czwartek, 17 marca 2016

Rozdział XXVI

[Lara]

Wpadłam do pokoju i trzasnęłam drzwiami, zamykając je przy tym na klucz. Przez chwilę zupełnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Zrzuciłam wszystko z biurka, podarłam wszystkie znajdujące się w moim zasięgu czasopisma, nawet stłukłam szklankę. Kopnęłam krzesło, które z hukiem upadło na podłogę. Po napadzie furii, która była wynikiem bezsilności po prostu uklęknęłam na ziemi. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Dopiero po chwili spostrzegłam, że zraniłam się w dłoń, najprawdopodobniej o pozostałości szklanki, którą rozbiłam. Nie przejmowałam się tym jednak zanadto. Roniąc łzy, rozejrzałam się po pokoju. Wyglądał jakby przeszedł w nim tafjun.
-Ja pierdolę, co ja wyprawiam...- powiedziałam sama do siebie i schowałam twarz w dłoniach. Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Lara? Wszystko okej? - usłyszałam głos białowłosej. Nie miałam zamiaru odpowiadać. Nie byłam w stanie. Co ja mam teraz zrobić? A jeżeli oni dowiedzieli się, że...nie, nie chcę tego od nich słyszeć. Dziewczyna pukała jeszcze chwilę w drzwi i próbowała namówić mnie bym je otworzyła. Jej wysiłki okazały się jednak daremne.
-Lara, bo wyważę drzwi. - odezwał się w końcu Jake. Po chwili zaczął walić w drzwi. Nie mogłam znieść tego hałasu, więc w końcu wstałam i zamaszyście otworzyłam drzwi.
-Boże święty, nic sobie na szczęście nie zrobiłaś. - Rozalia przytuliła mnie, tak mocno że prawie mnie udusiła.
-Za to zrobiła coś swojemu pokojowi. - skomentował brązowowłosy stojący obok.
-Hej, krew ci leci z dłoni! - przestraszyła się złotooka. Szybko pobiegła po bandaż i wodę utlenioną by przemyć ranę. Gdy już owinęła biały materiał wokół mojej dłoni, spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
-Nie musicie mówić...
-Ale czego? - zdziwiła się Roza.
-No tego, że Kas...on...
-Ale nie nie nie! Kastiel żyje! Miał wypadek i zabrali go do szpitala. Gdyby nie twój brat, pewnie wykrwawiłby się na śmierć!
-Co?! Ale...jak...- spojrzałam na Jake'a i lekko się uśmiechnęłam. Podeszłam do niego i mocno przytuliłam. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję...- na nowo się rozpłakałam.
-Nie ma za co, wiesz że dla ciebie byłbym w stanie poświęcić nawet życie. - pogłaskał mnie po głowie.
-Nawet jeśli musiałbyś, nigdy tego nie rób.
-Trzeba powiadomić Lysa, zrobię to. - powiedziała białowłosa i zniknęła w korytarzu.
-No nieźle tu nabałaganiłaś. - zaśmiał się brązowowłosy.
-Też byś tak zrobił na moim miejscu. - skarciłam go wzrokiem.
-Dobrze dobrze, nic już nie mówię.
-Muszę do niego jechać, teraz.
-Teraz? Lara, może połóż się na chwilę i odpocznij. Wyglądasz na wyczerpaną przez to wszystko.
-Nie, on mnie potrzebuje. - chwyciłam kurtkę, która była powieszona na oparciu krzesła i prędko ją założyłam.
-Zaczekaj, chociaż daj się podwieźć. - przytaknęłam tylko głową na jego słowa i obydwoje ruszyliśmy w stronę drzwi wyjściowych. Po drodze minęliśmy Rozalię, która właśnie skończyła rozmawiać przez telefon.
-A wy gdzie? - zapytała lustrując nas wzrokiem.
-Do szpitala. - odparł mój brat.
-Zwariowałaś? Idź lepiej odpocznij.
-Mówiłem jej to samo ale...
-Szybciej, nie mamy czasu. - pociągnęłam chłopaka za sobą.
-Ehh...no to jadę z wami. - dziewczyna zamknęła drzwi i oddała mi klucze. Podeszliśmy do motocykla.
