To był Lysander. Wokół było dużo
krwi. Natychmiast podbiegliśmy do chłopaka.
-Cholera! Dzwonię po pogotowie!
-Kastiel trzęsącymi się dłońmi wybrał numer 112. Za chwilę na
miejsce przyjechała policja i karetka. Zabrali Lysandra. Klęczałam
na ziemi i płakałam. Nie wiedziałam co się dzieje. Kastiel był w
takim szoku ,że nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa.
Podszedł tylko do mnie i mocno przytulił. Po chwili zaczepił nas
policjant.
-Witam. Czy widzieli państwo co tu się
wydarzyło?- zapytał mężczyzna.
-Usłyszeliśmy strzał więc
wybiegliśmy na zewnątrz. Wtedy zobaczyliśmy to...-nigdy nie
słyszałam ,żeby czerwonowłosy miał tak drżący głos.
-Rozumiem. Czy widzieli państwo kogoś
jeszcze na miejscu zdarzenia?
-W tym problem,że nie. Dorwałbym
sukinsyna..-chłopak zacisnął pięść.
-Spokojnie. -powiedział policjant
notując informacje.
-Mam coś! -powiedział jego
współpracownik. Mężczyzna znalazł kawałek materiału ,
najprawdopodobniej należący do sprawcy. Policja rozejrzała się
jeszcze po okolicy i pojechała obiecując ,że da nam znać o
pochodzeniu skrawka materiału.
-Kas..słabo mi..-dobrze ,że chłopak
mnie złapał , inaczej runęłabym jak długa na ziemię.
-To przez te emocje. Pojedźmy do
szpitala. -zaproponował.
-Dobrze.- za sprawą szybkiego motoru
Kastiela po chwili byliśmy na miejscu. Szpitale nawet jeśli były
zadbane zawsze mnie przerażały. Czerwonowłosy podszedł do
recepcjonistki.
-Dobry wieczór. Wie pani co się
dzieje z chłopakiem o białych włosach? Ma różnobarwność
tęczówki i właśnie został postrzelony.
-Ach..ten młodzieniec. Jest na ostrym
dyżurze. Jego stan jest w miarę stabilny. Lekarze właśnie usuwają
kulę i przetaczają krew.
-Matko...-westchnęłam tylko.
-Muszą państwo czekać. Przykro mi
ale niczego innego nie mogą państwo teraz zrobić. -po słowach
recepcjonistki trochę podłamani ruszyliśmy do poczekalni.
Siedzieli tam zmartwiony Leo i płacząca Rozalia.
-Kiedy zdąrzyliście przyjechać?
-zapytałam ocierając łzy z policzka.
-Od razu do nas zadzwonili. Pojechałem
po Rozę odebrać ją od Alexego i Armina. Czekamy już pół
godziny.
-Aha...-siadłam zrezygnowana obok
białowłosej.
-To mój młodszy brat ,jeżeli coś mu
się stanie...-Leo schował twarz w dłoniach. Kastiel nerwowo
chodził w tę i we w tę. Rozalia i ja przytulone do siebie cicho
szlochałyśmy. Minęły dobre dwie godziny. W końcu pojawił się
lekarz ,którego od razu zaatakował Kastiel.
-Co z nim?!
-Spokojnie młodzieńcze. Wszystko
poszło bardzo dobrze. Stan chłopaka nadal nie jest za dobry ale
polepsza się. Jeszcze się nie wybudził. Możecie przyjść do
niego z samego rana.
-Rozumiemy. Dziękujemy za informacje.
Jestem panu wdzięczny za uratowanie brata. - powiedział Leo
ściskając dłoń lekarza.
-To moja praca. -uśmiechnął się
mężczyzna i poszedł dalej.
-Chodź Rozuś, idziemy do domu.
-chłopak wziął białowłosą za rękę. -Do zobaczenia. -rzucił
jeszcze i wyszli ze szpitala.
-My też lepiej się zbierajmy.
-powiedział Kas.
-Okej.- ruszyliśmy w stronę
szpitalnego parkingu. Po niedługiej drodze byliśmy pod moim domem.
Było już późno. Zegarek wskazywał kilka minut po pierwszej w
nocy.
