piątek, 26 lutego 2016

Rozdział XXIV

****
Przepraszam, że czekacie na rozdział troszkę dłużej niż zwykle. Szkoła i inne sprawy nie dają mi spokojnie pisać. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Miłego czytania :* 
****

[Kastiel]

-Słucham? - usłyszałem spokojny głos białowłosego w słuchawce.
-Lys...nie wiem co robić, a wiesz przecież, że to się nie zdarza.
-Co się dzieje?
-Lara, ona... - przełknąłem ślinę – widziałem jak przytulała się z jakimś gościem. - znów przed oczami stanął mi obraz mojej dziewczyny i tego chłopaka...kimkolwiek on jest, gorzko tego pożałuje.
-Ale jak to? - słysząc po głosie, śmiem twierdzić, że Lysander także był zszokowany.
-Tak to. Widziałem ich przed jej domem, weszli do środka.
-Dlaczego za nimi nie poszedłeś?
-Ja...nie wiem. Nie wiem dlaczego. - zacisnąłem pięść.
-Posłuchaj, to wszystko jest bardzo podejrzane. Zaczekaj, wpadnę do ciebie i razem coś wymyślimy.
-Dobrze, tylko przyjdź szybko.
-Do zobaczenia. - rozłączył się. Cholera jasna. I co teraz? Mam bezczynnie prowadzić pogaduchy z przyjacielem, niż przejść do działania? Najchętniej bym teraz tam wrócił i wypruł temu szczylowi flaki. A jak oni teraz...nie, nie.
- Spokojnie, opanuj się Kastiel. Wszystko pod kontrolą. Nie...co ja gadam. Nic nie jest pod kontrolą. - mówiłem do siebie pod nosem. Co chwilę na nowo ogarniała mnie panika, po czym nadchodziły momenty uspokojenia. Dotarłem w końcu pod drzwi mojego domu. Rzuciłem buty w kąt korytarza i usiadłam na kanapie załamując ręce, pustym wzrokiem patrzyłem się przed siebie.
Demon podszedł do mnie i położył mi łeb na kolanach. Obślinił mi spodnie, ale nie przeszkadzało mi to w tej chwili. Pogłaskałem go, na co pies wesoło zamerdał ogonem. Na chwilę na mojej twarzy zagościł cień uśmiechu. Gdy jednak znów przypomniałem sobie o tym co zaszło, poczułem ścisk w sercu.
-Kastiel? Jesteś w domu? - usłyszałem otwierające się drzwi i głos mojego przyjaciela.
-Tak, wejdź. - z tego wszystkiego zapomniałem zamknąć drzwi. Świetnie, jeszcze włamywacza by mi tu brakowało. Białowłosy lekko uśmiechnął się i usiadł obok mnie na sofie.
-Posłuchaj Kas, czy jesteś pewny tego co widziałeś?
-No oczywiście, że tak chyba nie jestem ślepy.
-Może to po prostu jakiś znajomy?
-Tak, znajomy i obściskuje się z moją laską. - przewróciłem oczami.
-Hmm...może jednak powinieneś iść to sprawdzić? Albo zadzwoń do niej.
-O, dobry pomysł. Zadzwonię...a nie...przecież jest obrażona. Nie odbierze, nie ma szans.
-Chociaż spróbuj, jak nie odbierze to idź do niej. Dobrze ci radzę.
-No okej. - wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer do Lary. Zadzwoniłem dwa razy pod rząd i odezwała się poczta głosowa. Widziałem, że to tak się skończy. Nadzieja matką głupich.
-To widzę, że to faktycznie zła sytuacja...- zamyślił się Lys.
-Nie pocieszasz.
-Przepraszam, po prostu podsumowałem twoje położenie. - usprawiedliwiał się.
-Jakbym nie wiedział, że jest beznadziejnie.
-Mówię ci, idź do niej. Przecież widzę, jak ci zależy.
-Pytanie czy jej zależy. - westchnąłem głośno. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Bez zastanowienia poszedłem je otworzyć. W drzwiach stało kilku chłopaków w moim wieku, ubranych na czarno. Od razu ich rozpoznałem. To moja dawna "paczka" sprzed paru lat. Z czasem zacząłem ich unikać za namową Lysandra, a także z kilku innych powodów. Jeden z nich tak zwany lider, David właśnie chwycił mnie za kołnierz i wręcz pchnął na ścianę, zagradzając mi drogę ucieczki.Przez chwilę miałem mroczki w głowie, uderzyłem głową o ścianę.
-Ktoś był tu przed nami? Nieciekawie wyglądasz. - zaśmiał się wrednie David, a reszta jego pachołków mu zawtórowała. Fakt, widok mojego rozwalonego nosa musiał go nieźle bawić.
-To nie twoja sprawa. Czego chcesz skurwielu. - odfuknąłem próbując go odepchnąć.
-Ejejej, tylko spokojnie kolego. - znów mnie unieruchomił.
-Narwany jak zawsze. - odparł jeden z chłopaków. W tym momencie na korytarz wyszedł zaniepokojony Lysander. Wyraz jego twarzy gdy ujrzał co się dzieje, mówił sam za siebie.
-O, a któż to taki? Jak ci tam było...? - teraz to na moim białowłosym przyjacielu skupił się David.
-Lysander Ainsworth. - odpowiedział chłodno, próbując zachować spokój.
-Ach, no tak. Jak mogłem zapomnieć takiego...-zlustrował go wzrokiem od góry do dołu – dziwaka jak ty. - dokończył zdanie, a reszta jego marionetek zaczęła się dziko śmiać.
-Puść go. - białowłosy zrobił krok w przód.
-Rozkazujesz mi? Czy ty wiesz z kim rozmawiasz?
-Lys nie mieszaj się w to. - odpowiedziałem i w końcu wyrwałem się Davidowi.
-Twardy z ciebie zawodnik Kas. Chyba o czymś jednak zapomniałeś. - David wskazał na mój motor stojący przed domem.
-Dlaczego akurat teraz się zjawiliście?
-Proste, potrzebujemy kasy. Ty nam ją wisisz, za to cudeńko. Nie pamiętasz?
-Pamiętam, ale niczego wam nie dam pieprzeni oszuści. - syknąłem.
-Tak chcesz się bawić? Dobrze, jeżeli wygrasz ze mną wyścig to zapomnę o całej sprawie. Ale jeśli nie, masz tydzień na oddanie pieniędzy.
-Chyba śnisz, że będę się pakował w jakieś tanie zakłady z tobą.
-Słuchaj, albo się ścigasz, albo zniszczę ciebie i...tę twoją nową suczkę.
-Nie pozwolę ci jej tknąć. - wściekłem się, jak on może mnie szantażować i to jeszcze w taki sposób?
-Sam widzisz, lepiej pójdź na mój układ. Wygrywasz wyścig, daję ci na zawsze spokój. Tobie i twojej dziuni.
-Wchodzę w to. - powiedziałem bez zastanowienia.
-Kastiel co ty wyp...
-Nie, Lysander. Muszę to zrobić, teraz to nie chodzi o mnie tylko o Larę. - zacisnąłem pięści.
-Grzeczny chłopiec. W takim razie miejmy to za sobą jak najszybciej. Za dwie godziny bądź na przedmieściach, wiesz dobrze, w którym miejscu będziemy. - zaśmiał się szyderczo i odszedł z grupą swoich niewolników. Zamknąłem drzwi z hukiem i uderzyłem ręką w ścianę. Przekląłem pod nosem. Mój białowłosy przyjaciel podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
-Kastiel ja nadal uważam, że nie jest to dobry pomysł. Rozumiem jednak, że chcesz chronić to co dla ciebie cenne.
-Tak, chcę. Mimo wszystko...ja ją kocham. - powiedziałem to. Tak, przyznałem się do swoich uczuć nie tylko przed samym sobą, ale także przed kimś innym.
-Na kogoś lepszego Lara nie mogła trafić. - uśmiechnął się Lys.
-Ta...idę trochę podrasować sprzęt. Muszę to wygrać. - zarzuciłem na siebie moją skórzaną kurtkę i wyszedłem przed dom. Lysander ruszył za mną i przyglądał się moim poczynaniom. Tu coś dokręciłem, tam coś przestawiłem. Że też akurat teraz musieli się zjawić. Nie wiem jak mogłem się w ogóle zadawać z takimi patałachami. Ciągle pakowałem się z nimi w jakieś kłopoty. Nie obyło się bez kilkukrotnej interwencji policji. Teraz gdy jest obok mnie Lysander, strasznie mi głupio. Tyle razy go olewałem wychodząc gdzieś z tymi idiotami. Byłem ślepy. Na siłę szukałem w życiu jakiś przygód, czegoś dzięki czemu będę mógł oderwać się od rzeczywistości. Moje szczeniackie wybryki nie były także na rękę mojej matce, która co chwilę musiała zwalniać się z pracy i odbierać mnie to z komisariatu, to z jakiegoś innego miejsca. Nie potrafiłem docenić tego co mam. Może robiłem to tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę? Zawsze miałem jej tak niewiele.


[Lara]

