Hej hej! Dziękuję Wam bardzo, stuknęło już ponad 18 tysięcy wyświetleń! Dziękuję także za wszystkie komentarze. Widać, że z niecierpliwością czekacie na ciąg dalszy, co bardzo mnie cieszy :D Dzięki Wam tak ciepło mi na serduszku ^^ Nie przedłużając, zapraszam do czytania.
***
[Kastiel]
Obudziłem się. Powoli otwierając
oczy, przyzwyczajałem wzrok do jasno świecących w pomieszczeniu
żarówek. Rozejrzałem się na tyle ile mogłem. Tak, tego się
obawiałem. Jestem w szpitalu. Czyli jednak miałem wypadek. Czy to
oznacza jednak, że wyścig nie został rozstzygnięty? Drugi raz
tego powtarzał nie będę, na pewno nie w taką pogodę. Poczułem,
że coś uwiera mnie w dłoni. Tym czymś okazała się być mała
kartka. Niedbale ją rozwinąłem i zacząłem czytać wiadomość w
niej zawartą:
"Kastiel, tak mi przykro przez to
wszystko co się wydarzyło. To nie tak miało wyglądać.
Słuchaj...Jake jest tylko moim przyrodnim bratem! Przez to, że nas
wtedy razem zobaczyłeś...wiem co mogłeś pomyśleć. Wiedz jednak
to, że nigdy bym ci nie zrobiła czegoś tak podłego i to jeszcze
za twoimi plecami. Bardzo się o ciebie martwiłam...będę się
martwić dopóki nie wyjdziesz ze szpitala. Odwiedzę cię jak
najszybciej to będzie możliwe. Kocham cię.
P.S. Wiem, że być może nie chciałbyś
teraz o tym sobie przypominać, ale Amanda zostawiła dla ciebie
pluszaka. Ona na prawdę chce żebyś ją zaakceptował..."
Cholera...czyli to jednak pomyłka? Co
za ulga...jak mogłem nawet pomyśleć o tym, że Lara...eh. Byłem
taki głupi. W dodatku muszę ją w końcu przeprosić za moje
zachowanie. Nie zasłużyła na to bym tak ją wtedy potraktował.
Miała rację, zachowałem się jak rowydrzony bachor, któremu coś
nie pasuje.
-Śpiąca królewna w końcu się
obudziła. - nagle z moich przemyśleń wyrwał mnie czyiś głos.
Dopiero w tym momencie spostrzegłem, że nie jestem na sali sam.
-David?! - nie wierzę...musieli
położyć nas razem?
-Bingo geniuszu. - zaklaskał w dłonie.
-Nie wkurwiaj mnie, dobrze wiesz, że
obydwoje jesteśmy tutaj przez ciebie. - syknąłem.
-Trzeba było najpierw nauczyć się
jeździć idioto.
-I kto to mówi! To ty pierwszy
straciłeś panowanie! - miałem ochotę wstać i udusić go gołymi
rękami.
-Zdarza się nawet najlepszym.
-Tak, pogrążaj się dalej.
-Zamknij się.
-Ty się zamknij.
-Mam do ciebie wstać?! - David uniósł
się na łokciach.
-Dawaj, frajerze.
-Jak mnie nazwałeś?
-Frajer. Mogę podać ci jeszcze więcej
synonimów. O ile w ogóle wiesz co to synonim. - uśmiechnąłem się
wrednie.
-Nosz kurwa mać! - rozwścieczyłem go
na tyle, że aż krzyknął. Hałas jaki narobił prędko przyniósł
do nas pielęgniarkę.
-Proszę w tej chwili się uspokoić!
Widzę, że wraca pan do zdrowia. - podeszła do Davida,a ten
zrezygnowany przewrócił oczami i ułożył głowę z powrotem na
poduszce.
-Dlaczego zostaliśmy położeni na
jednej sali? - zapytałem.
-Szpital to nie hotel, nie można
wybierać sobie sal, poza tym oboje jesteście po wypadku.
-Świetnie... - ułożyłem się
wygodniej na łóżku, dalej ściskając w dłoni kartkę od Lary.
-Gdybyście czegoś potrzebowali,
naciśnijcie ten przycisk. -wskazała na mały biały przycisk obok
łóżka po czym wyszła.
-Niezła. - odezwał się David.
-Co?
-No pielęgniarka.
-Czy ja wiem.
-A no tak, ty masz już swoją suczkę.
- powiedział wrednie. Doskonale wiedział jak mnie wpieklić.
