końca w moim stylu, ale postanowiłem działać.
-Nic pani nie jest? - zapytałem powoli
podchodząc do staruszki.
-Jakaś jedna duszyczka się nade mną
ulitowała! Dobry Boże dzięki ci za to!- wyglądała na szczęśliwą.
Podniosła wzrok na mnie i zrobiła przerażoną minę.
-Coś nie tak?- patrzyła na mnie jak
na jakiegoś wariata.
-Precz szatanie! Odejdź siło
nieczysta! - wykrzykiwała. Nagle jakby wróciła do pełni sił.
-Ale o co pani chodzi? - nie wiedziałem
czy mam się śmiać czy może odwrotnie.
-Cóż to za ubrania? Całe czarne! A
włosy czerwone jak ogień z dna piekieł! Matko przenajświętsza!-
wymachiwała rękami we wszystkie strony świata.
-Widzę, że wróciła pani do zdrowia-
powiedziałem wrednie.
-Oj gagatku ja się z tobą policzę!
Po policję zadzwonię, że jakieś diabły po ulicach chodzą i
ludzi straszą! - zaczęła się oddalać w swoim kierunku.
-To ja zadzwonię zaraz do
psychiatryka, chyba załatwią pani jakieś miejsce. - zacząłem się
śmiać.
-Co za bezczelny małolat! -
wykrzyknęła jeszcze zanim zniknęła mi z pola widzenia.
-A ja chciałem tylko być
miły...-powiedziałem pod nosem. Wzruszyłem ramionami i na nowo zacząłem podążać w kierunku domu Lary. Gdy już znalazłem się pod drzwiami, zapukałem.
Liczyłem, że otworzy mi właśnie ona lub jej mama. Niestety los
chciał inaczej.
-Czego tu szukasz chłopcze?- jej
ojciec próbował zabić mnie wzrokiem.
-Przyszedłem po Larę. - odparłem
oschle. Mężczyzna stojący w drzwiach głośno westchnął.
-Lara! Ten oszołom w czerwonych
włosach do ciebie!- krzyknął. Sam nie wierzyłem, że tak
powiedział. Co ludzie mają do moich włosów? Najpierw ta
staruszka, teraz on. Z całym szacunkiem ale nie będę zmieniał
koloru włosów, żeby mu się przypodobać. Co to to nie.
-Co ty znowu wygadujesz!- po chwili
przy boku mężczyzny zjawiła się mama mojej dziewczyny. - On tylko
tak na żarty, zawsze był z niego taki zgrywus. Prawda? - nadepnęła
mu na stopę.
-Tak tak, żartowałem tylko. -
sztucznie się uśmiechnął i odszedł od drzwi. Chyba nie będę
miał z nim najlepszych relacji.
-Idziecie na randkę? - zapytała
radośnie kobieta.
-Nie nie, idziemy do parku na spotkanie
z resztą klasy.
-Ach tak, spotkanie. - zachichotała.
Chyba nie do końca mi wierzyła. Na szczęście od dalszego
przesłuchania uratowała mnie idąca w kierunku drzwi Lara.
[Perspektywa Lary]
-Mamo daj mu już spokój.-
przewróciłam oczami- swoją drogą co ty tu robisz? -zwróciłam
się do czerwonowłosego.
-Przyszedłem po ciebie, nie cieszysz
się?
-Owszem cieszę ale dałabym sobie radę
sama.
-No faktycznie zapomniałem, że duża
już z ciebie dziewczynka. - pstryknął mnie palcami w czoło.
-Yhh- ubrałam buty i kurtkę a mama z
Kastielem mieli ze mnie niezły ubaw.
-O której będziesz?- zapytała mama.
Miałam odpowiedzieć ale w tym momencie buntownik mnie wyprzedził.
-Niech się pani nie martwi, odprowadzę
ją pod same drzwi. - chwycił mnie za rękę.
-Świetnie! W takim razie dzieciaki
bawcie się dobrze.- puściła nam oczko i zamknęła drzwi.
Ruszyliśmy w drogę do parku.
-Twój tata chyba mnie nie lubi-
zaczął.
-To nie tak, on pewnie po prostu się o
mnie boi.
