Na początek chciałam bardzo serdecznie podziękować za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. No po prostu czad! Druga sprawa to wyświetlenia...Za niedługo stuknie 15 tysięcy! Jesteście niesamowite! Dziękuję, że tak chętnie czytacie mojego bloga ^^ Trzecia i ostatnia sprawa to dedykacja. Mianowicie chciałam dedykować ten rozdział użytkowniczce, która była najprawdopodobniej moją pierwszą czytelniczką i komentuje praktycznie każdy rozdział - Sandzik k. Pozdrawiam Cię i wszystkie was, które czytacie to opowiadanie :D A teraz zapraszam do czytania ^^
***
[Kastiel]
W szalenie szybkim tempie,
przemierzałem ulice miasta. Mój rywal co chwilę wychodził na
prowadzanie, po czym ja doganiałem go i wyprzedzałem. Tak w kółko
i w kółko. Czerwone światła sygnalizacji wcale nas nie
zatrzymywały. Dwa razy o mało co nie doszłoby do tragedii. Z
punktu widzenia innej osoby wydaje się to być czystym szaleństwem.
Jednakże jeśli chodzi o coś ważnego...to wcale nie jest
szaleństwo. Chyba, że z miłości. Tak, przyznam przed samym sobą,
że oszalałem z miłości. Mimowolnie uśmiechnąłem się do
siebie, mocniej chwytając kierownicę. Przed oczami stanął mi
obraz Lary. Zawsze uśmiechniętej i wesołej. Przypomniałem sobie
początek naszej znajomości. To, jak od razu wpadła mi w oko.
Wszystkie wydarzenia, które odbyły się w późniejszym czasie
odtworzyły się jak film, który mógłbym oglądać bez końca. Na
prawdę zwariowałem.
[Lara]
Cała zapłakana drżącymi dłońmi
wybrałam numer do Rozalii. Dziewczyna była przerażona, gdy
usłyszała mój głos, w sumie nie dziwię się jej. Opowiedziałam
jej wszystko ze szczegółami. Nadal nie mogłam powstrzymać łez,
które same napływały mi do oczu. Rozalia obiecała, że zaraz się
tu zjawi. Nie wiem czy jej obecność da cokolwiek, ale w takiej
sytuacji warto jest mieć przy sobie bliską przyjaciółkę. Kątem
oka widziałam jak Jake na mnie spogląda. Spojrzałam w jego oczy i
ujrzałam w nich ogromny żal. Zacisnęłam powieki i znów wtuliłam
się w brata. Tak się cieszyłam, że jest teraz przy mnie. Chociaż
biorąc pod uwagę to co się właśnie dzieje, to niejako on jest
przyczyną tych zdarzeń. Cholera, gdzie Kastiel mógł nas razem
zobaczyć? Przecież dobrze wie, że bym go nie zdradziła. Co za
straszna pomyłka. W dodatku obecność tego całego 'gangu'
pogarszała sytuację kilkukrotnie. Boję się, tak bardzo się boję.
Gdybym mogła cofnąć czas...ale to nic by nie dało. Przyjechaliby
do niego prędzej czy później. Dlaczego on zawsze musi się pakować
w takie kłopoty? Usiadłam zrezygnowana na krawężniku i schowałam
twarz w dłoniach. Jake usiadł obok mnie i obydwoje czekaliśmy na
dalszy rozwój wydarzeń. Po jakimś czasie, w końcu zjawiła się
Rozalia. Widać było, że szybki bieg na jej wysokich obcasach
bardzo ją zmęczył.
-Lara! Dziewczyno, ja nie wiem co mam
powiedzieć! Ja...jestem po prostu w szoku.- powiedziała ledwo
łapiąc oddech i kucając obok mnie.
-Roza, nie wiem co robić. Zabij
mnie...
-Nawet tak nie mów, damy jakoś z tym
radę, jasne? - położyła mi dłoń na ramieniu.
-Ja nie dam. - wstałam z krawężnika
i odeszłam kawałek dalej. Patrzyłam przed siebie zapłakanymi
oczyma. Chłodny wiatr osuszał moje mokre od łez policzki i
wprawiał w ruch moje rozpuszczone włosy. Ciemne chmury zebrały się
nad całym miastem, zanosiło się na deszcz.