-Zostań ze mną..proszę..-wtuliłam
się mocno w Kastiela.
-Zostanę.-mocno mnie przytulił i
westchnął. Wkrótce oboje zmęczeni trudami dnia szybko zapadliśmy
w głęboki sen.
************************************
Deszczowy ,ponury dzień. Siedząc na
łóżku patrzyłam na podłogę. Moje oczy wędrowały po pokoju aż
natrafiły na coś godnego uwagi. Coś czerwonego. Podniosłam się z
łóżka i podeszłam do plamy na podłodze. Dotknęłam jej. Krew?
Po chwili z kropel krwi zaczęła układać się ścieżka prowadząca
do kuchni. Przy oknie zobaczyłam Kastiela.
-Skąd tu ta krew? -spytałam
niepewnie. Chłopak odwrócił się ale nic nie odpowiedział.
Podeszłam bliżej. Położyłam mu dłoń na ramieniu.
-Kas..?- chłopak złapał mnie mocno
za nadgarstki i pocałował. Odepchnął mnie i pobiegł do mojego
pokoju. Poszłam za nim. Znów stał przy oknie. Otworzył je. Stanął
na parapecie i zaciągnął się świeżym powietrzem. Patrzyłam na
niego i nie wiedziałam czy mam coś powiedzieć czy może nie.
Odwrócił się do mnie. Z ruchu jego warg wyczytałam słowa "kocham
cię". Skoczył. Podbiegłam do okna. Zaczęłam krzyczeć i
płakać.
************************************
-Błagam! Nie!- podniosłam się do
pozycji siedzącej. Z oczu płynęły mi łzy ,kręciło mi się w
głowie. Obudziłam swoimi krzykami chłopaka.
-Co się stało? -zapytał zszokowany.
Natychmiast mnie objął ,a ja schowałam twarz w jego nagim torsie.
Zaczął nami lekko kołysać i głaskać mnie po głowie. -Eej..co
się stało maleńka?
-Miałam koszmar. -pociągnęłam
nosem.
-O czym?
-Skoczyłeś z okna.
-Nie jestem taki głupi ,żeby się
zabijać.
-Ale to zrobiłeś! Obiecaj ,że nigdy
mnie nie zostawisz. Nie w ten sposób.
-Nie zostawię.-westchnął głośno i
pocałował w czoło. Położył mnie na swojej klatce piersiowej i
mocno tulił. Od razu poczułam się lepiej. On był moim lekarstwem.
-Spróbuj zasnąć.
-Dobrze.- zamknęłam oczy i starałam
się uspokoić myśli. Po chwili znów odpłynęłam w krainę snów.
****
-Jasna cholera.-syknął Kastiel
sięgając po dzwoniący telefon. Ja również się obudziłam
słysząć donośny dźwięk dzwonka chłopaka. -Halo. -powiedział
trochę wkurzony.
-Cześć to ja Leo, byliśmy właśnie
u Lysandra, wszystko z nim w porządku. Czeka na waszą wizytę.
-To już rano? Ja pier...-chłopak
złapał się za głowę. -Dobra, dzięki za informacje.
-Nie ma sprawy. Pa.
-Pa.
-Kto to? -spytałam przecierając oczy.
-Leo dzwonił. Mówił ,że możemy już
iść do Lysa.
-Jaka ulga ,że wszystko się dobrze
skończyło.
-Racja. Wyspałaś się?
-Chyba nigdy nie spało mi się lepiej.
-To dzięki mnie. - uśmiechnął się
zalotnie.
-Tu przyznam ci rację. Musimy jechać
do Lysandra. -po tych słowach zebraliśmy się i pojechaliśmy do
szpitala. Na recepcji zapytaliśmy się ,w której sali leży
białowłosy. Po poszukiwaniach sali w końcu ją znaleźliśmy.
Cicho zapukaliśmy.
-Proszę! -odpowiedział głos zza
drzwi.
-Siema stary! Ale żeś się urządził.-
Kastiel przysunął stołek i usiadł obok łóżka chłopaka. Ja
zrobiłam to samo.
-Jak się czujesz? -spytałam
niepewnie.