Wpuściłam Jake'a ponownie do siebie. Znów zaczęliśmy rozmawiać, śmiać się i żartować. Jednak w mojej głowie cały czas krążyła jedna rzecz. Tą rzeczą, a raczej osobą była Debra. Dlaczego ona? I w dodatku z moim bratem? Na samą myśl robi mi się słabo. Postanowiłam zebrać się w sobie i w końcu zapytać chłopaka czy wie o niej coś więcej.
-Słuchaj Jake...bo jest taka sprawa.- zaczęłam nieśmiało.
-Tak?
-Mówiłeś mi wcześniej w parku o Debrze, prawda?
-No tak i co w związku z tym?
-Akurat bardzo dużo...
-To znaczy?
-To była dziewczyna mojego chłopaka. Zerwali jakiś czas temu.
-Co?! Nie wierzę...czyli zostawiła mnie dla niego, a później jego też wyrolowała?
-Na to wychodzi. Dlatego tak zareagowałam, kiedy wspomniałeś o niej. Po prostu to dziwny zbieg okoliczności.
-Racja, nawet bardzo dziwny. Nie sądziłem, że tak podła suka z niej...- chwycił swój telefon i od razu usunął z galerii jej zdjęcie.
-Czemu to zrobiłeś?
-Teraz jak wiem, że zostawiła mnie po prostu dla kogoś innego...nie chcę jej nawet pamiętać.- posmutniał.
-Hej...nie bądź smutny. Akurat wiem, kto by zrozumiał cię najlepiej. - uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o czerwonowłosym. Może nie powinnam być aż tak na niego wściekła? Nie jesteśmy dziećmi powinnam z nim o tym porozmawiać, a dopiero później w razie co go osądzać.
-Chodzi ci o Kastiela? - zapytał robiąc groźną minę.
-Tak, wiesz chciałabym żebyście się poznali.
-Dlaczego?
-Jesteś jedną z najbliższych mi osób, a poza tym macie chyba wspólne zainteresowania. - uśmiechnęłam się. - Lubicie tę samą muzykę i obydwoje macie swoje ukochane dwukołowe maszyny.
-No w sumie. Ale ostrzegam będę go miał na oku. Jak znowu coś odpieprzy, będzie miał u mnie przesrane i osobiście dopilnuję, abyś zerwała z nim wszelkie kontakty.
-Ej bez przesady! Nie możesz wybierać mi facetów! - szturchnęłam go w ramię.
-Właśnie, że mogę. - zaczął mnie łaskotać.
-Haha! Nie, błagam stop! Dobra możesz mi wybierać kogo chcesz, poddaję się!- dobrze wiedział, że nienawidzę jak ktoś mnie łaskocze, dlatego jak na brata przystało musiał dopiec młodszej siostrze.
-No dobra mała wariatko, to idziemy do niego teraz?
-C-co? Teraz? Ale ja i on przecież...
-Och daj spokój, nie odstawiajcie obydwoje bezsensownej szopki.
-Dobra, chodźmy. - wstałam z sofy.
-Ale najpierw musimy pojechać do mnie, muszę wziąć coś z domu, okej? - zapytał wyjmując z kieszeni kluczyki.
-Spoko, poczekaj chwilę tylko się przebiorę. - poszłam do swojego pokoju, założyłam inne ciuchy, poprawiłam trochę makijaż, rozczesałam włosy i już byłam gotowa do wyjścia. Wzięłam jeszcze moją torbę z krzesła i wyszłam przed dom, gdzie czekał już na mnie Jake.
-Wsiadaj. - powiedział podając mi kask. Wygodnie usadowiłam się za nim na motorze. Chwyciłam się pleców brata i ruszyliśmy z piskiem opon. Trochę nam zeszło dojechanie na miejsce, przez ciągłe korki i stanie na światłach. W końcu dotarliśmy na przedmieścia. Nie lubiłam tego miejsca. Dużo tu pijaków, podejrzanych typów i nie wiadomo czego jeszcze. Nie miałam pojęcia, że to tutaj chwilowo ulokował się Jake. Podjechaliśmy motocyklem pod jeden z tutejszych bloków. Zsiedliśmy z maszyny, brat kazał zaczekać mi przy pojeździe i nigdzie się nie ruszać. Jak kazał tak zrobiłam. Posłusznie pilnowałam jego skarbu, aż do jego powrotu. W między czasie obserwowałam okolicę. Na pozór cicho i spokojnie. Miałam tu kiedyś koleżankę, która wpakowała się przez tutejsze towarzystwo w niezłe bagno. Niestety wciągnęła się w ten świat na dobre. Szkoda dziewczyny, ale co zrobić. Nagle do moich uszu dotarł warkot silnika. Nawet nie jednego, a kilku. Ujrzałam kilku chłopaków podjeżdżających na motorach pod jeden z budynków. Wyglądali jakby na kogoś czekali. Po chwili wrócił Jake i już mieliśmy ruszać w drogę do Kastiela, jednak zobaczyłam, że do grupki chłopaków dojechał właśnie ktoś jeszcze. Zaraz zaraz...te ubrania...motor...przecież to...! Niemożliwe!

[Kastiel]

Dojechałem w umówione miejsce. Dobrze znałem te okolice, w końcu przez parę lat tu zabawiałem. Cała grupa tych cholernych szczyli już na mnie czekała. Zdjąłem kask z głowy i zatrzymałem się obok nich nie wyłączając silnika.
-A więc jesteś. - odezwał się David.
-A miałem inny wybór? - syknąłem.
-No nie bardzo, inaczej hehe...oskubałbym cię z kasy i zająłbym się twoją panienką. Chętnie bym ją...
-Ty pierdolony gnoju!- przerwałem mu chwytając go za jego skórzaną kurtkę. Jego koledzy odciągnęli mnie od niego. Miał szczęście.
-Hej hej hej, nie unoś się. Tylko żartowałem. Z resztą ona i tak ma już chyba inne zajęcie. - wskazał palcem w pewnym kierunku. Zmrużyłem oczy i spojrzałem tam, gdzie wskazywał. Po prostu mnie zatkało. To była Lara i ten chłopak, którego widziałem wcześniej. Patrzyli w naszym kierunku.
-Kastiel! - usłyszałem jej głos z oddali. Razem z tym gościem powoli zaczęli podążać w moją stronę. Co to ma znaczyć? Mam jej pokazać, komu na prawdę na niej zależy? Dobra. Bez dłuższego zastanowienia ja i mój "oprawca" ustawiliśmy się na wyznaczonej linii. Założyliśmy kaski i czekaliśmy na sygnał. Trasa była taka sama, jak wtedy gdy za dzieciaka ścigaliśmy się tutaj na rowerach. Byłem bardzo zdeterminowany by wygrać.
-Start! - rozbrzmiał głos jednego z chłopaków. Ja i David równo wystartowaliśmy z piskiem opon.
Na liczniku z każdą chwilą przybywało więcej kilometrów na godzinę. Muszę to wygrać, po prostu muszę.

[Lara]

-Cholera! Przecież to Kastiel! Jestem pewna! - zaczęłam panikować.
-Co oni do cholery odwalają.
-Chyba się ścigają. Mój Boże Kas....w coś ty się wpakował. -byłam przerażona. W jednej chwili wszystkie inne problemy odpłynęły gdzieś w dal. Zapomniałam już nawet o tym, jak bardzo byłam skłócona z buntownikiem. Teraz martwiłam się o jego życie. Po chwili zadzwoniła moja komórka.
-Halo?- odebrałam.
-Cześć Lara, to ja Lysander. - usłyszałam głos w słuchawce.
-Lysander, nie uwierzysz co się...
-Wiem, Kastiel się ściga. Musisz go powstrzymać.
-Za późno. - miałam łzy w oczach.
-To chyba już nic nie możemy zrobić. - załamał się. Widać też bardzo się o niego martwił.
-Lysander, ja muszę coś zrobić rozumiesz? Muszę...- rozpłakałam się do telefonu na dobre.
-Wiem Lara, to beznadziejna sytuacja. Kastiel opowiedział mi wszystko o waszej kłótni i chciał iść cię przeprosić, ale zobaczył cię podobno z jakimś chłopakiem.
-Co?! A-ale jak to...
-Kto to był?
-Cholera! Przecież Jake jest tylko moim przyrodnim bratem!
-Coś tak czułem, że to po prostu fatalna pomyłka. Przecież wiem, że wam na sobie zależy i żadne z was nie zrobiłoby czegoś podobnego.
-Jesteś chyba jedyną racjonalnie myślącą osobą.
-Po prostu już trochę was znam.
-Lys powiedz mi tylko, dlaczego on się ściga? To moja wina?
-Nie, w żadnym wypadku. Stare znajomości dają się we znaki.
-To znaczy?
-Jednak nie wiesz pewnych rzeczy o Kastielu.
-Jak to?
-Przez kilka lat zadawał się z tymi chłopakami. Pożyczył od nich sporą sumę na motocykl, którym teraz jeździ.
-Nie mając jeszcze prawa jazdy już go kupił?
-Z tego co wiem jeden z tych chłopaków jest kilka lat od nas starszy i to on go zakupił w imię Kastiela. Stał w garażu dopóki Kastiel nie zdał prawa jazdy.
-Rozumiem...
-Miał wybór, albo nie oddawać im kasy i narazić siebie, a przede wszystkim ciebie na niebezpieczeństwo, albo wygrać wyścig i zapomnieć o całej sprawie.
-Przecież to czyste szaleństwo! - teraz kiedy znałam całą prawdę panikowałam jeszcze bardziej.
-Wiem, jednak zrobił to przede wszystkim dlatego by cię chronić.
-Zrobił to...dla mnie? - w moich oczach pojawiło się jeszcze więcej łez, które po chwili znaczyły mokre ścieżki na moich policzkach.
-Kocha cię, sam mi to dzisiaj powiedział.
-O Boże...- zakryłam ręką usta i skuliłam się. Jake położył mi dłoń na ramieniu.

-Lara, trzymaj się. Musimy w niego wierzyć. Muszę kończyć, dzwoń do mnie w razie czego. - rozłączył się. Po chwili zaczęłam wręcz wyć, bo płacz już to nie był. Wtuliłam się mocno w Jake'a. Od szlochania nie mogłam złapać oddechu. Brat pocieszał mnie, lecz to za mało bym była w tej chwili spokojna. Miałam bardzo złe przeczucia.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział XXIII