-Może chodźmy gdzieś się schować?
Zmokniemy. - zaproponowała cicho Rozalia.
-Nie. - odparłam beznamiętnie i
uniosłam głowę w górę. Patrzyłam na szybko przemieszczające
się po niebie ciemne chmury. Po chwili poczułam zimne krople
deszczu na swojej twarzy. Z każdą chwilą padało coraz bardziej.
-Lara do cholery, chodź. Schowamy się
gdzieś. - zarządziła Rozalia i pociągnęła mnie za rękę. Nie
odzywając się ani słowem, podążałam za nią i za moim bratem w
kierunku niewielkiego zadaszenia. Było tam na tyle dużo miejsca,
abyśmy mogli wszyscy się tam schronić. Staliśmy tak w ciszy
obserwując ulewę.
[Kastiel]
Pieprzony deszcz. Nawet pogoda mi
dzisiaj nie sprzyja. Takie warunki pogodowe znacznie utrudniają
jazdę, a tym bardziej jeśli jedzie się tak szybko. Nie miałem
wyboru, nie mogłem się teraz po prostu zatrzymać i wycofać. Nie
jestem tchórzem, nie dam Davidowi satysfakcji. Wyjechaliśmy na dość
prostą drogę, gdzie nie było żadnych zabudowań, jedynie drzewa
rosły po bokach jezdni. Wyszedłem na prowadzenie zostawiając
mojego rywala daleko w tyle. Tak! Teraz na pewno to wygram. Pójdzie
jak z płatka. Deszcz nadal utrudniał mi widoczność, ale już się
tym nie przejmowałem. Ogarnęła mnie niesamowita euforia, jakbym
już był zwycięzcą. Nagle pośród szumu deszczu usłyszałem
zbliżający się odgłos silnika. Odwróciłem się na moment i
ujrzałem motocykl Davida, który zbliżał się niemiłosiernie
szybko. Mocniej chwyciłem kierownicę i znów skupiłem się na
jeździe. Już tak blisko mety, nie poddam się. Nagle ujrzałem, że
chłopak zaczyna tracić panowanie nad pojazdem. Zaczął
niekontrolowanie zjeżdżać na pobocze, a gdy tylko znalazł się w
pobliżu jednego z drzew, uderzył w nie z impetem. Przyglądałem
się tej scenie i sam nie zauważyłem, że nie jadę jak powinienem.
Po prostu szczyt idiotyzmu. Wpadłem w poślizg i nie mogłem
zahamować. Śliska od deszczu jezdnia nie dawała za wygraną.
Zacząłem panikować, a po chwili już nie wiedziałem co działo
się dalej.
[Lara]
Poczułam przeszywający ból w sercu i
duszności. Oparłam się o stojącą obok mnie białowłosą.
-Lara, wszystko w porządku? - zapytała
dziewczyna przytrzymując mnie.
-Nie, słabo mi. - złapałam się
jedną ręką za głowę. Czułam, że zaraz zemdleję.
-Zabieram cię do domu, w tej chwili i
to bez gadania.- powiedział Jake i chciał mnie podnieść, ale w
porę zrobiłam krok w tył.
-Nie, ja muszę tu zostać. - robiło
mi się coraz bardziej słabo. Coś jest nie tak.
-Dziewczyno co ty odstawiasz, myślisz
że Kastiel chciałby żebyś była tu w takim stanie? - złotooka
miała rację, jednak nie było teraz siły, która zmusiłaby mnie
to pójścia stąd.
-Po prostu czuję, że coś jest nie
tak. Długo ich już nie ma.
-Lara ma rację, to dość podejrzane.
- zamyślił się Jake i skierował wzrok w miejsce, skąd odjechali
Kastiel i David.
-Na prawdę dodałeś jej tym otuchy,
brawo geniuszu. - skarciła go białowłosa.
-Po prostu mówię , co myślę. Nie
uważasz podobnie? - zapytał na co dziewczyna tylko prychnęła i
podeszła do mnie bliżej.