-W porządku, trochę obolały ale da
się wytrzymać. -chłopak lekko się uśmiechnął.
-Kiedy wychodzisz? -zapytał Kas.
-Za kilka dni.
-Pamiętasz co się stało?
-przysunęłam się trochę bliżej łóżka.
-Wyszedłem od Kastiela. Po chwili
usłyszałem za sobą kroki i nim zdąrzyłem się odwrócić...-złapał
się jedną ręką za głowę. Był bardzo osłabiony.
-Brachu ,bo się tutaj przekręcisz.
Gdzie tu jest kibel? -czerwonowłosy wstał ze stołka.
-Mów ładniej. -skarciłam go.
-Nie.
-Jak wyjdziesz to drugie drzwi po
lewej. -powiedział Lys.
-To zaraz wracam. -buntownik wyszedł z
sali a ja zostałam sam na sam z białowłosym.
-Będziesz miał siłę wystąpić na
koncercie?-trochę się zmartwiłam.
-Oczywiście, nie mogę was zostawić w
takiej chwili. -rozmawiał ze mną o tym jakie piosenki będzie
śpiewał na koncercie. Mówił ,że pisanie piosenek wydaje się
łatwe ,a w rzeczywistości takie nie jest. Wkrótce nastała chwila
ciszy. Spojrzałam w stronę drzwi, kątem oka spostrzegłam ,że
chłopak się na mnie patrzy.
-Coś nie tak? -spytałam.
-Nie nie, w porządku.- odpowiedział
trochę zmieszany. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Jego wzrok
wręcz mnie zahipnotyzował. Jego różnobarwne oczy były magiczne.
Nawet nie wiedziałam kiedy nasze twarze zaczęły się zbliżać.
Byliśmy na prawdę blisko gdy nagle usłyszeliśmy kroki.
Natychmiast się od siebie odsunęliśmy. Do sali wszedł Kastiel.
-Mam nadzieję ,że wam się tu be ze
mnie nie nudziło. -chłopak objął mnie w pasie.
-N-nie...-zrobiłam się czerwona jak
piwonia.-K-Kastiel ja muszę iść źle się czuję...- powiedziałam
i podeszłam do drzwi.
-Ej Lara co jest? Odprowadzę cię
chociaż. -zaproponował czerwonowłosy wstając ze swojego stołka.
-N-Nie nie trzeba. Do zobaczenia.
Zdrowiej Lysander. - ulotniłam się tak szybko ,że chłopcy nawet
nie zdąrzyli już nic powiedzieć. Kawałek drogi biegłam by
znaleźć się jak najdalej od szpitala. Gdy znalazłam się w
pobliskim parku ,usiadłam na ławce. Co to było? Zaczęłam się
zastanawiać nad tym się wydarzyło. Dlaczego poczułam coś
podobnego jak wtedy gdy pierwszy raz zobaczyłam Kastiela?
Czy...Lysander...? Nie...niemożliwe. Czy on mi się podoba? A ja
jemu? On by nie zrobił nic przeciwko Kastielowi. Co się ze mną
dzieje? Przecież kocham Kastiela. Może najlepiej będzie jak o tym
zapomnę? Tak, do zdecydowanie dobry pomysł. Wstałam z ławki i
ruszyłam w stronę mojego domu. Przez całą drogę sytuacja ,która
miała miejsce w szpitalu nie dawała mi spokoju. Byłam jednak pewna
,że to Kastiela chcę mieć przy swoim boku. Jednak mała cząstka
mnie cały czas myślami powracała do białowłosego. Gdy znalazłam
się w domu nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Włożyłam
słuchawki w uszy , włączyłam muzykę na maksa i położyłam się
na łóżku. W tym stanie mogłam leżeć nawet do końca życia.
Jendnak mój błogi odpoczynek przerwał dzwoniący telefon.
-Tak?
-Lara co jest? -zapytał Kastiel
zmartwionym głosem.
-Nic po prostu daj mi na razie spokój
okej?
-Nie ,idę do ciebie.-nie zdąrzyłam
nawet powiedzieć słowa ,chłopak się rozłączył.
-Cholera. -powiedziałam do siebie i
rzuciłam poduszką o ścianę. Na prawdę chciałam być teraz sama.