Razem z Jake'iem rozsiedliśmy się na kanapie. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Zaczęliśmy rozmawiać o starych czasach. Chłopak wypominał mi wszystkie śmieszne sytuacje, w które pakowałam się jak byłam dzieckiem. Ja nie pozostawałam mu dłużna i odwdzięczałam się tym samym. Podczas naszej rozmowy śmiech nie miał końca. W dalszym ciągu nie mogłam uwierzyć, że obok mnie siedzi mój brat. Przyrodni, ale wciąż brat. Na moje nieszczęście przypomniała mi się sytuacja z Kastielem. Jego mała siostra, Amanda. Porównując relacje moje i Jake'a, a Kasa i Amandy...to jak niebo i ziemia. Zrozumiałe jest to, że nie może on jeszcze pojąć, co właściwie się wydarzyło, ale to co powiedział....Nie, nie mogę teraz się tym zadręczać. Nie chciałabym pokazywać bratu, że coś mnie trapi. Dopiero co przyjechał, nie chcę go zadręczać moimi problemami.
-Lara? - zapytał brązowowłosy, machając mi dłonią przed oczami.
-Ach, coś się stało? - zapytałam, byłam kompletnie zdezorientowana.
-Tak. Widzę, że coś jest nie tak. Mnie nie oszukasz wiesz o tym. - jego ton głosu był znacznie poważniejszy niż wcześniej.
-Nic się nie dzieje, po prostu zamyśliłam się. To wszystko. - odpowiedziałam, próbując uniknąć drażliwego dla mnie teraz tematu.
-To, że nie widziałem cię od kilku lat, nie oznacza, że zapomniałem kiedy kłamiesz. - czułam jak jego wzrok przeszywa mnie na wylot.
-Widzę, że nie mam szans. - zaczęłam nerwowo bawić się włosami.
-Nie masz. W tej chwili mów, o co chodzi.
-Bo widzisz jest taki chłopak...
-Chłopak?! - prawie zerwał się z kanapy.
-N-no tak. Widzisz, mam chłopaka i...to była nasza pierwsza poważna kłótnia.
-Chłopak? Kłótnia? Jak ja go dorwę...- w jego oczach pojawiła się żądza mordu.
-Jake, ja na prawdę go kocham. Nie wiem co mam robić. - schowałam twarz w dłoniach.
-Chodź tu. - widząc mój smutek, natychmiast mnie przytulił. Tak bardzo chciałam, żeby Jake został ze mną na zawsze. Taki brat jak on, to skarb. Po dłuższej chwili mojego szlochania, opowiedziałam mu całą sytuację. Jego mimika twarzy zmieniała się co chwilę. Widziałam, że był w niemałym szoku. Głośno westchnął i znów mnie przytulił.
-Porozmawiam z nim. - powiedział stanowczo.
-Nie, Jake..
-Nie pozwolę, żeby jakiś skurwiel doprowadzał moją księżniczkę do łez. -zacisnął pięści.
-Proszę nie...nie rób nic z tym. To nic nie da, a wręcz pogorszy sytuację. - otarłam łzę z policzka.
-Mam po prostu patrzeć jak płaczesz?
-Zapomnijmy o tym na chwilę. - powiedziałam błagalnym tonem.
-No dobrze...ale nie mogę obiecać ci, że się z nim kiedyś policzę.
-Chodźmy się przejść. - zaproponowałam, wymuszając uśmiech.
-Świetny pomysł, a gdzie pójdziemy?
-Do parku, może być?
-No pewnie. - uśmiechnął się promiennie. Poszłam się przebrać i wróciłam do chłopaka. Czekał już przy drzwiach. Wybyliśmy z mieszkania i ruszyliśmy w stronę parku. Nie wiedzieć czemu wybrałam akurat to miejsce. A może jednak wiem? To właśnie tutaj Kastiel, podarował mi naszyjnik, który dalej mam na sobie. Nigdy go nie zdejmuję, nawet teraz. Spacerowaliśmy po parku, w którym było tak samo pięknie jak wtedy, gdy byłam tam razem z czerwonowłosym. Ogarnęła mnie straszna nostalgia, jak zawsze w takich miejscach.
-Pięknie tu. - Jake rozglądał się po otoczeniu z widocznym na jego twarzy zachwytem.
-Tak, masz rację. - uśmiechnęłam się sztucznie, a wzrok wbiłam w ziemię.
-Coś się stało? - zapytał z troską chłopak.
-Nic takiego...
-Znowu ten chłopak ci się przypomniał? - w jego oczach dostrzegłam narastający gniew.
-Nie...to znaczy...tak...to w tym miejscu dostałam od niego ten naszyjnik. - chwyciłam dłonią za złotą kostkę od gitary, z wygrawerowanym moim imieniem. Stanęliśmy na chwilę, a Jake dokładnie się mu przyjrzał. Chłodny wiatr rozwiał moje długie włosy, zakrywając mi twarz.
-Chodźmy dalej. - powiedziałam i ruszyłam przed siebie. Brązowowłosy przytaknął i dołączył do mnie. Zrównaliśmy krok i podążaliśmy w stronę mostu. Dokładnie w stronę tego samego, na którym otrzymałam naszyjnik. Nadal rozciągała się tam rzeka, a drzewa mimo utraconych liści, wesoło kołysały się na wietrze. Zatrzymaliśmy się na moście i zapanowała chwila ciszy. Wokół nie było żadnych ludzi, tylko cisza i spokój. Ja i mój brat. Spoglądałam to na wolno płynącą pod nami wodę, to na odlatujące gdzieś w oddali ptaki.
-Widzę, że to wszystko dalej cię martwi. - chłopak położył mi dłoń na ramieniu.
-Trudno, żeby nie martwiło. - odparłam smutno.
-Kochasz go? - zapytał nagle.
-H-hej, co to za pytanie.
-Pytam się. - po tonie jego głosu wywnioskowałam, że nie przyjmie odmowy odpowiedzi na jego pytanie.
-Tak, kocham go.
-Słuchaj Lara...może na początku trochę za ostro się o nim wypowiedziałem. Jestem facetem i z jednej strony go rozumiem. Dał się ponieść emocjom, też bym tak zareagował na jego miejscu. - wlepił wzrok w płynącą po wodzie kaczkę.
-Tylko mi nie mów, że stajesz po jego stronie, bo jak on jesteś samcem alfa. - odwróciłam głowę w inną stronę i wydałam dźwięk podobny do prychnięcia.
-Nie o to mi chodzi, po prostu z jednej strony go rozumiem. Wyobraź sobie jakbyś ty zareagowała na tyle złych wieści.
-Masz rację jednak...boli mnie to.
-Wiem, pamiętam jak ja się czułem kiedy pokłóciłem się z dziewczyną.
-Masz dziewczynę?
-Miałem, zniknęła pewnego dnia bez słowa. Nigdy jej już nie spotkałem.
-Masz jej zdjęcie?
-Tylko to mi po niej zostało. - wyjął z kieszeni telefon i poszukał w nim zdjęcia swojej byłej dziewczyny. Zrobiło mi się go bardzo szkoda, pewnie bardzo to przeżył.
-Mam wrażenie, że skądś ją znam. - zamyśliłam się , wpatrując się w zdjęcie dziewczyny.
-Miała na imię Debra. Debra Prescott. - w tym momencie już wiedziałam skąd kojarzę dziewczynę ze zdjęcia. Jestem pewna, to była dziewczyna Kastiela. Ta sama, która zniszczyła życie i jemu i mojemu bratu. Nie mogłam w to uwierzyć. Momentalnie z wrażenia cofnęłam się kilka kroków w tył, po czym złapałam się za skronie.
-Hej, Lara, co jest? Wszystko dobrze? - Jake szybko do mnie podbiegł i chwycił w swoje silne ramiona.
-Nie...nic już nie jest w porządku. - poczułam jak silniej kręci mi się w głowie. Gdyby nie to, że chłopak mnie trzymał już dawno runęłabym na ziemię.
-Zaprowadzę cię do domu, bez dyskusji. - wziął mnie na ręce i zaczął podążać z powrotem w stronę mojego domu. Droga minęła w ciszy. Miałam tyle pytań, ale żadnej siły by je teraz zadać. Z resztą nie byłam pewna, czy chcę znać teraz na nie odpowiedź. Moją głowę zaprzątało tysiące myśli. Dlaczego akurat Debra? Czy to tylko czysty przypadek? Na pewno muszę powiedzieć komuś o tym czego się dowiedziałam. Byliśmy już bardzo blisko mojego domu. Cieszyłam się z tego powodu, ponieważ lekko przemarzłam.

[Rozalia]

Zbliżałam się żwawym jak zawsze krokiem do domu mojej brązowowłosej przyjaciółki. Po drodze nadal kilka razy wybrałam jej numer, lecz odpowiedziała mi ponownie poczta głosowa. Szlag. Co ona teraz robi? Gdzie jest? Zaczęłam panikować. A jeśli coś jej się stało? Muszę jak najszybciej ją znaleźć! W oddali ujrzałam dwie sylwetki, udało mi się rozpoznać tyle, że był to jakiś chłopak niosący jakąś dziewczynę na rękach. Zbliżali się w tym samym kierunku co ja. Postanowiłam jeszcze bardziej przyspieszyć kroku, by dokładniej się im przyjrzeć. Gdy byli już blisko, doznałam szoku. Owy chłopak, którego z oddali dojrzałam, niósł jakby wpółprzytomną Larę na rękach. Jeszcze bardziej zdziwił mnie fakt, że chłopakiem który ją niósł nie był Kastiel, lecz jakiś obcy człowiek, którego pierwszy raz widziałam na oczy.
-Lara! - krzyknęłam biegnąc w ich stronę. Spojrzałam na chłopaka groźnym wzrokiem.
-Roza, co ty tu robisz? - powiedziała słabym głosem.
-Jak to co? Masz wyłączony telefon i nie dajesz znaku życia! Martwiłam się jak cholera.
-Spokojnie, nic mi nie jest jak widzisz.
-A to...?- wskazałam na chłopaka. Nastawiłam się już na najgorszą z możliwych odpowiedzi, mianowicie, że to jej nowy chłopak.
-Ach, przepraszam. Nie przedstawiłam was sobie.
-Właśnie. - skrzyżowałam ręce pod biustem.
-Mógłbyś? - spojrzała na chłopaka, po czym ten posłusznie odstawił ją na ziemię.
-Jake, poznaj Rozalię moją przyjaciółkę. Rozalia to jest Jake, mój przyrodni brat. - niepewnie podałam chłopakowi dłoń na powitanie. Z jednej strony byłam zła na Larkę, że nic nie powiedziała mi o swoim bracie , a z drugiej ogromną ulgę, że ten cały Jake nie jest jej nowym chłopakiem.
-Chyba mogę was już zostawić. Dacie sobie radę? - zapytał chłopak.
-Oczywiście. - powiedziałam pewnie i pociągnęłam przyjaciółkę w stronę drzwi do jej domu.
-Zadzwonię później, do zobaczenia Lara! Cześć, Rozalio. - uśmiechnął się i odszedł w swoją stronę.Westchnęłam głośno i weszłam razem z Larą do jej domu. Zaprowadziłam ją do jej pokoju i obydwie usiadłyśmy na łóżku.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś, że masz brata?- zaczęłam.
-Sama o nim zapomniałam. Długo nie utrzymywaliśmy kontaktu.
-Dobrze, to jeszcze zrozumiem, ale do jasnej anielki dlaczego wyłączyłaś komórkę?!
-To dosyć...duża sprawa. - zaczęła drżącym głosem.
-Opowiedz mi wszystko.
-Dobrze. A więc...-wzięła głęboki wdech i zaczęła swoją dość długą przemowę, a ja zamieniłam się w słuch.

