piątek, 25 marca 2016

Rozdział XXVII

***
Hej hej! Dziękuję Wam bardzo, stuknęło już ponad 18 tysięcy wyświetleń! Dziękuję także za wszystkie komentarze. Widać, że z niecierpliwością czekacie na ciąg dalszy, co bardzo mnie cieszy :D Dzięki Wam tak ciepło mi na serduszku ^^ Nie przedłużając, zapraszam do czytania.

***

[Kastiel]

Obudziłem się. Powoli otwierając oczy, przyzwyczajałem wzrok do jasno świecących w pomieszczeniu żarówek. Rozejrzałem się na tyle ile mogłem. Tak, tego się obawiałem. Jestem w szpitalu. Czyli jednak miałem wypadek. Czy to oznacza jednak, że wyścig nie został rozstzygnięty? Drugi raz tego powtarzał nie będę, na pewno nie w taką pogodę. Poczułem, że coś uwiera mnie w dłoni. Tym czymś okazała się być mała kartka. Niedbale ją rozwinąłem i zacząłem czytać wiadomość w niej zawartą:
"Kastiel, tak mi przykro przez to wszystko co się wydarzyło. To nie tak miało wyglądać. Słuchaj...Jake jest tylko moim przyrodnim bratem! Przez to, że nas wtedy razem zobaczyłeś...wiem co mogłeś pomyśleć. Wiedz jednak to, że nigdy bym ci nie zrobiła czegoś tak podłego i to jeszcze za twoimi plecami. Bardzo się o ciebie martwiłam...będę się martwić dopóki nie wyjdziesz ze szpitala. Odwiedzę cię jak najszybciej to będzie możliwe. Kocham cię.
P.S. Wiem, że być może nie chciałbyś teraz o tym sobie przypominać, ale Amanda zostawiła dla ciebie pluszaka. Ona na prawdę chce żebyś ją zaakceptował..."
Cholera...czyli to jednak pomyłka? Co za ulga...jak mogłem nawet pomyśleć o tym, że Lara...eh. Byłem taki głupi. W dodatku muszę ją w końcu przeprosić za moje zachowanie. Nie zasłużyła na to bym tak ją wtedy potraktował. Miała rację, zachowałem się jak rowydrzony bachor, któremu coś nie pasuje.
-Śpiąca królewna w końcu się obudziła. - nagle z moich przemyśleń wyrwał mnie czyiś głos. Dopiero w tym momencie spostrzegłem, że nie jestem na sali sam.
-David?! - nie wierzę...musieli położyć nas razem?
-Bingo geniuszu. - zaklaskał w dłonie.
-Nie wkurwiaj mnie, dobrze wiesz, że obydwoje jesteśmy tutaj przez ciebie. - syknąłem.
-Trzeba było najpierw nauczyć się jeździć idioto.
-I kto to mówi! To ty pierwszy straciłeś panowanie! - miałem ochotę wstać i udusić go gołymi rękami.
-Zdarza się nawet najlepszym.
-Tak, pogrążaj się dalej.
-Zamknij się.
-Ty się zamknij.
-Mam do ciebie wstać?! - David uniósł się na łokciach.
-Dawaj, frajerze.
-Jak mnie nazwałeś?
-Frajer. Mogę podać ci jeszcze więcej synonimów. O ile w ogóle wiesz co to synonim. - uśmiechnąłem się wrednie.
-Nosz kurwa mać! - rozwścieczyłem go na tyle, że aż krzyknął. Hałas jaki narobił prędko przyniósł do nas pielęgniarkę.
-Proszę w tej chwili się uspokoić! Widzę, że wraca pan do zdrowia. - podeszła do Davida,a ten zrezygnowany przewrócił oczami i ułożył głowę z powrotem na poduszce.
-Dlaczego zostaliśmy położeni na jednej sali? - zapytałem.
-Szpital to nie hotel, nie można wybierać sobie sal, poza tym oboje jesteście po wypadku.
-Świetnie... - ułożyłem się wygodniej na łóżku, dalej ściskając w dłoni kartkę od Lary.
-Gdybyście czegoś potrzebowali, naciśnijcie ten przycisk. -wskazała na mały biały przycisk obok łóżka po czym wyszła.
-Niezła. - odezwał się David.
-Co?
-No pielęgniarka.
-Czy ja wiem.
-A no tak, ty masz już swoją suczkę. - powiedział wrednie. Doskonale wiedział jak mnie wpieklić.
-Nie używaj tego słowa, określając moją dziewczynę. - podniosłem ton.
-Dobra zluzuj majty Kas. Widzę, że przez ten czas bardzo się zmieniłeś. Baby tobą owładnęły. Dawniej nie byłeś taki wrażliwy na słowa.
-To co było dawniej mnie nie interesuje.
-Szkoda, ale przyznaj nieźle ci się z nami bujało.
-Przestań chociaż na chwilę pieprzyć.
-Co? Prawda w oczy kole? Przyznaj w końcu, że wróciłbyś do czasów gdzie piliśmy razem do upadłego, dzieliliśmy się trawką i wyszukiwaliśmy coraz to lepszych panienek.
-Nigdy, nigdy nie chciałbym znów przeżywać tego samego. Z perspektywy czasu nie wiem, jak mogłem w ogóle się z tobą zadawać.
-Tymi słowami próbujesz jedynie wmówić sobie, że tego nie chcesz.
-Nic sobie nie wmawiam, ułożyłem sobie życie na nowo. Nie potrzebuję kumplować się z takim debilem jak ty.
-Cóż...twój wybór. Jeśli jednak chciałbyś odnowić starą znajomość to po prostu powiedz.
-Tak nagle z powrotem chcesz bym do ciebie dołączył?
-Mimo wszystko, Kas jesteś równy gość po prostu nie odnalazłeś jeszcze drogi, którą chcesz iść.
-Nawet jeśli, to za cholerę nie chciałbym iść tą samą drogą co ty.
-Jeszcze się przekonamy. - odwrócił się w drugą stronę i zasnął.