-W sumie to zrozumiałe. - resztę
drogi rozmawialiśmy o jakiś głupotach a Kastiel jak zwykle
wykorzystywał okazję by trochę mi podocinać. To chyba dawało mu
jakąś siłę życiową. Znaleźliśmy się wreszcie w parku gdzie
czekała już na nas reszta. Planowanie się rozpoczęło. Nawet brat
Lysa był w to wciągnięty. Zobowiązał się, że da nam zapasowe
klucze do mieszkania abyśmy mogli wszystko przygotować. Kwestia
przekąsek i napojów pozostała w rękach chłopaków z klasy.
Alkoholem zajmie się Kas, a Violetta obiecała narysować
białowłosemu jego portret jako prezent od nas wszystkich. Wraz z
dziewczynami postanowiłyśmy, że dokupimy mu jeszcze drugi
notatnik, aby miał go zawsze w pogotowiu jak zgubi się ten
pierwszy. Leo wspomniał, że upiekł ulubione ciasto Lysandra, a
więc sprawa tortu jest rozwiązana. Wszystko zapowiadało się
genialnie. Umówiliśmy się wszyscy pod domem białowłosego jutro o
godzinie 13. Roza i Leo obiecali, że zabiorą go gdzieś na miasto,a
reszta w tym czasie wszystko przygotuje. Wszystko zostało już
ustalone także wszyscy rozeszli się do domów. Kastiel zgodnie z
obietnicą daną mojej mamie odprowadził mnie do domu. Pożegnałam
się z nim i od razu wskoczyłam pod prysznic. Myśl o jutrzejszym
dniu wprawiała mnie w szybsze bicie serca. Z pewnością będzie to
niezapomniana impreza.
Jak zwykle epickie :D Nie spodziewałam się takiego dobrotliwego Kasa XD Ale ta starsza kobieta, no po prostu obłęd XD A tata Lary, hihi ^^ - ciekawe jak będzie u mnie (w daaaalekiej przyszłości XD ) i uro Lyśka zapowiada sie całkiem całkiem ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :D Z tą staruszką to tak nagle na to wpadłam xD Na urodzinach to się będą działy takie cuda na kiju, że to nawet słowami tego nie opiszę XD
OdpowiedzUsuńJaki uroczy Kas <3 Chyba miał gorączkę xD
OdpowiedzUsuńA co do urodzin Lyśka to świetny pomysł :D Mam tylko jedną nadzieję: zeby pomiędzy Larą a Lysiem nic ten teges ):(
Czekam na kolejny rozdział *-*
Widzę, że przez akcję z Lysem wszyscy się boją xD
OdpowiedzUsuńGenialne! XDD
OdpowiedzUsuńW lunaparku.. no idealnie! Chciałam, tak bardzo chciałam, żeby Kastiel właśnie tak zdobył dużego misia dla Lary. I tak się stało. ^^ Kocham Kastiela xD <3 Cuudowny jest, a ta akcja ze staruszką... Kastiel chciał jej pomóc, dobrze, a ona nagle zaczęła z jakimiś szatanami wyjeżdżać, jeju, najpierw mnie to rozśmieszyło i walnęłam facepalma, ale po chwili stwierdziłam, że to w sumie przykre. A później Kastiel jej odpyskował, dobrze. :D ,,Ten oszołom w czerwonych włosach" - yghhh, to było irytujące... Fajne ma włosy, co się czepiają?! :P Będzie impreza 8))) osom
Czekam
Pozdrawiam
Weny
<3
Z przyjemnością informuję Cię, że Twoje zgłoszenie zostało pozytywnie rozpatrzone i dodane do Katalogu blogów Słodkiego Flirtu.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo weny i wolnego czasu na napisanie nowych rozdziałów, które będziesz mogła u nas zgłaszać ;)
Cieszę się bardzo i dziękuję :)
UsuńKas? Dobrze się czujesz? Haha, uśmiałam się. Takiego zachowania u naszego buntownika bym się nie spodziewała.
OdpowiedzUsuńAle ogólnie sama długość rozdziału fajna, i bardzo fajny styl pisania masz. już się gubię w tym co piszę xD
Tylko trzymaj tak dalej! Pozdrawiam i weny.
A, i zapraszam do siebie! http://shade-of-scream.blogspot.com/
Dzięki :D Z chęcią zajrzę na Twojego bloga :D
Usuńcy ktoś ci mówił ze jesteś ja Polsat ponieważ jesteś jak Polsat
OdpowiedzUsuń