-Chyba nie da rady we troje...- Jake przeczesał dłonią włosy.
-Nie ma sprawy ja chętnie się przejdę. O, wiem! Od razu zajdę po Lysandra. - dziewczyna pożegnała się z nami i ruszyła w przeciwnym kierunku.
-No to jedziemy. - powiedział chłopak i odpalił maszynę. Droga do szpitala minęła bardzo szybko. Po niecałych dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu. Mimo iż na chwilę się uspokoiłam, na nowo ogarnęła mnie panika. W mojej głowie ponownie kłębiły się same czarne scenariusze. Na samo wyobrażenie Kastiela całego we krwi, przechodziły mnie ciarki. Razem z Jake'iem wbiegliśmy do budynku. Przy rejestracji złapaliśmy pielęgniarkę, która akurat tamtędy przechodziła.
-Przepraszam panią – zaczęłam zdyszanym głosem – czy zostało tu przywiezionych dwóch chłopaków z wypadku?
-Wypadku..ach tak. Chłopak w czerwonych włosach został zabrany na ostry dyżur, z drugim nie mam pojęcia co się dzieje.
-Dziękuję pani bardzo. - kiwnęłam do kobiety głową i wraz z bratem odszukaliśmy piętra gdzie odbywały się operacje. Niestety powitał nas jedynie spory przedsionek i drzwi zabezpieczone kodem. Nie mogąc wejść do środka, usiedliśmy na znajdujących się w przedsionku ławkach. Czekaliśmy, a czas przedłużał się w nieskończoność. Nie wiedziałam czy wszystko idzie zgodnie z planem, czy może już jest po. Bardzo się denerwowałam. Podniosłam się z ławki i zaczęłam chodzić w tę i we w tę. Oddychałam głęboko, próbując się uspokoić. Po jakimś czasie dołączyła do nas Rozalia wraz z Lysandrem. Chodząc w kółko, byłam w takim amoku, że początkowo nawet ich nie zauważyłam. Lys siedział na ławce i tępo spoglądał na podłogę, zaś złotooka starała się dodać mi otuchy. Teraz bardzo żałowałam, że wcześniej tak ostro pokłóciłam się z buntownikiem. Jeśli okazałoby się, że już nigdy go nie zobaczę nie wybaczyłabym sobie tego. Usłyszeliśmy kroki dobiegające z oddali. Wytężyłam wzrok i ujrzałam dwie znajome mi postacie. Przecież to...Amanda z ojcem! Dziewczynka trzymając w ręce małego misia, podbiegła do mnie i mocno przytuliła. Na początku nie wiedziałam co mam robić, ale w końcu objęłam ją jedną ręką. Spojrzałam na ojca czerwonowłosego, który spoglądał na nas z lekkim uśmiechem na ustach. Skinęłam do niego głową w geście przywitania, mimo wszystko byłam uprzejmą osobą.
-Lara, kim oni są? - palnęła Rozalia.
-To tata Kastiela i jego młodsza siostra. - powiedziałam smutno. Patrzyłam prosto w oczy małej dziewczynki. Był w nich smutek i żal. Od razu przypomniałam sobie rysunek, który narysowała dla buntownika. Ona na prawdę pokochała go jako brata, mimo iż widziała go tylko raz. Musi jej być bardzo ciężko jeśli dowiedziała się, że coś mu się stało. Zastanawiając się nad tym trochę dłużej...czy szpital aby na pewno jest odpowiednim miejscem dla kilkuletniego dziecka?
-Lara? - dziewczynka spuściła głowę w dół, mocniej przytulając do siebie pluszaka.
-Hm?
-Czy Kastiel pójdzie do nieba? - spytała drżącym głosem, a po jej policzku spłynęła łza.
-Amanda...- na początku nie wiedziałam co mam powiedzieć – Kastiel na pewno z nami zostanie.
-Skąd wiesz? - podniosła na mnie swoje ciemne, błyszczące od łez oczy.
-Bo twój braciszek jest zbyt silny, żeby nas teraz opuścić. - położyłam jej dłoń na głowie i uśmiechnęłam się lekko. Dzięki temu co powiedziałam, sama zaczęłam głębiej wierzyć w to, że wszystko będzie w porządku.

[Kastiel]

Zimno, bardzo zimno. Chyba na czymś leżę. Coś metalowego? Twardo...nawet bardzo. Gdzie jestem? Co się dzieje? Kompletna pustka. Nie mogłem się poruszać, ani nawet otworzyć oczu. Wokół była tylko ciemność. Czy ja umarłem? Nie...to nie możliwe. Chociaż...nie no co ja gadam? A może zwariowałem? Wiem! To tylko jakiś głupi sen, albo paraliż senny. Zaraz minie. Po chwili dotarły do moich uszu głosy kobiety i mężczyzny.
-Myśli pan, że uda się to zrobić? - zapytała kobieta.
-Obawiam się, że może być to zbyt ryzykowne. - odpowiedział męski głos. Zaraz zaraz, ryzykowne? Co może być zbyt ryzykowne?
-Doktorze, proszę spojrzeć! - powiedziała z entuzjazmem kobieta. Doktorze? Gdzie ja do cholery jestem?
-Och, na całe szczęście! Możemy kontynuować. - stwierdził z radością mężczyzna. Ale co kontynuować? Czy ktoś mi to wszystko wytłumaczy? Przecież byłem prawie na mecie i....i....i co było dalej? Nie pamiętam, nic nie pamiętam.

[Lara]

W towarzystwie ojca Kasa i małej Amandy wszyscy z niecierpliwością czekaliśmy aż ktoś powiadomi nas o stanie mojego chłopaka. Z każdą chwilą oczekiwanie stawało się jeszcze gorszą katorgą. Myślałam, że nie wytrzymam tego dłużej. W końcu po równo dwóch godzinach zjawił się tak długo oczekiwany przez nas lekarz.
-A państwo do...? - zapytał.
-Jesteśmy bliskimi Kastiela. Czy był tu operowany? - zapytałam.
-Ach tak, z młodym już lepiej. Miał wielkie szczęście. - po słowach mężczyzny wszyscy z radością zaczęli się przytulać.
-Można do niego pójść? - zapytałam.
-Kto z państwa jest z rodziny? Mniemam, że raczej nie wszyscy.
-Jestem ojcem tego chłopaka. A to jego młodsza siostra. - ojciec Kasa wskazał na małą dziewczynkę stojącą obok niego.
-W takim razie tylko wy możecie wejść. - odparł mężczyzna.
-Jednak uważam, że jeszcze jedna osoba powinna go zobaczyć. - ojciec czerwonowłosego skierował wzrok na mnie. Wstałam z ławki i spojrzałam wyczekująco na lekarza.
-Jeśli pan pozwala, proszę bardzo. - lekarz skinieniem dłoni nakazł nam podążać za nim. Zanim weszliśmy musieliśmy założyć specjalne fartuchy i foliową osłonę na buty. Szliśmy długim korytarzem,aż dotarliśmy do sal, na których leżeli pacjenci bezpośrednio po operacjach.
-To tutaj, proszę zobaczyć. - odparł mężczyzna. Spojrzeliśmy przez szybę. Faktycznie, po drugiej stronie leżał Kastiel podłączony do kroplówki i jakiegoś innego urządzenia kontrolującego jego funkcje życiowe. Odetchnęłam z ulgą wiedząc, że chłopak żyje. Tak bardzo chciałam go teraz przytulić i powiedzieć mu, że to wszystko co widział...to po prostu pomyłka i, że Jake jest tylko moim bratem. Amanda była jeszcze zbyt niska by dosięgnąć do szyby, więc ojciec trochę jej w tym pomógł. Rozradowana dziewczynka zaczęła machać w stronę swojego brata.
-Można do niego wejść? - zapytałam.
-Tak, ale nie więcej niż na pięć minut. - odpowiedział lekarz, a ja spojrzałam na ojca czerwonowłosego.
-Idź pierwsza, zasłużyłaś na to bardziej niż ja.- uśmiechnął się lekko odstawiając dziewczynkę na ziemię.
-Dziękuję...- już miałam nacisnąć klamkę, lecz nagle poczułam, że ktoś lekko ciągnie mnie za kurtkę.
-Dasz mu to ode mnie? - zapytała Amanda podając mi małego pluszaka.
-No pewnie. - uśmiechnęłam się i przekroczyłam wreszcie próg pomieszczenia, w którym znajdował się chłopak. Przez szybę zobaczyłam jeszcze, że reszta już poszła. Usiadłam na stołku obok łóżka, a misia położyłam na stoliku obok. Pogładziłam bezwładnie leżącą na skraju metalowego łóżka dłoń buntownika. Patrzyłam na jego spokojną, śpiącą twarz. Oddychał równomiernie i spokojnie.
-Kastiel...- szepnęłam, a łzy same cisnęły mi się do oczu. Przyłożyłam sobie jego dłoń do miejsca gdzie znajduje się serce i przymknęłam oczy. Za chwilę będę musiała stąd wyjść, lekarz pozwolił mi tylko na pięć minut. Przed samym wyjściem wyjęłam z mojej torby kartkę papieru i długopis. Napisałam na niej wszystko co chciałabym mu teraz przekazać. Złożyłam ją do mniejszych rozmiarów i włożyłam chłopakowi w dłoń. Mam nadzieję, że jak się obudzi to przeczyta moją wiadomość. Dotknęłam jeszcze jego posiniaczonego policzka i wyszłam z sali.
-Musi być pani kimś wyjątkowym, że ojciec pozwolił pani wejść jako pierwszej. - uśmiechnął się lekarz.
-Jestem po prostu jego dziewczyną. - delikatnie odwzajemniłam uśmiech.
-Rozumiem, musi pani bardzo na nim zależeć.
-Tak...- spojrzałam jeszcze raz przez szybę. - przepraszam pana, ale muszę już iść. Przyjaciele pewnie się niepokoją. Do widzenia.
-Do widzenia, wie pani którędy wrócić prawda? - zapytał jeszcze na odchodne.
-Tak tak. - skinęłam głową i ruszyłam w stronę wyjścia. Westchnęłam głośno i pchnęłam wielkie drzwi.
-I co? - wszyscy od razu do mnie doskoczyli.
-Śpi, wszystko z nim w porządku. - uśmiechnęłam się.
-Dzięki Bogu. - powiedział Lysander.
-Widzisz! Mówiłam, że się ułoży. - uściskała mnie Roza.
-Dzięki, że jesteście tu wszyscy ze mną.
-Lepiej już chodźmy. - powiedział Jake.
-Tak, późno już. - przytaknęła mu białowłosa.
-Odwiozę cię pod same drzwi. - zadeklarował się brązowowłosy.
-Dobrze, dziękuję. - pożegnaliśmy się z Rozalią i Lysandrem, po czym ruszyliśmy w stronę parkingu.

*****

-Dzięki jeszcze raz za wszystko. - rzuciłam się bratu na szyję.
-Ejej, udusisz mnie! - zaśmiał się.
-Oj, przepraszam. - zwolniłam uścisk.
-Poradzisz sobie już sama?
-Tak, pewnie nie martw się. Wracaj do domu, dla ciebie to też był ciężki dzień.
-Ciężki to mało powiedziane. Lecę księżniczko. - pstryknął mnie w czoło i prędko odjechał w swoją stronę. Zmęczona całym dniem otworzyłam dom i prędko wbiegłam do swojego pokoju. Na całe szczęście rodzice wrócą dopiero jutro i będę miała czas by to wszystko ogarnąć,bo bałagan który wcześniej zrobiłam sam się nie posprząta. Swoją drogą ciekawe co stało się z tym gościem, z którym ścigał się Kastiel? Nie myśląc nad tym dłużej postanowiłam chociaż z grubsza posprzątać największy bałagan. Gdy względnie oczyściłam pokój, poczułam się niesamowicie głodna. Ruszyłam do kuchni, by przeszukać lodówkę. Nie chciało mi się przygotowywać sobie nie wiadomo jak wytrawnych dań, więc zrobiłam sobie po prostu tosty. Do szklanki nalałam zimnej coca coli i zasiadłam przed telewizorem. Po najedzeniu się pozmywałam prędko naczynia i znów wróciłam do mojego pokoju. Cholera, jutro szkoła. Przez to wszystko nic a nic na jutro nie zrobiłam. Stwierdziłam, że mam to aktualnie w głębokim poważaniu i poszłam wziąć odprężającą kąpiel.

[Rozalia]

Długo myślałam nad tym jaką pocieszającą niespodziankę zrobić jutro Larce. Porozmawiałam z Leo i obiecał, że znajdzie jej piękny nowiutki ciuch ze swojej nowej kolekcji. Nic tak nie pocieszy dziewczyny jak nowa część garderoby. Ciekawe czy nauczyciele już o wszystkim wiedzą...

[Lara]

Leżąc wygodnie w wannie jak to zwykle bywa, musiało mi coś przeszkodzić. Donośny dźwięk dzwonka mojego telefonu rozbrzmiał w całej łazience. Wytarłam prędko dłoń i odebrałam.
-Tak?
-Dodzwoniłam się do Lary? - zapytała kobieta w słuchawce. Skądś znałam jej głos...
-Tak, to ja. Kto mówi?
-Och, to ja Judie, mama Kastiela.
-Nie poznałam pani. Zapewne wie już pani o wypadku...- posmutniałam.
-Tak, nie mogłam jednak przyjechać. Najwcześniej mogę tu być po jutrze. Jak Kastiel się obudzi, mogłabyś to przekazać? - zapytała z nadzieją w głosie.
-Oczywiście, żaden problem. - odparłam. - Byłam u niego dzisiaj. - dodałam po chwili.
-I jak się ma moje biedne dziecko?
-Jeszcze się nie obudził, ale wszystko z nim dobrze.
-Na całe szczęście. Dobrze, że jesteś tam na miejscu Laro. Dziękuję, że się o niego troszczysz.
-To nic wielkiego na prawdę.
-Dobrze, dziękuję za rozmowę. Muszę wracać do pracy.
-Ja też dziękuję, do widzenia.
-Do widzenia. - rozłączyła się. Odłożyłam telefon na bok i wyszłam z wanny. Osuszyłam się i przebrałam w piżamę. Padłam wyczerpana na łóżko i nie miałam siły unieść nawet ręki. Sięgnęłam tylko po leżącego obok wielkiego pluszaka od Kastiela. Mocno przytuliłam go do siebie i zaraz po tym zasnęłam.