[Lara]

Po prostu świetnie, znowu za późno wyszłam z domu. Czy ja chociaż raz mogłabym nie biec do szkoły? Przez mój pośpiech prawie potrącił mnie rowerzysta. Miałam także wrażenie, że nie zabrałam ze sobą połowy rzeczy, które są w szkole niezbędne. Wbiegłam w końcu do szkoły i od razu ruszyłam w stronę mojej szafki. Prędko powiesiłam kurtkę na wieszaku i zabierając torbę z podłogi pognałam pod klasę gdzie mam mieć teraz lekcję. Wolałabym nie spóźnić się na lekcję u pani Delanay. Na szczęście zdążyłam w samą porę nim jeszcze zdążyła zamknąć drzwi. Wzrokiem odszukałam Rozalii, która promiennie uśmiechnęła się na mój widok. Jak co dzień usiadłam obok niej w ławce. Lekcja się rozpoczęła, więc jak to mamy w zwyczaju zaczęłyśmy szeptać.
-Jak się czujesz? - zapytała białowłosa bacznie mi się przyglądając.
-Nie najlepiej...nadal bardzo martwię się o Kasa.
-To całkowicie normalne, też bym się denerwowała. Słuchaj, ale wszystko z nim w porządku. Pewnie teraz już się obudził i o tobie myśli. - uśmiechnęła się.
-Zostawiłam mu kartkę i wyjaśniłam na niej całą sytuację.
-Bardzo dobrze, że o tym pomyślałaś. Przynajmniej nie będzie się musiał martwić!
-Cisza! Chcesz podejść do odpowiedzi młoda damo? - Rozalia widocznie rozwścieczyła nauczycielkę.
-N-nie proszę pani.
-Jeszcze raz usłyszę, że rozmawiacie to obydwu postawię jedynki!
-Przepraszamy...-powiedziałyśmy równocześnie. Do końca lekcji nie pisnęłyśmy już ani słówka. Postanowiłyśmy więc dokończyć rozmowę na przerwie. Kiedy zadzwonił dzwonek, jako jedne z pierwszych wybyłyśmy z sali, unikając pogardliwego spojrzenia pani Delanay. Znalazłyśmy wolną ławkę wśród tłumu uczniów i kontynuowałyśmy rozmowę.
-Wracając do tematu- zaczęła Rozalia – mam coś dla ciebie!
-O, co takiego? - zapytałam, a dziewczyna wyciągnęła z torby reklamówkę.
-Ta dam! - złotooka sprezentowała mi piękną, czarno niebieską sukienkę.
-Wow! Roza, jest prześliczna.
-Wiem i jest dla ciebie.
-Nie no nie mogę tego przyjąć.
-Dlaczego? Przecież to prezent.
-Tak bez okazji?
-Prezent od przyjaciółki, która chce pocieszyć drugą przyjaciółkę! - wepchnęła mi ubranie do rąk.
-Haha, no dobrze. Dziękuję ci. - przytuliłyśmy się.
-Nie ma za co. Od razu po szkole masz ją przymierzyć!
-No dobrze już dobrze.
-Idziesz dzisiaj do Kastiela? - zapytała szukając czegoś w swojej torbie.
-Tak, tylko najpierw muszę powiedzieć o całym zajściu rodzicom.
-No co ty! Nic nie mów! Przecież jak dowiedzą się, że twój chłopak szaleje na motocyklu i o mały włos nie umarł, to zakażą ci się z nim widywać!
-Roza, chyba za dużo filmów się naoglądałaś. - zaśmiałam się.
-Wcale nie. Zaufaj mi. Mówiłaś, że twój ojciec go nie znosi, pomyślałaś co będzie jak mu o tym powiesz?
-Słuchaj, po prostu powiem im że miał wypadek. Nie muszę przecież wgłębiać się w szczegóły.
-No w sumie racja...ale to nie zmienia faktu, że ja bym wcale nie mówiła.
-Dobra, nieważne. Raz się żyje.
-I to jest dobre podejście. - zaśmiała się białowłosa.
-Denerwuję się...
-Czym?
-Spotkaniem z Kastielem...
-Ale dlaczego?
-Jak się ostatnio rozstawaliśmy to...sama wiesz. Byliśmy pokłóceni i w ogóle.
-Skoro zostawiłaś mu kartkę, to na pewno ją przeczytał i wszystko sobie poukładał w całość. Spokojnie, on na pewno teraz też martwi się co ma ci powiedzieć.
-Pewnie masz rację, dzięki Roza. - ponownie się uściskałyśmy.
-Zaraz dzwonek, chodźmy już. - złotooka pociągnęła mnie za rękę i razem podążałyśmy w stronę sali od angielskiego.