****

[Lara]

Opowiedziałam Rozalii wszystko co się dzisiaj wydarzyło. Co do joty. Powiedziałam jej także, o tym czego dowiedziałam się od Jake'a. Tak jak i ja nie mogła wyjść ze zdumienia. Po prostu to wszystko było jakieś popieprzone.
-Po pierwsze, musisz pogadać z Kastielem. Wiem, że zachował się jak dupek, ale to tylko facet. Pewnie już tego żałuje. Po drugie, musisz koniecznie porozmawiać z bratem. Może dowiemy się czegoś ciekawego o Debrze.
-Wiem, że muszę ale dzisiaj na pewno tego nie zrobię. Nie mam już na to siły. - opadłam na łóżko i zaczęłam pustym wzrokiem wpatrywać się w biały sufit.
-Rozumiem cię, lepiej odpocznij i przemyśl wszystko. I pamiętaj, nie załamuj się już tak! - dźgnęła mnie lekko palcem w brzuch.
-Dobrze, postaram się.- uśmiechnęłam się.
-Zuch dziewczyna. Larcia, zostałabym dłużej, ale umówiłam się już z Leo. Dasz sobie radę sama?
-Pewnie, leć. - podniosłam się z łóżka i odprowadziłam ją do drzwi. Ubrała swoje wysokie, długie do kolan kozaki i uścisnęła mnie na pożegnanie. Zamknęłam za nią drzwi i wróciłam do mojego pokoju. Postanowiłam w końcu włączyć komórkę. Tak jak się spodziewałam. Kilka nieodebranych połączeń od Rozy i od Kasa. Z Rozalią sprawa już załatwiona, jednak z Kastielem nie do końca. Nie chciałam go niego jeszcze dzwonić, nie byłam na to gotowa. Poczekam jeszcze jeden dzień, niech trochę się pofatyguje, a co. Z trochę lepszym dzięki białowłosej humorem postanowiłam się już wykąpać. Napuściłam gorącej wody do wanny i wlałam do niej tonę różnych, kolorowych płynów. Wskoczyłam do wanny. Uwielbiałam takie momenty relaksu, gdy mogę zapomnieć o wszystkich problemach.

[Kastiel]

Do domu znienacka wróciła mama. Dalej byłem na nią zły, że często widywała się z ojcem zamiast spędzać ze mną czas. Jej wybór. Gdy weszła do pokoju nie zwróciłem nawet na nią uwagi. Usiadła obok mnie na sofie i czekała na jakąś reakcję z mojej strony. Daremnie.
-Kastiel, możemy porozmawiać? - odezwała się w końcu.
-O czym? - spytałem chłodno.
-O ojcu. - odpowiedziała smutno.
-Kto to taki? Nie znam gościa. - chwyciłem pilota i zmieniłem kanał telewizyjny.
-Proszę cię nie zachowuj się jak dziecko.
-Zabawne, słyszę to już dzisiaj drugi raz.
-Widziałeś się dzisiaj z nim?
-I z nim i z jego córką, która zarazem jest moją siostrunią. No i jeszcze z Larą.
-Wiedziałam od jakiegoś czasu o wszystkim, ale nie chciałam cię martwić. Byłeś w końcu taki szczęśliwy. A co u Lary?
-I jak myślisz, do czego doprowadziła twoja matczyna troska? Dowiedziałem się w najgorszy możliwy sposób. Nie zdążyłem nawet tego wszystkiego przetrawić. Lara? Nie wiem, chyba nie chce mnie znać jak na tę chwilę. - zacisnąłem pięść.
-Kassi skarbie, chciałam dobrze. Jak to? Pokłóciliście się?
-Nie mów tak do mnie. Tak, przez wasze ukrywanie prawdy. Jestem kretynem, który nie panuje nawet nad własnymi słowami.
-Ojciec obiecał nigdy więcej nie pokazywać ci się na oczy, ale prosił o jedno. Jak będziesz chciał, to powiem ci co to takiego. Na razie muszę wracać do pracy. -powiedziała smutno.
-Znowu wyjeżdżasz? Cóż za niespodzianka. - prychnąłem nie odrywając wzroku od telewizji.
-Muszę, ktoś musi na ciebie pracować synku. Wiesz, że bym z tobą została, ale doskonale też wiem, jak dobrze radzisz sobie sam. - pogładziła dłonią moje włosy. To na moment lekko rozczuliło moje buntownicze serce.
-Dobra jedź jak masz jechać. - powiedziałem z nutą smutku w głosie. W głębi serca, ta mała cząstka mnie zawsze tęskni za mamą, to ona poświęciła mi całe swoje życie. Nie miała ze mną łatwego życia. Wiecznie jakieś problemy, czy to w szkole, czy z rówieśnikami. Dziękowała Bogu, że zawsze pilnował mnie też Lys, który potrafił na mnie kiedyś wpłynąć na tyle, że stawałem się w miarę grzecznym chłopcem. Ten nagły powrót do wspomnień bardzo mnie zdołował. Nie lubiłem pokazywać po sobie smutku, przecież faceci nie płaczą. Mama pożegnała się ze mną i wyszła z domu. Zawołałem do siebie Demona i postanowiłem wyjść z nim na spacer. Wziąłem smycz i razem ze zwierzęciem wyszedłem na zewnątrz. Na ukojenie nerwów dzisiejszego dnia, zapaliłem papierosa. Patrzyłem jak dym wydobywa się z moich ust i po chwili rozpływa się w powietrzu. Myślałem o Larze. W sumie to cały czas o niej myślę. Chyba już zwariowałem. Powinienem jeszcze raz do niej zadzwonić? A może ona nie chce ze mną rozmawiać? Nie miałem pojęcia co mam zrobić, ale wiedziałem jedno, że nie mogę spieprzyć tego jeszcze bardziej. Postanowiłem, że pójdę do niej, gdy odprowadzę Demona z powrotem. W pewnym momencie ze snucia moich planów, wyrwał mnie głos Rozalii.
-Hej Kastiel! - powiedziała radośnie jak zawsze.
-Cześć.
-Widziałam się z Larą. Chciała z tobą pogadać, ale mówiła, że jeszcze nie dzisiaj.
-Już myślałem, że coś się stało, nie odbierała telefonu. - odetchnąłem z ulgą.
-Spokojnie, po prostu była trochę roztrzęsiona i zła. - uśmiechnęła się dziewczyna. -wybacz spieszę się, na razie! - pobiegła gdzieś w innym kierunku.
-Pa. - rzuciłem i postanowiłem odprowadzić już Demona do domu. Chyba wystarczająco się już wyhasał. Gdy już go odprowadziłem, od razu postanowiłem pójść do Lary. Rozalia może mówiła mi,żebym dał jej jeszcze dzisiaj spokój, ale nie będę się nikogo słuchał. W końcu to nie w moim stylu. Nie czekając dłużej ruszyłem pod dom Lary.

[Lara]

Po odprężającej kąpieli, nie spodziewałam się już dzisiaj żadnych odwiedzin. No chyba, że obiecanego telefonu od Jake'a. Nagle do drzwi ktoś zapukał. Otworzyłam je i ujrzałam w nich mojego brata.
-Co ty tu robisz? Miałeś tylko zadzwonić. - zapytałam zdumiona.
-Wiem, ale w sumie nie pogadaliśmy tak na spokojnie. W końcu nie widzieliśmy się kilka lat.
-Masz rację. Wejdź. - uścisnęłam chłopaka i zaprosiłam go znów do siebie.

[Kastiel]


Już miałem w głowie przygotowaną całą przemowę, dotyczącą mojego chamskiego zachowania. Byle by Lara nie była już wściekła i smutna. Z daleka widziałem już dom mojej dziewczyny, zbliżałem się do niego w zawrotnym tempie. Jednak gdy byłem już w miarę blisko, zobaczyłem coś co mnie zamurowało. Stanąłem w miejscu i przyglądałem się jak głupi scenie, jak Lara i jakiś brązowowłosy gość się przytulają. Weszli do jej domu. Co to ma do cholery oznaczać? Czy właśnie dlatego Rozalia przestrzegła mnie, bym dzisiaj dał Larze spokój? Kryła by ją? Nie, po prostu w to nie wierzę. Niech ktoś mnie obudzi, bo jestem chyba w jakimś koszmarze. Ten dzień, to jakieś pasmo nieszczęść. Spojrzałem jeszcze w stronę gdzie za drzwiami zniknęła moja ukochana oraz ten tajemniczy chłopak. Normalnie poszedłbym tam teraz i po prostu spuścił mu niezły łomot. Jednak teraz coś mnie powstrzymywało. Ogarnęła mnie jakaś niemożność, lęk. Zawróciłem do domu i od razu wykonałem telefon do Lysandra.

niedziela, 14 lutego 2016

LBA 2

Druga nominacja! Dziękuję serdecznie Lena Rozalia Król ^^
Lecim!

1.Kto jest twoim idolem/idolką?
-Moją idolką(chociaż nie istnieje na prawdę) jest Lara Croft! Ta postać zdecydowanie odegrała jedną z najważniejszych ról w moim życiu.

2.Skąd wziął się pomysł na założenie bloga?
-Założyłam go za namową kilku moich koleżanek z klasy. Opowiadanie, które aktualnie piszę, tworzy się już od grudnia 2014! Nie miałam zamiaru go publikować. Dopiero w czerwcu ubiegłego roku, zdecydowałam się na ten krok. Pomyślałam "skoro im się podoba to czemu nie pokazać tego większej ilości osób?" I przyznam, że to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu :D

3.Gdybyś miała być kimkolwiek zechcesz przez jeden dzień, kim byś była? Opisz tę osobę w kilku zdaniach.
-Nawiązując do pierwszego pytania - chciałabym być chociaż przez jeden dzień Larą Croft! Jest to postać z gry komputerowej Tomb Raider. Jako, że mam z nią styczność od piątego roku życia, jest mi bardzo bliska. Świetnie posługuje się bronią, wykonuje przeróżne akrobacje. Jest podróżniczką i słynną archeolog. W dodatku biegle posługuje się kilkoma językami. 

4.Czego w sobie nie lubisz i co chciałabyś ewentualnie zmienić?
-Nie lubię w sobie swojej wręcz panicznej nieśmiałości, oraz mojego ogromnego pesymizmu. Właśnie te dwie cechy najchętniej bym w sobie zmieniła, znacznie utrudniają mi życie. 

5.Gdybyś miała wybrać jedno miejsce na świecie (bądź w kosmosie, whatever), które chciałabyś odwiedzić, co to by było za miejsce?
-Oczywiście Tokio! Niesamowite miasto, pełne cudów jakich w życiu nie widziałam na oczy :D

6.Masz jakąś ulubioną książkę bądź film? Jeśli tak opisz ją w kilku zachęcających słowach.
-O książce pisałam w poprzedniej nominacji, także teraz skupię się na filmie. Uwielbiam, wręcz kocham Alicję w Krainie Czarów Tima Burtona. Historia Alicji jest raczej wszystkim dobrze znana. Dziewczyna przenosi się przez przypadek do Krainy Czarów, w której musi uratować mieszkańców od rządów czerwonej królowej i dokonać przepowiedni. 

7.Gdzie najchętniej lubisz spędzać wolny czas?
-W moim pokoju. Gdy w nim przebywam, otoczona przez rzeczy, które lubię to czuję się bezpiecznie. Taki mój mały azyl.