Pozbierać myśli. Po jakiś 20 minutach Kastiel wręcz walił w moje
drzwi. Otworzyłam mu.
Błyskawicznie przycisnął mnie do
ściany.
-Widzę ,że coś przede mną ukrywasz.
-powiedział bardzo poważnym tonem.
-Wcale nie.
-Właśnie, że tak. Z resztą Lysander
też dziwnie się zachowywał.
-Nie ,uwierz mi. Nic się nie dzieje po
prostu nie za dobrze się czuję, chyba będę mieć okres.- złapałam
się za brzuch.
-Okej. -wziął mnie na ręce i zaniósł
do salonu. Przykrył mnie kocem i zaparzył herbatę ,po czym usiadł
koło mnie i objął ramieniem.
-Dzięki za wszystko.
-Spoko. Zaplanowałem coś na jutro o
ile będziesz się dobrze czuła.
-Co takiego? -od razu się
rozpromieniłam.
-Chyba nie myślisz ,że ci powiem.
Zobaczysz. -puścił mi oczko.
-Jasne. -uśmiechnęłam się pod
nosem. Rozmawialiśmy o przeróżnych rzeczach podczas gdy ja
popijałam herbatę. Nagle do domu weszli...moi rodzice. Oboje
byliśmy w niemałym szoku.
-Lara? Kto to jest?- zapytał
znerwicowany ojciec lustrując Kastiela wzrokiem. Buntownik wstał i
podszedł do niego. Wyciągając rękę.
-Witam pana, jestem Kastiel, chłopak
Lary. Miło mi pana poznać. -ojciec podał mu dłoń dalej bacznie
mu się przyglądając.
-Tak , mi też miło, jestem tatą
Lary. - ojciec spojrzał na mnie jakby miał mnie zabić.
-A pani musi być mamą Lary? -tym
razem podszedł do mojej mamy.
-Tak.- mama stała jak wryta w ziemię.
-Miło mi panią poznać. Już wiem po
kim Lara ma taką wspaniałą urodę. -pocałował ją w dłoń.
-Ojeju dziękuję. Bez przesady...-moja
mama zaczęła chichotać jak mała dziewczynka.
-Co wy tu robicie? Nie mieliście
jeszcze wracać.-powiedziałam trochę zła.
-Ale wróciliśmy. - tata nadal był
lekko naburmuszony. -Jutro szkoła, nie powinieneś się już zbierać
młodzieńcze?-dodał po chwili.
-Właśnie wychodziłem. -powiedział
czerwonowłosy kierując się w stronę wyjścia. Szczerze mówiąc
nie spodziewałam się takich manier u mojego chłopaka.
-Niech zostanie ,skarbie! Taki miły
chłopak! -mama zaciągnęła Kastiela z powrotem do salonu.
-A gdzie będzie spał? Chyba nie u
Lary?! - tata na prawdę był nie w sosie. Ja i chłopcy to dla niego
zupełnie nowy temat. W końcu on myśli ,że nadal mam 10 lat.
-Przecież tutaj może spać!
-powiedziała radośnie mama. -Idźcie do pokoju ja przygotuję
kolację!
-Ok..-razem z Kastielem weszliśmy do
mojego pokoju. Po wydarzeniach dzisiejszego dnia nawet nie
spotrzegłam ,że nadeszła pora kolacji.
-No to się narobiło..-stwierdził
rozwalając się na moim łóżku.
-Jestem zdziwiona. Skąd u ciebie takie
maniery hm?
-Trzeba jakoś zdobywać względy
rodziców swojej dziewczyny nie uważasz?
-No w sumie racja. Świetny z ciebie
aktor.
-W takim razie za moją grę aktorską
należy mi się chyba jakaś mała nagroda? -zbliżył się do mnie.
-Oczywiście. - ledwo zdążyłam dać
mu buziaka w policzek ,a do pokoju weszła radośnie mama i zawołała
nas na kolację. Usiedliśmy wszyscy przy stole i zaczęliśmy jeść.
Mama zaczęła zadawać pytania. Tata siedział naburmuszony.
Zapowiada się ciekawy wieczór.