-Posłuchaj, wróćmy do domu. Jeżeli
nie dla nas, zrób to dla Kasa. - powiedziała spokojnym tonem. Już
miałam przystać na tę propozycję, gdy nagle wszyscy usłyszeliśmy
pisk opon i warkot silników. Grupka Davida właśnie pojechała w
stronę, w którą udali się czerwonowłosy i jego rywal.
Przestraszyłam się, na nowo zawładnęła mną panika.
-Jadę za nimi. - Jake jak oparzony
pobiegł w deszczu po swój motocykl. Nim się obejrzałyśmy już go
nie było.
-To szaleństwo! - wykrzyknęłam i
znów poczułam łzy napływające mi do oczu.
-Spokojnie nic mu nie będzie. Chodź,
mam parasol. Pójdziemy grzecznie do domu, dobrze? - spojrzała mi w
oczy i zrobiła minę jakby rozmawiała z kilkuletnim dzieckiem.
-No dobrze...-sapnęłam cicho i
wzięłam złotooką pod rękę. Szłyśmy pod parasolem w ciszy
przez jakieś 10 minut. W końcu Rozalia zabrała głos.
-Wiesz zazdroszczę ci.
-Mi? Czego? - pociągnęłam nosem.
-Nie jestem pewna czy Leo, zrobiłby
coś takiego dla mnie.
-Jak zależałoby od tego twoje życie,
jestem pewna że postąpiłby podobnie.
-Tak uważasz? Leo to zupełnie inny
charakter, nie znasz go za dobrze.
-Ale przecież cię kocha...
-Niby tak, ale czasami mam wrażenie,
że czegoś mi w nim brakuje. - zamyśliła się.
-Wydaje się być idealny.
-Idealność z czasem potrafi być
nużąca.
-Co chcesz przez to powiedzieć? -
podniosłam na nią wzrok.
-Nie wiem czy nie powinnam zrobić
sobie od niego przerwy.
-Rozalia, co ty wygadujesz?- jej słowa
zdziwiły mnie tak bardzo, że na moment zapomniałam o całej
sytuacji z Kastielem.
-Nie to, że chcę z nim zerwać. Po
prostu kilka dni odpoczynku od siebie. Co o tym myślisz?
-A co na to Leo? Będzie mu przykro,
nie sądzisz?
-Załatwię to w taki sposób, że nikt
na tym nie ucierpi.
-W sumie może to i dobry pomysł,
jeżeli odczuwasz potrzebę odpoczynku od chłopaka...
-Dobra, ale koniec już o mnie.
-Nie no nie przeszkadza mi to,
przynajmniej jakaś zmiana tematu.- odparłam.
-Mamy ważniejsze sprawy. Chodź
jesteśmy już blisko twojego domu. - dziewczyna wskazała palcem na
budynki w oddali. Faktycznie, zajęta rozmową nie zauważyłam, że
przeszłyśmy już spory kawał drogi i zaraz dotrzemy do celu. Przez
deszcz i silne zachmurzenie, było już prawie ciemno. Ze strachu o
czerwonowłosego, znów poczułam duszności i ścisk w gardle.
Dobrze, że byłyśmy już tak blisko domu.
[Jake]
Nie było opcji, bym nie pojechał za
tymi chłopakami. Mam nadzieję, że moja siostra siedzi już
bezpiecznie w domu. Musiałem się dowiedzieć, dlaczego tak nagle
zerwali się z miejsca i ruszyli w danym kierunku. Jechałem za nimi
dłuższy czas, starając nie rzucać się bardzo w oczy. Deszcz
powoli uspokajał się, ale zrobiło się już dość ciemno.