****

Lekcje minęły dosyć szybko. Pożegnałam się z Rozalią i od razu popędziłam do domu. Musiałam powiedzieć rodzicom o całym zajściu i mieć to już z głowy. Wtargnęłam do domu i ledwo łapiąc oddech wysapałam:
-Słuchajcie, jest sprawa. - oparłam się o ścianę.
-Jaka? - zapytała mama nakładając obiad.
-Kastiel on...miał wczoraj wypadek i leży w szpitalu.
-Co?! - powiedzieli równocześnie.
-Ten chłopak jest skrajnie nieodpowiedzialny!
-Tato daj skończyć! To nie była jego wina, pijany kierowca w niego wjechał. - skłamałam, ale musiałam to zrobić bo być może słowa Rozalii okazałyby się racją.
-Mój Boże, biedny chłopak. - mama usiadła na krześle i wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać.
-Ale wszystko z nim w porządku, po prostu musi jeszcze trochę zostać na obserwacji.
-Na całe szczęście, że nic mu się nie stało. - mama odetchnęła z ulgą.
-Idę go zaraz odwiedzić.
-Pewnie, nawet musisz! Pozdrowisz go ode mnie i od taty. - uśmiechnęła się promiennie.
-Dobrze, pozdrowię.- zabrałam się za pałaszowanie przyrządzonego przez mamę obiadu. Posiłek mijał w ciszy, przerywanej jedynie krótkimi komentarzami raz taty raz mamy. Kiedy skończyłam podziękowałam za posiłek i wstałam od stołu, zanosząc talerz do zlewu. Pobiegłam do pokoju, aby się przebrać. W głowie układałam sobie, to co mam powiedzieć czerwonowłosemu. Stres narastał. Właściwie sama nie wiem dlaczego. Rozalia ma rację, czym ja się stresuję? Chociaż nie zaprzeczę temu, że nadal w obecności Kastiela czuję się lekko skrępowana. Odrzucając od siebie te myśli, pożegnałam się z rodzicami i ruszyłam w stronę szpitala. Po drodze zadzwoniłam do Kim i opowiedziałam jej o całej sytuacji. Ciemnoskóra nie była wtajemniczona gdyż była bardzo chora i rodzice urządzili jej w domu izolatkę. Na całe szczęście poinformowała mnie, że za kilka dni pojawi się w szkole. Życzyłam jej powrotu do zdrowia i rozłączyłąm się. Włożyłam słuchawki do uszu i zatopiłam się w świecie muzyki. Byłam tak rozkojarzona, że w końcu w kogoś uderzyłam. Uderzona przeze mnie osoba, pogubiła wszystkie kartki, które trzymała. Z wielkim zakłopotaniem od razu rzuciłam się do pomocy przy ich zbieraniu. Było już dosyć ciemno, więc nie spostrzegłam na początku kim jest spotkana przeze mnie osoba.
-Przepraszam ja nie...- podniosłam wzrok na towarzysza naprzeciw mnie – Lysander? - nie kryłam zdumienia.