8.Czy kiedykolwiek zrobiłaś coś, co wiązało się ze złamaniem określonych zasad? Jeśli tak, to co to było?
-Oj jest parę takich rzeczy xD Ale powiem o jednej. Mianowicie wagary. Wydaje mi się, że to dość dobry przykład łamania zasad xD

9.Masz jakiś ulubiony cytat, hasło, piosenkę czy cokolwiek innego, które motywuje Cię, dodaje sił w trudnych chwilach, ma dla Ciebie duże znaczenie bądź zwyczajnie sprawia Ci radość? Jeśli tak, nie trzymaj nas dłużej w ciekawości i podziel się z nami tymi słowami.
-Co dodaje mi sił w trudnych chwilach? Hmm...Naruto! Ten chłopak z bardzo popularnego na świecie anime, nigdy się nie poddawał. Zawsze gdy jest mi ciężko lub smutno, myśl o tym co zrobiłby na moim miejscu Naruto dodaje mi motywacji. Może to trochę głupie, ale tak właśnie jest :D

10.Starasz się być sobą czy ukrywasz się pod maską?
-W stu procentach sobą, jestem tylko i wyłącznie w domu. Gdy jestem poza nim, zazwyczaj udaję, że wszystko jest w porządku. Chociaż nie zawsze tak jest, zależy od sytuacji.

11.Wybierz jedno słowo, które najlepiej Cię oddaje.
-Jedno słowo...hm...może "cierpliwa". 

Osoby przeze mnie nominowane podawałam już wcześniej ^^

LBA

Bardzo dziękuję za nominację I believe! Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek ktoś mnie do czegoś nominuję xD Ale do rzeczy.

1.Jaki jest twój ideał chłopaka? (wygląd, charakter itp.)
-Mój ideał chłopaka to na pewno taki typowy bad boy :D Najlepiej jakby miał kruczoczarne włosy, lub pofarbowane na jakiś szalony kolor. Oczy ciemne oczywiście. Musi być wyższy niż ja. Co do charakteru: musi podzielać moje zainteresowania, musi być zabawny, mimo wszystko nie może być bardzo wulgarny w stosunku do innych.

2.Twoja ulubiona książka?
-Na to pytanie trochę ciężko mi odpowiedzieć, bo zbyt wielu książek nie czytam. Jednakże myślę, że na tytuł mojej ulubionej, zasługuje przeczytana ze mnie kilka lat temu książka Jagody Wójcik "Gwiezdne oczy"

3.Jaką sławną osobę podziwiasz najbardziej i dlaczego?
-Zdecydowanie Angelinę Jolie. Jest moją ulubioną aktorką, ale jakby tego było mało ma wielkie serce. Należy do wielu światowych organizacji oraz pomaga innym jak tylko może. Najlepszym dowodem na to, jest adoptowanie przez nią dzieci z różnych zakątków świata.

4.Co najchętniej robisz gdy wiesz, że możesz leżeć przysłowiowym brzuchem do góry?
-Słucham muzyki i pogrążam się w świecie mojej wyobraźni!

5.Masz jakieś zwyczaje, które ciągle powtarzasz?
-Szczerze powiedziawszy to chyba nie.

6.Do jakiego kraju najbardziej chciałabyś się udać?
-Do Japonii. Jest przepiękna i fascynuje mnie pod absolutnie każdym względem. To właśnie z Japonią wiążę swoją przyszłość.

7. Jeśli miałabyś wybór: żyć dalej w realnym świecie lub przenieść się do fantastycznej krainy, co byś wybrała?
-Jeżeli przeniosłabym się do fantastycznej krainy, bałabym się tego, że będę mimo wszystko tęsknić za zwykłym światem. Dlatego myślę, że wolałabym jednak zostać tu gdzie moje miejsce.

8. Lubisz sport? A jak tak to jaki?
-Nie jestem wielką fanką sportu, nie przepadam nawet za lekcjami wf-u. Jednak lubię czasem pograć w siatkówkę.

9. Na jakie cechy najbardziej zwracasz uwagę gdy kogoś poznasz?
-Sposób mówienia – czy ktoś co drugie słowo przeklina, czy wręcz odwrotnie. Oczywiście muszę też wybadać czy ta osoba ma poczucie humoru.

10.Ulubiona pora roku?
-Uwielbiam lato. Kojarzy mi się z wakacjami i niezapomnianymi przygodami.

11.Co według ciebie jest gorsze: nie posiadać przyjaciół czy drugiej połówki?
-Według mnie nieposiadanie przyjaciół. Prawdziwa przyjaźń to skarb i jest to coś pięknego. Mogłabym nawet powiedzieć, że pod kilkoma względami, jest to uczucie silniejsze nawet od miłości.

Mam nadzieję, że odpowiedzi są w miarę wyczerpujące :D Czas na nominacje! Na pewno nie wypiszę aż 11 blogów, gdyż nawet tylu nie czytam.

Nominuję:
-Susan Black
-Elena G
-Let is Die


Moje pytanka :D

1.Jak zaczęła się twoja przygoda z pisaniem?
2.Twój ulubiony zespół?
3.Co lubisz robić w wolnym czasie?
4.Jakbyś mogła cofnąć się w czasie, co zmieniłabyś w swoim życiu?
5.Jak to się stało, że zaczęłaś grać w Słodki Flirt?
6.Co najbardziej lubisz jeść? (np. Ulubiona potrawa)
7.Czy potrafisz grać na jakimś instrumencie?
8.Czy masz jakieś wielkie marzenie?
9.Masz wybór- stanąć po stronie zła lub po stronie dobra. Co byś wybrała?
10.Jaką pogodę lubisz najbardziej?

11.Bez czego w swoim życiu, nie dałabyś sobie rady?

Sorki coś się porobiło z kolorami tekstu i nie jestem w stanie nic z tym zrobić :( Mam nadzieję, że coś tam widać. 

środa, 10 lutego 2016

Rozdział XXII

Dedykuję ten rozdział Susan :D Przez Ciebie dostałam jakieś chorej obsesji na punkcie BVB XD Ale dziękuję Ci za to dobra kobieto xD Przy ich piosenkach powstawał rozdział :D Miłego czytania! 


Amanda jak gdyby nigdy nic, siedziała sobie na grzbiecie Demona. Pies najwyraźniej nawet nie myślał o tym, by ją z siebie zrzucić. Staliśmy w ciszy przez kilka dobrych minut, przyglądając się tej scenie. Nagle Kastiel podbiegł do zwierzęcia i sprawnym ruchem, zdjął dziewczynkę z grzbietu psa. Zanim zdążył postawić ją na ziemię, Amanda zaczęła przypatrywać się Kasowi z wielkim zaciekawieniem. Wyciągnęła małą rączkę, by dotknąć jego czerwonych włosów, lecz chłopak prędko postawił ją na podłodze. Cofnął się krok w tył. Dziewczynka wyraźnie posmutniała. Na widok jej smutnej buzi, aż kroiło mi się serce. Miała w sobie to coś, zupełnie jak Kastiel. Nawet była do niego troszkę podobna. Podeszłam do niej.
-Hej, co się stało? - zapytałam klękając obok niej.
-Nie lubicie mnie. - odparła pociągając swoim małym noskiem.
-N-nie no coś ty, bardzo cię lubimy! Prawda Kas? - odwróciłam się w jego stronę i dałam mu do zrozumienia, żeby odpowiedział coś miłego. Ten tylko kiwnął przytakująco głową i usiadł na krześle.
-Ty może tak, on nie. - jej oczy zaszły łzami.
-Chodź dam ci coś do porysowania, dobrze? - zaproponowałam.
-Mhm. - kiwnęła głową i ruszyła za mną do pokoju obok. Znalazłam jakąś czystą kartkę i kilka kolorowych długopisów. Dałam je dziewczynce po czym wyszłam z pomieszczenia. Usiadłam na przeciwko zamyślonego Kastiela.
-Mogę wiedzieć co ty wyrabiasz? - warknął.
-Co ja wyrabiam? Kas, to tylko dziecko. Ona nie jest niczemu winna.- zmarszczyłam brwi.
-Ale jest owocem związku mojego ojca i jakieś obcej baby. - lekko uderzył pięścią w stół.
-Ona jest twoją siostrą, przyrodnią ale jednak jesteście spokrewnieni.
-Chuj mnie to obchodzi, nie chcę widzieć tego bachora na oczy! - spojrzał na mnie groźnym wzrokiem i tym razem głośniej uderzył w stół. Przełknęłam głośno ślinę, po czym udałam się do pokoju, w którym przebywała Amanda. Nigdy nie widziałam takiej żądzy mordu w oczach czerwonowłosego. Szczerze mówiąc...przestraszyłam się. Przecież ona jest tylko dzieckiem, to nie jej wina. Powinniśmy się nią zaopiekować zanim wróci ich wspólny ojciec. Nie wiem czy chcę być świadkiem tej rozmowy, ale nie mogę teraz wyjść bo zostawię Amandę samą.
-I co narysowałaś? - wymusiłam uśmiech, targały mną teraz negatywne emocje przez zachowanie buntownika.
-Gitarę. - powiedziała cicho.
-Jaka śliczna! Masz talent. - pochwaliłam ją, a na jej posępnej twarzy nagle pojawił się cień uśmiechu.
-Tak myślisz? Spodoba się Kastielowi? - gdy zadała to pytanie, wryło mnie w ziemię. Pomimo tego, że on sam nie interesuje się nią ani trochę, chce mu zaimponować.
-No pewnie. - zmierzwiłam jej włosy. Rozweseliła się na tyle, że zaczęła podążać w kierunku salonu, gdzie siedział chłopak. Zatrzymałam ją jednak.
-Co? - zapytała robiąc wielkie oczy.
-Wiesz...Kastiel chciał być teraz sam. Później mu to dasz, dobrze?
-No dobrze...to jeszcze coś dorysuję! - znów wybuchła niesamowitym entuzjazmem. Powróciła do rysowania, a ja usiadłam obok niej i patrzyłam jak kończy swoje "dzieło". Minęło jakieś pół godziny. Czerwonowłosy nawet nie przyszedł zobaczyć, co robimy razem z Amandą. Było mi tak cholernie przykro, że tak się zachował. Mam wrażenie jakby to do mnie miał o to pretensje. Już w tym momencie wiedziałam, że jak wrócę do domu to zacznę płakać. Po prostu chciałabym już być w swoim pokoju...Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili z sąsiedniego pomieszczenia dało się słyszeć rozmowę, a raczej wrzaski. Podeszłam do Amandy i wszystko, co mogłam teraz dla niej najlepszego zrobić, to zatkać jej uszy.

[Kastiel]

-Co ty sobie do cholery wyobrażasz?! Pogięło cię?! - wrzeszczałem na ojca, byłem wściekły. Jakbym mógł, zabiłbym go na miejscu.
-Nie unoś się tak. To wina Diany, prosiłem ją by do ciebie nie przychodziła ale ona się uparła.- ojciec wyglądał na zakłopotanego.
-Tak? Jakoś ona powiedziała mi co innego, wiesz?
-Co takiego?
-Nie udawaj głupiego. Sam kazałeś jej tu podrzucić tego bachora.
-Nie mów tak o Amandzie.
-Ha! Błagam ludzie, trzymajcie mnie! - kopnąłem w krzesło, które z hukiem spadło na podłogę.
-Od teraz ona jest twoją rodziną. I tak już będzie wychowywała się bez matki, pozwól jej...
-Na co?! Na co mam jej pozwolić?! Na bycie szczęśliwą?! Może mam być dobrym braciszkiem?!
-Tego bym chciał...- powiedział cicho ojciec.
-Kurwa. - złapałem się za głowę. - czy ty jesteś głupi, czy tak dobrze udajesz? Myślisz, że zapomnę co mi zrobiłeś? Po twoim odejściu jak jakiś kretyn czekałem przy drzwiach, stałem i non stop patrzyłem się w okno. Czekałem jak wrócisz, cały czas wypytywałem się o ciebie,a odpowiadał mi tylko płacz mamy. Wiesz jak się wtedy czułem? Wiesz? Jak pierdolony śmieć! Zużyta zabawka, którą się wyrzuca. - co chwilę podnosiłem głos, nie mogłem opanować targających mną emocji. Patrzeć na tego człowieka, to jak dostawać biczem po twarzy. Kojarzył mi się i nadal kojarzyć się będzie tylko z cierpieniem.
-Ja...-mężczyzna zawahał się. - wiem, że to nic nie zmieni, ale...przepraszam cię. Gdybym mógł jakoś cofnąć czas...
-Gówno mnie obchodzą twoje przeprosiny. Po prostu chcę, byś raz na zawsze zniknął z mojego życia. - syknąłem. - zabieraj to pieprzone dziecko i wynoś się.
-Ale...
-Już! - wrzasnąłem wskazując na drzwi prowadzące do pokoju, w którym znajdowała się Lara i Amanda. Mężczyzna niepewnie pociągnął klamkę i wszedł do pokoju. Ja z załamanymi rękoma usiadłem na sofie.

[Lara]

Nadal zatykałam dziewczynce uszy, nie chciałam żeby słyszała to co mówi o niej Kastiel. Zabolałoby ją to. Bardzo. Nagle do pokoju wszedł wysoki mężczyzna w czarnym płaszczu. Od razu ujrzałam niesamowite podobieństwo między całą ich trójką : Kasem, ojcem i Amandą. Niepewnie wstałam z podłogi, na której siedziałam razem z dzieckiem i spojrzałam na mężczyznę.
-Tata! - dziewczynka rzuciła mu się na szyję. Ten z radością podrzucił ją w powietrze.
-Chodź idziemy. - zarządził, po czym wraz z Amandą opuścili dom Kasa. Siedziałam jeszcze chwilę w pokoju, bojąc się z niego wyjść. Szczerze mówiąc nie wiedziałam, co mam teraz zrobić. Na podłodze spostrzegłam zostawiony przez Amandę rysunek. Dorysowała na nim kilka serduszek i nieudaną małą czaszkę. Uśmiechnęłam się do siebie i podniosłam rysunek z ziemi. Wzięłam głęboki wdech i poszłam do salonu. Czerwonowłosy siedział na sofie i chował twarz w dłoniach. Bałam się odezwać i cokolwiek zrobić. Położyłam tylko rysunek na stole i zaczęłam zmierzać w kierunku drzwi wyjściowych. Zatrzymała mnie silna ręka buntownika.
-Nie idź jeszcze. - powiedział chłodno.
-Muszę już wracać.
-No jasne, ty też mnie zostaw. - ścisnął silniej moją rękę.
-Ał, Kas, to boli. - próbowałam się wyszarpać.
-A wiesz co mnie boli? To, że nawet ty nie jesteś po mojej stronie.- syknął.
-Skąd wiesz po czyjej stronie jestem?
-Powinnaś zostać wtedy ze mną, a nie zajmować się tym dzieciakiem.
-Nie zachowuj się jak dziecko.
-Ja? Ja się zachowuję jak dziecko tak?
-Kastiel, puść to mnie boli. - lekko podniosłam ton głosu. Spojrzałam prosto w oczy chłopaka. Były pełne nienawiści. Chłopak puścił moją rękę lekko mnie przy tym odpychając.
-Tak, jasne. Idź. - odwrócił się do mnie tyłem. Stałam jeszcze chwilę w miejscu przyglądając mu się.- Na co czekasz? Spier...-w tym momencie chyba ugryzł się w język i zatkał usta. Sam był najprawdopodobniej zdziwiony tym, co chciał do mnie powiedzieć. Do oczu napłynęły mi łzy i miałam ochotę stamtąd uciec. Szybko otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg.
-Lara! Zaczekaj! Ja nie...- w tym momencie chłopak oberwał drzwiami, które wychodząc pchnęłam by się zamknęły. Usłyszałam tylko hałas i przekleństwo, które wydostało się z ust buntownika. Nie obchodziło mnie to. Chciałam być już jak najdalej stąd. Zaczęłam biec, najszybciej jak tylko mogłam. Dopiero po dłuższej chwili biegu zdałam sobie sprawę, że pada deszcz. Byłam już cała przemoczona. Gdy dotarłam do domu, drżącymi dłońmi otworzyłam drzwi i rzucając buty w kąt korytarza, pobiegłam do mojego pokoju. Na całe szczęście rodziców nie było w domu. Zdjęłam z siebie wszystkie przemoczone ubrania i założyłam coś innego. Usiadłam na łóżku i włączyłam muzykę. Łzy zaczęły lecieć po moich policzkach, tworząc na nich mokre ścieżki. Jak on mógł? Przecież to wszystko to nie moga wina. Ja nic mu nie zrobiłam. Nic. Było mi tak smutno, miałam ochotę się po prostu powiesić. Wiedziałam, że nie jest to żadne wyjście, ale w tym momencie moja rozpacz sięgnęła zenitu. Pierwszy raz na poważnie płaczę przez chłopaka. Tak bardzo mnie zranił. Nie chcę nawet na niego patrzeć. Nie teraz, potrzebuję trochę czasu. Piosenki z mojej listy odtwarzania stawały się coraz bardziej przygnębiające co tylko potęgowało mój płacz. Z tego całego załamania wyrwał mnie dźwięk dzwonka mojego telefonu, który przerwał piosenkę. Spojrzałam na wyświetlacz "Kastiel". Bez większego namysłu odrzuciłam połączenie i aby nie być nękaną przez ciągłe telefony, włączyłam tryb samolotowy by nikt nie mógł się do mnie dodzwonić.
Ponownie opadłam na łóżko zanosząc się płaczem. Muzyka znów robiła swoje, a ja nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

*

[Rozalia]

Próbowałam dodzwonić się do Lary by opowiedzieć jej o wszystkim co przeoczyła na imprezie. W dodatku powinnam ją przeprosić...W końcu, gdy mnie potrzebowała ja jej nie pomogłam. Procenty nie są dla mnie żadnym wytłumaczeniem. Zawiodłam się sobą. Co ona musiała wtedy przeżywać? Mam nadzieję, że teraz wszystko jest w porządku. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, postanowiłam do niej zatelefonować. Od razu po wybraniu jej numeru telefonu i wciśnięciu zielonej słuchawki odezwała się poczta głosowa. To do Larki niepodobne. Wyłączyła komórkę? Coś mi tu nie pasuje i wyczuwam coś złego. No ładnie, mam nadzieję że po tej imprezie nic się nie wydarzyło. Zaczynam się bać. Skoro ona nie odbiera...to może Kastiel odbierze? Znalazłam numer do czerwonowłosego i zadzwoniłam. "Zajęte". Dzwoniłam tak dobre kilka razy i nadal to samo. Cholera! Co jest z nimi nie tak? Kto jeszcze mógłby mieć z nimi kontakt? Chyba raczej nikt nie widział ich od wczoraj odkąd wyszli...Hm...Wiem! Po co dzwonić skoro można wbić na chatę? Larcia na pewno się ucieszy. Tylko gdzie ja posiałam moją torebkę?

[Kastiel]

Stałem w łazience ocierając nos z krwi mokrą chusteczką. Dosyć dużo jej było, jak na walnięcie drzwiami w twarz. Nie wiem czy nie jest złamany, ale nie obchodzi mnie to w tej chwili. Jestem po prostu idiotą. Jak mogłem nawet pomyśleć...ba! Odezwać się do Lary w ten sposób. Najgorsze jest to, że przecież jestem już całkiem trzeźwy. Jednakże uważam, że nic nie usprawiedliwia mojego zachowania. Debil,debil, debil. Kilka razy uderzyłem się otwartą dłonią w czoło, które i tak już bolało po uderzeniu w drzwi. Co jak co, ale należało mi się to jak nikomu innemu. Próbowałem się kilka razy do niej dodzwonić, lecz dziewczyna nie odbierała telefonu. Nawet gorzej, wyłączyła go. Poszedłbym do niej, ale mam dziwne wrażenie, że nie chce mnie teraz widzieć. Zawsze coś spieprzę. Nie pozostało mi nic innego jak wrócić do salonu przed telewizor i spędzić tak resztę dnia. Wchodząc do pomieszczenia ujrzałem kartkę leżącą na stole. Podszedłem bliżej i chwyciłem ją. Narysowana była na niej gitara, wokół kilka serduszek i coś...co chyba miało przypominać czaszkę?
Mimowolnie uśmiechnąłem się do siebie, jednak po chwili uświadamiając sobie ponownie całą sytuację, odłożyłem beznamiętnie kartkę z powrotem na stół. Zasiadłem na kanapie i wyciągnąłem papierosa. Odpaliłem go i zaciągnąłem się dymem. Odchyliłem głowę do tyłu i patrzyłem w pusty, biały sufit. Czasem chciałbym, żeby moje życie było dokładnie takie jak on. Puste, bez problemów, bez niczego. Tylko ja i Demon.

[Lara]

Zasnęłam? Ile czasu minęło? Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Było po 18. Rodziców nadal nie było w domu. Poszłam do łazienki, by obmyć opuchnięte od płaczu oczy. Miałam wszystkiego dosyć. Jutro szkoła, nie mam najmniejszej ochoty się jutro w niej zjawić. I nie przyjdę, mam to wszystko głęboko w poważaniu. Teraz ewidentnie poczułam, jak smutek i żal ustępują złości oraz zdenerwowaniu. Obmyłam twarz zimną wodą i od razu poczułam się dużo lepiej. Poszłam do kuchni, by na pocieszenie przyrządzić sobie mrożoną pizzę. Przecież najlepiej zajadać smutki, prawda? Przygotowanie pizzy zajęło mi jakieś 30 minut. Po tym czasie cieszyłam się już gorącą i pyszną pizzą. Włączyłam sobie jakieś kreskówki na odmużdżenie i zatopiłam się w swoim świecie. Pochłaniałam pizzę kawałek po kawałku. Nawet nie spostrzegłam się kiedy już jej nie było. Otrzepałam się z okruszków i odniosłam talerz po pizzy do zlewu. Wróciłam do oglądania kreskówek. Czasem warto na chwilę znów zamienić się w dziecko, albo chociaż je poudawać. Gdyby była możliwość cofnąć się w czasie i przeżyć wszystkie beztroskie chwile raz jeszcze. Ogarnął mnie strasznie nostalgiczny nastrój. Nagle usłyszałam warkot silnika za oknem, jednak zignorowałam to. Za chwilę nastało pukanie w drzwi. Ktoś przyjechał? Rodzice? Ale raczej nie wydaje mi się, żeby silnik naszego kochanego autka działał tak donośnie. Kompletnie zdezorientowana otworzyłam drzwi, nie patrząc nie wiedzieć czemu przez wizjer. Widok osoby stojącej przede mną  zszokował mnie. Chłopak, na oko 20 lat. Wysoki, przystojny, lekko zmierzwione brązowe włosy. Oczy...takie same jak moje. Czy to...
-Jake? - zapytałam nie mogąc ukryć zdumienia.
-Stęskniłaś się księżniczko? - zapytał chłopak szeroko się uśmiechając.
-Jake! - rzuciłam się mu na szyję.
-Haha, widzę że to znaczy tak. - zaśmiał się.
-Ale jak? Skąd wiedziałeś jak mnie znaleźć?
-Przecież nadal mam kontakt z tatą. Uznaliśmy, że przyda ci się mała niespodzianka.
-Tak dawno cię nie widziałam. Bardzo się stęskniłam.
-Ja też, dlatego przyjechałem.
-Tak się zmieniłeś przez te kilka lat. Daje słowo, że gdybyś szedł gdzieś na ulicy, nie poznałabym cię. - powiedziałam z rozbawieniem.
-Ty także się zmieniłaś. Stoi przede mną piękna, młoda kobieta. - puścił mi oczko.
-Dziękuję. - zarumieniłam się. - Wejdź, muszę ci tyle opowiedzieć! - zaprosiłam go do domu.

-Z chęcią. - Jake wszedł za mną do salonu, kazałam mu się rozgościć. Tak bardzo się cieszyłam. Przez te wszystkie lata kontakt nam się urwał. Pamiętam gdy byliśmy jeszcze malutkimi dziećmi, mimo, że on był starszy zawsze się o mnie troszczył. Dziwne, że tak nagle przestaliśmy się odwiedzać i spędzać ze sobą czas. W końcu to mój...przyrodni brat.  


*****************************************************************************
Tak właśnie wyobraziłam sobie Jake'a. Jakby ktoś był zainteresowany, co to za postać już objaśniam. To Eisuke Ichinomiya z gry "Kissed by the baddest bidder". Bardzo polecam tę grę w szczególności, gdy czekamy na nowe odcinki Słodkiego Flirtu :P Mamy do wyboru kilka przystojnych chłopaków i do każdego gotową historię. Nie raz śmiałam się lub wręcz popłakałam grając w to. Także jeszcze raz gorąco polecam!
*****************************************************************************

sobota, 6 lutego 2016

Rozdział XXI

JUŻ PONAD 8 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ! DZIĘKUJĘ WAM BARDZO! DZIĘKUJĘ TEŻ ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE! NIE POZOSTAJE MI NIC INNEGO, JAK TYLKO BRAĆ SIĘ JESZCZE BARDZIEJ DO ROBOTY :D MIŁEGO CZYTANIA ^^


Czułam, że mogę to zrobić. Alkohol dodawał mi tej cholernej pewności siebie. Pewnie i tak wszyscy o tym zapomną. Taki niewinny wybryk na imprezie. Jednak mimo wszystko...wiem, że nie mogę zrobić tego Kastielowi, jest dla mnie zbyt ważny. Wszyscy nadal dopingowali, abyśmy z Lysandrem w końcu się pocałowali. Zacisnęłam pięści i spuściłam wzrok. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Ponownie spojrzałam na białowłosego, na jego twarzy widniał smutek i zakłopotanie. Nagle usłyszałam, że Kastiel wyszedł z łazienki. Spojrzałam w stronę, z której dobiegł dźwięk otwieranych drzwi.
-Leć- szepnął Lysander i uśmiechnął się. Kiwnęłam tylko głową i nie myślałam już o niczym innym, tylko o tym by wtulić się w czerwonowłosego. Gdy złapałam go jeszcze w korytarzu, od razu mocno się do niego przytuliłam.
-Kas...-szepnęłam zalewając łzami jego koszulę.

-Spokojnie, wyszedłem tylko do łazienki mała. - powiedział z rozbawieniem, mierzwiąc mi włosy. Spojrzałam na niego spod zapłakanych oczu i od razu zrzedła mu mina. Po wyrazie jego twarzy, wywnioskowałam, że raczej nie wie co ma zrobić, więc po prostu zamknął mnie w objęciu swoich silnych rąk. Czułam się wtedy tak bezpiecznie. Poczułam jak delikatnie oparł swoją brodę na mojej głowie. Staliśmy tak chwilę w ciszy tuląc się do siebie.  


Usłyszałam czyjeś zbliżające się kroki. Odchyliłam na chwilę głowę, żeby zobaczyć kto to. Widząc, że to Lys od razu z powrotem schowałam twarz w torsie buntownika.
-Co jej się stało? - zapytał czerwonowłosy nadal trzymając mnie blisko siebie.
-Dostała głupie zadanie, to wszystko. - powiedział Lysander współczującym głosem. Wtyd mi było nawet na niego spojrzeć, nie chciałam tego robić. Chciałam pójść do domu, pomimo tego, że impreza była świetna. Przez to wszystko cała nasza trójka jakby wytrzeźwiała. Białowłosy stał oparty o framugę i patrzył na nas z troską.

[Kastiel]

Lara była na tyle zdruzgotana, że aż lekko się wystraszyłem. Jakby zobaczyła ducha. Chętnie zostałbym jeszcze na imprezie mojego najlepszego przyjaciela, ale moja dziewczyna potrzebuje mnie teraz dużo bardziej. Lysander na pewno się nie obrazi. Na pewno będziemy mieli jeszcze okazję razem zabalować. Westchnąłem ciężko, nadal przytulając dziewczynę.
-Chcesz iść do domu? - zapytałem unosząc jej podbródek tak, by na mnie spojrzała. Kiwnęła tylko głową i ponownie się we mnie wtuliła. Uznałem to za wystarczający gest, by ją stąd zabrać. Dawniej nie zrobiłbym tego dla żadnej innej dziewczyny, oczywiście wolałbym się bawić dalej. Jednak ona ma w sobie jakąś magię, której nie potrafię nazwać.
-Lys..-zaczął Kastiel jednak białowłosy szybko mu przerwał.
-W porządku, idźcie. - uśmiechnął się serdecznie i podszedł do wieszka, na którym wisiały nasze kurtki. Podał nam je i zaprowadził do drzwi.
-Dzięki za impezę, było świetnie, jeszcze raz wszystkiego najlepszego Lys. - uścisnęliśmy się "po męsku" na pożeganie.
-To ja dziękuję, że przyszliście. Do zobaczenia. - kolorowooki pożegnał nas z uśmiechem na twarzy. Chwyciłem Larę za rękę i szliśmy powoli w stronę mojego domu. Spojrzałem na wyświtlacz swojego telefonu. Już po 3 nad ranem, zleciało jak z bicza strzelił. Przyjemne, chłodne, listopadowe powietrze muskało moją skórę, wprawiając mnie w delikatne dreszcze. Od zawsze uwielbiałem spacerować nocą, gdy jest cisza i spokój.
-Przepraszam...- powiedziała Lara drążym głosem.
-Ale za co? - przystanęliśmy na chwilę.
-Przeze mnie musiałeś wyjść z imprezy. - jeszcze bardziej posmutniała.
-Nie masz za co, powinnaś raczej czuć się wyróżniona.
-Dlaczego? - podniosła na mnie wzrok.
-Muszę mieć na prawdę dobry powód, żeby rezygnować z imprezy do białego rana. - uśmiechnąłem się.
-Na prawdę nie jesteś na mnie zły?
-Wręcz przeciwnie. - sprawnie wziąłem ją na ręce.
-Aa! - chyba się tego nie spodziewała.
-Nawet nie waż się protestować. - zarządziłem i ruszyłem przed siebie, niosąc swój ''skarb" na rękach. Poczułem jak dziewczyna wtula swoją głowę w moją klatkę piersiową. Pozostała droga do domu minęła w ciszy.

****

Po jakiś 20 minutach drogi byliśmy już pod moim domem. Raczej rodzice Lary nie chcieliby widzieć jej w takim stanie, dlatego przebywanie u mnie, wydawało się znacznie lepszą opcją. Postawiłem dziewczynę na ziemi. Otworzyłem drzwi i zaprowadziłem ją do salonu. Musiałem robić wszystko bardzo cicho, żeby nie obudzić Demona, bo zacząłby szczekać a tego bym nie chciał. Lara wygodnie usadowiła się na kanapie,a ja poszedłem po jakąś piżamę dla niej. Na myśl o tym jak ogromnego kaca będziemy jutro mieli, zrobiło mi się aż słabo. Na chwilę wyparłem jednak tę myśl i wróciłem do dziewczyny, ze stanowczo za dużą na nią koszulką. Gdy się w nią już ubrała, chwiejnym krokiem zaczęła podążać w kierunku mojego pokoju. Pomogłem jej, by się nie przewróciła, choć sam nie byłem w stanie normalnie iść. W dodatku ręce bolały mnie jeszcze po niesieniu jej przez całą drogę,ale czego nie robi się dla dziewczyn. Lara wręcz bezwładnie opadła na moje łóżko i praktycznie od razu zasnęła. Uśmiechnąłem się pod nosem na ten widok i sam przebrałem się w coś do spania. Ułożyłem Larę w wygodniejszej pozycji i objąłem ją ramieniem. Przykryłem nas kołdrą, po czym ja także głęboko zasnąłem.

****

[Lara]

Obudziłam się. Leżałam w objęciach Kastiela i zaczęłam się zastanawiać...jak ja się tu w ogóle znalazłam. Przez jakieś pięć minut, tępo gapiłam się w sufit, starając sobie przypomnieć coś z wczoraj. Powoli wszystkie skrawki wczorajszych wspomnień, zaczęły układać się w całość. Impreza u Lysa, świetna zabawa, odpały całej naszej ekipy, przygoda w szafie...i ta cholerna gra w butelkę. Dlaczego akurat ja musiałam dostać takie zadanie? I dlaczego to akurat mnie, wylosowało jako pierwszą? To dopiero nazywa się szczęście. Wzięłam głębszy oddech i podniosłam się na łokciach. Musiałam zrobić to na tyle delikatnie, żeby nie obudzić czerwonowłosego. Rozejrzałam się nieprzytomnym jeszcze wzrokiem po pokoju. W pewnym momencie reszta moich zmysłów, zaczęła budzić się ze snu i uderzył we mnie zapach, a raczej smród alkoholu.
-O rany, ale fetor. - skrzywiłam się. Najlepsze w tym wszystkim było to, że to przecież od nas wydobywała się ta woń. "Nigdy więcej imprez" powiedziałam w myślach i cicho udałam się do łazienki. Zdjęłam z siebie o wiele za dużą koszulkę od Kasa i wskoczyłam pod prysznic. Letnia woda, wprawiła moje ciało w przyjemne dreszcze. O dziwo nie czułam się jakoś tragicznie. Poza ogólnym wycieńczeniem i lekkim bólem głowy, było dosyć znośnie. Ciekawe jak tam Roza, Kim i reszta. Muszę koniecznie pogadać dzisiaj z dziewczynami. Mam nadzieję, że Lys zapomni o całym zajściu...a tym bardziej, że Kastiel się o tym nie dowie. W sumie pół biedy, gorzej gdyby procenty okazały się silniejsze niż zdrowy rozsądek i jednak pocałowałabym Lysandra. Nie zaprzątając sobie dłużej tym głowy, wyszłam z łazienki owinięta skąpym ręcznikiem. Buntownik nadal smacznie spał, więc zrzuciłam z siebie ręcznik i przebrałam się w ubrania z poprzedniego dnia.
-Striptiz na dobry początek dnia? Nie trzeba było, skarbie. - usłyszałam zadowolony głos czerwonowłosego. Odwróciłam się, gapił się na mnie opierając głowę na dłoni.
-T-to ty nie śpisz?! - zająknęłam się, robiąc się przy okazji czerwona jak piwonia.
-Nie, złotko. Już nie. - puścił mi oczko.
-Świetnie...-mruknęłam pod nosem i dokończyłam przebieranie. Chłopak usiadł na skraju łóżka, przeciągając się i ziewając. Podszedł do mnie od tyłu i objął mnie w talii.
-Idź się umyj. - powiedziałam lekko wyrywając się z jego objęć.
-Pff,dzięki. - udał obrażonego i posłusznie wykonał polecenie. Ja w tym czasie poszłam zrobić nam coś do jedzenia. Zajrzałam do lodówki. Jej wyposażenie nie było jakieś nadzwyczajne. Znalazłam kilka jajek i postanowiłam zrobić jajecznicę. Po dłuższej chwili zapach smażonych na maśle jajek z dodatkiem szynki, rozniósł się po całym pomieszczeniu. Palce lizać. Nałożyłam przygotowaną potrawę na dwa małe talerze i położyłam na stole. Akurat do kuchni wszedł czerwonowłosy.
-No, zdążyłeś w samą porę. Jedz póki gorące. - powiedziałam siadając przy stole.
-W końcu zjem coś "nie śmieciowego" – zaśmiał się Kastiel i dołączył do mnie, siadając obok.
-Chyba powinnam częściej tu wpadać i przy okazji coś ci tutaj pichcić.
-Proszę bardzo, nie obrażę się jak nawet u mnie zamieszkasz.
-A jakbym serio zamieszkała?
-Musiałabyś płacić czynsz.- powiedział zabierając mi trochę jajecznicy z mojego talerza.
-To znaczy?
-Hehe. - szyderczy uśmiech zagościł na jego twarzy.
-Kas! Pacanie. - zaczerwieniłam się i schowałam twarz we włosach.
-Coś za coś moja droga.
-Pf. - pokręciłam tylko głową. Reszta posiłku minęła w ciszy, przerywanej jedynie przez nasze mlaskanie. Kastiel odniósł brudne talerze do i tak już pełnego zlewu.
-Mógłbyś czasem ruszyć tyłek i umyć coś po sobie.
-Jak ze mną zamieszkasz, to będzie twoja działka.
-No, jeszcze czego. Nie będę twoją służącą.
-Zobaczymy. - powiedział z rozbawieniem, wyciągając z szuflady paczkę papierosów. Rozsiadł się wygodnie na kanapie, po czym zapalił. Ja w tym czasie podeszłam do legowiska, na którym wylegiwał się Demon. Zaczęłam go głaskać, a ten w podzięce lizał moje dłonie. Tak bardzo chciałam mieć swojego psa, jednak rodzice nigdy się na niego nie zgodzili. Z czasem przestałam nalegać. Kas przyglądał się mi uważnie.
-Co? - zapytałam, bo wyglądał jakoś dziwnie.
-Nic, nic. - uśmiechnął się pod nosem, wypuszczając kłęby dymu z ust. Ja odwróciłam się z powrotem w stronę psiaka i teraz drapałam go po brzuchu. Niespodziewanie po całym domu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Chłopak zgasił resztkę papierosa w popielniczce i bez słowa ruszył w kierunku drzwi.

[Kastiel]

Nie miałem pojęcia, kto może być po drugiej stronie drzwi. Nie spodziewałem się dzisiaj żadnych odwiedzin. Nawet nie patrząc przez wizjer, otworzyłem drzwi. Ku mojemu zdziwieniu, ujrzałem dość niską, rudowłosą kobietę na szpilkach, z kilkoma kilogramami tapety na twarzy. Wyglądała na oko na jakieś 35 lat. Obok niej stała mała ciemnowłosa dziewczynka.
-Tak? - zapytałem opierając się o framugę drzwi.
-To ty jesteś Kasajel? - zapytała kobieta, lustrując mnie ze zniesmaczeniem od góry do dołu.
-Chyba Kastiel. - odfuknąłem.
-Wszystko jedno. - odparła przyciągając do siebie dziewczynkę stojącą obok.
-Co jest? - zapytałem oschle. Co to w ogóle za babsko,nawet nie potrafi poprawnie wymówić mojego imienia.
-Słuchaj powiem to szybko i nie będę się powtarzała. - zaczęła – twój ojciec powiedział, że na pewno nie będziesz miał nic przeciwko, by się nią trochę zaopiekować – wskazała na dziecko.
-Halo, ale kim w ogóle pani jest? - byłem w niemałym szoku. Mój ojciec? Co on ma do tego?
-Słuchaj szczeniaku, nie chce mi się z tobą gadać. Żegnam. - odwróciła się na pięcie i pognała w stronę auta. Odjechała z piskiem opon zanim zdążyłem powiedzieć chociaż słowo. Zostałem sam w drzwiach z małą dziewczynką, nawet nie wiedząc jak ma na imię. Co mam teraz zrobić z tym dzieciakiem? Szarpnąłem dziecko za rękę i zaciągnąłem do pokoju gdzie Lara nadal bawiła się z Demonem.
-Kto to jest? - zapytała robiąc wielkie oczy.
-Nie wiem...jakaś baba podrzuciła mi ją, twierdzi, że jest w to zamieszany mój ojciec.
-Co tu się wyrabia. - dziewczyna złapała się za głowę. - lepiej zadzwoń w tej chwili do swojego taty.
-Właśnie to miałem zamiar zrobić. - odszedłem kawałek dalej i wykonałem telefon do ojca. Rzygać mi się chciało, gdy tylko usłyszałem jego głos w słuchawce. Standardowo najpierw go zwyzywałem, następnie dopiero przechodząc do sedna sprawy. Wypytałem o wszystko i udzielono mi odpowiedzi na każde pytanie. W nerwach rozłączyłem się, po czym rzuciłem telefonem gdzieś za siebie i głośno przekląłem.

[Lara]

-Jak masz na imię? - zapytałam zniżając się do poziomu twarzy dziewczynki.
-Amanda. - odpowiedziała z uśmiechem. Jak na małą dziewczynkę, była śliczna. Miała ciemne oczy i ciemne włosy. Prosta grzywka dodawała jej jeszcze więcej słodkości.
-A ile masz lat?
-Pięć. - odpowiedziała wkładając lizaka do ust.
-Poczekaj tu sobie chwilkę, dobrze? Zaraz wrócę. - dziewczynka kiwnęła głową i usiadła grzecznie na sofie, zajadając się lizakiem. Poszłam zobaczyć co się dzieje u Kastiela. Weszłam do sąsiedniego pokoju i zastałam go opartego o ścianę. Jego wyraz twarzy był po prostu przerażający. Najwidoczniej targały nim różne, skrajne emocje. Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu.
-I co? - na moje pytanie podniósł na mnie wzrok.
-Moja przyrodnia siostra...to moja przyrodnia siostra.- odpowiedział osuwając się po ścianie w dół.
-Że co?! - byłam w szoku, nie wiedziałam co mam mu teraz powiedzieć.
-Kurwa, czy on nawet teraz musi niszczyć mi życie?
-A-ale...to była jego...
-Tak, to jego druga żona. Aktualnie mają sprawę rozwodową.
-Jakim prawem ta kobieta w ogóle się tu zjawiła?! Po co zostawiła tu to dziecko?! - teraz i mną zawładnęły negatywne emocje.
-Nie wiem, to wszystko jest posrane do reszty. Powiedział, że przyjedzie tu po nią za jakąś godzinę.
-Aha...- uklęknęłam obok chłopaka, próbując go jakoś podnieść na duchu. To całe zajście na pewno wyprowadziło go z równowagi, jak on musi się teraz strasznie czuć...
-Nie wracaj jeszcze do domu...- powiedział zrezygnowanym głosem.
-Spokojnie, nigdzie sie stąd nie ruszę, dopóki nie przyjedzie tu twój ojciec.- przytuliłam go. Nakłoniłam Kastiela, żebyśmy wrócili do pokoju gdzie znajduje się dziecko. Bądź co bądź ale przez tę godzinę wypadałoby jej popilnować. Chłopak, niechętnie poszedł za mną. To co zobaczyliśmy po wejściu do salonu, zatkało nas do reszty.