Wyjechałem za nimi na prostą drogę i nie spuszczałem ich z oka
ani na sekundę. Wokół nie było budynków ani ludzi, za to wzdłuż
jezdni rozpościerała się spora ilość drzew. Było ich stanowczo
za dużo. Po dłuższej chwili ujrzałem jak śledzeni przeze mnie
osobnicy zwalniają i zatrzymują się na poboczu. Podjechałem
bliżej, teraz już nie obawiałem się, że mnie zobaczą. Chciałem
wiedzieć, co jest grane. Gdy ujrzałem roztrzaskany motocykl i
Davida leżącego obok , po prostu zamarłem. Wzrokiem zacząłem
szukać chłopaka Lary, lecz nigdzie nie mogłem go znaleźć. Może
pojechał dalej i dotarł już na metę? Jednak to byłoby zbyt
piękne...poza tym nie sądzę, żeby Kastiel mimo wszystko zostawił
tak Davida. Pojechałem jeszcze kilkadziesiąt metrów dalej i
zobaczyłem to, czego tak bardzo się obawiałem. Serce podeszło mi
do gardła, początkowo z przerażenia nie mogłem się poruszyć,ani
nawet zejść z pojazdu. Obok drzewa leżał czerwonowłosy chłopak,
a parę metrów dalej jego motocykl. W końcu opamiętałem się i
podszedłem do niego bliżej. Nie ruszał się, a wokół niego było
dużo krwi. Za dużo.
-Hej słyszysz mnie? - zacząłem do
niego mówić i lekko potrząsać. - Cholera. - syknąłem pod nosem
i prędko wykręciłem numer na pogotowie. Opisałem całą sytuację
i niecierpliwie czekałem na karetkę, wykonując wszystkie polecenia
jakie zlecała mi kobieta w słuchawce.
-Chłopie nie przekręć się tutaj,
jeszcze nie pora. Nie wiem co Lara zrobi, jeżeli umrzesz. - mówiłem
do niego, mając nadzieję, że stanie się jakiś cud i chłopak
nagle podniesie się na równe nogi. Tak się jednak nie stało.
Karetka przyjechała na miejsce, zabierając przy tym także
nieprzytomnego Davida. Nie wiedziałem co mam teraz zrobić. Gdy Lara
o tym usłyszy, popełni samobójstwo na miejscu. Jednak nie mogę
jej okłamać, znienawidziłaby mnie za to. Lepsza najgorsza prawda
niż kłamstwo. W końcu chodzi o życie jej ukochanego, nie mogę
tego przed nią zataić. Postanowiłem nie tracić więcej czasu i
ruszyłem w drogę powrotną do domu mojej siostry. Całą drogę
rozmyślałem, od czego właściwie mam zacząć? Jak powiedzieć to
na tyle delikatnie, by...zaraz zaraz. O takiej sprawie nie da się
powiedzieć delikatnie. Szlag by to.
[Lara]
Razem z Rozalią spędziłyśmy miłą
godzinę na pogaduchach. Dziewczyna pocieszała mnie i zapewniała,
że wszystko będzie w porządku. Na chwilę się rozpromieniłam,
zaczynałam wierzyć w to, że wszystko się ułoży i będzie
dobrze. Zaczęłyśmy oglądać telewizję, dla zabicia czasu. Minuty
mijały, a ja mimo pozornego spokoju, byłam nadal bardzo
zaniepokojona. Niestety przed moją białowłosą przyjaciółką nie
dało się ukryć takowego faktu, więc praktycznie od razu to
spostrzegła.
-Wiem, że się denerwujesz.
-Nawet nie wiesz jak.
-Ja też się denerwuję, potrafię
sobie wyobrazić co musisz teraz przeżywać w środku.
-To straszne, ale cieszę się, że
jesteś teraz obok.
-Od tego są przyjaciółki. -
uśmiechnęła się serdecznie. Zaczęła przeszukiwać swoją torbę,
aż w końcu wyjęła z niej paczkę papierosów.
-Idziesz teraz palić? - zapytałam.
-Nie sama, idziesz ze mną.
-Nie powinnam...
-Ja też nie, ale może chociaż na
chwilę się odstresujesz. - poczęstowała mnie papierosem i
wyszłyśmy na balkon. Dziewczyna użyczyła mi zapalniczkę i po
chwili zaciągnęłam się dymem. Po wypaleniu mniej więcej połowy,
zaczęło mi się lekko kręcić w głowie. Przyznaję, że na parę
chwil udało mi się zrelaksować i zapomnieć co się dzieje. Po
skończonym paleniu udałyśmy się z powrotem do mojego pokoju.
Położyłyśmy się na łóżku i patrząc w sufit, zaczęłyśmy
rozmawiać o przeróżnych rzeczach. Znów zaczęłam się trochę
uspokajać, jednak nadal nie miałam od nikogo żadnej wieści o
Kastielu. Postanowiłam, że zadzwonię do Lysandra. Może już coś
wie, w końcu jest jedną z najbliższych buntownikowi osób. Rozalia
poparła mój pomysł.
-Tak? - usłyszałam głos Lysa w
słuchawce.
-Hej, Lysander. Masz może jakieś
wieści od Kastiela?
-Niestety nie, a nie odezwał się
jeszcze?
-No właśnie nie...zaczynam się coraz
bardziej martwić.
-To dziwne, powinni już dawno skończyć
wyścig. Przecież nie może to trwać w nieskończoność.
-Dokładnie. Posłuchaj...jeżeli
będziesz coś wiedział, daj mi znać dobrze?
-Oczywiście, nie martw się o to.
-Dzięki...to cześć.
-Cześć. -rozłączył się.
-Cholera, Roza co robić no... -
ponownie ułożyłam się na łóżku.
-Przede wszystkim nie panikować, bo to
tylko pogorszy sytuację.
-Postaram się...
-Zuch dziewczyna. - poklepała mnie
lekko po plecach. Usłyszałyśmy głośne pukanie w drzwi.
Białowłosa zadeklarowała się, że to ona otworzy drzwi. Migiem
pobiegła w stronę korytarza.
[Rozalia]
Podbiegłam prędko do drzwi
wejściowych i spojrzałam przez wizjer. Ujrzałam Jake'a całego
przemokniętego i z bardziej zmierzwionymi niż normalnie włosami.
Otworzyłam mu, a ten wpadł do mieszkania jak burza. Oparł się o
ścianę i załamał ręce. Spojrzał na mnie przestraszonym
wzrokiem.
-I...co? - zapytałam, a język prawie
ugrzązł mi w gardle.
-Mieli wypadek. - powiedział cicho.
-O czym ty mówisz? To...niemożliwe...-
chwyciłam się za głowę. Czyli jednak. Nie chciało mi się w to
wierzyć. Lara miała od początku rację.
-Zabrali ich do szpitala...boże tam
było tyle krwi...
-A jeżeli oni tego nie...
-Roza, kto przyszedł? - usłyszałam
głos Lary i zbliżające się kroki. Gdy tylko wyszła na korytarz i
ujarzała mnie i załamanego Jake'a automatycznie oczy zaszkliły jej
się od łez. Zaniemówiła. Stała chwilę w miejscu, jakby
wyczytując z naszych twarzy wszystko co chciała teraz wiedzieć.
Zakryła twarz dłonią i pobiegła do pokoju głośno trzaskając
drzwiami.
Zaniemówiłam.Przez ciebie nie mogę powstrzymać łez.Jak możesz to robić.On musi przeżyć.Musi ! Oby tylko Lara nie zrobiła sobie nic złego. Co do rozdziału to po prostu wielki szacun.Czekam na nstępny,który mam nadzieję pojawi się nie długo bo nie możesz trzymać nas tak długo w napięciu.Życzę weny i pozdrawiam :* !
OdpowiedzUsuńWłaśnie o to mi chodziło, by wywołać płacz :D Bardzo się cieszę, że aż tak się podoba. Dziękuję i również pozdrawiam ^^
UsuńCo za rozdział... Świetny, naprawdę! Dopiero pojawił się ten, a już czekam na następny >w<
OdpowiedzUsuńPrzez ostatni tydzień codziennie sprawdzałam twojego bloga w oczekiwaniu na rozdział i w końcu jest jest jest~! Muszę przyznać, że świetnie piszesz. Potrafisz wywołać mnóstwo emocji gdy się to czyta~
Czekam z niecierpliwością <3
Jeju dziękuję! Postaram się jak najszybciej napisać kolejny rozdział ^^
UsuńŁał. Rozdział po prostu łał. Aż mi słów zabrakło. Jak można? Jak... Wyrazić się nie mogę. Moja głowa ciągle przewija będzie dobrze, będzie dobrze. Oby bo uduszę. Ma być dobrze.
OdpowiedzUsuńTak więc pozdrawiam i życzę dużo weny :D
Nie duś! xD Dziękuję bardzo i też pozdrawiam ^^
UsuńCo za rozdział, jak mogłaś w takim momencie zakończyć? :(. Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że z Kastielem będzie wszystko dobrze. Pozdrawiam i życzę dużo weny :)
OdpowiedzUsuńAaaa! Spóźniłam się CAŁE 2 dni! nieee ;-; :D Kolejny rozdział!Kobieto, kocham Cię za to, że to wszystko piszesz! Zrobiłam taniec szczęścia! :D
OdpowiedzUsuńŻyczę weny ;)
Aż się uśmiechnęłam do monitora :D Taniec szczęścia haha xD
UsuńGenialny rozdział :o Czułam się jakbym czytała naprawdę dobrą książkę :D Co do całej sytuacji, masakra, mam nadzieję, że Kastiel z tego wyjdzie :c
OdpowiedzUsuńCo do wstępu.. Bardzo się ucieszyłam, moze nawet jak dziecko xD, czytając, że pamiętasz o tym, że pierwsza zaczęłam komentować twoje rozdziały, komentuję chyba wszystkie. Pamiętam, że dodawalam pierwsze komentarze i jak trafiłam na tego bloga to najnowszym rozdziałem był chyba ten,w którym postrzelono Lysandra(T.T), czyli... X rozdział? xd Później chyba sporo czasu nie było rozdziału, ale na szczęście teraz są całkiem często ^^ Uwielbiam to opowiadanie. Jest cudowne! Czytam już tylko 2 opowiadania o SF, bo reszta albo koniec, albo przerwa, albo jakaś bardzo długa przerwa między rozdziałach, która mnie zniechęciła.
OdpowiedzUsuńNie przedłużając już tego... wstępu (długi ten wstęp), teraz o tym rlzdziale:
Nie obyło się bez uronienia łzy... w sumie chyba kilku łez. :x Genialne! Tylko żeby Kastiel przeżył... Jejuu,biedny czerwonowlosy T.T Liwią też T.T Oby nie zrobiła jakiejś głupoty... I oby jak Kastiel przeżyje (musi przeżyć!) jego dawni kumple już sie go nie czepiali,oby miał z nimi spokój. Świetnie to wszystko odpisałaś, wzbudza emocje. ;) Piszesz chyba coraz lepiej :D Pozdrawiam, życzę weny i czekam na next! <3
Sandra... ty geniuszu... wstęp dłuższy od reszty... zdolna jesteś. XD
UsuńHaha xD No bo wiadomo pierwsze komentarze zawsze się pamięta (przynajmniej powinno) Ja z kolei zawsze cieszyłam się jak dziecko jak dostawałam od Ciebie komentarz :D Dziękuję poraz kolejny za miłe słowa ^^
UsuńTeraz się cieszę jeszcze bardziej xD Cieszę się, że sprawia Ci radość :D
UsuńSprawiam*
UsuńPrzez Ciebie płaczę! Wisisz mi chusteczki!
OdpowiedzUsuńHejka!
OdpowiedzUsuńDziewczyno, co za akcja!
Przez ten rozdział, pierwszy raz, emm...drugi* uroniłam łzę.
W ogóle fabuła jest ciekawa, postacie mają swój odmienny charakter i wszystko jest megaaa!
Pozdrawiam, życzę weny, czasu i cierpliwości.
PS.W międzyczasie zapraszam do mnie :D
http://medrowey.blogspot.com/?m=1
Do następnego złociutka!
Wow dzięki! :D Oczywiście z chęcią zajrzę do Ciebie ^^
UsuńCzekam :*
OdpowiedzUsuńRozdział jest... aż sama nie wiem XD
OdpowiedzUsuńI przypominam, że nie zniknęłam, śledzę na bieżąco ;)
Woo nowe tło! zajedwabiście pasuje :D Mam nadzieje, że dziś (lub jutro) wyjdzie nowy rozdział :D
OdpowiedzUsuńLaura ma byc z lysiem:((((((
OdpowiedzUsuńNigdyyyyyy ;--------;
UsuńTylko Cass <3
Jakie tu kłótnie XD
Usuń