[Lara]
Wpadłam do pokoju i trzasnęłam
drzwiami, zamykając je przy tym na klucz. Przez chwilę zupełnie
nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Zrzuciłam wszystko z biurka,
podarłam wszystkie znajdujące się w moim zasięgu czasopisma,
nawet stłukłam szklankę. Kopnęłam krzesło, które z hukiem
upadło na podłogę. Po napadzie furii, która była wynikiem
bezsilności po prostu uklęknęłam na ziemi. Łzy zaczęły spływać
po moich policzkach. Dopiero po chwili spostrzegłam, że zraniłam
się w dłoń, najprawdopodobniej o pozostałości szklanki, którą
rozbiłam. Nie przejmowałam się tym jednak zanadto. Roniąc łzy,
rozejrzałam się po pokoju. Wyglądał jakby przeszedł w nim
tafjun.
-Ja pierdolę, co ja wyprawiam...-
powiedziałam sama do siebie i schowałam twarz w dłoniach. Po
chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Lara? Wszystko okej? - usłyszałam
głos białowłosej. Nie miałam zamiaru odpowiadać. Nie byłam w
stanie. Co ja mam teraz zrobić? A jeżeli oni dowiedzieli się,
że...nie, nie chcę tego od nich słyszeć. Dziewczyna pukała
jeszcze chwilę w drzwi i próbowała namówić mnie bym je
otworzyła. Jej wysiłki okazały się jednak daremne.
-Lara, bo wyważę drzwi. - odezwał
się w końcu Jake. Po chwili zaczął walić w drzwi. Nie mogłam
znieść tego hałasu, więc w końcu wstałam i zamaszyście
otworzyłam drzwi.
-Boże święty, nic sobie na szczęście
nie zrobiłaś. - Rozalia przytuliła mnie, tak mocno że prawie mnie
udusiła.
-Za to zrobiła coś swojemu pokojowi.
- skomentował brązowowłosy stojący obok.
-Hej, krew ci leci z dłoni! -
przestraszyła się złotooka. Szybko pobiegła po bandaż i wodę
utlenioną by przemyć ranę. Gdy już owinęła biały materiał
wokół mojej dłoni, spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
-Nie musicie mówić...
-Ale czego? - zdziwiła się Roza.
-No tego, że Kas...on...
-Ale nie nie nie! Kastiel żyje! Miał
wypadek i zabrali go do szpitala. Gdyby nie twój brat, pewnie
wykrwawiłby się na śmierć!
-Co?! Ale...jak...- spojrzałam na
Jake'a i lekko się uśmiechnęłam. Podeszłam do niego i mocno
przytuliłam. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję...- na nowo się
rozpłakałam.
-Nie ma za co, wiesz że dla ciebie
byłbym w stanie poświęcić nawet życie. - pogłaskał mnie po
głowie.
-Nawet jeśli musiałbyś, nigdy tego
nie rób.
-Trzeba powiadomić Lysa, zrobię to. -
powiedziała białowłosa i zniknęła w korytarzu.
-No nieźle tu nabałaganiłaś. -
zaśmiał się brązowowłosy.
-Też byś tak zrobił na moim miejscu.
- skarciłam go wzrokiem.
-Dobrze dobrze, nic już nie mówię.
-Muszę do niego jechać, teraz.
-Teraz? Lara, może połóż się na
chwilę i odpocznij. Wyglądasz na wyczerpaną przez to wszystko.
-Nie, on mnie potrzebuje. - chwyciłam
kurtkę, która była powieszona na oparciu krzesła i prędko ją
założyłam.
-Zaczekaj, chociaż daj się podwieźć.
- przytaknęłam tylko głową na jego słowa i obydwoje ruszyliśmy
w stronę drzwi wyjściowych. Po drodze minęliśmy Rozalię, która
właśnie skończyła rozmawiać przez telefon.
-A wy gdzie? - zapytała lustrując nas
wzrokiem.