22 komentarze:

  1. Cudny po prostu cudny rozdział. Zdążyłam przeczytać ten a już chce następny xd Jestem ciekawa co jeszcze wymyślisz. Życzę weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki dzięki ^^ Jak się zepnę być może za jakieś 3 dni dodam następny :D

      Usuń
  2. Rozdział zajebisty :)
    Czekam na następny i życzę dużo weny :D
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam się bez bicia... Popłakałam się!

    OdpowiedzUsuń
  4. O jeeejuuuuu, kurczę, szkoda mi Lary. Kurde, nigdy nie lubiłam Kasa, ale ty przedstawiłaś go tak, że nie mogę go nie lubić no.
    Nie lubię matki Kastiela, to normalne? I jego ojca też. Ani siostry. hmmmm, ciekawe.
    Pozdrawiam, życzę weny, i do nexta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to chodziło by znielubić ojca, ale matkę? xD Dzięki, też pozdrawiam :D

      Usuń
  5. Weź niech ona zostawi Kasa i będzie dziewczyną Lyśka

    OdpowiedzUsuń
  6. Plisss no niech zostanie dziewczyną Lisandra

    OdpowiedzUsuń
  7. popłakałam się...(Co najdziwniejsze ja prawie wcale nie płaczę o.O) hmm, może to wina piosenki, lecącej u mnie w tle? ("You can be king again", a zaraz po tym "Touched by an Angel with Love") Nie wiem... Czekam na nexta! Mój Boże, biedny Kastiel :C Lara też :C Niech wszystko się ułoży! Życzę weny! :') Gratki za pomysł o takim blogu! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co ja narobiłam, ludzie przeze mnie płaczą xD Piosenki, które wymieniłaś faktycznie smutne :c Dzięki bardzo! <3

      Usuń
  8. CU-DO-WNE! Popłakałam się, aż sama się sobie dziwię, ale naprawdę się popłakałam ;_;
    Codziennie czekałam na sowy rozdział i co chwilę sprawdzałam, czy już się nie pojawił i wreszcie jest! I znowu nie mogę doczekać się kolejnego x"D
    Mam nadzieję, że wszystko się tam u nich ułoży i z niecierpliwością czekam na kolejny post~ Życzę dużo weny i powodzenia :3
    I w ogóle to ładne to nowe tło ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdziwa czytelniczka - codziennie sprawdza! :D Dzięki dzięki ^^ Sama robiłam, chociaż i tak czegoś mi w nim brakuje :D

      Usuń
  9. Fajny rozdział, jak dla mnie w niektórych momentach trochę przesłodzony :D Tak się zaczęłam zastanawiać co z Demonem? :o
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Genialny! Jak każdy twój rozdział. ;) Bardzo chcę nexta, czekam aż on nadejdzie, Kasia się obudzi i porozmawiać z Larą. <3 Uwielbiam twojego bloga. ;) Pozdrawiam! Weeny! <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Takie mam emocje,że nie wiem co napisać...Czekam! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  12. OMG!
    Co za emocje dziewczyno!
    Jak ty możesz tak genialnie pisać, no ja się pytam?!
    Rozdział super, super i jeszcze raz super.
    Pozdrawiam, życzę weny i czasu.
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ach to uczucie, gdy wracasz ze szkoły i pierwsze co robisz to włączasz laptop i sprawdzasz, czy jest rozdział :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha :D spokojnie, pojawi się już jutro!

      Usuń
    2. Okłamałaś mnie ಠ,ಠ


      A ja i tak co 10 min wchodziłam na bloga, sprawdzić ;/

      Usuń
    3. Przepraszam komputerek miałam w naprawie ;/ Dzisiaj dodam przed północą na pewno xD

      Usuń