-Lara, nie spodziewałem się, że cię teraz spotkam. - lekko się uśmiechnął.


-Na prawdę jeszcze raz cię przepraszam, na pewno nic przeze mnie nie zgubiłeś? - zaczęłam rozglądać się czy w pobliżu nie leży jeszcze jakaś kartka.
-Nic się nie stało, spokojnie wszystko mam. Idziesz do Kastiela? - zapytał.
-Tak, a ty co tutaj robisz?
-Akurat byłem u niego.
-Już się obudził?
-Tak, humorki też mu już powróciły. - oboje zaczęliśmy się śmiać.
-To chyba nie pozostaje mi nic innego jak iść go zobaczyć.
-Cały czas o tobie mówił.
-Na prawdę?
-Tak, ma wyrzuty sumienia o waszą kłótnię.
-Muszę to z nim wyjaśnić.
-Racja, im szybciej tym lepiej. Mam pytanie.
-Tak?
-Miałabyś może chwilę czasu spotkać się dziś wieczorem?
-Chyba nie mam planów...a coś się stało? - jego propozycja zaskoczyła mnie tak bardzo, że od razu moja twarz przybrała barwę buraka. Dobrze, że było już ciemno i nie mógł tego dojrzeć.
-Nie, nie. Po prostu chciałem pogadać, to wszystko. Jeżeli nie możesz...
-Nie no, mogę. To napiszę do ciebie jak wyjdę od Kastiela, okej?
-Dobrze. To do zobaczenia. - uśmiechnął się serdecznie i odszedł w swoją stronę.
-Do zobaczenia...-szepnęłam pod nosem i ruszyłam ponownie w stronę szpitala. Gdy już przekroczyłam próg budynku, zapytałam się czy czerwonowłosy leży na tej samej sali co wczoraj. Poinformowano mnie, że został przeniesiony. Podziękowałam za uzyskaną informację i ruszyłam w poszukiwaniu sali o numerze 106. Przemierzając długie korytarze w końcu ją odnalazłam. Wzięłam głęboki wdech i niepewnie uchyliłam drzwi od sali. Ujrzałam czerwoną czuprynę mojego chłopaka, który widząc, że ktoś wchodzi do pomieszczenia skierował wzrok z moją stronę.
-Lara?
-Kastiel...- zamknęłam za sobą drzwi i podbiegłam do niego. Przytuliłam go, jednak zrobiłam to bardzo delikatnie.
-Widzę, że się stęskniłaś mała. - na jego twarz wkradł się ten sam buntowniczy uśmiech co zawsze. Tak jak mówił Lys, wszystko już z nim w porządku.
-Nawet nie wiesz jak. - spojrzałam mu w oczy.
-Przeczytałem wiadomość od ciebie.
-I?
-I chciałem cię przeprosić, zachowałem się wtedy jak kompletny debil.
-Nie, nie przepraszaj. Nie wracajmy już do tego.
-Nie, Lara. Nie powinienem był się tak unosić, jesteś dla mnie...-zatrzymał się na moment – bardzo ważna i nie chcę cię stracić.
-Ja też nie chciałabym stracić ciebie. - położyłam dłoń na jego policzku, nasze usta były coraz bliżej. Gdy już niemalże doszło do pocałunku, przerwano nam.
-No no, gołąbeczki. - odezwał się głos z tyłu.
-David, zamknij ten parszywy...
-Kas, nie warto. - chwyciłam jego dłoń i uśmiechnęłam się.
-Racja.
-Miałem rację, baby tobą zawładnęły. - zaśmiał się chłopak.
-Wolę to, niż żeby zawładnęło mną to samo, co tobą. - David na słowa buntownika tylko przewrócił oczami i ponownie odpłynął.