-Do szpitala. - odparł mój brat.
-Zwariowałaś? Idź lepiej odpocznij.
-Mówiłem jej to samo ale...
-Szybciej, nie mamy czasu. -
pociągnęłam chłopaka za sobą.
-Ehh...no to jadę z wami. - dziewczyna
zamknęła drzwi i oddała mi klucze. Podeszliśmy do motocykla.
-Chyba nie da rady we troje...- Jake
przeczesał dłonią włosy.
-Nie ma sprawy ja chętnie się
przejdę. O, wiem! Od razu zajdę po Lysandra. - dziewczyna pożegnała
się z nami i ruszyła w przeciwnym kierunku.
-No to jedziemy. - powiedział chłopak
i odpalił maszynę. Droga do szpitala minęła bardzo szybko. Po
niecałych dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu. Mimo iż na
chwilę się uspokoiłam, na nowo ogarnęła mnie panika. W mojej
głowie ponownie kłębiły się same czarne scenariusze. Na samo
wyobrażenie Kastiela całego we krwi, przechodziły mnie ciarki.
Razem z Jake'iem wbiegliśmy do budynku. Przy rejestracji złapaliśmy
pielęgniarkę, która akurat tamtędy przechodziła.
-Przepraszam panią – zaczęłam
zdyszanym głosem – czy zostało tu przywiezionych dwóch chłopaków
z wypadku?
-Wypadku..ach tak. Chłopak w
czerwonych włosach został zabrany na ostry dyżur, z drugim nie mam
pojęcia co się dzieje.
-Dziękuję pani bardzo. - kiwnęłam
do kobiety głową i wraz z bratem odszukaliśmy piętra gdzie
odbywały się operacje. Niestety powitał nas jedynie spory
przedsionek i drzwi zabezpieczone kodem. Nie mogąc wejść do
środka, usiedliśmy na znajdujących się w przedsionku ławkach.
Czekaliśmy, a czas przedłużał się w nieskończoność. Nie
wiedziałam czy wszystko idzie zgodnie z planem, czy może już jest
po. Bardzo się denerwowałam. Podniosłam się z ławki i zaczęłam
chodzić w tę i we w tę. Oddychałam głęboko, próbując się
uspokoić. Po jakimś czasie dołączyła do nas Rozalia wraz z
Lysandrem. Chodząc w kółko, byłam w takim amoku, że początkowo
nawet ich nie zauważyłam. Lys siedział na ławce i tępo
spoglądał na podłogę, zaś złotooka starała się dodać mi
otuchy. Teraz bardzo żałowałam, że wcześniej tak ostro
pokłóciłam się z buntownikiem. Jeśli okazałoby się, że już
nigdy go nie zobaczę nie wybaczyłabym sobie tego. Usłyszeliśmy
kroki dobiegające z oddali. Wytężyłam wzrok i ujrzałam dwie
znajome mi postacie. Przecież to...Amanda z ojcem! Dziewczynka
trzymając w ręce małego misia, podbiegła do mnie i mocno
przytuliła. Na początku nie wiedziałam co mam robić, ale w końcu
objęłam ją jedną ręką. Spojrzałam na ojca czerwonowłosego,
który spoglądał na nas z lekkim uśmiechem na ustach. Skinęłam
do niego głową w geście przywitania, mimo wszystko byłam uprzejmą
osobą.
-Lara, kim oni są? - palnęła
Rozalia.
-To tata Kastiela i jego młodsza
siostra. - powiedziałam smutno. Patrzyłam prosto w oczy małej
dziewczynki. Był w nich smutek i żal. Od razu przypomniałam sobie
rysunek, który narysowała dla buntownika. Ona na prawdę pokochała
go jako brata, mimo iż widziała go tylko raz. Musi jej być bardzo
ciężko jeśli dowiedziała się, że coś mu się stało.
Zastanawiając się nad tym trochę dłużej...czy szpital aby na
pewno jest odpowiednim miejscem dla kilkuletniego dziecka?
-Lara? - dziewczynka spuściła głowę
w dół, mocniej przytulając do siebie pluszaka.
-Hm?
-Czy Kastiel pójdzie do nieba? -
spytała drżącym głosem, a po jej policzku spłynęła łza.
-Amanda...- na początku nie wiedziałam
co mam powiedzieć – Kastiel na pewno z nami zostanie.
-Skąd wiesz? - podniosła na mnie
swoje ciemne, błyszczące od łez oczy.
-Bo twój braciszek jest zbyt silny,
żeby nas teraz opuścić. - położyłam jej dłoń na głowie i
uśmiechnęłam się lekko. Dzięki temu co powiedziałam, sama
zaczęłam głębiej wierzyć w to, że wszystko będzie w porządku.
[Kastiel]
Zimno, bardzo zimno. Chyba na czymś
leżę. Coś metalowego? Twardo...nawet bardzo. Gdzie jestem? Co się
dzieje? Kompletna pustka. Nie mogłem się poruszać, ani nawet
otworzyć oczu. Wokół była tylko ciemność. Czy ja umarłem?
Nie...to nie możliwe. Chociaż...nie no co ja gadam? A może
zwariowałem? Wiem! To tylko jakiś głupi sen, albo paraliż senny.
Zaraz minie. Po chwili dotarły do moich uszu głosy kobiety i
mężczyzny.
-Myśli pan, że uda się to zrobić? -
zapytała kobieta.
-Obawiam się, że może być to zbyt
ryzykowne. - odpowiedział męski głos. Zaraz zaraz, ryzykowne? Co
może być zbyt ryzykowne?
-Doktorze, proszę spojrzeć! -
powiedziała z entuzjazmem kobieta. Doktorze? Gdzie ja do cholery
jestem?
-Och, na całe szczęście! Możemy
kontynuować. - stwierdził z radością mężczyzna. Ale co
kontynuować? Czy ktoś mi to wszystko wytłumaczy? Przecież byłem
prawie na mecie i....i....i co było dalej? Nie pamiętam, nic nie
pamiętam.
[Lara]
W towarzystwie ojca Kasa i małej
Amandy wszyscy z niecierpliwością czekaliśmy aż ktoś powiadomi
nas o stanie mojego chłopaka. Z każdą chwilą oczekiwanie stawało
się jeszcze gorszą katorgą. Myślałam, że nie wytrzymam tego
dłużej. W końcu po równo dwóch godzinach zjawił się tak długo
oczekiwany przez nas lekarz.
-A państwo do...? - zapytał.
-Jesteśmy bliskimi Kastiela. Czy był
tu operowany? - zapytałam.
-Ach tak, z młodym już lepiej. Miał
wielkie szczęście. - po słowach mężczyzny wszyscy z radością
zaczęli się przytulać.
-Można do niego pójść? - zapytałam.
-Kto z państwa jest z rodziny?
Mniemam, że raczej nie wszyscy.
-Jestem ojcem tego chłopaka. A to jego
młodsza siostra. - ojciec Kasa wskazał na małą dziewczynkę
stojącą obok niego.
-W takim razie tylko wy możecie wejść.
- odparł mężczyzna.
-Jednak uważam, że jeszcze jedna
osoba powinna go zobaczyć. - ojciec czerwonowłosego skierował
wzrok na mnie. Wstałam z ławki i spojrzałam wyczekująco na
lekarza.
-Jeśli pan pozwala, proszę bardzo. -
lekarz skinieniem dłoni nakazł nam podążać za nim. Zanim
weszliśmy musieliśmy założyć specjalne fartuchy i foliową
osłonę na buty. Szliśmy długim korytarzem,aż dotarliśmy do sal,
na których leżeli pacjenci bezpośrednio po operacjach.
-To tutaj, proszę zobaczyć. - odparł
mężczyzna. Spojrzeliśmy przez szybę. Faktycznie, po drugiej
stronie leżał Kastiel podłączony do kroplówki i jakiegoś innego
urządzenia kontrolującego jego funkcje życiowe. Odetchnęłam z
ulgą wiedząc, że chłopak żyje. Tak bardzo chciałam go teraz
przytulić i powiedzieć mu, że to wszystko co widział...to po
prostu pomyłka i, że Jake jest tylko moim bratem. Amanda była
jeszcze zbyt niska by dosięgnąć do szyby, więc ojciec trochę jej
w tym pomógł. Rozradowana dziewczynka zaczęła machać w stronę
swojego brata.
-Można do niego wejść? - zapytałam.
-Tak, ale nie więcej niż na pięć
minut. - odpowiedział lekarz, a ja spojrzałam na ojca
czerwonowłosego.
-Idź pierwsza, zasłużyłaś na to
bardziej niż ja.- uśmiechnął się lekko odstawiając dziewczynkę
na ziemię.
-Dziękuję...- już miałam nacisnąć
klamkę, lecz nagle poczułam, że ktoś lekko ciągnie mnie za
kurtkę.
-Dasz mu to ode mnie? - zapytała
Amanda podając mi małego pluszaka.
-No pewnie. - uśmiechnęłam się i
przekroczyłam wreszcie próg pomieszczenia, w którym znajdował się
chłopak. Przez szybę zobaczyłam jeszcze, że reszta już poszła.
Usiadłam na stołku obok łóżka, a misia położyłam na stoliku
obok. Pogładziłam bezwładnie leżącą na skraju metalowego łóżka
dłoń buntownika. Patrzyłam na jego spokojną, śpiącą twarz.
Oddychał równomiernie i spokojnie.
-Kastiel...- szepnęłam, a łzy same
cisnęły mi się do oczu. Przyłożyłam sobie jego dłoń do
miejsca gdzie znajduje się serce i przymknęłam oczy. Za chwilę
będę musiała stąd wyjść, lekarz pozwolił mi tylko na pięć
minut. Przed samym wyjściem wyjęłam z mojej torby kartkę papieru
i długopis. Napisałam na niej wszystko co chciałabym mu teraz
przekazać. Złożyłam ją do mniejszych rozmiarów i włożyłam
chłopakowi w dłoń. Mam nadzieję, że jak się obudzi to przeczyta
moją wiadomość. Dotknęłam jeszcze jego posiniaczonego policzka i
wyszłam z sali.
-Musi być pani kimś wyjątkowym, że
ojciec pozwolił pani wejść jako pierwszej. - uśmiechnął się
lekarz.
-Jestem po prostu jego dziewczyną. -
delikatnie odwzajemniłam uśmiech.
-Rozumiem, musi pani bardzo na nim
zależeć.
-Tak...- spojrzałam jeszcze raz przez
szybę. - przepraszam pana, ale muszę już iść. Przyjaciele pewnie
się niepokoją. Do widzenia.
-Do widzenia, wie pani którędy wrócić
prawda? - zapytał jeszcze na odchodne.
-Tak tak. - skinęłam głową i
ruszyłam w stronę wyjścia. Westchnęłam głośno i pchnęłam
wielkie drzwi.
-I co? - wszyscy od razu do mnie
doskoczyli.
-Śpi, wszystko z nim w porządku. -
uśmiechnęłam się.
-Dzięki Bogu. - powiedział Lysander.
-Widzisz! Mówiłam, że się ułoży.
- uściskała mnie Roza.
-Dzięki, że jesteście tu wszyscy ze
mną.
-Lepiej już chodźmy. - powiedział
Jake.
-Tak, późno już. - przytaknęła mu
białowłosa.
-Odwiozę cię pod same drzwi. -
zadeklarował się brązowowłosy.
-Dobrze, dziękuję. - pożegnaliśmy
się z Rozalią i Lysandrem, po czym ruszyliśmy w stronę parkingu.
*****
-Dzięki jeszcze raz za wszystko. -
rzuciłam się bratu na szyję.
-Ejej, udusisz mnie! - zaśmiał się.
-Oj, przepraszam. - zwolniłam uścisk.
-Poradzisz sobie już sama?
-Tak, pewnie nie martw się. Wracaj do
domu, dla ciebie to też był ciężki dzień.
-Ciężki to mało powiedziane. Lecę
księżniczko. - pstryknął mnie w czoło i prędko odjechał w
swoją stronę. Zmęczona całym dniem otworzyłam dom i prędko
wbiegłam do swojego pokoju. Na całe szczęście rodzice wrócą
dopiero jutro i będę miała czas by to wszystko ogarnąć,bo
bałagan który wcześniej zrobiłam sam się nie posprząta. Swoją
drogą ciekawe co stało się z tym gościem, z którym ścigał się
Kastiel? Nie myśląc nad tym dłużej postanowiłam chociaż z
grubsza posprzątać największy bałagan. Gdy względnie oczyściłam
pokój, poczułam się niesamowicie głodna. Ruszyłam do kuchni, by
przeszukać lodówkę. Nie chciało mi się przygotowywać sobie
nie wiadomo jak wytrawnych dań, więc zrobiłam sobie po prostu
tosty. Do szklanki nalałam zimnej coca coli i zasiadłam przed
telewizorem. Po najedzeniu się pozmywałam prędko naczynia i znów
wróciłam do mojego pokoju. Cholera, jutro szkoła. Przez to
wszystko nic a nic na jutro nie zrobiłam. Stwierdziłam, że mam to
aktualnie w głębokim poważaniu i poszłam wziąć odprężającą
kąpiel.
[Rozalia]
Długo myślałam nad tym jaką
pocieszającą niespodziankę zrobić jutro Larce. Porozmawiałam z
Leo i obiecał, że znajdzie jej piękny nowiutki ciuch ze swojej
nowej kolekcji. Nic tak nie pocieszy dziewczyny jak nowa część
garderoby. Ciekawe czy nauczyciele już o wszystkim wiedzą...
[Lara]
Leżąc wygodnie w wannie jak to zwykle
bywa, musiało mi coś przeszkodzić. Donośny dźwięk dzwonka
mojego telefonu rozbrzmiał w całej łazience. Wytarłam prędko
dłoń i odebrałam.
-Tak?
-Dodzwoniłam się do Lary? - zapytała
kobieta w słuchawce. Skądś znałam jej głos...
-Tak, to ja. Kto mówi?
-Och, to ja Judie, mama Kastiela.
-Nie poznałam pani. Zapewne wie już
pani o wypadku...- posmutniałam.
-Tak, nie mogłam jednak przyjechać.
Najwcześniej mogę tu być po jutrze. Jak Kastiel się obudzi,
mogłabyś to przekazać? - zapytała z nadzieją w głosie.
-Oczywiście, żaden problem. -
odparłam. - Byłam u niego dzisiaj. - dodałam po chwili.
-I jak się ma moje biedne dziecko?
-Jeszcze się nie obudził, ale
wszystko z nim dobrze.
-Na całe szczęście. Dobrze, że
jesteś tam na miejscu Laro. Dziękuję, że się o niego troszczysz.
-To nic wielkiego na prawdę.
-Dobrze, dziękuję za rozmowę. Muszę
wracać do pracy.
-Ja też dziękuję, do widzenia.
-Do widzenia. - rozłączyła się.
Odłożyłam telefon na bok i wyszłam z wanny. Osuszyłam się i
przebrałam w piżamę. Padłam wyczerpana na łóżko i nie miałam
siły unieść nawet ręki. Sięgnęłam tylko po leżącego obok
wielkiego pluszaka od Kastiela. Mocno przytuliłam go do siebie i
zaraz po tym zasnęłam.
Cudny po prostu cudny rozdział. Zdążyłam przeczytać ten a już chce następny xd Jestem ciekawa co jeszcze wymyślisz. Życzę weny i pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńDzięki dzięki ^^ Jak się zepnę być może za jakieś 3 dni dodam następny :D
UsuńRozdział zajebisty :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i życzę dużo weny :D
Pozdrawiam :3
Przyznam się bez bicia... Popłakałam się!
OdpowiedzUsuńO jeeejuuuuu, kurczę, szkoda mi Lary. Kurde, nigdy nie lubiłam Kasa, ale ty przedstawiłaś go tak, że nie mogę go nie lubić no.
OdpowiedzUsuńNie lubię matki Kastiela, to normalne? I jego ojca też. Ani siostry. hmmmm, ciekawe.
Pozdrawiam, życzę weny, i do nexta :)
Właśnie o to chodziło by znielubić ojca, ale matkę? xD Dzięki, też pozdrawiam :D
UsuńWeź niech ona zostawi Kasa i będzie dziewczyną Lyśka
OdpowiedzUsuńPlisss no niech zostanie dziewczyną Lisandra
OdpowiedzUsuńpopłakałam się...(Co najdziwniejsze ja prawie wcale nie płaczę o.O) hmm, może to wina piosenki, lecącej u mnie w tle? ("You can be king again", a zaraz po tym "Touched by an Angel with Love") Nie wiem... Czekam na nexta! Mój Boże, biedny Kastiel :C Lara też :C Niech wszystko się ułoży! Życzę weny! :') Gratki za pomysł o takim blogu! :D
OdpowiedzUsuńCo ja narobiłam, ludzie przeze mnie płaczą xD Piosenki, które wymieniłaś faktycznie smutne :c Dzięki bardzo! <3
UsuńCU-DO-WNE! Popłakałam się, aż sama się sobie dziwię, ale naprawdę się popłakałam ;_;
OdpowiedzUsuńCodziennie czekałam na sowy rozdział i co chwilę sprawdzałam, czy już się nie pojawił i wreszcie jest! I znowu nie mogę doczekać się kolejnego x"D
Mam nadzieję, że wszystko się tam u nich ułoży i z niecierpliwością czekam na kolejny post~ Życzę dużo weny i powodzenia :3
I w ogóle to ładne to nowe tło ;3
Prawdziwa czytelniczka - codziennie sprawdza! :D Dzięki dzięki ^^ Sama robiłam, chociaż i tak czegoś mi w nim brakuje :D
UsuńFajny rozdział, jak dla mnie w niektórych momentach trochę przesłodzony :D Tak się zaczęłam zastanawiać co z Demonem? :o
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Genialny! Jak każdy twój rozdział. ;) Bardzo chcę nexta, czekam aż on nadejdzie, Kasia się obudzi i porozmawiać z Larą. <3 Uwielbiam twojego bloga. ;) Pozdrawiam! Weeny! <3
OdpowiedzUsuńTakie mam emocje,że nie wiem co napisać...Czekam! ♥♥♥
OdpowiedzUsuńOMG!
OdpowiedzUsuńCo za emocje dziewczyno!
Jak ty możesz tak genialnie pisać, no ja się pytam?!
Rozdział super, super i jeszcze raz super.
Pozdrawiam, życzę weny i czasu.
Do następnego!
Super!Czekam na nexta!
OdpowiedzUsuńAch to uczucie, gdy wracasz ze szkoły i pierwsze co robisz to włączasz laptop i sprawdzasz, czy jest rozdział :P
OdpowiedzUsuńhaha :D spokojnie, pojawi się już jutro!
UsuńOkłamałaś mnie ಠ,ಠ
UsuńA ja i tak co 10 min wchodziłam na bloga, sprawdzić ;/
Przepraszam komputerek miałam w naprawie ;/ Dzisiaj dodam przed północą na pewno xD
UsuńMam nadzieję ;D
Usuń