-Nie używaj tego słowa, określając
moją dziewczynę. - podniosłem ton.
-Dobra zluzuj majty Kas. Widzę, że
przez ten czas bardzo się zmieniłeś. Baby tobą owładnęły.
Dawniej nie byłeś taki wrażliwy na słowa.
-To co było dawniej mnie nie
interesuje.
-Szkoda, ale przyznaj nieźle ci się z
nami bujało.
-Przestań chociaż na chwilę
pieprzyć.
-Co? Prawda w oczy kole? Przyznaj w
końcu, że wróciłbyś do czasów gdzie piliśmy razem do upadłego,
dzieliliśmy się trawką i wyszukiwaliśmy coraz to lepszych
panienek.
-Nigdy, nigdy nie chciałbym znów
przeżywać tego samego. Z perspektywy czasu nie wiem, jak mogłem w
ogóle się z tobą zadawać.
-Tymi słowami próbujesz jedynie
wmówić sobie, że tego nie chcesz.
-Nic sobie nie wmawiam, ułożyłem
sobie życie na nowo. Nie potrzebuję kumplować się z takim debilem
jak ty.
-Cóż...twój wybór. Jeśli jednak
chciałbyś odnowić starą znajomość to po prostu powiedz.
-Tak nagle z powrotem chcesz bym do
ciebie dołączył?
-Mimo wszystko, Kas jesteś równy gość
po prostu nie odnalazłeś jeszcze drogi, którą chcesz iść.
-Nawet jeśli, to za cholerę nie
chciałbym iść tą samą drogą co ty.
-Jeszcze się przekonamy. - odwrócił
się w drugą stronę i zasnął.
[Lara]
Po prostu świetnie, znowu za późno
wyszłam z domu. Czy ja chociaż raz mogłabym nie biec do szkoły?
Przez mój pośpiech prawie potrącił mnie rowerzysta. Miałam także
wrażenie, że nie zabrałam ze sobą połowy rzeczy, które są w
szkole niezbędne. Wbiegłam w końcu do szkoły i od razu ruszyłam
w stronę mojej szafki. Prędko powiesiłam kurtkę na wieszaku i
zabierając torbę z podłogi pognałam pod klasę gdzie mam mieć
teraz lekcję. Wolałabym nie spóźnić się na lekcję u pani
Delanay. Na szczęście zdążyłam w samą porę nim jeszcze zdążyła
zamknąć drzwi. Wzrokiem odszukałam Rozalii, która promiennie
uśmiechnęła się na mój widok. Jak co dzień usiadłam obok niej
w ławce. Lekcja się rozpoczęła, więc jak to mamy w zwyczaju
zaczęłyśmy szeptać.
-Jak się czujesz? - zapytała
białowłosa bacznie mi się przyglądając.
-Nie najlepiej...nadal bardzo martwię
się o Kasa.
-To całkowicie normalne, też bym się
denerwowała. Słuchaj, ale wszystko z nim w porządku. Pewnie teraz
już się obudził i o tobie myśli. - uśmiechnęła się.
-Zostawiłam mu kartkę i wyjaśniłam
na niej całą sytuację.
-Bardzo dobrze, że o tym pomyślałaś.
Przynajmniej nie będzie się musiał martwić!
-Cisza! Chcesz podejść do odpowiedzi
młoda damo? - Rozalia widocznie rozwścieczyła nauczycielkę.
-N-nie proszę pani.
-Jeszcze raz usłyszę, że rozmawiacie
to obydwu postawię jedynki!
-Przepraszamy...-powiedziałyśmy
równocześnie. Do końca lekcji nie pisnęłyśmy już ani słówka.
Postanowiłyśmy więc dokończyć rozmowę na przerwie. Kiedy
zadzwonił dzwonek, jako jedne z pierwszych wybyłyśmy z sali,
unikając pogardliwego spojrzenia pani Delanay. Znalazłyśmy wolną
ławkę wśród tłumu uczniów i kontynuowałyśmy rozmowę.
-Wracając do tematu- zaczęła Rozalia
– mam coś dla ciebie!
-O, co takiego? - zapytałam, a
dziewczyna wyciągnęła z torby reklamówkę.
-Ta dam! - złotooka sprezentowała mi
piękną, czarno niebieską sukienkę.
-Wow! Roza, jest prześliczna.
-Wiem i jest dla ciebie.
-Nie no nie mogę tego przyjąć.
-Dlaczego? Przecież to prezent.
-Tak bez okazji?
-Prezent od przyjaciółki, która chce
pocieszyć drugą przyjaciółkę! - wepchnęła mi ubranie do rąk.
-Haha, no dobrze. Dziękuję ci. -
przytuliłyśmy się.
-Nie ma za co. Od razu po szkole masz
ją przymierzyć!
-No dobrze już dobrze.
-Idziesz dzisiaj do Kastiela? -
zapytała szukając czegoś w swojej torbie.
-Tak, tylko najpierw muszę powiedzieć
o całym zajściu rodzicom.
-No co ty! Nic nie mów! Przecież jak
dowiedzą się, że twój chłopak szaleje na motocyklu i o mały
włos nie umarł, to zakażą ci się z nim widywać!
-Roza, chyba za dużo filmów się
naoglądałaś. - zaśmiałam się.
-Wcale nie. Zaufaj mi. Mówiłaś, że
twój ojciec go nie znosi, pomyślałaś co będzie jak mu o tym
powiesz?
-Słuchaj, po prostu powiem im że miał
wypadek. Nie muszę przecież wgłębiać się w szczegóły.
-No w sumie racja...ale to nie zmienia
faktu, że ja bym wcale nie mówiła.
-Dobra, nieważne. Raz się żyje.
-I to jest dobre podejście. - zaśmiała
się białowłosa.
-Denerwuję się...
-Czym?
-Spotkaniem z Kastielem...
-Ale dlaczego?
-Jak się ostatnio rozstawaliśmy
to...sama wiesz. Byliśmy pokłóceni i w ogóle.
-Skoro zostawiłaś mu kartkę, to na
pewno ją przeczytał i wszystko sobie poukładał w całość.
Spokojnie, on na pewno teraz też martwi się co ma ci powiedzieć.
-Pewnie masz rację, dzięki Roza. -
ponownie się uściskałyśmy.
-Zaraz dzwonek, chodźmy już. -
złotooka pociągnęła mnie za rękę i razem podążałyśmy w
stronę sali od angielskiego.
****
Lekcje minęły dosyć szybko.
Pożegnałam się z Rozalią i od razu popędziłam do domu. Musiałam
powiedzieć rodzicom o całym zajściu i mieć to już z głowy.
Wtargnęłam do domu i ledwo łapiąc oddech wysapałam:
-Słuchajcie, jest sprawa. - oparłam
się o ścianę.
-Jaka? - zapytała mama nakładając
obiad.
-Kastiel on...miał wczoraj wypadek i
leży w szpitalu.
-Co?! - powiedzieli równocześnie.
-Ten chłopak jest skrajnie
nieodpowiedzialny!
-Tato daj skończyć! To nie była jego
wina, pijany kierowca w niego wjechał. - skłamałam, ale musiałam
to zrobić bo być może słowa Rozalii okazałyby się racją.
-Mój Boże, biedny chłopak. - mama
usiadła na krześle i wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać.
-Ale wszystko z nim w porządku, po
prostu musi jeszcze trochę zostać na obserwacji.
-Na całe szczęście, że nic mu się
nie stało. - mama odetchnęła z ulgą.
-Idę go zaraz odwiedzić.
-Pewnie, nawet musisz! Pozdrowisz go
ode mnie i od taty. - uśmiechnęła się promiennie.
-Dobrze, pozdrowię.- zabrałam się za
pałaszowanie przyrządzonego przez mamę obiadu. Posiłek mijał w
ciszy, przerywanej jedynie krótkimi komentarzami raz taty raz mamy.
Kiedy skończyłam podziękowałam za posiłek i wstałam od stołu,
zanosząc talerz do zlewu. Pobiegłam do pokoju, aby się przebrać.
W głowie układałam sobie, to co mam powiedzieć czerwonowłosemu.
Stres narastał. Właściwie sama nie wiem dlaczego. Rozalia ma
rację, czym ja się stresuję? Chociaż nie zaprzeczę temu, że
nadal w obecności Kastiela czuję się lekko skrępowana. Odrzucając
od siebie te myśli, pożegnałam się z rodzicami i ruszyłam w
stronę szpitala. Po drodze zadzwoniłam do Kim i opowiedziałam jej
o całej sytuacji. Ciemnoskóra nie była wtajemniczona gdyż była
bardzo chora i rodzice urządzili jej w domu izolatkę. Na całe
szczęście poinformowała mnie, że za kilka dni pojawi się w
szkole. Życzyłam jej powrotu do zdrowia i rozłączyłąm się.
Włożyłam słuchawki do uszu i zatopiłam się w świecie muzyki.
Byłam tak rozkojarzona, że w końcu w kogoś uderzyłam. Uderzona
przeze mnie osoba, pogubiła wszystkie kartki, które trzymała. Z
wielkim zakłopotaniem od razu rzuciłam się do pomocy przy ich
zbieraniu. Było już dosyć ciemno, więc nie spostrzegłam na
początku kim jest spotkana przeze mnie osoba.
-Przepraszam ja nie...- podniosłam
wzrok na towarzysza naprzeciw mnie – Lysander? - nie kryłam
zdumienia.
-Lara, nie spodziewałem się, że cię
teraz spotkam. - lekko się uśmiechnął.
-Na prawdę jeszcze raz cię
przepraszam, na pewno nic przeze mnie nie zgubiłeś? - zaczęłam
rozglądać się czy w pobliżu nie leży jeszcze jakaś kartka.
-Nic się nie stało, spokojnie
wszystko mam. Idziesz do Kastiela? - zapytał.
-Tak, a ty co tutaj robisz?
-Akurat byłem u niego.
-Już się obudził?
-Tak, humorki też mu już powróciły.
- oboje zaczęliśmy się śmiać.
-To chyba nie pozostaje mi nic innego
jak iść go zobaczyć.
-Cały czas o tobie mówił.
-Na prawdę?
-Tak, ma wyrzuty sumienia o waszą
kłótnię.
-Muszę to z nim wyjaśnić.
-Racja, im szybciej tym lepiej. Mam
pytanie.
-Tak?
-Miałabyś może chwilę czasu spotkać
się dziś wieczorem?
-Chyba nie mam planów...a coś się
stało? - jego propozycja zaskoczyła mnie tak bardzo, że od razu
moja twarz przybrała barwę buraka. Dobrze, że było już ciemno i
nie mógł tego dojrzeć.
-Nie, nie. Po prostu chciałem pogadać,
to wszystko. Jeżeli nie możesz...
-Nie no, mogę. To napiszę do ciebie
jak wyjdę od Kastiela, okej?
-Dobrze. To do zobaczenia. - uśmiechnął
się serdecznie i odszedł w swoją stronę.
-Do zobaczenia...-szepnęłam pod nosem
i ruszyłam ponownie w stronę szpitala. Gdy już przekroczyłam próg
budynku, zapytałam się czy czerwonowłosy leży na tej samej sali
co wczoraj. Poinformowano mnie, że został przeniesiony.
Podziękowałam za uzyskaną informację i ruszyłam w poszukiwaniu
sali o numerze 106. Przemierzając długie korytarze w końcu ją
odnalazłam. Wzięłam głęboki wdech i niepewnie uchyliłam drzwi
od sali. Ujrzałam czerwoną czuprynę mojego chłopaka, który
widząc, że ktoś wchodzi do pomieszczenia skierował wzrok z moją
stronę.
-Lara?
-Kastiel...- zamknęłam za sobą drzwi
i podbiegłam do niego. Przytuliłam go, jednak zrobiłam to bardzo
delikatnie.
-Widzę, że się stęskniłaś mała.
- na jego twarz wkradł się ten sam buntowniczy uśmiech co zawsze.
Tak jak mówił Lys, wszystko już z nim w porządku.
-Nawet nie wiesz jak. - spojrzałam mu
w oczy.
-Przeczytałem wiadomość od ciebie.
-I?
-I chciałem cię przeprosić,
zachowałem się wtedy jak kompletny debil.
-Nie, nie przepraszaj. Nie wracajmy już
do tego.
-Nie, Lara. Nie powinienem był się
tak unosić, jesteś dla mnie...-zatrzymał się na moment – bardzo
ważna i nie chcę cię stracić.
-Ja też nie chciałabym stracić
ciebie. - położyłam dłoń na jego policzku, nasze usta były
coraz bliżej. Gdy już niemalże doszło do pocałunku, przerwano
nam.
-No no, gołąbeczki. - odezwał się
głos z tyłu.
-David, zamknij ten parszywy...
-Kas, nie warto. - chwyciłam jego dłoń
i uśmiechnęłam się.
-Racja.
-Miałem rację, baby tobą zawładnęły.
- zaśmiał się chłopak.
-Wolę to, niż żeby zawładnęło mną
to samo, co tobą. - David na słowa buntownika tylko przewrócił
oczami i ponownie odpłynął.