25 komentarzy:

  1. Hehe, pierwsza :D. Biorę się za czytanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No no, warto było czekać, rozdział niesamowity! Życzę weny!

      Usuń
    2. Haha xD Dziękuję bardzo! :3

      Usuń
  2. Jedna rzecz boli, czytając to. Mianowicie dialogi. Dialogi tu, nieważne jak wesołe by były, są wręcz dołujące no.
    Tylko tyle mogę tym razem napisać, pozdrawiam i wesołych świąt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, nie spodziewałam się,że mogą być dołujące xd Także pozdrawiam i wesołych świąt :)

      Usuń
  3. Nareszcie kolejny rozdział. Już nie mogłam się doczekać :) Co do rozdziału to bomba jak zawsze ! Czekam na next. Życzę weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć.
    Czy tylko ja się tu witam? O.o
    A teraz do treści. Rozdział-cudeńko. Choć ten był trochę smutny :c Bardzo się cieszę, że cała sprawa się wyjaśniła i wszystko jest po staremu(chyba xd) Dziś krótki komentarz, bo weny nie ma :v.
    PS.U mnie nowy rozdział, zapraszam.
    Pozdrawiam, życzę dużo weny, czasu, cierpliwości oraz wesołych świąt Wielkanocnych, bla, bla, bla, życzę JA. Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej hej :D Dziękuję bardzo :D O właśnie miałam zaglądać do Ciebie czy jest coś nowego! Również pozdrawiam i wesołych świąt ^^

      Usuń
  5. Hej.
    Strasznie podoba mi się twoje opowiadanie. Może trochę za szybko doszło do czegoś między Larką i Kastielem, ale co tam, ważne, że teraz ich miłość jest taka słiiit <3
    Pozdrawiam i czekam na kolejne. Zapraszam też do siebie: za-wszelka-cene-sf.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, bardzo mi miło, że się podoba ^^ Co do tego, że za szybko: wiem, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać :D Również pozdrawiam, chętnie zajrzę do Ciebie ^^

      Usuń
  6. Baby Tobą zawładnęły...Ten tekst mnie rozwalił...

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział super :D
    *o żesz ty! pająk na podłodze! O.O
    ratunku!*

    OdpowiedzUsuń
  8. Awww, meeeega <3 Kaas i Lara <3 Cudny rozdzial! David był przez większość czasu sympatyczny moim zdaniem xD albo połowę czasu.. nie wiem xD Bardzo fajnie się czytało. ^^ Pozdro^^ Czekam na next, weny życzę! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Połowę czasu haha xD Ja nie wiem, starałam się go tym razem pokazać nie tak całkiem chamsko, ale nie też zbyt łagodnie xD Dziękujęę <3

      Usuń
  9. Jejuu jak słodko <3 Uwielbiam Twoje opowiadanie, zawsze jestem ciekawa co będzie dalej :)
    Pozdrawiam i życzę weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Gratuluję, Laro, Za (ponad) 20k wyświetleń! Życzę Ci dalszych sukcesów w tej dziedzinie (Co ja gadam? W innych też :D) Do zobaczenia w next rozdziale!
    ~Aniołek z shotgunem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Miałam właśnie podziękować za to w następnym rozdziale, który powinien pojawić się (w końcu) jutro :D I może dodam do tego jakąś "specjalną niespodziankę" :D

      Usuń
  11. Około której godziny powinien być dzisiaj rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam wchodzić na bloga co ok. 10 min :P (Tak jak ja xD)

      Usuń
    2. Nawet ja tyle razy tu nie zaglądam haha xD Zawsze największej weny dostaje pod wieczór lub w nocy. Także myślę, że jakoś między 23 a północą xD

      Usuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń